Małe wielkie skandale – Jennifer Lynn Barnes

Date
wrz, 16, 2025
Małe wielkie skandale 

Małe wielkie skandale 

Małe wielkie skandale „Małe wielkie skandale” spod pióra Jennifer Lynn Barnes to drugi tom dylogii, która miała być równie mocnym uderzeniem co „Debiutantki”. Dla fanów „The Inheritance Games” i klimatu rodem z „Plotkary” – brzmi jak obietnica pełnej intryg i blichtru jazdy bez trzymanki. Czy jednak i ta część spełniła moje oczekiwania?

Zarys fabuły

Sawyer Taft, nasza debiutantka mimo woli, jeszcze nie zdążyła ochłonąć po odkryciach z tomu pierwszego, a już wplątuje się w kolejne sekrety. Dołączenie do elitarnego stowarzyszenia Białych Rękawiczek brzmi jak przepustka do świata prestiżu i odpowiedzi, których tak bardzo szukała. Szybko okazuje się jednak, że wraz z tym ruchem otwiera się kolejna puszka Pandory – a tajemnice w rodzinie Sawyer zaczynają mnożyć się na potęgę.

Moja opinia i przemyślenia

Przyznam szczerze – tym razem miałam wrażenie, że autorka trochę za bardzo pokochała plot twisty. Momentami całość przypominała bardziej telenowelę niż intrygującą powieść młodzieżową. Spiski, powiązania rodzinne i nagłe odkrycia były ciekawe, ale chwilami miałam poczucie przesytu – jakby Barnes na siłę dokładała kolejne komplikacje. Z drugiej strony, nie mogę odmówić książce tego, że wciąga. Styl autorki nadal działa – czyta się lekko, szybko i z uśmiechem, a humor bohaterów ratuje nawet najbardziej pogmatwane momenty.

Co mi się podobało? Świetnie uchwycony klimat amerykańskich wyższych sfer – bale, święta narodowe, rodzinne spotkania pełne zgrzytów i sekretów. Do tego galeria bohaterów, których albo pokochacie, albo znienawidzicie, bez stanów pośrednich. No i zakończenie – finał dylogii wbija w fotel i udowadnia, że autorka potrafi zaskoczyć czytelnika w najmniej spodziewanym momencie.

Podsumowanie

„Małe wielkie skandale” to książka, która bawi, zaskakuje i wciąga, ale nie dorównuje pierwszemu tomowi ani serii „The Inheritance Games”. Jest trochę za bardzo przekombinowana, ale jeśli lubicie rodzinne dramaty, tajne stowarzyszenia i atmosferę luksusowych skandali, warto po nią sięgnąć. Natomiast ja, mimo małego zawodu, i tak zostaję wierną czytelniczkom Barnes, bo mało kto tak dobrze pisze o sekretach i kłamstwach. Na pewno sięgnę po kolejną książkę spod jej pióra! I żebyśmy nie zrozumieli się źle — „Małe wielkie skandale” jak najbardziej polecam, po prostu pierwszy tom uważam za dużo lepszy. 

Egzemplarz recenzencki otrzymałam od wydawcy.

Przeczytaj również: 

Małe wielkie kłamstwa – Jennifer Lynn Barnes

Vicky

Trochę nieśmiała, zawsze odrobinę rozkojarzona i najczęściej w czymś głęboko zaczytana. Kocha fantastykę i kulturę Japonii. Z zamiłowaniem tworzy opowiadania i irytuje otaczających ją ludzi. Oprócz bloga (przez zupełny przypadek) prowadzi portale PapieroweMotyle, DuzeKa oraz Secretum. Ps. Zostaw mi swój link w komentarzu, żebym również mogła odwiedzić Twoją stronę!

4 komentarze

  1. Odpowiedz

    Ania

    16 września 2025

    Świetna recenzja! 🙌 Fajnie, że piszesz o tym bez lukru – że wciąga, ale jednak trochę przesadzili z ilością twistów. Też mam tak, że wolę mniej, a konkretniej, bo inaczej faktycznie robi się telenowela 😉 Ale klimat wyższych sfer i to zakończenie brzmią mega kusząco 🔥 chyba dam szansę, mimo że pierwszy tom był mocniejszy. Dzięki za szczerość i polecajki! 📚✨

  2. Odpowiedz

    Anna

    16 września 2025

    Nie czytałam pierwszego tomu. Ale skoro drugi mu nie dorównuje, to daruję sobie i ten…

  3. Odpowiedz

    Izabela

    16 września 2025

    To musi być ciekawa książka. Chętnie poczytam

  4. Odpowiedz

    Ania

    16 września 2025

    Bardzo często pierwszej tom jest lepszy – na ogół świeży i oryginalny pomysł 🙂

Leave a Reply to Anna / Cancel Reply

Ostatnie Recenzje

Małe wielkie skandale – Jennifer Lynn Barnes

Oskubani

Solo Leveling ♥ TOMY #05 – #06

Moje szczęśliwe małżeństwo

Najpopularniejsze Artykuły