Pamiętnik Miss Wiosny

Date
sty, 25, 2011

15 marca, sobota

Minął już ponad miesiąc od mojej pierwszej randki z Gabrielem Andrzejewskim, a my w dalszym ciągu jesteśmy razem. To jego nowy rekord jeżeli chodzi o długość związków, mój zresztą też. Nigdy w życiu nie byłam bardziej szczęśliwa.

Dzisiaj są moje siedemnaste urodziny. Imprezę dla ludzi ze szkoły wyprawiałam wczoraj. Ze względu na Gabriela była wyjątkowo grzeczna, ale wszyscy i tak świetnie się bawili. Dzisiaj, w dzień kiedy naprawdę przypadają, zaplanowałam w domu kameralny wieczór dla grupy swoich najbliższych przyjaciół, to znaczy Oli, Daniela i oczywiście mojego kochanego chłopaka, Gabriela.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

Wstałam wcześnie rano, żeby upiec ciasto, właściwie wymyśliłam sobie nie jedno, a dwa. Może dla czterech osób to przesada, ale wiedziałam jak Daniel uwielbia moje wypieki no i oczywiście chciałam się nimi pochwalić przed Gabe’m, a wcześniej jakoś nie było ku temu okazji. Przeciągnęłam się, próbując odegnać senność, ubrałam, umyłam i zniknęłam za drzwiami kuchni, by dać się ponieść wirowi pieczenia i gotowania. Pierwszym ciastem był jak zwykle nasz ulubiony kopiec kreta, ponieważ zwyczajnie nie wyobrażałam sobie nie zrobić go na urodziny. Jako drugie wybrałam sernik, taki zwykły najzwyklejszy, na cienkim, kruchym spodzie. Kiedy wstawiłam ciasta do piekarnika, zadzwonił telefon. Odebrałam, widząc na wyświetlaczu numer mamy.

– Kochanie, nie dam rady wrócić dzisiaj – powiedziała to, co spodziewałam się usłyszeć.

– Dobrze – odparłam, starając się żeby mój głos nie był zawiedziony. – Więc kiedy wrócisz?

– Powinnam być w poniedziałek, pójdziemy wtedy na wspólny obiad „Pod Anioły”, co ty na to? – zapytała.

Uśmiechnęłam się z przekąsem, ciesząc się, że tego nie widzi. Wolałabym, żeby choć jeden dzień spędziła cały w domu. Mimo wszystko byłam zadowolona, że w przeciwieństwie do niektórych rodziców, przynajmniej pamięta o moich urodzinach.

– Fajnie by było, mamo – starałam się mówić pogodnym głosem.

– W takim razie jesteśmy umówione, wszystkiego najlepszego Kochanie – powiedziała pogodnie. – W moim sekretarzyku na górnej półce leży koperta, to prezent urodzinowy dla ciebie, a teraz wybacz, ale muszę lecieć, czeka mnie jeszcze dużo pracy.

– Dziękuję mamo, do zobaczenia w poniedziałek – odłożyłam słuchawkę, a potem opadłam na krzesło z cichym westchnięciem. Przecież niczego innego nie mogłam się spodziewać. Miałam cudowną mamę, szkoda tylko, że nigdy jej przy mnie nie było.

Wstałam z krzesła i poszłam do jej pokoju. Otworzyłam stary, dębowy sekretarzyk i wyjęłam przeznaczoną dla mnie, białą kopertę. Były w niej urodzinowa kartka i pieniądze. Mama złożyła mi życzenia i dopisała na dole „kup sobie coś ładnego”. Właściwie nie byłam pewna dlaczego jestem taka zawiedziona. Zawsze, kiedy kończyłam kolejny rok życia, przychodziła do mnie ta cała ponura melancholia i myśli o tym, co mogłoby być lepiej.

Usłyszałam dzwonek do drzwi. Była dopiero dziewiąta. Kto do licha mógł czegoś chcieć o takiej porze? Pobiegłam otworzyć. W progu stał Daniel. Miał nieodgadniony wyraz twarzy. Normalnie wszedłby po prostu zamiast używać dzwonka, ale jeszcze nie zdążyłam otworzyć drzwi z klucza. Mieszkamy w naprawdę spokojnej dzielnicy, więc zawsze zamykam je tylko na noc.

– Co się stało, że tak wcześnie wstałeś? – spytałam zaskoczona.

– Nic – mruknął wślizgując się do środka. – Nie mogłem spać.

– Zrobić ci jakieś śniadanie? – zaproponowałam.

Na jego twarzy natychmiast zagościł weselszy uśmiech. Entuzjastycznie skinął głową i poszliśmy razem do kuchni.

– O, robisz ciasto – ucieszył się na widok włączonego piekarnika. – Dostanę kawałek?

– Dostaniesz – odpowiedziałam, jak zwykle rozbawiona jego zachwytem. – Po południu.

– Sadystka! – stwierdził siadając na krześle.

Zaczęłam robić kanapki. Podszedł, kiedy stałam przy desce do krojenia chleba, odwrócona do niego tyłem. Poczułam jak zakłada mi coś na ramiona. Odwróciłam się zaskoczona w jego stronę. To była bluza, z „Nightmare before Christmas”, czarna z białym nadrukiem Jacka stojącego na wzgórzu razem z Duchem. To była ta bluza, którą zawsze od niego kradłam, jak tylko miałam okazję, a teraz sam postanowił mi ją dać!

– Wszystkiego najlepszego – mruknął rozbawiony.

Właściwie nie spodziewałam się od Daniela żadnego prezentu, wiedziałam, że go po prostu nie stać, ale on jak zwykle postanowił mnie zaskoczyć. To było coś, co naprawdę chciałabym dostać! Włożyłam ręce do odrobinę za długich rękawów i oplotłam ramionami jego szyję, niemal go przewracając z dzikiej radości.

– Kocham cię! – wyrwało mi się nieproszone, ale nie był to pierwszy raz kiedy mu to oznajmiłam. Od zawsze był dla mnie jak brat i ani trochę go nie dziwiło, że wyznaję mu miłość.

Przytulił mnie na chwilę, a potem odsunął od siebie stanowczo.

– Zapomniałaś o moim śniadaniu? – spytał pełnym wyrzutu głosem.

Roześmiałam się wesoło i wróciłam do smarowania masłem chleba.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

Było za kwadrans czwarta, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. Ola przyszła jako pierwsza. Kiedy otwierałam drzwi, zamiast rumianej twarzy przyjaciółki przywitał mnie duży, biały, pluszowy królik. Wpuściłam ją do środka i pozwoliłam, żeby entuzjastycznie złożyła mi życzenia. Z jej ust jak zwykle wydobywał się nieprzerwany potok słów. Nigdy nie mogłam zrozumieć, dlaczego tylko przy mnie z cichej, nieśmiałej myszki stawała się wesołą, inteligentną, błyskotliwą i dowcipną osobą. Co tak bardzo przerażało ją w innych ludziach i zewnętrznym świecie? Kiedy podała mi maskotkę odsłaniając twarz stanęłam zaskoczona, szeroko otwierając oczy. Zaniemówiłam. Moja przyjaciółka wyglądała jak strach na wróble, jeżeli chciała się upodobnić do postaci z filmów Tima Burtona, groteskowych, z podkrążonymi oczami to osiągnęła przy pomocy nieudolnie zrobionego makijażu idealny efekt.

– Oluś – zwróciłam się do niej delikatnie – czy to zamierzony efekt? To znaczy mam na myśli twoje włosy i makijaż…

Dziewczyna zaczerwieniła się potwornie, a ja zdziwiłam się, że jej rumieniec w ogóle widać spod grubej warstwy pomarańczowego pudru. Nigdy do tej pory nie zauważyłam, żeby Ola się w ogóle malowała.

– Wyglądam okropnie, prawda? – jęknęła, a w jej oczach pojawiły się łzy.

– Tak, trochę groteskowo – przyznałam, nie chcąc okłamywać przyjaciółki. Jęknęłam w duchu, bo po mojej odpowiedzi zaczęła otwarcie płakać. – Chodź, naprawimy to zanim przyjdą chłopacy – oznajmiłam pogodnie, ciągnąc ją za sobą na górę.

– Naprawdę możesz coś z tym zrobić? – zapytała z nadzieją, kiedy posadziłam ją na krześle w swoim pokoju.

– Jasne, że mogę – spojrzałam na nią lekko urażona, że wątpi w moje zdolności – a ty w tym czasie opowiedz mi proszę, dlaczego w ogóle postanowiłaś się dzisiaj umalować… przecież to kameralna impreza… W piątek nawet o tym nie pomyślałaś…

Przygotowałam mleczko do demakijażu i płatki kosmetyczne. Znalazłam też tonik i czysty ręcznik dla Oli. Bardzo zdziwiła mnie jej postawa, bo sama nie wyglądałam specjalnie elegancko. Zrobiłam jedynie delikatny makijaż, a wysoko spięte włosy, co chwilę niesfornie wysuwały się spod spinki. Sprane niebieskie jeansy i błękitna koszulka na ramiączkach także nie prezentowały się zbyt odświętnie, ale Gabriel taką właśnie mnie lubił, a Danielem nigdy nie przyszłoby mi do głowy się przejmować. Więc co mogło spowodować zachowanie Oli?

– Tak, ale w piątek nie było Daniela – szepnęła cicho, odwracając ode mnie wzrok.

Daniela? Pewnie, że go nie było, nienawidził tego typu imprez, a ja na pewno nie zamierzałam go zmuszać… ale czemu do diabła… Nagle mnie olśniło. Wiedziałam, że Oli podoba się Daniel, tak jak i setce innych dziewczyn, ale nigdy nie podejrzewałam, że moja przyjaciółka się w nim potajemnie podkochuje!

– Nie sądzę, żeby mu zaimponował twój makijaż – mruknęłam niechętnie.

Znałam Daniela Brzozowskiego na tyle dobrze, żeby wiedzieć, jak marne są szanse na to, że zainteresuje się taką dziewczyną jak Ola. Nie chciałam jednak pogrzebać marzeń przyjaciółki jednym, okrutnie brzmiącym zdaniem. Może gdyby tak…

Zabrałam się za zmywanie dzieła szalonego artysty z twarzy siedzącej w mojej pokoju dziewczyny, słuchając z coraz większą konsternacją, jak cudowny i wspaniały jest Daniel. Wywód zakończył się tym, czego obawiałam się najbardziej, nieśmiałą prośbą o to, czy pomogę jej go zdobyć. Nie miałam pojęcia w jaki sposób mogę jej odmówić, nie raniąc przy tym wrażliwych uczuć przyjaciółki.

Ledwo skończyłam doprowadzać Olę do porządku, kiedy ponownie rozległ się dzwonek do drzwi. Podałam jej ręcznik i kazałam opłukać w łazience twarz. Rzuciłam ostatnie spojrzenie na jej szary, przedpotopowy sweterek, a potem decyzją chwili wyciągnęłam z szafy jedną ze swoich najładniejszych tunik, wręczyłam ją przyjaciółce i zniknęłam na prowadzących z piętra na parter schodach.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

Nieciekawym zbiegiem okoliczności, Gabriel i Daniel przyszli w tym samym momencie. Kiedy wpuściłam ich do środka obrzucali się gniewnymi, niechętnymi spojrzeniami. Niebieskie oczy rozpromieniły się jako pierwsze. Gabe uśmiechnął się do mnie, podając mi bukiet japońskich róż. Wzięłam od niego kwiaty, oplotłam ramionami jego szyję i leciutko pocałowałam w usta. Potem podał mi jeszcze papierową, prezentową torbę i ciasno zwinięty plakat.

– Ta paczka to od mojej mamy – mruknął lekko zawstydzony – nie mogła się powstrzymać, a ja nie potrafiłem jej tego wybić z głowy. Wszystkiego najlepszego.

Uśmiechnęłam się do niego ciepło. Naprawdę zdążyłam polubić mamę Gabriela. Głupio się przyznać, ale momentami żałowałam, że moja własna nie jest właśnie taka.

– Dziękuję – powiedziałam po prostu, ze zdobiącym twarz wesołym uśmiechem, było to najprostsze i najszczersze co mogłam odpowiedzieć.

Kiedy rozpakowywałam prezent, obydwaj młodzieńcy zdjęli kurtki, wieszając je w przedpokoju. Od mamy Gabe’a dostałam ładnie pachnący zestaw kosmetyków, a od niego samego duży plakat z czarnobiałą wieżą Eiffla. Po raz kolejny zastanowiło mnie, skąd on do licha tak dobrze mnie zna. Tak bardzo kochałam Paryż! Ten chłopak był chodzącą kopalnią wiedzy na temat Wiktorii Aleksandrowicz. Z lekkim niepokojem pomyślałam, czy przypadkiem nie wie o mnie więcej niż wiedzieli Ola i Daniel.

Kiedy przytuliłam się do Gabriela, mówiąc mu jak cudowną niespodziankę mi zrobił, napotkałam drwiące spojrzenie piwnych oczu. Na twarzy przyjaciela dostrzegłam tak dobrze mi znany arogancki, leniwy uśmiech. Zadrżałam. Daniel coś knuł, a ja nie miałam pojęcia co to takiego. Postanowiłam się nie przejmować. W końcu były moje urodziny i jak bardzo nienawidziłby mojego chłopaka, wiedziałam, że Daniel nie zamierza mi ich popsuć. Wzięłam Gabriela za rękę, drugą dłonią złapałam za koszulkę stojącego w korytarzu przyjaciela i obydwu pociągnęłam za sobą do salonu.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

Salon, a także tak zwany pokój telewizyjny, był w moim domu prosty i elegancki. Stare, dębowe meble, miękki dywan, wygodna kremowa kanapa, zabytkowe pianino i stojący pod oknem, okazały kwietnik idealnie odzwierciedlały osobowość mojej mamy. Stałam teraz w nim i z uśmiechem na twarzy obserwowałam jak chłopaki zajadają się moim ciastem. Na początek w planach mieliśmy obejrzeć film, wybraliśmy „Sok z Żuka”. Daniel jak zwykle nie miał nic przeciwko, ja z Olą mogłyśmy go oglądać nawet milion razy, a Gabe go jeszcze wcale nie widział, tak więc wybór wydawał się idealny na rozpoczęcie wieczoru. Kiedy wreszcie moja przyjaciółka zdecydowała się zejść na dół, włączyliśmy dvd. Z dumą zauważyłam, że w mojej obcisłej tunice, Ola prezentowała się wcale nie najgorzej. Może jednak miała u niego jakieś szanse…

Usiadłam wygodnie na kanapie. Daniel rozwalił się obok mnie, bez skrępowania kładąc głowę na moich kolanach. Najpierw napotkałam zazdrosne spojrzenie przyjaciółki, a potem zobaczyłam cień smutku i bólu, w głębokich, niebieskich oczach Gabriela. Poczułam się bardzo nieswojo, zwłaszcza, że zachowanie Daniela, nie było niczym niezwykłym. Dla nas było po prostu normalne. Nie wiedząc co robić, postanowiłam po prostu zignorować oznaki ich niezadowolenia. Ola siedziała już na jednym, z idealnie pasujących do kanapy foteli, a Gabe, po chwili namysłu i wyraźnej walki z samym sobą, żeby nic nie powiedzieć, usiadł na dywanie, opierając się plecami o moje nogi. Tak było dobrze, tylko dlaczego poczułam się jeszcze dziwniej? Nigdy nie znalazłam się w sytuacji, w której Daniel miałby się spotkać z którymkolwiek z moich chłopaków, bo i niby po co? Gabriel był jednak nie tylko moją parą, ale także i przyjacielem, tym razem więc wszystko wyglądało zupełnie inaczej.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

Po filmie rozmawialiśmy o błahych sprawach, a ja skupiałam się głównie na tym, żeby łagodzić napięcie, które z każdą chwilą rosło coraz bardziej między Gabe’m, a Danielem. Pomyślałam, że to jednak był zły pomysł, zapraszać ich do siebie jednocześnie, ale w końcu były moje urodziny, a dopiero teraz miałam wokół siebie ludzi, z którymi chciałam je spędzić.

Rozmowa z problemów szkolnych i śmiesznych sytuacji, płynnie przeszła w opowiadanie o wiosennym balu. Moje liceum pod jednym względem było nadzwyczajne. Zarówno uczniowie jak i nauczyciele wkładali naprawdę dużo trudu w to, żeby zapewnić nam jak najwięcej imprez kulturalnych. Dzięki temu szkoła tętniła życiem, zupełnie jak w amerykańskich filmach. Tak więc co jakiś czas mieliśmy bale, dyskoteki, zawody sportowe, konkursy i inne tego typu atrakcje.

Zsunęłam się na podłogę, oplatając ramionami szyję Gabriela, który w dalszym ciągu nie usiadł na kanapie, mimo, że Daniel zajadał teraz ciasto, siedząc zupełnie normalnie. Jego oczy natychmiast się rozjaśniły. Oplótł mnie ramieniem przyciągając do siebie.

– Vicky na pewno zostanie królową balu – stwierdziła Ola pełnym entuzjazmu głosem.

– Aha, będę tam, żeby tego przypilnować – roześmiał się Gabriel.

– A ty Daniel, z kim idziesz? – odważyła się zapytać moja przyjaciółka.

Spojrzał na nią obojętnie.

– Nie idę wcale – oznajmił spokojnie, nie przerywając jedzenia. – Nie lubię takich imprez.

– Oh! – zmartwiła się Ola. – Ja pewnie też nie pójdę. Nie mam z kim – odpowiedziała na moje pytające spojrzenie, a mnie natychmiast zrobiło się żal przyjaciółki. Coś musiałam wymyślić.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

Reszta wieczoru upłynęła nam naprawdę przyjemnie i wesoło. Zamówiliśmy pizzę, graliśmy w śmieszne, wymagające refleksu gry, a chłopaki zawarli między sobą niepisany rozejm i przestali sobie skakać do gardeł. Po północy Gabriel pojechał odwieść Olę do domu. Dziewczyna miała konserwatywnych rodziców, którzy nie pozwalali jej zostawać u mnie na noc. Właściwie to ogólnie niewiele jej wolno było robić.

– On też by mógł już dzisiaj nie wracać – mruknął mściwie Daniel, wyciągając się wygodnie na kremowej kanapie.

Spojrzałam na niego ostro, ale on tylko uśmiechnął się do mnie leniwie. Usiadłam obok niego.

– Chciałam cię prosić o przysługę – powiedziałam obserwując uważnie chłopaka.

W jego oczach natychmiast pojawił się błysk zainteresowania.

– Jeszcze nie odpłaciłaś mi się za Blond Barbie – stwierdził wzruszając ramionami. – Niewiele brakuje, a będziesz spłacała swoje długo do końca życia…  – był wyraźnie rozbawiony.

– Trudno – oznajmiłam spokojnie. – Jeżeli trzeba, to będę.

– Więc o co chodzi? – spojrzał na mnie podejrzliwie.

– Chciałam, żebyś zaprosił Olę na ten cholerny bal – poprosiłam cicho.

– Olę? – spytał kompletnie zaskoczony. Roześmiał się, a potem zupełnie spoważniał. – Co ona ci takiego zrobiła? Myślałem, że się przyjaźnicie…

Zamrugałam, a potem spojrzałam na niego skonsternowana.

– Nie w tym sensie głupku! – westchnęłam. Sama sobie byłam winna, że do tej pory prosiłam Daniela o umawianie się z dziewczynami, tylko i wyłącznie w celu wyłączenia ich z „gry”. – Chcę, żebyś ją zabrał, ponieważ nie ma z kim iść. Po przyjacielsku oczywiście, nie dając jej żadnych złudzeń – powiedziałam odrobinę ostrzej niż zamierzałam.

– To będzie ciekawe doświadczenie – roześmiał się Daniel. – Twój dług rośnie i rośnie – zamruczał zadowolony. – Biedna, mała Vicky…

Wciągnęłam nogi na kanapę i kopnęłam go z całej siły.

– Au! – zawył – za co to?

– Tak dla porządku – oznajmiłam z szerokim uśmiechem.

Dopadł mnie nim zdążyłam wstać z kanapy. Zaczął złośliwie łaskotać. Nie mogłam złapać tchu. Zwinęłam się w kłębek, on jednak nie dawał za wygraną. Próbowałam się jakoś bronić. W końcu spadliśmy na miękki dywan. Rzucaliśmy się po podłodze, obydwoje nie mogąc się przestać śmiać. Chwycił mnie tak, żebym nie mogła mu uciec i ponownie zaczął łaskotać. Kiedy przestał na chwilę, podniosłam głowę i zamarłam. W drzwiach salonu stał Gabriel. Obrzucił nas ponurym spojrzeniem, a potem wyszedł z pokoju. Daniel też go zauważył.

– Pójdę już – mruknął niechętnie – ale lepiej dla ciebie, żebyś zostawiła mi trochę ciasta.

Skinęłam głową. Odprowadziłam przyjaciela do drzwi, przytuliłam się do niego na krótką chwilę, a potem wróciłam szukać mojego Gabriela.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

W kuchni było zgaszone światło, jednak wpadająca przez okno poświata latarni sprawiała, że było tam wystarczająco jasno. Gabriel siedział na krześle pod ścianą i przyglądał się śpiącemu, amarantowemu kanarkowi, który miał swój pałac na szerokim parapecie wykonanym z żaroodpornego blatu. Ptaszek był młody i jeszcze nie zdążył przybrać zwyczajowej, żółtej szaty. Podeszłam do chłopaka po cichu, nie zapalając światła. Spojrzał na mnie, a ja mimo panującego w pomieszczeniu półmroku, dostrzegłam w jego błękitnych oczach żal, który skrzętnie próbował ukryć. Usiadłam mu na kolanach, a on nie zaprotestował. Objął mnie ramionami przygarniając do siebie. Oparłam czoło na jego czole, delikatnie wplotłam palce w jego jasne włosy. Coś ściskało mnie w gardle, ale nie chciałam się pierwsza odzywać. W końcu to on zaczął, a tym co powiedział, jak zwykle mnie zaskoczył.

– Przepraszam cię Vick – westchnął. – Zrobiłem się piekielnie zazdrosny. Wiem, że czasami zachowuję się jak głupi dzieciak.

– Gabe… – powiedziałam tylko i nie potrafiłam wykrztusić ani słowa więcej, spodziewałam się pretensji, awantury i w ogóle wszystkiego, ale na pewno nie przeprosin.

Pocałowałam go delikatnie w usta. Przytulił mnie mocniej, sprawił, że pocałunek stał się żarliwy, był jak potrzebne do oddychania powietrze, jak niezbędna do życia woda. Zatopiłam się w nim, pragnąc tylko by być jeszcze bliżej Gabriela.

16 marca, niedziela

Rano obudziły mnie wpadające do mojego pokoju przez nieskazitelnie czystą szybę promienie słońca. Z zachwytem zdałam sobie sprawę, że leżę w ramionach Gabe’a, przez całą noc nie wypuścił mnie z objęć. Uwielbiałam, kiedy tak mnie do siebie przytulał. Delikatnie pocałowałam jego skroń, a potem po cichutku wyśliznęłam się z łóżka.

Postanowiłam przygotować wystawne śniadanie. Co prawda nie będzie dorównywało gofrom, które on robił, ale… uśmiechnęłam się do siebie przywołując przyjemne wspomnienia. Kiedy Gabriel się obudził i zszedł na dół, wszystko było już gotowe. Czułam się cudownie, widząc niekłamaną, czystą radość w jego niebieskich, bystrych oczach. Wyszedł ode mnie dopiero pod wieczór, a ja, pomimo tej zimnej wojny pomiędzy moim przyjacielem, a chłopakiem, swoje urodziny mogłam zaliczyć do naprawdę udanych.

17  marca, poniedziałek

Wszystko na dworze krzyczało: nadchodzi wiosna! Przebiśniegi powoli zaczynały rozkwitać, gdzieniegdzie pojawiły się już różnobarwne krokusy, ptaki zlatywały się by prześpiewać w moim ogrodzie całe lato. Nie mogłam doczekać się chwili, w której pozbędę się kurtki. Już tak niedługo będzie ciepło! Moja dusza radośnie śpiewała. Do tego w szkole organizowane były wybory Miss Wiosny, a ja oczywiście planowałam brać w nich udział.

Jak zazwyczaj i tego ranka spotkałam się na górze naszej ulicy z Danielem i razem poszliśmy do szkoły. Przed wejściem dołączyła do nas Ola. Miałam ochotę ją kopnąć, kiedy znów zobaczyłam te cielęce oczy, które zawsze robiła na widok mojego przyjaciela. Daniel uśmiechnął się czarująco.

– Oleńko, tak sobie pomyślałem – zaczął tym swoim aksamitnym uwodzicielskim głosem – że jednak chciałbym iść na ten cały wiosenny bal. Może poszłabyś tam ze mną? Koniec końców, nie możemy przegapić momentu, w którym Vickuś dostaje koronę królowej, a potem zaplątuje się w tren własnej sukni i spada ze sceny.

– Dzięki za wiarę we mnie – mruknęłam obrzucając Daniela ponurym spojrzeniem.

Ola wyglądała na wniebowziętą. Skinęła głową, a ja byłam przekonana, że nie jest pewna swojego własnego głosu. Chłopak uśmiechnął się do niej ostatnim leniwym uśmiechem, a potem zniknął w zatłoczonym korytarzu szkoły.

– Czy on tak poważnie? – szepnęła pełnym przejęcia głosem Ola.

W jej oczach widziałam niekłamany zachwyt i nadzieję. Teraz wcale nie byłam taka pewna czy dobrze zrobiłam prosząc go o to. Skinęłam głową.

– Daniel jest wredny, nie liczy się z innymi i ma cięty język, ale jeżeli coś ci powie, to zawsze szczerze – stwierdziłam zgodnie z prawdą.

– Nazwał mnie Oleńką – zaśpiewała rozpływając się w dziecięcym zachwycie.

– Oluś – przerwałam jej twardo – tylko nic tam sobie w głowie nie ubzduraj. To nawet nie jest randka, tylko przyjacielskie wyjście, rozumiesz? Nie oznacza to z miejsca białego domku, labradora i dwójki dzieci.

Jęknęłam w duchu, kiedy spojrzałam na rozpogodzoną twarz przyjaciółki. W ogóle mnie nie słuchała. Teraz byłam pewna, że angażowanie w to Daniela było wyjątkowo złym pomysłem.

18 marca, wtorek

W czwartek wybory Miss, a w piątek, pierwszy dzień wiosny, bal. Byłam taka szczęśliwa! Kochałam tę porę roku, kiedy wszystko budzi się do życia i wreszcie zaczyna być ciepło. Do zabawy zostały już tylko dwa dni, więc trzeba było rozplanować co kto robi. Znalazłam się w swoim żywiole. Zaprosiłam do siebie na popołudnie Olę i Daniela, a teraz chodziłam po szkole w poszukiwaniu Gabe’a. Znalazłam go na III piętrze w bibliotece, jak zwykle, rozpromienił się na mój widok i uśmiechnął tym swoim czarującym, chłopięcym uśmiechem. Pocałowałam go leciutko na powitanie, a on objął mnie ramieniem i usiedliśmy przy stoliku w rogu pomieszczenia. Biblioteka była o tej porze zupełnie pusta. Zastanawiałam się co Gabriel tu właściwie robi, bo było to ostatnie miejsce, w którym przyszłoby mi do głowy go szukać (obleciałam wcześniej całą szkołę), ale uznałam, że może po prostu przy tych swoich niemal codziennych treningach nie ma czasu się w domu pouczyć.

– Gabe, przyjdziesz do mnie dzisiaj po treningu? – zapytałam uśmiechając się uroczo.

– Chętnie wpadnę, ale nie wolisz gdzieś wyjść? Wreszcie zaczyna się robić ciepło – stwierdził jakby czytając mi w myślach.

– Wolałabym – mruknęłam kładąc mu głowę na ramieniu – ale muszę przygotować swój „występ”, a do tego potrzebuję też kilku innych osób.

– Oh! Więc o to chodzi? W takim razie ja ci się tam nie przydam – stwierdził Gabriel markotniejąc. – Pomagam już Justynie.

Gwałtownie wstałam od stolika. To było dla mnie jak kubeł zimnej wody. Równie dobrze mógłby mnie uderzyć. Spojrzałam na niego, wiedząc, że w moich zielonych wiosennych oczach lśnią teraz łzy. Nie będę płakała, nie będę, nie będę, nie będę! Tak bardzo się pomyliłam, myśląc, że mam Gabriela Andrzejewskiego na wyłączność.

– Świetnie, w takim razie może też pójdziesz z nią na bal? – syknęłam i wiedząc, że dłużej nie wytrzymam, wybiegłam z pomieszczenia.

– Vicky! – zawołał wybiegając za mną na korytarz, ale ja nie słuchałam.

Zbiegłam po schodach znikając za zakrętem korytarza na drugim piętrze. Nasza szkoła była pełnym różnych zakamarków i klatek schodowych, starym budynkiem. Jeżeli ktoś chciał się gdzieś schować, nie było z tym nigdy najmniejszego problemu.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

Przed ostatnią lekcją, cała klasa zgromadziła się pod salą. Chwyciłam za rękaw czarnej bluzy Daniela i bez słowa odciągnęłam go na klatkę schodową, poza zasięg ciekawskich oczu i uszu. Byłam wściekła i zamierzałam to uczucie do cna wykorzystać. Stanął spokojnie, patrząc na mnie pytająco. Czekał.

– Idziesz ze mną na bal – oznajmiłam twardo.

Uniósł brwi w wyrazie zaskoczenia.

– Myślałem, że wybierasz się z sir Galahadem… – zaczął.

– Też tak sądziłam – warknęłam – dopóki nie oznajmił mi, że ma mnie gdzieś i zamierza pomagać w konkursie pieprzonej Justynce. Więc idziesz czy nie?

– Zapomniałaś, że kazałaś mi zaprosić Olę… i zrobiłem to wczoraj… – powiedział cicho.

– O niczym nie zapomniałam – oznajmiłam patrząc mu w oczy. – To nie będzie pierwszy raz, kiedy olejesz jakąś dziewczynę.

Spojrzenie Daniela natychmiast stwardniało. Na jego przystojnej twarzy pojawił się leniwy, arogancki uśmiech.

– Jak sobie chcesz – mruknął. – Mnie nie zależy. Jestem dupkiem i zrobię to bez mrugnięcia, ale zastanów się jak ty się będziesz z tym czuła.

– Mam to gdzieś – warknęłam na niego. – Potrzebuję na piątek randki, a jest za późno, żeby poderwać jakiegoś przystojnego chłopaka, wszyscy będą już zajęci.

Wzruszył ramionami.

– Dam ci czas do czwartku – powiedział drwiąco – gdybyś przypadkiem zmieniła zdanie. Dopiero wtedy powiem twojej „przyjaciółce”, że nici z naszej „randki” – oznajmił mocno akcentując rzeczowniki.

– Świetnie – syknęłam obrzucając go chłodnym spojrzeniem, a potem zadzwonił dzwonek, a ja z ulgą zniknęłam za drzwiami klasy.

Wiedziałam, że zachowuję się jak ostatnia świnia, ale nie chciałam, żeby to właśnie Daniel mi o tym przypominał.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

Nie chciałam robić nic specjalnego, do tej pory wybory Miss Wiosny, to była dla mnie tylko zabawa, teraz jednak nabrałam przekonania, że muszę wymyślić coś, o czym będzie głośno przez najbliższe pół roku. Wiedziałam, że nie mogę odpuścić. Musiałam wygrać, pokazać Gabrielowi, że doskonale poradzę sobie bez niego. Pieprzona Justynka! Próbowałam sobie skojarzyć dość rzadkie imię z twarzą, ale nic nie przychodziło mi do głowy. No cóż, od czego są portale internetowe jak „facebook” czy „nasza klasa”, wystarczy, że przejrzę tam sobie rocznik Gabe’a i będę miała swoją odpowiedź.

Nikt nie był w stanie skupić się na historii, ponieważ każdy w napięciu czekał czy przywędruje do niego moja karteczka. Zaangażowałam w swoją grę znacznie więcej osób niż planowałam, a do głowy przychodziły mi ciągle kolejne. Myśli płynęły przeze mnie jak bystra rzeka. Miesiąc spokoju, a teraz znów byłam w swoim żywiole. Wystarczyło jedno, na pozór niewinne zdanie Gabriela, by zniszczyć panujący spokój i wywołać prawdziwą burzę.

„Adrian, wpadniesz dzisiaj do mnie po lekcjach? Chciałabym, żebyś mi pomógł przy wyborach Miss” – napisałam ładnym, ozdobnym charakterem pisma, po czym złożyłam karteczkę pisząc na wierzchu imię chłopaka, podałam siedzącej przede mną Ani.

Tak, Adrian może się przydać, bawił się z kolegami w bractwo rycerskie i dysponowali takimi rekwizytami jak miecze czy historyczne stroje. To natychmiast przywołało mi na myśl Alicję. Zamyśloną istotę, żyjącą w swoim własnym świecie. Lubiłam ją. Będzie zadowolona, że ktoś zaprosił ją do wzięcia udziału w życiu klasy. No i oczywiście poza tym jej wujek pracował w teatrze, więc będzie mogła wypożyczyć potrzebne mi stroje. W mojej głowie cała układanka powoli wsuwała się na swoje miejsca, tworząc idealną, harmonijną całość.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

Na przerwie zgarnęłam jeszcze kilka osób z innych klas (umyślnie wybrałam co przystojniejszych chłopaków z klasy Gabe’a) i po lekcjach wszyscy zebrali się u mnie. Stanęłam oniemiała w drzwiach własnego salonu. Na kanapie, na fotelach, na krzesłach, na dywanie, wszędzie widziałam znajome twarze ze szkoły. Przeklęłam się w duchu za to, że chyba trochę przegięłam, ale cóż, jak już rozmach, to na dużą skalę.

Dyskusja o tym, co można by zrobić, rozdzielanie ról i zadań, przerywane co jakiś czas telefonami od zamartwiających się rodziców, potrwały niemal do godziny dziewiątej. Wtedy wszystko było już rozplanowane i ustalone. Czwartek zapowiadał się ciekawie. Z pewnością nie będzie zwykłym, rutynowym, szkolnym dniem.

Odetchnęłam z ulgą, kiedy wszyscy nareszcie wyszli. Przed drzwiami zawahał się tylko Damian, kolega z klasy Gabriela, który jeździł konno w sportowym klubie „Orzeł”. Wyglądał na niepewnego i odrobinę przestraszonego.

– Vicky, ja nie dam rady tego załatwić – powiedział cicho, przepraszającym głosem. – To jest nierealne.

Miałam ochotę na niego warknąć, wiedziałam jednak, że to nic nie pomoże. Chciał mi zepsuć niemal najważniejszą część planu! Otworzyłam szeroko oczy, robiąc najbardziej zawiedzioną minę na jaką potrafiłam się zdobyć.

– Naprawdę nie dasz rady? – zapytałam cichutko, przysuwając się do niego bliżej.

Chłopak z trudem przełknął ślinę. Jego ręce lekko drżały. Dużym wysiłkiem woli powstrzymałam się, żeby się do siebie nie uśmiechnąć.

– Spróbuję… – odpowiedział wpatrując się we mnie jak w tęczę.

Moje zielone oczy zaświeciły się nadzieją. Spojrzałam na niego naśladując uwielbienie, jakie widziałam w oczach Oli, kiedy patrzyła na Daniela.

– Naprawdę? Mógłbyś? – zarzuciłam mu ręce na szyję, udając spontaniczny gest. Pocałowałam go w policzek, a potem odsunęłam się jakbym była tym okazaniem sympatii mocno zawstydzona.

Twarz Damiana przestała być niepewna czy przestraszona. W jego oczach widziałam determinację.

– Będziesz miała tego konia chociażbym miał sam na nim przyjechać – oznajmił stanowczo.

Uśmiechnęłam się do niego promiennym uśmiechem. Odprowadziłam go do drzwi i pomachałam na pożegnanie. Kiedy wreszcie zostałam sama odetchnęłam z ulgą opierając się o ścianę korytarza. Przede mną było jeszcze dużo pracy, niestety nie wszystko mogłam zrzucić na innych. Kiedy się odwróciłam napotkałam znudzoną twarz Daniela.

– Naprawdę Vick, warto? – zapytał swoim ulubionym drwiącym tonem. Zaskoczyło mnie, że w jego patrzących na mnie, piwnych oczach widzę malującą się złość.

– Nawet nie wiesz jak bardzo warto – odpowiedziałam spokojnie, mijając go w korytarzu, żeby wreszcie coś zjeść, w jasnej, praktycznie urządzonej kuchni.

Na pewno nie zamierzałam w tej chwili przejmować się ani Danielem, ani jego głupimi humorami. Miałam ważniejsze sprawy na głowie.

19 marca, środa

Przez cały dzień odbierałam telefony i czytałam smsy. Oczywiście wszystkie, tylko nie te, które przychodziły od Gabriela. Jego połączenia odrzucałam, a wiadomości natychmiast kasowałam, nawet bez czytania. To co zrobił, naprawdę, do żywego mnie zabolało. Myślałam, że mnie rozumie i wie, jakie życie szkolne i wybory Miss są dla mnie ważne. Na szczęście chłopak miał tego dnia zawody i nie było go dzisiaj w szkole. Dopóki nie wygram tego cholernego konkursu, nie miałam ochoty z nim w ogóle rozmawiać. Unikałam też Oli, której obiecałam pomóc w wyborze sukienki na wiosenny bal. Było mi żal przyjaciółki, ale nie zamierzałam rezygnować z tego powodu z towarzystwa Daniela. Całą sobą chciałam, żeby Gabriela zabolało przynajmniej tak mocno, jak mnie jego wypowiedziane w bibliotece słowa.

20 marca, czwartek

Odetchnęłam z ulgą, kiedy rano wszyscy potwierdzili swoją gotowość bojową. Zapowiadał się interesujący dzień. Po dwóch pierwszych godzinach lekcyjnych wszyscy uczniowie przenieśli się do dużej sali gimnastycznej, gdzie zamontowana została prowizoryczna scena i nagłośnienie. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, aż mój wzrok natrafił na siedzącego markotnie pod ścianą Gabriela. Dobrze mu tak, niech się martwi! Sama do końca nie wiedziałam co zamierzam w związku z nim zrobić, ale chciałam go ukarać, nie odpuścić sobie.

Razem z Olą i Alicją udałyśmy się do przerobionej na prowizoryczną garderobę szatni. Świadomie zabrałam tę drugą, ponieważ w stylistyczne zdolności przyjaciółki nie wierzyłam ani odrobinę. Szkoła zorganizowała dla wszystkich biorących udział w konkursie dziewcząt takie same stroje: spódniczki cheerleaderek, (o zgrozo!) granatowe, jednoczęściowe kostiumy kąpielowe, a na koniec ku naszemu wielkiemu zdziwieniu, długie, srebrzyste suknie. Zapowiadała się niezła zabawa.

Przed wyjściem na scenę, zniknęłam jeszcze na krótką chwilę w prowadzącym do toalety korytarzu. Stanęłam w drzwiach zaskoczona. Na podłodze siedziała jakaś dziewczyna, spazmatycznie zanosząc się płaczem. Długie, brązowe włosy zasłaniały jej opuchniętą, czerwoną twarz. Przy niej klęczała druga, z mordem w oczach, ale mimo to wyraźnie spokojnie starała się pocieszyć koleżankę. Były odwrócone tyłem, więc żadna z nich mnie nie zauważyła.

– Obiecał mi, obiecał już dwa miesiące temu – jęknęła płacząca dziewczyna – a wczoraj tak nagle zrezygnował, nawet nie wytłumaczył dlaczego, po prostu powiedział, że nie może i tyle. Co ja mam teraz zrobić?

– To na pewno wina tej rudej wiedźmy, z którą się ostatnio prowadza – niemal warknęła druga z dziewczyn. – Nie dość, że ma za sobą pół szkoły to jeszcze jego chce mieć tylko dla siebie. Już ja sobie z nim porozmawiam – mruknęła pod nosem.

Brunetka wstała dosyć chwiejnie. Miała wyraźne problemy z poruszaniem się. Jęknęłam w duchu, chowając się za drzwiami. Justyna była tą dziewczyną z porażeniem mózgowym, a Gabriel obiecał jej pomóc, zanim jeszcze nasze chodzenie było w ogóle w planach. Cholerny sir Galahad! W tym momencie całą sobą nienawidziłam go za to, że zawsze musi być taki idealny!

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

Zamiast do szatni wróciłam bezpośrednio na salę gimnastyczną. Przez tłum ludzi przepchnęłam się do siedzącego pod ścianą Gabriela. Zaskoczony podniósł na mnie wzrok. Zabolało mnie coś wśrodku na widok jego udręczonego wyrazu twarzy. Nie opierał się kiedy wzięłam go za rękę i wyprowadziłam na zupełnie pusty korytarz. W jego smutnych, niebieskich oczach czaiło się nieme pytanie. Wiedziałam co powinnam powiedzieć, ale zwykłe, głupie „przepraszam” nie chciało mi przejść przez usta.

– Vicky… – zaczął nieśmiało.

Byłam przekonana, że nie zniosę jeżeli to znowu on zacznie mnie przepraszać, zwłaszcza, kiedy w niczym nie zawinił. Przysunęłam się do niego bliżej opierając głowę na jego torsie. Wbrew moim najgorszym obawom nie odtrącił mnie, a jedynie odetchnął z ulgą i przyciągnął do siebie bliżej, oplatając ramionami moją talię. Wtulił policzek w moje włosy, a ja ze zdumieniem zdałam sobie sprawę, że nie obchodziło mnie już czy będą idealnie ułożone.

– Tęskniłem za tobą – szepnął, a ja myślałam, że za chwilę po prostu się rozpłynę. Dlaczego on musiał tak na mnie działać?!

– Ja za tobą też – mruknęłam cicho. – Gabe, czemu tu siedzisz? Obiecałeś pomóc koleżance…

Oczy, które przed chwilą znów były jasne i radosne, teraz na powrót posmutniały. Jego spojrzenie stwardniało.

– Ty jesteś dla mnie ważniejsza – odpowiedział stanowczo.

– Pomóż jej – poprosiłam cicho. – Mnie pomaga Daniel i kilka innych osób… – westchnęłam nieco tylko rozmijając się z prawdą.

Uśmiechnął się do mnie łagodnie. Teraz dopiero zdałam sobie sprawę, jak wiele dla mnie poświęcił.

– Dobrze, ale tylko pod warunkiem, że jednak zdecydujesz się iść ze mną na ten piekielny, wiosenny bal – oznajmił z prawdziwą ulgą.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

Konkurencje mijały szybko i w przyjaznej, wesołej atmosferze, a ja siedziałam jak na szpilkach czekając na pokaz talentów. Dopiero teraz, kiedy pogodziłam się z Gabrielem, byłam w stanie zwracać uwagę na to jak dobrze dzięki mojemu pomysłowi bawią się inni. Chodziłam między zestresowanymi nadchodzącym występem ludźmi, starając się za wszelką cenę dodać im odwagi. To nie był dobry czas, żeby ktoś zaczął panikować, ale nie dziwiłam się im, w końcu na przygotowanie tego wszystkiego mieliśmy zaledwie dwa dni.

Włożyłam na siebie wypożyczoną z teatru ciemnozieloną, sięgającą ziemi, aksamitną suknię, rozpuściłam włosy i niecierpliwie czekałam na swoją kolej. Wszystko po prostu musiało pójść idealnie! Nie było innej opcji.

Kiedy wreszcie nadeszła moja kolej z głośników zaczęła lecieć spokojna muzyka Danny’ego Elfmana. Z gracją weszłam na scenę.

– Nasz pokaz, przygotowany przez klasę IA i przyjaciół będzie trochę niecodzienny, dlatego chciałabym zaprosić wszystkich na dwór – oznajmiłam starając się ukryć podekscytowanie w głosie.

Na sali zapanowało poruszenie. Wszyscy zaczęli wychodzić i nikt nie krył swojej ciekawości. Kiedy wreszcie znaleźli się na zewnątrz, ja już byłam gotowa. Chłopacy wynieśli na dwór głośniki, a ja zniknęłam za rogiem szkoły, tam gdzie czekała reszta mojej ekipy.

W chłodnym już nie zimowym, ale jeszcze nie wiosennym powietrzu unosiła się muzyka z filmu „Brave Heart”, a my rozpoczęliśmy nasze przedstawienie. W zielonej, aksamitnej sukni, dosiadłam karego konia. Zza budynków wypadli moi rycerze, rozpoczynając na oczach publiczności wielką bitwę. Mieli ze sobą pożyczone z bractwa rycerskiego miecze i topory. Teatralne stroje nadawały scenie wyrazu rzeczywistości. Bitwa była trochę chaotyczna, ale i tak dawała niesamowity efekt. Były też uciekające i płaczące kobiety, zabrakło nam tylko dzieci, ale ich nie dało się znikąd zdobyć. Po kilku minutach trwających walk, wyjechałam na karym koniu z rozwianymi włosami, a wokół mnie wirowały w niewidzialnym tańcu słowa piosenki Tal Bachman’a „She’s so high”. Kiedy ucichły, zarówno słowa jak i zdumione szepty publiczności, wygłoszonym po francusku przemówieniem Joanny D’arc zaczęłam zagrzewać swoich ludzi do walki. Moja mała, prywatna armia wygrała bitwę, kończąc wszystko głośnym wiwatem, a ja sama wylądowałam w ramionach jej generała – Daniela, kończąc przedstawioną scenę filmowym pocałunkiem. Nauczyciele mieli spory problem z tym, żeby zagonić rozszalałą publiczność z powrotem do sali gimnastycznej, a całą moją małą armię rozpierała niewątpliwie zasłużona duma. Uwielbiam, kiedy wszystko idzie po mojej myśli.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

Kiedy wyszłam z prowizorycznej garderoby, w srebrnej, opinającej sylwetkę sukni, natknęłam się na stojącego pod ścianą Daniela.

– Nieźle wyglądasz – mruknął, uśmiechając się do mnie szyderczo.

Poczułam na karku nieprzyjemne dreszcze.

– O co chodzi? – spytałam cicho, z jakiegoś powodu będąc pewną, że mój przyjaciel nie zamierza powiedzieć mi nic miłego.

– Nie idę na bal, pogodziłaś się z sir Galahadem, więc mnie nie potrzebujesz – oznajmił.

Jęknęłam w duchu.

– A Ola? – spytałam błagalnie.

– Wcześniej cię jakoś nie obchodziła – prychnął.

– Daniel, proszę… – zaczęłam cicho.

Poruszył się z gracją. W jednej chwili znalazł się bardzo blisko mnie. Przyparł mnie do ściany.

– Jak bardzo zależy ci, żebym z nią poszedł? – zapytał szepcząc mi czule do ucha, jak kochanek.

– Zrobię co zechcesz – odpowiedziałam lekko zaniepokojona jego zachowaniem.

Uśmiechnął się leniwym, kocim uśmiechem.

– W takim razie wycofaj się z wyborów – powiedział stanowczo. – W innym wypadku nie idę.

– Co?! – zapytałam nie dowierzając w to co właśnie mi zasugerował.

– To co usłyszałaś – odpowiedział spokojnie. – Jesteś wredną egoistką. Na nikim ci nie zależy, tylko na tobie samej. Udowodnij mi, że się mylę i wycofaj się z konkursu.

– Daniel, ja… – zaczęłam niepewnie.

– To twoja decyzja Vick – wszedł mi w słowo, nie pozwalając dokończyć. – Jeżeli tego nie zrobisz, po konkursie powiem Oli, że nigdzie nie idę – oznajmił beznamiętnie, a potem odwrócił się i spokojnie, jak gdyby nigdy nic odszedł korytarzem, a ja stałam oniemiała wpatrując się w jego plecy.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

W srebrnej sukni siedziałam w pustej garderobie, z trudem powstrzymując się od łez. Cholerny Daniel, niech go piekło pochłonie! Tak bardzo go w tym momencie nienawidziłam! Zgłosiłam się do jury, że rezygnuję z konkursu i do tej pory czułam na sobie ich zdumione, nierozumiejące spojrzenia. Byłam przekonana, że wygram, ale teraz kiedy ochłonęłam, kiedy nie byłam taka wściekła na cały świat, a przede wszystkim na Gabriela, wiedziałam, że po prostu nie mogę tego zrobić Oli. Była moją najlepszą przyjaciółką, a ja już o jeden raz za dużo chciałam zachować się jak zimna suka. Tym razem po prostu musiałam odpuścić. Pozostałe dziewczyny były teraz na scenie, oceniane przez jury, a publiczność mogła oddawać swoje głosy.

W drzwiach szatni stanął Gabriel. Z miejsca zorientował się, że coś jest nie tak.

– Vicky, co się dzieje? – spytał podchodząc do mnie i otulając swoimi ramionami. – Czemu nie wyszłaś na scenę?

Wtuliłam się w niego jak mała dziewczynka. Zacisnęłam palce na jego sportowej bluzie, a on przygarnął mnie do siebie czułym gestem. Coraz trudniej było mi powstrzymać cisnące się do oczu łzy.

– Wycofałam się z konkursu – powiedziałam cicho, starając się by głos mi nie zadrżał.

Skinął głową nie wypuszczając mnie z objęć. Nie zapytał dlaczego, a ja byłam mu za to naprawdę wdzięczna.

– Może pójdziemy chociaż popatrzeć? – zaproponował po chwili ciszy.

– Dobrze – zgodziłam się niechętnie.

Wiedziałam, że muszę przynajmniej podziękować wszystkim tym, którzy mi pomagali. Sama obecność Gabriela przy moim boku, dodawała mi otuchy na tyle, żebym była w stanie to zrobić.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

W sali gimnastycznej panowało poruszenie. Sędziowie ogłaszali wyniki konkursu. Stanęliśmy pod ścianą przy drzwiach, a Gabe nie przestawał opiekuńczo obejmować mnie ramieniem. Przy moim drugim boku pojawił się Daniel. Patrzył na mnie z mieszaniną konsternacji, podziwu i dumy w piwnych oczach.

– Nie sądziłem, że zrezygnujesz – mruknął cicho, a ja spojrzałam na niego z nienawiścią.

Potem z żalem przeniosłam wzrok na finalistki. Sędziowie gratulowali dziewczętom trzech pierwszych miejsc, a ja wiedziałam, że bez trudu mogłam być jedną z nich. To, że tu stałam naprawdę bolało. Potem na sali zapanowało jeszcze większe poruszenie.

– Wiktoria Aleksandrowicz – usłyszałam wypowiedziane przez mikrofon swoje nazwisko.

Nie wiedziałam o co chodzi, ponieważ wcześniej nie słuchałam co mówią. Popatrzyłam pytająco na Gabriela i zobaczyłam radosny uśmiech na jego twarzy.

– No idź, zasłużyłaś sobie na to, wredoto – ponaglił mnie Daniel popychając w kierunku sceny.

Zdezorientowana stanęłam na środku podwyższenia. Rozległ się aplauz i wiwaty. Spojrzałam pytająco na jury konkursowe.

– Mimo, że sama zrezygnowała z nieznanej nam przyczyny, z dalszego udziału w konkursie, Wiktoria Aleksandrowicz zostaje jednogłośnie wybraną przez publiczność Miss Wiosny, bo jakby nie chciała, to przed demokracją nie da się uchronić – odezwał się przez mikrofon, rozbawionym głosem nasz nauczyciel od historii.

Dostałam naręcze czerwonych róż, białą szarfę i srebrny diadem-koronę. Rozległy się gromkie brawa. Wyglądało na to, że wszyscy są zadowoleni. Moja ekipa podskakiwała pod sceną z radości. Ponad tłumem gapiów widziałam dumne spojrzenie Gabriela i rozbawiony, irytujący uśmiech Daniela.

– Chciałbym też – kontynuował nauczyciel – przyznać specjalną nagrodę klasie IA i przyjaciołom – dodał naśladując moje wcześniejsze określenie – za – odchrząknął – oryginalne wykonanie, pomysłowość i duży wkład w zaprezentowaną scenę.

Wszyscy zgodnie zawyli, pakując się hurmem na scenę. Otoczyli mnie ściskając radośnie. Chwilę później jakimś cudem przez ten tłum przecisnął się Gabriel. Objął mnie ramieniem i sprowadził ze sceny na dół, zostawiając tam moją wniebowziętą klasę. Zniknęliśmy w pustym korytarzu. Schowaliśmy się za rogiem. Pocałował mnie. Nic więcej do szczęścia nie było mi potrzebne.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

Wieczorem leżałam na swoim własnym, przykrytym błękitną narzutą łóżku rozmyślając. Mojej mamy jeszcze nie było w domu i nie miałam się komu pochwalić osiągniętym dzisiaj sukcesem. Po szkole była u mnie Ola, a ja zrobiłam co tylko mogłam, żeby przygotować ją na jutrzejszy bal. Wiedziałam, że żeby osiągnąć wymarzony efekt, przed zabawą będę musiała zrobić znacznie więcej niż zwykła regulacja brwi, ale zamierzałam podjąć wyzwanie. Ola była brzydkim kaczątkiem, z którego miał szansę wyrosnąć całkiem zgrabny łabędź.

Wstałam z łóżka, wciągnęłam na siebie podarte niebieskie jeansy, nałożyłam wyciągniętą bluzę z kapturem i wyszłam z pokoju. Zatrzymałam się na chwilę przed wyjściowymi drzwiami, nie było sensu nakładać kurtki, bo miejsce do którego chciałam się udać znajdowało się zbyt blisko, za to nie mogłam iść przecież bez butów.

Chwilę później stałam już przed drewnianymi drzwiami, z których wiecznie obłaziła zielona farba, wejściem do domu Daniela. Boleśnie zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę chłopak jest jedyną osobą na której zawsze i wszędzie mogłam polegać. Po prostu nie wyobrażałam sobie, że mogłabym być z nim dłużej pokłócona i właśnie tę nieprzyjemną sytuację przyszłam teraz naprawić. Wreszcie zaczęłam rozumiem o co przyjaciel może mieć do mnie żal.

Bez pukania weszłam do środka. Nie lubiłam tego miejsca. Korytarz był mroczny i nieprzyjazny, w domu panował chłód, bo nikomu nie chciało się napalić w piecu. Na dole była wiecznie brudna kuchnia i niewielka, zastawiona butelkami po spirytusie i taniej wódce łazienka. Daniel nigdy nie pił, z powodu ojca nienawidził alkoholu i zawsze unikał większych imprez, na których bawili się przy alkoholu jego znajomi.

Weszłam na górę po skrzypiących, drewnianych schodach. Bez pukania otworzyłam ostatnie drzwi po prawej stronie korytarza. Pokój Daniela był jedynym miejscem, które w całym tym przerażającym domu jako tako nadawało się do życia. To znaczy oprócz sterty brudnych ubrań na podłodze było tu łóżko, biurko i zawalona książkami półka. Chłopak siedział na łóżku zwinięty pod grubą, puchową kołdrą. Kiedy weszłam, nawet nie podniósł wzroku znad czytanej właśnie książki. Zdjęłam buty i wśliznęłam się pod pierzynę, żeby usiąść obok niego. Oparłam mu głowę na ramieniu, sprawdzając co czyta. Legendy Arturiańskie, jego ulubiona książka. Uśmiechnął się blado. Objął mnie ramieniem i odłożył lekturę. Przytuliłam się do niego mocniej, wiedząc, że to mu w zupełności wystarczy za moje „przepraszam”.

– Już mnie nie nienawidzisz? – zapytał.

– Moja nienawiść do ciebie utrzymuje się średnio kwadrans – westchnęłam cicho. – Nigdy nie mogłabym cię naprawdę nienawidzić – szepnęłam po chwili zgodnie z prawdą.

Na dole usłyszeliśmy hałas i trzaśnięcie drzwiami. Daniel zerwał się z łóżka. Zaczął przeklinać. Spojrzałam na niego pytająco, odrobinę wystraszona.

– Ojciec wrócił – odpowiedział niechętnie na moje nieme pytanie.

Wzruszyłam ramionami.

– Widziałam już przecież twojego ojca.

– Nie w takim stanie w jakim przychodzi ostatnio – mruknął niechętnie. – Wolałbym, żebyś stąd poszła – powiedział cicho, a w jego głosie słyszałam wyraźną prośbę. – Przyjdę do ciebie później, dobrze?

Skinęłam tylko głową, bo nie miałam pojęcia co mogę mu odpowiedzieć. Zeszliśmy razem na dół. W korytarzu minęliśmy ojca Daniela, był rozczochrany i nieogolony, cuchnęło od niego alkoholem. Na moje odruchowe „dzień dobry” obrzucił mnie wściekłym spojrzeniem przekrwionych oczu. Chłopak otworzył drzwi i prawie wypchnął mnie na dwór. Uciekłam do domu, jednak nie wystarczająco szybko, żeby nie słyszeć okraszonego przekleństwami krzyku i dźwięku tłuczonego szkła.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

Leżałam w łóżku zwinięta w kłębek, tuląc do siebie białego królika, którego dostałam od Oli. Było już po dziesiątej, a moja mama jeszcze nie wróciła. Przyzwyczaiłam się już. Mogło być gorzej, na przykład tak jak u Daniela… Wzdrygnęłam się na samą myśl. W tym momencie byłam naprawdę zadowolona, że właściwie formalnie nie mam żadnego ojca.

Drzwi na dole cicho otworzyły się, a potem zamknęły. Chwilę później w progu mojego pokoju stał Daniel. Nie zapalając światła podszedł do łóżka i wśliznął się pod moją kołdrę. Niemal natychmiast przylgnęłam do niego całą sobą. Przytulił mnie mocno do siebie. Nie potrafiłam dłużej powstrzymać łez. Płakałam cicho przez dłuższą chwilę, kompletnie mocząc mu koszulkę, a potem, zmęczona własnym łkaniem zasnęłam wtulona w jego ramiona.

21 marca, piątek

Rano postanowiłam, że będę dobrą przyjaciółką i przyniosę Danielowi śniadanie do łóżka. Był pierwszy dzień wiosny i obudziłam się w naprawdę znakomitym humorze. Ponure wydarzenia poprzedniego dnia wyblakły i teraz prześladowały mnie tylko ich cienie. Wstałam zwinnie i popędziłam na dół przygotować kanapki. Przy Danielu przynajmniej nie musiałam przejmować się swoją flanelową piżamą i ukochanym szlafrokiem w kaczuszki. Widział je już zresztą milion razy.

Mama zdążyła już wyjść do pracy, zresztą i tak nigdy nie miała nic przeciwko obecności Daniela. Nie jeden raz już u nas nocował. Kiedy wróciłam z tacą pełną kanapek i gorącą herbatą, chłopak ciągle spał. Byłam przekonana, że potrafiłby przespać cały dzień. O niedoczekanie jego! Usiadłam przy nim na łóżku. Leżał nakryty kołdrą po same uszy. Ściągnęłam ją z niego i zaczęłam łaskotać. Zwinął się w ciaśniejszy kłębek, żeby się uwolnić od moich natarczywych rąk i przez to jęknął z bólu. Dopiero teraz przyjrzałam mu się uważniej. Jego czarna koszulka była w kilku miejscach podarta. Zauważyłam też, że gdzieniegdzie widać na niej plamy zaschniętej krwi. Chłopak otworzył oczy. Musiałam wyglądać na naprawdę przestraszoną, bo spojrzał na mnie z konsternacją.

– Vick? – zapytał cicho.

Nie wiedziałam co ze sobą zrobić, ale przede wszystkim nie wiedziałam co zrobić z nim. Patrzył na mnie zdumiony, kiedy przysunęłam się do niego i zaczęłam rozbierać z koszulki. Był chyba w zbytnim szoku, żeby mnie powstrzymać, bo po chwili siedział już bez niej. Jęknęłam ze zgrozy. Skórę na jego żebrach pokrywały nieprzyjemne, sine plamy. Obejrzałam go dokładniej. Na ramieniu i nad łopatką miał krwawe kreski, zupełnie jakby pociął się szkłem. Na szczęście ranki nie wyglądały na specjalnie głębokie, za to pod nimi na skórze widniał nieprzyjemny, śliwkowo-bordowy, rozległy siniak. W końcu oprzytomniał na tyle, żeby złapać mnie za ręce.

– Vick, odpuść – poprosił.

– Odpuść?! – wrzasnęłam na niego, a do oczu znów napłynęły mi łzy. – Jak niby mam to zrobić?!

– Nie musimy iść dzisiaj do szkoły – westchnął poddając się zanim podjął walkę. – W końcu jest „dzień wagarowicza”. Zresztą i tak są w takim miejscu, że nie będzie ich widać…

On się martwił do cholery czy nie będzie ich widać?! Czy nikt nie dowie się, że został pobity?! W tym momencie sama miałam ochotę go zepchnąć z łóżka, powstrzymałam się jednak natychmiast na sam upiorny widok sinych plam na jego ciele. Ani trochę nie dziwiłam się teraz Gabrielowi, że uderzył jego ojca, a nawet uznałam, że powinien mu przyłożyć jeszcze bardziej. Całą sobą nienawidziłam tego człowieka. Na samą myśl łzy przestały mi cisnąć się do oczu. Ogarnął mnie zimny, bezsilny gniew, co jednocześnie podarowało mi determinację i całkowitą jasność myślenia.

– Wstawaj – powiedziałam stanowczo.

Daniel wzruszył ramionami. Posłuchał, o dziwo bez protestów. Pociągnęłam go za rękę, prowadząc prosto do łazienki. Delikatnie umyłam go z zaschniętej krwi, a on po prostu tam stał i pozwolił mi robić ze sobą co chciałam. Wyciągnęłam z szafki gazę i rivanol, a potem najlżej jak potrafiłam przemyłam krwawe ślady na jego plecach. Skrzywił się nieznacznie, ale w dalszym ciągu nie protestował.

– Rozbił na mnie butelkę – mruknął nie patrząc na mnie.

Nie odpowiedziałam. Nie miałam pojęcia co powiedzieć. W milczeniu skończyłam przemywać wąskie ranki. Odstawiłam butelkę z rivanolem, a potem po prostu się do niego przytuliłam. Przez kilka minut delikatnie gładził moje włosy, a potem odsunął się ode mnie.

– Znajdę ci jakąś koszulkę – powiedziałam starając się uśmiechnąć do niego, ale mój uśmiech wyszedł raczej ponury.

Z ubraniem dla Daniela nie miałam najmniejszego problemu, ponieważ zawsze coś mu kradłam, albo sam u mnie zostawiał. Zresztą i tak nasza przychodząca dwa razy w tygodniu gosposia robiła mu pranie. Kiedy wróciłam z czystym t-shirtem, chłopak siedział u mnie na łóżku i z apetytem jadł kanapki. Jego twarz przybrała zwyczajowy znudzony wyraz, a na usta wpełzł leniwy, koci uśmiech.

– To co, chcesz zostać dzisiaj w domu? – zapytał.

– Aha – odpowiedziałam siadając obok niego i zabierając mu z talerza kanapkę. – Jak sam stwierdziłeś, mamy w końcu dzień wagarowicza – teraz, kiedy był sobą, znacznie łatwiej było mi uśmiechnąć się do niego – ale o trzeciej znikasz, bo przychodzi Ola. To znaczy nie musisz sobie iść, bylebyś siedział na dole – dodałam szybko, żeby mnie źle nie zrozumiał.

– No problem – odpowiedział tylko, wyciągając rękę po kubek z herbatą.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

Kiedy po piętnastej przyszłą Ola, Daniel nie uznał za stosowne nawet się przywitać. Rozwalił się na kanapie przed telewizorem, od niechcenia przeskakując z kanału na kanał. Uznałam, że to może nawet i lepiej. Gdyby to mnie przeszkodził, w na przykład przebieraniu się, po prostu wywaliłabym go za drzwi, nie byłam jednak pewna, jak zareagowałaby na taką rewelację Ola.

Przed nami było dużo pracy. Włosy mojej przyjaciółki były nijakie, a ubrania kupowali jej konserwatywni rodzice, więc wszystkie sprawiały wrażenie wyciągniętych z kufra po babci. Na dodatek, ze względu na Gabriela, ja sama także chciałam wyglądać rewelacyjnie. Poprzedniego dnia zrobiłyśmy potrzebne nam zakupy, teraz pozostawało tylko działać.

Przed godziną siedemnastą włosy Oli z mysich stały się kasztanowe. Zdziwiłam się jak śliczny odcień brązu udało im się przybrać. O osiemnastej były już do ramion i modnie postrzępione. Moje natomiast po długiej i monotonnej walce z prostownicą przestały się na jeden wieczór zwijać w niesforne loki i kaskadą opadały mi po ramionach, sięgając teraz aż do pasa.

Zrobiłam przyjaciółce delikatny makijaż, a potem zajęłam się sobą. Kiedy skończyłyśmy, efekt był piorunujący. Byłam przekonana, że w stojącej przed lustrem dziewczynie, absolutnie nikt nie rozpozna Oli Malinowskiej. Sięgające ramion kasztanowe włosy, delikatny makijaż, czarna koszula o asymetrycznych rękawach, półdługa spódniczka w szkocką kratę i błyszczące z zachwytu szare oczy. Tylko nieśmiały uśmiech w tej dziewczynie przypominał dawną Olę.

– Rodzice mnie zabiją – roześmiała się wesoło – ale warto zapłacić każdą cenę!

Zaraził mnie jej entuzjazm. Obróciłam się wokół własnej osi, oglądając w lustrze swoją ciemnozieloną sukienkę. Ostatnio często nosiłam ten kolor, ale chyba głównie dlatego, że Gabriel go lubił. Wyglądałam jak elfia księżniczka, ale to czy było warto powiedzą mi za chwilę, te jego cudowne, niebieskie oczy. Zdałam sobie sprawę, że zrobię wszystko, byleby jak najczęściej widzieć chłopięcy, rozjaśniający całą twarz uśmiech Gabe’a.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

Kiedy zeszłyśmy na dół Gabriel siedział razem z Danielem w salonie. Rozmawiali o czymś przyciszonymi głosami. Zaczęłam się zastanawiać czy to dobrze wróży, kiedy się nie kłócą. Obydwaj wstali, gdy tylko zauważyli naszą obecność. Mój chłopak przywitał mnie delikatnym pocałunkiem i długą, białą różą. Miał na sobie niebieskie jeansy i białą koszulę. Wyglądem przywodził na myśl jedynie księcia z bajki. Niechętnie oderwałam od niego wzrok, kiedy objął mnie ramieniem i delikatnie odwrócił w stronę Oli i Daniela. Zamurowało mnie. Mój przyjaciel miał na sobie czarną koszulę i grafitowe, nie podziurawione jeansy! Zawsze był przystojny, ale teraz! Gabriel wyszczerzył do mnie zęby w uśmiechu i już wiedziałam, że w jakiś sposób maczał w tym palce. Spojrzałam na niego z wyrzutem, że nawet nie raczył mnie uprzedzić, a on jedynie uśmiechnął się jeszcze szerzej w odpowiedzi.

Był ciepły dzień, a do szkoły nie mieliśmy daleko, dlatego postanowiliśmy przejść się piechotą. Trzymałam Gabriela za rękę i z zainteresowaniem przyglądałam się coraz bardziej skonsternowanej minie Daniela, kiedy Ola wpatrywała się w niego bezustannie sarnim, pełnym uwielbienia wzrokiem. Życie czasami potrafiło być takie cudowne!

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

Sala balowa udekorowana była przez klasę artystyczną wiosennymi motywami. Przyszło mi na myśl, że wygląda trochę jak dla dzieci z podstawówki, ale potem zobaczyłam poustawiane w rzędach pod ścianami ławki, przykryte długimi do ziemi zielonymi obrusami – idealne miejsce by schować się z piwem. Nie dość, że podciągną sobie oceny, to jeszcze dodadzą zabawie pikantnego smaczku. Naprawdę kochałam swoją zwariowaną szkołę. No tak, oczywiście tego typu zabawy nie wchodziły w grę z Gabrielem… ale jakoś ani trochę ta myśl nie zepsuła mojego doskonałego humoru.

Rozdzieliliśmy się prawie na samym początku. Daniel toczył swoją własną grę i miał ochotę pokazać wszystkim mniej lub bardziej zainteresowanym, że przyszedł na zabawę z Olą. Błagałam tylko w duchu, żeby w żaden przykry sposób nie odbiło się to później na mojej przyjaciółce. Ja natomiast potrzebowałam cichej i spokojnej rozmowy z Gabrielem.

Prześliznęliśmy się przez kiepsko pilnowane tylne wejście i niezauważeni przez żadnego z nauczycieli, wbiegliśmy w prowadzący do szkoły korytarz. Wspięliśmy się na trzecie piętro i usiedliśmy na tonących w mroku, pustych schodach. Obydwoje staraliśmy się stłumić ataki śmiechu, spowodowane naszą małą akcją. W końcu Gabe objął mnie ramieniem, a ja przytuliłam się do niego. Kiedy pomyślałam o Danielu i jego sytuacji w domu, natychmiast przestało mi być wesoło.

– O co chodzi? – spytał Gabriel, który natychmiast wyczuł moją zmianę nastroju.

Przez chwilę walczyłam sama ze sobą. Chciałam mu powiedzieć, nie wiedziałam tylko czy mogę. W końcu moja bezradność zwyciężyła, przecież i tak już co nieco wiedział… Zebrałam się w sobie, ponieważ powiedzenie mu tego wcale nie było dla mnie łatwe.

– Ojciec Daniela jest potworem – szepnęłam cicho – pobił go wczoraj, a ten kretyn martwi się tylko o to czy nikt nie zauważy… Nie wiem co zrobić – poskarżyłam się z trudem powstrzymując łzy, które napłynęły mi do oczu.

Gabriel na chwilę zesztywniał, a potem przytulił mnie do siebie mocniej. Pocałował moje włosy.

– Nic nie da się zrobić – odpowiedział spokojnie, a ja nie mogłam uwierzyć w to co właśnie usłyszałam.

On, zawsze taki wrażliwy na cudzą krzywdę, teraz chłodnym, opanowanym tonem mówi mi, że tak już zostanie. Czy to dlatego, że aż tak nienawidził Daniela? Odsunęłam się od niego gwałtownie. Jeżeli naprawdę tak myślał, to to nie był mój Gabriel.

– Kiedy ja coś muszę zrobić! – warknęłam na niego.

Spojrzał na mnie, a ja mimo panującego na schodach półmroku widziałam smutek w jego niebieskich oczach.

– Myślałem o tym – powiedział cicho. – Daniel nie chce, żeby ktoś mieszał się w jego sprawy. Można by to zgłosić na policję, ale jego ojciec wyląduje na izbie wytrzeźwień, zapłaci za nią jak za hotel, a potem wróci do domu jeszcze bardziej wściekły. Poza tym on ma siedemnaście lat, jego matka jest za granicą, jeżeli nawet aresztują jego ojca on wyląduje w pogotowiu opiekuńczym. Vick, nie zrobisz mu tego, prawda? – zapytał łagodnie, a mój świat się zawalił.

Logika tkwiąca w słowach Gabriela zabolała mnie do żywego. Znaczyło to, że życie Daniela będzie wyglądało w ten sposób przynajmniej jeszcze przez rok, a ja nie potrafiłam się z tym pogodzić. Tylko co mogłam zrobić?

– Nie, nie zrobię – odpowiedziałam cicho, łamiącym się głosem, na powrót przysuwając się do chłopaka.

Tulił mnie do siebie czule przez kilkanaście długich minut, a potem zdecydowaliśmy się zgodnie wrócić na imprezę, a ja postanowiłam przynajmniej tego wieczora, więcej nie martwić się podłą sytuacją najlepszego przyjaciela.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

Pierwsza wiosenna noc, a ja prawie całą przetańczyłam w ramionach księcia z bajki. Brakowało tylko zgładzonego smoka i czekającego na zamkowym dziedzińcu, białego rumaka. No cóż, pod moim domem stał ciemnozielony Opel Gabriela, a chłopak raz zasłonił mnie przed dużym, warczącym na nas wilczurem. Dobre i to na początek. Zadowolona, z jedynie lekką nutką niepokoju tuż pod powierzchnią myśli, zostawiłam mojego cudownego chłopaka w grupie szkolnych kumpli i poszłam porozmawiać na osobności z podskakującą entuzjastycznie u mojego boku Olą. Martwiłam się o nią odrobinę, ponieważ w ciągu pierwszej godziny Daniel, ze skonsternowaną miną i rezygnacją w piwnych oczach, podchodził do mnie chyba z dziesięć razy pytając co zrobić, żeby ona wreszcie zaczęła się do niego odzywać. Przez dwie następne natomiast, żadne z nich nie podeszło ani razu.

Schowałyśmy się z Olą za drzwiami nowocześnie wyposażonej, eleganckiej jak na szkolne warunki, damskiej toalety. Byłyśmy tu chwilowo same. Podciągnęłam się na rękach i usiadłam na dzielącej szereg zlewów, kafelkowej półce. W jasnym świetle zauważyłam, że moja przyjaciółka jest blada jak duch. Wyglądało też na to, że za chwilę wybuchnie, jeżeli wreszcie nie opowie mi tego co się wydarzyło. W myślach zaczęłam przeklinać Daniela.

– Vicky, on mnie pocałował! On mnie naprawdę pocałował! – niemal wykrzyknęła podskakując niespokojnie.

– Co? – miałam ochotę wyjść i mu przyłożyć.

Układałam w głowie, to co mu powiem, kiedy tylko na chwilę zostaniemy sami. Nie było to nic miłego. Jak on mógł?! Teraz przekleństw pod adresem chłopaka było znacznie więcej a ich wydźwięk znacznie ostrzejszy. Opanowałam się jednak na tyle, żeby żadnego nie wypowiedzieć na głos i spokojnie wysłuchać opowiadania przyjaciółki.

– Najpierw myślałam, że ma mnie dość… – powiedziała smętnie spuszczając głowę. – Co chwila gdzieś znikał… Chyba nie bawił się zbyt dobrze. Potem długo staliśmy pod ścianą, a on się w ogóle przestał odzywać. Wydawało mi się, że się na mnie za coś obraził, tylko nie byłam pewna za co i nie wiedziałam jak mogę przeprosić… Jeszcze później podeszła do nas Karolina, wiesz, ta która rozpuszczała o tobie i Gabrielu plotki… – z ust mojej przyjaciółki jak zwykle wylewał się nieprzerwany potok słów, a ja nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu na myśl ile kosztowało ją to nieśmiałe milczenie w obecności Daniela. – Leciał akurat wolny kawałek i wyciągnęła go na parkiet, a ja usłyszałam jak mu mówi, że mógł zaprosić kogoś ciekawszego od „tej myszy”, żeby wywołać w niej zazdrość. – Na samo wspomnienie przykrej chwili, w szarych oczach Oli stanęły łzy, ale nabrała tylko oddechu i mówiła dalej. – Tańczyli przez chwilę razem, a mnie było tak cholernie źle… – jęknęła cicho. – Potem on coś jej powiedział, a ona wybiegła z sali, cała czerwona na twarzy. Wtedy wrócił do mnie i wyciągnął mnie na korytarz. – Tu jej pobladła twarz zarumieniła się uroczo. – Stanął tak blisko mnie, że na całym ciele poczułam dreszcze. Pochylił się nade mną i wyszeptał mi do ucha, że jeżeli powiem pod rząd dziesięć zdań na jakikolwiek temat, to mnie pocałuje.

Pieprzony Daniel! Z trudem powstrzymałam się od śmiechu, bałam się, że to mogłoby do żywego dotknąć moją przyjaciółkę.

– I co było dalej? – zapytałam coraz bardziej zainteresowana.

– Powiedziałam – westchnęła rozmarzonym tonem – to znaczy te dziesięć zdań, a on dotrzymał słowa i mnie pocałował. Naprawdę to zrobił! Chyba tak naprawdę powiedziałam znacznie więcej niż dziesięć – jęknęła cicho, zawstydzona.

Tym razem nie potrafiłam powstrzymać szczerego, wesołego śmiechu. Ola spojrzała na mnie z konsternacją. W jej szarych oczach widziałam nutkę urazy.

– Cały Daniel – mruknęłam, starając się opanować śmiech, od którego zaczął mnie już boleć brzuch.

– Więc nie powiem ci co było dalej – powiedziała nieprzyjaźnie, wyraźnie obruszona moją reakcją.

– Oluś, proszę – próbowałam ułagodzić przyjaciółkę, już prawie zupełnie uspokojona. – To nie z ciebie się śmieję, a z pomysłów Daniela. Zwłaszcza z tego jak potraktował Karolinę, wiesz, że jej nie lubię – dodałam na wszelki wypadek małe nieszkodliwe kłamstwo.

Moja przyjaciółka natychmiast przestała być nachmurzona, zresztą nigdy nie potrafiła się długo gniewać.

– Kiedy przestał mnie całować – oznajmiła z żalem – wróciliśmy do sali i zapytał czy z nim zatańczę. Jak cudownie było się móc do niego przytulić! Kiedy tańczyliśmy, powiedział, że nie pocałuje mnie więcej, jeżeli nie będę się do niego odzywała. A ja bardzo chciałam, żeby mnie znowu pocałował… no więc – westchnęła – chyba zaczęłam mówić za dużo, bo się ze mnie śmiał… ale nie tak złośliwie, to znaczy nie był niemiły – odpowiedziała na moje skonsternowane spojrzenie. – Stwierdził nawet, że taką mnie bardzo lubi. No i to już wszystko, bo potem kazał mi iść poszukać ciebie, bo się pewnie martwisz… Poza tym zbliża się północ, a rodzice mnie zabiją jak zaraz po dyskotece nie wrócę do domu…

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

Wraz z wybiciem północy zakończyła się szkolna zabawa. Z żalem obserwowałam wybierające się dalej bawić na mieście grupki ludzi. Jeszcze miesiąc wcześniej dołączyłabym do nich z prawdziwą przyjemnością, ale teraz wiedziałam, że idąc na taką imprezę, zmusiłabym Gabriela do uczestniczenia w czymś, na co wcale nie miał ochoty. Nie, zdecydowanie nie było warto.

We czwórkę wróciliśmy na ulicę Jaśminową, tuż pod mój dom. Gabriel pocałował mnie na pożegnanie, obiecał, że wpadnie do mnie rano, a potem zabrał wpatrującą się w Daniela jak w tęczę Olę i razem odjechali.

– Dobranoc – mruknął Daniel i zaczął oddalać się w kierunku własnego domu.

Zagrodziłam mu drogę.

– Nie tak szybko – warknęłam. – Co to miało być?! Czemu ją pocałowałeś?!

W jego oczach mignęła iskierka złości.

– A co, nie wolno mi się całować? – syknął wściekle.

– Nie z moją przyjaciółką! Dlaczego to zrobiłeś? Ty draniu! Doskonale wiesz co ona do ciebie czuje! – wyrzuciłam z siebie wszystkie swoje nagromadzone przez drogę do domu pretensje.

Daniel, zamiast odpyskować, jak się spodziewałam zrobił coś, o co nigdy w życiu nie mogłabym go podejrzewać. Przyciągnął mnie do siebie, stanowczym, zaborczym gestem, a potem, nie wypuszczając z ramion pocałował. Nie był to zwyczajny, przyjacielski pocałunek. To było coś znacznie, znacznie więcej. Przymknęłam oczy. Nie mogłam złapać tchu. Moje ciało mimowolnie reagowało na jego dotyk. Powoli zaczęłam się rozpływać. Nagle poczułam na szyi zimne, mokre pacnięcie. Ostatnie resztki śniegu stopiły się, by teraz spłynąć na mój odsłonięty kark, z górującego nad nami cisu. Natychmiast oprzytomniałam. Odskoczyłam gwałtownie od Daniela. Uderzyłam go w twarz.

Spojrzał na mnie płonącym wzrokiem.

– Jeżeli nie o to ci chodziło to do diabła o co?! – warknął wściekle. W jego oczach widziałam urazę i gniew. – Nie przyszło ci na myśl, że może Ola po prostu mi się podoba, że ją lubię?! – wykrzyczał mi prosto w twarz, a potem odwrócił się i rzucił biegiem w kierunku swojego domu, by po chwili zniknąć za zielonymi drzwiami.

Stałam tam oniemiała i jak idiotka wpatrywałam się nic niewidzącym wzrokiem w pustą, oświetloną białym światłem latarni ulicę.

22 marca, sobota

Przez całą noc wpatrywałam się w ukośną, pokrytą drewnem ścianę swojego pokoju, na której wisiał plakat z czarnobiałą wieżą Eiffla. Nie mogłam zasnąć. Wszystko wydawało się dziwne i takie paskudnie surrealistyczne. Tylko nie Daniel! On po prostu nie mógł mi tego zrobić! Każdy tylko nie on! Stałam na granicy swojego największego koszmaru. Bałam się, że będę musiała wybierać pomiędzy nim, a Gabrielem i było to coś, czego nie potrafiłam znieść.

Nad ranem musiałam wreszcie przysnąć, ponieważ obudziła mnie melodia sms’a. Dochodziła dziesiąta. Podniosłam leżący na nocnej szafce telefon i spojrzałam na wyświetlacz.

„Będę u Ciebie za pół godziny” pisał Gabriel.

Jęknęłam cicho. Był dzisiaj ostatnią osobą, z którą miałam ochotę się widzieć. Za bardzo mi na nim zależało, żeby wyładowywać na nim swój podły nastrój.

„Gabe, nie dzisiaj, paskudnie się czuję” – odpisałam z żalem. – „Możemy spotkać się jutro?”

„Dobrze, jasne, co tylko zechcesz Vicky” – po chwili przyszła odpowiedź, a ja mimowolnie wyobraziłam sobie zawód malujący się w bystrych niebieskich oczach.

„Kocham cię” – brzmiał mój kolejny sms, mimo, że nigdy nie powiedziałam mu tego na głos.

„Ja ciebie też” – odpowiedź przyszła prawie natychmiast.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

Ubrałam się w swoje domowe, dziurawe jeansy i wyciągniętą, za dużą bluzę. Zeszłam do kuchni zrobić sobie śniadanie. Na stole leżała karteczka od mamy i pieniądze.

„Zamów sobie pizzę kochanie, wrócę dzisiaj późno.” – głosił pospiesznie naniesiony napis.

Westchnęłam. Nic nowego. Odechciało mi się jedzenia. Planowałam wrócić do swojego pokoju, ale zatrzymałam się jeszcze zanim weszłam na schody. Nie miałam pojęcia co mam ze sobą zrobić. Natrętne, nieprzyjemne myśli wartką rzeką przepływały przez moją głowę. Wreszcie, zniechęcona usiadłam pod ścianą w korytarzu. Zrezygnowana podciągnęłam pod siebie kolana i wtuliłam twarz w dłonie. Niech się dzieje co chce.

Pół godziny później dalej siedziałam na korytarzu. Nie miałam dzisiaj żadnej motywacji, żeby wstać. Kiedy więc drzwi wejściowe się otworzyły, a do środka wsunął się Daniel, zastał mnie wyglądającą jak siedem nieszczęść. W jednej chwili zauważyłam jak gniewny wyraz jego oczu znika, zastąpiony niepokojem i troską.

– Co się stało z sir Galahadem? – nieufnie spytał od drzwi. – Zawsze przychodził do ciebie mniej więcej o tej porze…

– Poprosiłam go, żeby dzisiaj nie przyjeżdżał – odpowiedziałam cichutko, odwracając od Daniela wzrok.

Nie miałam ochoty się w tym momencie tłumaczyć chłopakowi. Zaiskrzyła we mnie tylko cicha nadzieja, że w dalszym ciągu jest moim przyjacielem i nic między nami się nie zmieniło. Nawet nie zorientowałam się kiedy Daniel usiadł koło mnie, tak blisko, że stykaliśmy się ramionami. Z ulgą zdałam sobie sprawę, że wcale nie czuję się przez to nieswojo.

– W takim razie co będziemy dzisiaj robić? – zapytał, a wszystko we mnie radośnie zaśpiewało z ulgi.

– Nie mam żadnych planów, ale za to na obiad będzie pizza – odparłam podnosząc głowę i uśmiechając się lekko do niego.

– Mhm – mruknął uśmiechając się do mnie. – Jak zawsze wybrałem dobry moment, żeby przyjść. – Siedzieliśmy chwilę w milczeniu, a potem delikatnie objął mnie ramieniem. Widać było po nim, że wyraźnie o coś sam ze sobą walczy. W końcu wygrał ten Daniel, który planował mi coś powiedzieć. – Natalia dostała stałą pracę w Londynie, wynajmuje kawalerkę – poinformował mnie cicho, a ja skrzywiłam się z niesmakiem, nienawidziłam tego, że po imieniu zwraca się do własnej matki. – W maju chce mnie do siebie zabrać… na dobre… Liceum skończyłbym już w polskiej szkole w Anglii.

Nie! – wszystko we mnie krzyknęło. – Nie możesz mnie zostawić! Nie powiedziałam tego jednak na głos. Wystarczyło, że pomyślałam o ojcu Daniela, o tym w jakich warunkach tutaj mieszka. Nie, nie mogłam mu tego powiedzieć.

– Więc wyjeżdżasz? – spytałam cichutko.

– Tak chyba będzie najlepiej – westchnął, a ja mimo, że bardzo nie chciałam, w duchu musiałam mu przyznać rację.

23 marca, niedziela

Leżałam wtulona w ramiona Gabriela cicho łkając. Byliśmy w jego pokoju, na jego łóżku. Po tym jak mnie dzisiaj spokojnie wysłuchał, byłam pewna, że mogę powiedzieć mu dosłownie wszystko. Teraz delikatnie całował moje włosy, a potem płynące z oczu łzy. Kiedy wreszcie się wypłakałam i wierzchem dłoni otarłam oczy, zauważyłam niepokój błąkający się w niebieskich oczach Gabe’a. Odniosłam wrażenie, że też chciał mi coś powiedzieć. Podniosłam rękę, żeby dotknąć jego policzka. Przytrzymał ją swoją, jakby za wszelką cenę nie chciał, żebym się od niego odsunęła.

– Vicky, ten sms wczoraj… to było na poważnie? – zapytał, patrząc prosto w moje zielone, wiosenne oczy.

Gabrielu Andrzejewski, niech cię szlak trafi! – pomyślałam. W całym moim życiu, jeszcze żaden chłopak mnie tak nie zawstydził jak on teraz. Czasami po prostu nienawidziłam tej jego bezpośredniości. Niechętnie skinęłam głową. Uśmiechnął się do mnie, swoim czarującym, chłopięcym uśmiechem. Śmiały się także jego wypełnione szczęściem, błękitne oczy.

– To dobrze – powiedział jednak zupełnie poważnym tonem, unosząc się na rękach, tak, żeby znaleźć się bezpośrednio nade mną. – Bo ja cię naprawdę kocham i nie zamierzam z ciebie rezygnować, z żadnego względu.

Moje serce zabiło jak oszalałe. Całą sobą pragnęłam usłyszeć te słowa właśnie od niego. Otaczający nas świat przestał istnieć. Oplotłam ramionami jego szyję, przyciągając go jak najbliżej siebie. Pocałował mnie czule i delikatnie, a jednocześnie w tym geście była jakaś taka niesamowita stanowczość i pewność siebie. Dopiero teraz tak naprawdę rozwiały się moje obawy. Nie byłam jedną z tych dziewczyn, które Gabe postanowił wyswatać z którymś ze swoich przyjaciół. On naprawdę chciał być ze mną. Zdałam sobie sprawę, że jeżeli będzie musiał, Gabriel będzie o mnie walczył do końca.

26 kwietnia, sobota

Siedzieliśmy w moim domu w salonie, oglądając przerażająco śmieszny horror. W pokoju co chwilę rozbrzmiewał głośny, szczery śmiech. Leżałam z głową podpartą na łokciu, na miękkim, puchatym dywanie. Tuż za mną leżał w podobnej pozycji Gabriel. Jego bliskość sprawiała mi niekłamaną przyjemność. Po jednej, wyjątkowo zabawnej scenie, odwróciłam się do niego, przewracając go na podłogę. Pocałowałam go delikatnie w usta.

– Mam dość tego filmu – jęknęłam niechętnie odrywając się od niego, by to powiedzieć.

– Ja też – mruknął z uśmiechem.

– Cicho bądźcie, my to oglądamy – warknął na nas z kanapy rozłożony wygodnie Daniel.

– Właśnie – zawtórowała mu wtulona pod jego ramię Ola.

Spotykali się już od ponad miesiąca, a ja byłam w szoku, jak duży wpływ miał na dziewczynę Daniel. Na początku krępowały ją zazdrosne, niechętne spojrzenia szkolnych koleżanek, ale po niecałym tygodniu zaszła w niej diametralna zmiana. Przestała być zahukaną szarą myszką i zaczęła żyć pełnią życia. Cieszyła się z każdej spędzonej wspólnie z chłopakiem chwili, bo Daniel postawił sprawę jasno. Oznajmił jej, że w maju wyjeżdża i to będzie definitywny koniec ich związku, ale ma nadzieję, że dalej pozostaną przyjaciółmi. Myślałam, że zamorduje go za te słowa, ale dla Oli było to więcej niż kiedykolwiek mogłaby się spodziewać. Mimo smutku zbliżającego się rozstania, żyła na co dzień z zasadą „Carpe Diem”  niemal wypisaną na czole. Była radosna i wesoła jak jeszcze nigdy dotąd, więc i mnie udzielił się jej entuzjazm i pogodny. To było zaraźliwe. Zamiast zadręczać się tym, że mój przyjaciel wyjeżdża, postanowiłam, że będziemy się doskonale bawić. I właśnie to robiliśmy przez ostatni miesiąc.

– To sobie oglądajcie – oznajmiłam dobitnie i teatralnym gestem sięgnęłam po pilota, zatrzymując odtwarzający się film.

Wystawiłam do nich język. Daniel rzucił we mnie poduszką.

– Oddawaj to! – rozkazał.

– O, tego mi było trzeba – mruknęłam kładąc głowę, na złapanym przed chwilą, miękkim jaśku, tylko po to, by chwilę później od Oli oberwać drugim.

1 maja, czwartek

Wspólnie spędzone dni minęły nam naprawdę szybko, zbyt szybko. Gabriel uczynnie odwiózł Daniela na lotnisko. Pożegnał się z nim przy samochodzie. Podali sobie ręce. Byłam zadowolona, że utworzyli między sobą jakąś nić porozumienia, żałowałam tylko, że nastąpiło to tak późno. Ola także została, nie chciała iść dalej, bo obiecała Danielowi, że nie będzie przy nim płakała. Ja niczego nie obiecywałam. Poszłam z przyjacielem, mocno uczepiona jego ramienia. Kiedy oddał bagaż, stanęliśmy w długiej kolejce do odprawy biletowej. Przylgnęłam do niego całą sobą, w ogóle nie chcąc się z nim rozstawać. Przytulił mnie na chwilę, a potem, kiedy łzy zaczęły spływać po moich policzkach, odsunął od siebie stanowczo.

– Trzymaj, głupolu – powiedział, podając mi białą kopertę. Uśmiechał się do mnie aroganckim kocim uśmiechem, zupełnie jakby coś właśnie zbroił.

– Co to? – zapytałam zaciekawiona.

– Zobacz – mruknął.

W kopercie był bilet do Londynu na moje nazwisko z datą pierwszego lipca, prawie sam początek wakacji. Spojrzałam na niego pytająco. Uśmiechnął się jeszcze szerzej.

– To był jedyny warunek, jaki postawiłem Natalii – oznajmił zadowolony z siebie. – Spędzasz u mnie wakacje. Przynajmniej twój sir Galahad będzie miał chwilę spokoju i może dzięki temu dostanie się na jakieś porządne studia – powiedział z wyraźną drwiną w rozbawionym głosie. – Przyjedziesz? – zapytał poważniejąc.

Oplotłam ramionami jego szyję. Odruchowo obdarzyłam go delikatnym pocałunkiem w usta i pierwszy raz w życiu, na twarzy Daniela Brzozowskiego zobaczyłam bladziutki rumieniec.

– Oczywiście, że tak – odpowiedziałam, rozwiewając jego wątpliwości, jeżeli w ogóle jakiekolwiek miał.

– Z Londynu, do tego twojego ukochanego Paryża są niecałe trzy godziny drogi pociągiem – mruknął kusząco. – W każdym razie myślę, że nie będziemy się nudzić.

Nawet nie zauważyliśmy, kiedy długaśna kolejka przesunęła się tak, że teraz staliśmy pod samą bramką. Daniel wyjął swój bilet.

– Będę za tobą tęskniła – oznajmiłam stanowczo, a brzmiało to niemal jak obietnica.

Uśmiechnął się do mnie leniwie, rozczochrał mi włosy, czego naprawdę nienawidziłam, a potem zniknął w bramce, której ja już nie mogłam przekroczyć.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

Zbliżał się wieczór. Siedzieliśmy z Gabrielem na szerokiej, drewnianej huśtawce w jego ogrodzie i podziwialiśmy cudowny zachód słońca. Wtuliłam się w niego tak bardzo jak tylko się dało, mając nadzieję, że może w jakiś sposób, fizycznie pochłonie moją melancholię i smutek z powodu wyjazdu przyjaciela. Podkuliłam pod siebie nogi, a Gabe usiadł tak, żeby zrobić z siebie całkiem wygodny fotel. Co jakiś czas delikatnie całował moje włosy. Wiele razy powtarzał mi jak bardzo lubi ich kokosowy zapach.

– Więc wakacje spędzasz w Anglii? – zapytał cicho.

– Powiedział ci? – zdziwiłam się odrobinę, przynajmniej już nie musiałam się zastanawiać jak ja mu o tym zakomunikuje.

– Właściwie, to zapytał czy może – westchnął smętnie Gabriel. – Chyba liczył na to, że mu nie pozwolę i wywiąże się między nami kłótnia, ale nie wyobrażałem sobie, jak mógłbym ci to zrobić.

Nie wiedziałam co powiedzieć. To właśnie było to, co tak bardzo mnie przy nim trzymało.

– Kocham cię – wyszeptałam w końcu, wyginając ramiona do tyłu, żeby móc objąć jego szyję.

– Ja też cię bardzo kocham Vicky – mruknął cicho, opierając policzek o moje rudoblond włosy. – Jak nikogo na świecie.

Nad zielonym ogrodem, nad drzewami wiśni i krzewami agrestu, nad równo przyciętym żywopłotem, zachodziło słońce. To samo słońce, które teraz zachodziło także nad rozległym, przepięknym Londynem, nad miastem w którym przebywał mój najlepszy przyjaciel, osoba, która zawsze będzie tak bardzo istotnym punktem w moim życiu.

The End

 

Vicky

Trochę nieśmiała, zawsze odrobinę rozkojarzona i najczęściej w czymś głęboko zaczytana. Kocha fantastykę i kulturę Japonii. Z zamiłowaniem tworzy opowiadania i irytuje otaczających ją ludzi. Oprócz bloga (przez zupełny przypadek) prowadzi portale PapieroweMotyle, DuzeKa oraz Secretum. Ps. Zostaw mi swój link w komentarzu, żebym również mogła odwiedzić Twoją stronę!

10 komentarzy

  1. Odpowiedz

    Anne

    29 września 2011

    Cóż ja mogę dodać. Niezwykle romantyczna historia Ci wyszła, jednakże wciągnęła mnie do reszty. ^^ Czasem warto przeczytać coś ciut innego. *śmieje się*

  2. Odpowiedz

    IRRESA

    20 czerwca 2011

    Vicky, wiesz co Ci powiem? Ja też chcę kiedyś taki dłuugi komentarz dostać! ^^

  3. Odpowiedz

    Carmen

    31 stycznia 2011

    Czekałam aż napiszesz coś naprawę innego, ale Twoje opowiadania są w kółko o tym samym. Robią sie one aż pretensjonalne. Ciągle ten sam schemat, biedna i zagubiona dziewczyna szuka prawdziwej miłosci i boryka się z milionem problemów, które to własnie jej się przydarzaja. Ja rozumiem że lubisz pisać romanse, ale żeby ciągle o tym samym. Trzy osoby i koniec . Aż mdli, bo wiadomo jak się skończy.

    • Odpowiedz

      Miye

      1 lutego 2011

      Pisanie ma przede wszystkim sprawiać przyjemność. O to w tym wszystkim chodzi. Jak uda mi się dodatkowo kogoś innego moim skromnym “dorobkiem artystycznym” zainteresować to tylko kolejna gwiazdka pojawia się na moim nocnym, granatowym niebie. Jeżeli będę kiedyś chciała wydać jakąś książkę, to na pewno zwrócę uwagę na to, by jej fabuła i akcja miały niepowtarzalny wydźwięk. Chcesz coś innego? Przeczytaj 4Światy, odmiennością opowiadania nie powinnaś się zawieść.

      Czy Wiktoria jest biedna i zagubiona? Nie wydaje mi się… raczej żyje swoim własnym życiem, które dla niej jest wszystkim, a innym wydaje się czymś kompletnie nieistotnym i błahym. Tak wygląda egzystencja prawie każdej nastolatki, a ja między innymi to właśnie chciałam pokazać.

      Ja znalazłam taką prawdziwą miłość, jest dla mnie w życiu ważna, przynosi mi radość, więc za czym idzie – piszę o niej.

      Czemu uważasz, że wiadomo jak się skończy? Mówisz o tym konkretnym opowiadaniu czy uogólniasz? Bo jeżeli chodzi Ci o “Pamiętnik…” to jak się skończy ja sama jeszcze nie wiem.

      Poza tym chciałam podziękować za krytykę. Naprawdę niewiele jej słyszę i bardzo cenię sobie ludzi, którzy mają coś negatywnego do powiedzenia, bo wśród “achów” i “ochów” powoli zaczynam się rozpływać.

  4. Odpowiedz

    lilijka:)

    31 stycznia 2011

    Vikki intryguje mnie pewna rzecz wiec wybacz jesli zadam krepujace pytanie, ale czy ta historia ma realne zabarwienie czy poprostu jest dzielem Twojej wyobrazni ? Zastanawiam sie czy Daniel jest postacia fikcyjna czy naprawde w realnym zyciu masz takiego prawdziwego przyjaciela na ktorego mozesz zawsze liczyc i mozna miedzy wami wyczuc ta tajemnicza chemie o ktorej nie do konca zdajecie sobie sprawe? Czy ta wiez jest odzwierciedleniem prawdziwych przezyc, relacji miedzy ludzkich ?

    • Odpowiedz

      Miye

      31 stycznia 2011

      Wszystkie moje opowiadania “nie fantasy” mają swoją realną, rzeczywistą podstawę i jestem przekonana, że osoby, z których czerpałam wzorce doskonale potrafią się w nich odnaleźć.

  5. Odpowiedz

    Kamm.

    30 stycznia 2011

    Kurcze, ta ich więź między nią a Danielem… Wolałabym, żeby to oni byli parą ;> I też chciałabym mieć takiego faceta, który w nocy wślizguje mi się do łóżka, nyuuu… *__*

    • Odpowiedz

      Miye

      31 stycznia 2011

      Nie wiem jak to się skończy szczerzę mówiąc. Zawsze akcja wychodzi sama z siebie, a bohaterowie często mnie zaskakują. Dlatego pisanie jest takie ciekawe, nigdy nie wiadomo co jeszcze podsunie pokrętna i nieprzewidywalna wyobraźnia.

    • Odpowiedz

      Rosalind

      8 lipca 2012

      Zgadzam sie z tb w 100% w każdym. Ehhhh ja chce zeby była z danielemmmmmmmmmmm :<

      • Odpowiedz

        Vicky

        8 lipca 2012

        To ma jeszcze dwie części, a swojego czasu myślałam o czwartej. 😉

Leave a Reply to Miye / Cancel Reply

Ostatnie Recenzje

Aurora: Koniec – Amie Kaufman i Jay Kristoff

Gra planszowa Gejsze 2 Herbaciarnie

Nawet jeśli rozetniesz mi usta tom #01

Moje szczęśliwe małżeństwo

Najpopularniejsze Artykuły