Magia Miłości

Date
lis, 15, 2010

Ściany pomieszczenia udekorowane były wysoko upiętymi żółto-czerwonymi draperiami i wstęgami oraz jesiennymi motywami liści i ziół. Stłumione światło lamp padało na pojawiających się w pubie wciąż nowych gości. Impreza była huczna, wydawana na prawie pięćdziesiąt osób, ponieważ dziewczyny postanowiły urządzić ją wspólnie – wszystkie trzy urodziny obchodziły z końcem października lub na początku listopada. Mimo, że to ona była główną fundatorką przyjęcia, Jagoda nie zapraszała zbyt wielu swoich własnych gości, jedynie kilku bliskich przyjaciół. Zresztą i tak przychodziła cała ich licealna klasa. Dziewczyna stała wraz z przyjaciółkami na środku sali, odrobinę zażenowana przyjmując urodzinowe życzenia od ludzi, których ledwo znała. Tak naprawdę tego dnia, trzydziestego pierwszego października, w Halloweenową noc, ona jedyna kończyła osiemnaście lat, wkraczając na drogę pełnoletniości. Agnieszka swoje urodziny miała w połowie października, Sylwia natomiast miała je mieć dopiero w listopadzie. To jednak nie miało znaczenia, wszystkie trzy były tego dnia pełnoprawnymi solenizantkami. W pewnym momencie nieprzyjemny kuksaniec wyrwał Jagodę z dziwnego stanu zamyślenia, w jakim zwykła się często pogrążać. Agnieszka patrzyła znacząco to na nią to w kierunku wciąż otwierających się drzwi.

– Co chcesz? – spytała Jagoda nieprzyjaźnie, nie lubiła kiedy ktoś jej przerywał rozmyślania.

– Zobacz kto przyszedł – zaszczebiotała wesoło Agnieszka.

W drzwiach pojawił się Michał, jak zwykle nienagannie uczesany, w czarnym, długim płaszczu i starannie wypastowanych skórzanych butach. Niósł ze sobą pokaźny bukiet czerwonych, długich róż. Jagoda skrzywiła się nieznacznie. Nie to, że nie lubiła Michała. Uważała go za naprawdę dobrego kumpla, może nawet przyjaciela, ale on wyraźnie chciał od niej czegoś więcej, a jej własne przyjaciółki tylko popychały go jeszcze bardziej w tym kierunku. Chłopak był stosunkowo wysoki i szczupły, miał dosyć krótko ścięte, zawsze starannie zaczesane do tyłu, jasne blond włosy. Jego bystre, niebieskie oczy odważnie patrzyły przed siebie. Zawsze wyglądał schludnie i elegancko. Jego zachowanie było szarmanckie i nienaganne. Był bystry i zabawny, a do tego studiował filologię Japońską, teraz już na drugim roku. To tylko jeszcze bardziej imponowało przyjaciółkom Jagody. Uważały, że Michał jest ideałem chłopaka. Gdyby tylko nie to, że większość swojej uwagi poświęcał właśnie Jagodzie…

– Strasznie ciacho z tego twojego Michała – szepnęła konspiracyjnie stojąca po drugiej stronie przyjaciółki Sylwia.

– To nie jest „mój” Michał – powiedziała z naganą w głosie Jagoda, ale uśmiechnęła się pogodnie, kiedy chłopak zostawiwszy przy drzwiach czarny płaszcz, ruszył raźnym krokiem w ich kierunku.

– Cześć dziewczyny, wszystkiego najlepszego – odezwał się chłopak miękkim, aksamitnym głosem, kiedy znalazł się przy nich. – Wszystkiego najlepszego Jagódko – powiedział uśmiechając się szeroko i wręczając dziewczynie bukiet osiemnastu róż w kolorze krwistej czerwieni. – Ślicznie dzisiaj wyglądasz.

Jagoda miała na sobie tego dnia czarną, asymetryczną, postrzępioną sukienkę, wysokie buty i ciemny, zrobiony na japońską modę makijaż z przedłużonymi kreskami tuż przy mocno podkreślonych oczach. Idealnie pasował do jej sięgających pasa, czarnych, prostych włosów i bladej cery. Iście haloweenowy wygląd. Czuła się niemal jak Morticia z Rodziny Adamsów. Obdarzyła chłopaka zdawkowym uśmiechem i delikatnie pocałowała go w policzek. Ani trochę nie lubiła róż. Jej zdaniem były takie ograne… tak jak i Michał, zupełnie codzienny i przewidywalny. Nie tego od życia oczekiwała Jagoda.

– Dziękuję – powiedziała po prostu. – Cieszę się, że przyszedłeś.

– Przecież nie mógłbym przegapić twoich urodzin – roześmiał się dźwięcznie.

Kiedy przyjaciółki przywitały się z całym tłumem gości, zaczęła się zabawa. Ludzie tańczyli na środku sali, dając się ponieść szalonym rytmom muzyki. Jagoda siedziała przy jednym z odsuniętych pod ścianę stołów. To były jej urodziny, jej przyjęcie, ale ona nie potrafiła się dobrze bawić. Co chwilę zerkała na drzwi. Było już późno, zabawa trwała w najlepsze, a on nie przyszedł. Właściwie to od początku nie liczyła na to, że przyjdzie… mimo to nie potrafiła wyzbyć się tego drżenia i pojawiającej się wraz z każdym otwarciem drzwi nadziei, że jednak się pojawi. Teraz miała do siebie pretensje, że nie rozegrała tego lepiej, bo niby kto pojawiłby się po takim zdawkowym, rzuconym luźno zaproszeniu? W końcu zniechęcona wstała od stolika. Miała dzisiaj urodziny i z nim czy bez niego zamierzała się dobrze bawić! Wymknęła się cicho z wypełnionej gośćmi piwnicy. Przewietrzy się, popatrzy na gwiazdy, a potem zapomni o tym, że go tutaj nie ma. Tak, to w jej głowie brzmiało cudownie prosto, przeczył temu jedynie zawiązany na supeł żołądek i cisnące się do oczu łzy zawodu.

Przeszła przez zadymiony korytarz, w którym ludzie zrobili sobie palarnię i wyszła na dwór, w rześkie, jesienne powietrze. Budynek, mieszczący w sobie pub znajdował się w parku, na obrzeżach miasta. Był idealnym miejscem na imprezy, ponieważ hałasy i snujący się pijani ludzie nie mieli możliwości komukolwiek przeszkadzać. Jagoda ominęła budynek pragnąc się schować przed przypadkowymi ciekawskimi osobami, które mogłyby ją zaczepić. Nie miała ochoty z nikim rozmawiać. Kiedy wyszła za róg, stanęła zaskoczona. Niedbale oparty o murek stał wysoki, śniady chłopak. Miał na sobie oliwkową, wojskową kurtkę i bojówki khaki. Charakterystyczne, poprzecierane i w tym momencie również przemoczone vansy od razu rzuciły się Jagodzie w oczy. Sięgające do połowy pleców, ciemne włosy nosił związane z tyłu gumką. Obok niego, na murku leżało naręcze żółtych, jesiennych kwiatów. Serce dziewczyny natychmiast przyspieszyło. Poczuła motyle w brzuchu. Wszystko w niej zaczęło śpiewać. Więc jednak przyszedł, naprawdę tu był! Nie miała pojęcia dlaczego stał tutaj, na dworze, zamiast wejść do środka, ale nie miało to teraz najmniejszego nawet znaczenia. Kiedy podeszła bliżej spojrzał na nią, równie zaskoczony jej widokiem, co ona jego. Przez chwilę wpatrywali się w siebie w milczeniu. Jagoda uwielbiała patrzeć w jego intrygujące, bursztynowe oczy. Potem chłopak pokręcił głową, roześmiał się.

– Zastanawiałem się właśnie czy wchodzić do środka – powiedział cicho. – Wiesz, nie byłem pewien czy powinienem przyjść.

– Przecież cię zaprosiłam – stwierdziła Jagoda poważnie stając tuż obok niego.

Znowu pokręcił głową, uśmiechnął się kpiąco. Po raz kolejny poczuła się przy nim jak małe dziecko, które wie, że właśnie coś zbroiło.

– To niczego nie zmienia. Wiem, gdzie nie jestem mile widziany – powiedział, mimo znaczenia słów, całkiem pogodnym tonem.

– Denis, proszę… – zaczęła Jagoda, ale nie udało jej się dokończyć zdania.

Chłopak gestem nakazał jej milczenie. Podniósł leżące na murku kwiaty. W jednej chwili znalazł się tuż za dziewczyną. Oplótł ją od tyłu ramionami, trzymając przed nią kwiaty. Pochylił się tak, że jego usta znalazły się tuż przy uchu dziewczyny, czuła na karku jego ciepły oddech. Przymknęła oczy. Przez całe jej ciało przebiegły cudowne iskierki.

-„Popatrzyła na mnie zdziwiona, a ja nagle i najzupełniej nieoczekiwanie zrozumiałem, że przez całe życie kochałem tę właśnie kobietę!” – wyszeptał do ucha Jagody. – „No więc ona mówiła, że wyszła tego dnia – kontynuował cicho chłopak – z bukietem żółtych kwiatów właśnie po to, bym ją wreszcie odnalazł, i gdyby tak się nie stało, otrułaby się, bo jej życie było pozbawione sensu.”

Chłopak przytulił ją do siebie jeszcze na krótką chwilę, a potem po prostu się odsunął. Jagoda poczuła ukłucie żalu. Chciała, żeby już zawsze trzymał ją w ramionach, a teraz została sama trzymając w rękach bukiet żółtych kwiatów. Denis nie spojrzał na nią więcej. Wzrok miał wbity w ziemię.

– Pójdę już – powiedział. – Wszystkiego najlepszego, baw się dobrze mała.

Jagoda poczuła ogarniającą ją panikę. Nie, nie, nie! Nie mógł tak po prostu odejść i zostawić jej samej! Nie teraz, kiedy już tu był!

– Nie – powiedziała stanowczo. – Nigdzie nie idziesz! Skoro już przyszedłeś to zostaniesz. Wiesz, mamy Halloween, a ja mam urodziny. To dla mnie ważne! Denis, proszę… – dodała cichym, niemal błagalnym tonem.

Podniósł głowę i napotkał jej stanowczy, wyzywający wzrok. Westchnął.

– Jak sobie chcesz – stwierdził w końcu. – Idź już, bo zmarzniesz, przyjdę za chwilę. – Uśmiechnął się ponuro, kiedy Jagoda nie ruszyła się z miejsca. – Nie ucieknę, obiecuję. Chce tylko zapalić, wiem jak tego nie lubisz. Znikaj.

Dziewczyna przygryzła delikatnie dolną wargę. Spojrzała mu w oczy. Tym razem nie kłamał. Wspięła się na palce, delikatnie cmoknęła chłopaka w policzek, po czym zniknęła za rogiem ceglanego budynku. W głowie ciągle rozbrzmiewały jej zacytowane przez chłopaka słowa z „Mistrza i Małgorzaty”. Przypomniała sobie ich dalszy ciąg: „Tak, miłość poraziła nas w jednej chwili. Wiedziałem o tym jeszcze tego samego dnia, po godzinie, gdyśmy znaleźli się, sami nie wiedząc jak i kiedy, na nadrzecznym bulwarze pod murami Kremla.”.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

Kiedy Jagoda zniknęła Denisowi z oczy, chłopak z powrotem oparł się o kamienny murek. Westchnął. Wyciągnął papierosa. Zapalił. Z rękawa jego obszernej, wojskowej kurtki wysunęło łepek, niewielkie popielate stworzonko. Zaczęło węszyć. W końcu wypełzło całe, wspinając się po rękawie, by w końcu, zgrabnie wskoczyć na ramię chłopaka. Jego niewielki, puchaty ogonek był tak nastroszony, że swoim wyglądem przywodził, w tym momencie, na myśl szczotkę do czyszczenia butelek. Zwierzątko syknęło przeciągle, prychnęło, a potem wydało z siebie serię nieartykułowanych pisków.

– Daj spokój Maggie – westchnął chłopak. – Sam doskonale wiem, że nie powinienem, ale to zwyczajnie silniejsze ode mnie. Nie martw się, poradzę sobie, tak jak ze wszystkim innym.

Chłopak wyrzucił niedopałek papierosa na ziemię i z ponurą miną, jak skazaniec na szafot, ruszył w kierunku wejścia do pubu.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

Michał czuł się zaniepokojony. Nigdzie nie mógł znaleźć Jagody. Na jego twarzy pojawił się promienny uśmiech, kiedy nagle, jakby znikąd, pojawiła się w drzwiach. Podszedł do niej lekkim krokiem, kryjąc swoje niezadowolenie pod uśmiechniętą maską.

– Jagódko, gdzie byłaś? Wszędzie cię szukałem – powiedział z lekkim wyrzutem w głosie, obejmując dziewczynę ramieniem. – Zatańczysz ze mną? – poprosił.

– Michał, nie teraz, dobrze? – powiedziała jakby rozkojarzona.

Chłopak zmarszczył brwi, ale już po chwili w jego oczach pojawiła się wściekłość. Wpatrywał się z nienawiścią w ponownie otwierające się drzwi.

– A ten co tutaj robi?! – zapominając się, niemal warknął do ciągle stojącej przy nim Jagody.

– Zaprosiłam go – odpowiedziała dziewczyna pogodnie. – Masz coś przeciwko?

Dopiero teraz zwrócił uwagę, na trzymany przez dziewczynę bukiet żółtych kwiatów. Ręce same zacisnęły mu się w pięści.

– Nie, jasne, że nie mam, to przecież twoje przyjęcie – odpowiedział najspokojniej jak umiał.

Nowoprzybyły chłopak uśmiechnął się drwiąco w kierunku Jagody i Michała, ale nie podszedł do nich. Ruszył wzdłuż ściany, by po chwili usiąść w kącie, przy pustym, najbardziej zacienionym stoliku w głębi sali.

– Michał, ja przepraszam – odezwała się cicho, ciągle nieobecnym głosem Jagoda i szybkim krokiem ruszyła w kierunku nowoprzybyłego chłopaka.

Blondyn został sam na środku sali. Niechętnym wzrokiem śledził oddalającą się dziewczynę. Boleśnie zdawał sobie sprawę, że nic nie może zrobić, jeszcze nie przyszedł na to czas.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

Jagodzie w najmniejszym stopniu nie spodobało się to, że przyjaciółki przerwały jej rozmowę z Denisem. Była zła, że musi brać udział w atrakcjach zaplanowanych na własne, osiemnaste urodziny. Nie chciała. Miała ochotę tam siedzieć i z nim rozmawiać. Właściwie to nikogo innego mogłoby, jak dla niej, na tym całym przyjęciu wcale nie być.

Zarówno Denisa, jak i Michała poznała ponad rok wcześniej, kiedy kuszona swoimi związanymi z Japonią zainteresowaniami, wybrała się na organizowane przez klub mangi i anime Dni Kultury Japonii. Obydwaj zaczynali wówczas studia na filologii japońskiej i już wtedy darzyli się cichą nienawiścią. Jagodzie klimat festiwalu bardzo przypadł do gustu, więc zaczęła uczęszczać na cotygodniowe spotkania klubu. Tam właśnie zaprzyjaźniła się z Michałem i wieloma innymi osobami. Cieszyła się, że wreszcie ma z kim, dzielić swoją nierozumianą przez przyjaciółki pasję.

Kiedy pierwszy raz zobaczyła Denisa, czuła się, jakby wpatrywała się w tęczę. Sama obecność chłopaka przyprawiała ją o gęsią skórkę, on jednak uparcie ją ignorował. Jagoda nie należała do nieśmiałych czy bojaźliwych dziewczyn. Wręcz przeciwnie, była pełną energii, wesołą i rezolutną osóbką, która uwielbiała być w centrum uwagi, ale w obecności Denisa traciła cały rezon. Przez długi czas chodziła za nim jak mały szczeniak. Co tydzień pojawiała się w klubie, była na każdej imprezie, na której spodziewała się spotkać chłopaka. Specjalnie przychodziła na uczelnię po Michała, żeby chociaż przez chwilę zobaczyć Denisa, żeby móc powiedzieć mu głupie „cześć”, nawet kiedy traktował ją jak powietrze i tak czuła, że warto.

Jagoda nie rozumiała czemu, mimo wszelkich starań, chłopak tak uparcie ją ignoruje. Nigdy przedtem jej się to nie zdarzyło. Miała poczucie własnej wartości. Wiedziała, że nie jest brzydka. Proste, długie, sięgające pasa czarne włosy wyróżniały ją z tłumu, na swoje okolone ciemnymi rzęsami brązowe, migdałowe oczy często uwodziła dla zabawy chłopaków. Była też zgrabna i potrafiła poruszać się z prawdziwym wdziękiem, jak księżniczka. Dla niego jednak równie dobrze mogłaby być drzewem w parku, a może nawet wtedy zwróciłby na dziewczynę więcej uwagi. Zresztą nie wyobrażała sobie, że spojrzy na nią i się w niej od razu zakocha, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nie była głupią czy naiwną nastolatką. Zwyczajnie chciała mieć szansę go lepiej poznać.

Jej istnienie zauważył dopiero wraz z nadejściem wiosny i było to dla Jagody cudownym zbiegiem okoliczności. Siedziała na schodach w MDKu (Młodzieżowy Dom Kultury) i czytała książkę. Jak zawsze przyszła tu znacznie wcześniej, zanim pojawił się ktokolwiek inny. Lubiła to. Wtedy, zupełnie niespodziewanie, pojawił się on.

– Cześć – rzucił tym swoim obojętnym tonem. – Co czytasz?

– „Mistrza i Małgorzatę” – odpowiedziała podnosząc wzrok znad książki i wtedy po raz pierwszy dostrzegła cień zainteresowania w jego bursztynowych oczach.

– Lektura? – zapytał drwiąco.

– Nie – odpowiedziała – zwyczajnie to lubię.

Od tego czasu coraz częściej rozmawiał z dziewczyną. Jagodzie zdawało się, że ją polubił, a ona, mając pełny obraz, wiedziała, że to co od początku czuła do Denisa, wzmocniło się tylko jeszcze bardziej. Nie rozumiała tego, nie wiedziała jak to się stało, ale chłopak stał się dla niej powietrzem, chlebem i wodą. Zwyczajnie nie wyobrażała sobie jak mogłaby bez niego istnieć.

-Hej! Hej! Cisza! – zawołała Justyna, jedna z głównych organizatorek przyjęcia, przez podpięty do głośników mikrofon, wyrywając tym samym Jagodę z melancholijnej zadumy. – Kolejny punkt programu to randka w ciemno – oznajmiła zadowolonym głosem. – Pominiemy Agnieszkę, ponieważ jak wszyscy wiedzą, jest szczęśliwie zakochana i jej chłopak by się śmiertelnie obraził, gdybyśmy mu przedstawiły konkurencję i od razu przejdziemy do Jagódki i Sylwii. Nagrodą dla zwycięscy będzie romantyczny taniej i pocałunek w świetle księżyca – powiedziała zachwycona Justyna. – Zainteresowanych chłopaków proszę o zapisywanie się na kartkach. Zrobimy test, ile wiecie na temat wybranej dziewczyny.

Jagoda zazgrzytała zębami. Takiego właśnie typu zabaw mogła spodziewać się po organizujących imprezę koleżankach. Ani odrobinę jej to nie przypadło do gustu. Denis był jedyną istniejącą osobą, którą miała ochotę pocałować, a była boleśnie przekonana, że chłopak nie zamierza brać udziału w tego typu durnej zabawie.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

Kiedy Jagodę zabrały koleżanki, Michał podszedł do siedzącego samotnie przy stoliku Denisa. Spojrzał na niego złowrogo.

– Po co tu przyszedłeś? – spytał prosto z mostu.

– Nie twoja sprawa – odwarknął tamten.

– Trzymaj się od niej z daleka – syknął Michał – to nie twoja liga.

– Bo co mi zrobisz? – zapytał Denis uśmiechając się ponuro.

Rozmowę przerwał im komunikat Justyny. Na twarzy Michała pojawił się triumfalny uśmiech.

– Chętnie bym zaczął wymieniać – odpowiedział spokojnie – ale zamierzam wygrać ten pocałunek. Na razie, baka (głupiec) – rzucił obraźliwym tonem po czym udał się w kierunku organizujących zabawę dziewczyn.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

Chętnych do zabawy znalazło się wielu. Chłopacy oblegali zarówno Jagodę jak i Sylwię. Obie dziewczyny były ładne, a do tego popularne i powszechnie lubiane. Jagoda, mimo swojej odmienności, nie odstawała pod tym względem od przyjaciółek. Zdziwiła się jednak, kiedy wśród uczestników zobaczyła też Denisa. Widziała zacięty wyraz jego twarzy i płonący w oczach ogień. Boleśnie i z goryczą zdawała sobie sprawę, że chłopak nie wziął udziału w konkursie, żeby walczyć o nią, a jedynie po to, żeby wygrać z Michałem. Zbyt dobrze go znała. Zacisnęła drżące wargi w wąską kreskę. Trudno, będzie co ma być, a ona przyjmie to ze stoickim spokojem.

Jagoda nie zwracała uwagi na przebieg zabawy. Na powrót pogrążyła się we wspomnieniach. Tam było bezpieczniej, nic nie mogło jej tam zaskoczyć. Wróciła do wiosny, słonecznych, pogodnych dni. Tych cudownych, ciepłych chwil, które spędziła razem z Denisem. Na początku widywała chłopaka jak zwykle, co tydzień w klubie, ale potem zaczęli spotykać się coraz częściej. Rozmawiali, bo okazało się, że mają nie tylko rzeki, ale całe morza wspólnych zainteresowań i tematów. Chodzili na długie spacery  po lesie, mokli razem w deszczu i wylegiwali się na zalanej słońcem trawie. Z każdym spotkaniem, Jagoda czuła coraz większy pociąg do chłopaka, zdawała sobie sprawę z tylu pełnych napięcia momentów, w których powinien ją pocałować, ale on nie zrobił nigdy najmniejszego nawet kroku w jej stronę. W ogóle nie wyglądał na w jakikolwiek sposób zainteresowanego dziewczyną, a przecież to czuła… Była pewna, że jest między nimi to dziwne, niesamowite napięcie. Tak bardzo pragnęła, żeby wziął ją w ramiona. Tak bardzo była pewna, że chłopak też tego pragnie. Wiele razy nie mogła spać po nocy, zastanawiając się nad tym, co mu chodzi po głowie. Wysyłał w jej kierunku tyle sprzecznych informacji! Tak jak plotkowała o wszystkim z przyjaciółkami, tak zwyczajnie nie chciała czy też nie potrafiła rozmawiać z nimi na temat Denisa. On był tylko jej i z nikim nie chciała się dzielić nawet strzępkami informacji o chłopaku.

Do tego Denis wcale nie był dla niej miły. Często sama nie wiedziała co powinna o nim myśleć. Wielokrotnie wydawało się, że ma jej zwyczajnie dość. Czegokolwiek by jej jednak nie powiedział, jakby jej nie obraził, ona zawsze wracała, za każdym razem chciała się z nim spotkać znowu i znowu. Był dla niej jak nałóg. Momentami czuła się jak przyczepiony do psiego ogona rzep.

Przypomniała sobie wakacje. Urządzane w ciepłą, lipcową noc ognisko. Wypiła trochę i stała się zdecydowanie śmielsza. Podeszła do, jak zwykle siedzącego na uboczu Denisa. Kiedy jednak usiadła przy nim, chłopak wstał. Zmierzył ją chłodnym, nieprzyjaznym wzrokiem.

– Nie mam ochoty dzisiaj z tobą rozmawiać – powiedział cierpko, znikając między drzewami.

Niezrażona jego niemiłym tonem, Jagoda pobiegła za chłopakiem. Zatrzymał się, odwrócił w jej stronę. Uśmiechnęła się do niego promiennie. Potem, impulsywnie, jak mała dziewczynka, zarzuciła mu ramiona na szyję i przylgnęła do niego całym ciałem. Chłopak na chwilę zesztywniał, wyraźnie zaskoczony. Przez moment nie poruszył się ani o milimetr, a potem odepchnął ją od siebie, tak, że przewróciła się na leśną ściółkę.

– Odczep się ode mnie – warknął, cedząc słowa przez zęby. – Nic od ciebie nie chcę, kiedy to wreszcie zrozumiesz?

Jagoda wstała, cofnęła się o krok, wpatrując się w chłopaka wzrokiem zbitego psa. Potem odwróciła się i uciekła w kierunku ogniska, wpadając prosto na Michała. Już nie musiała być dzielna. Nie miała powodu. Rozpłakała się, łkając niemal histerycznie. Michał natychmiast oplótł ją ramionami. Przytulił, mocno przyciągając do siebie. Schowała twarz w jego nienagannie wyprasowanej koszuli. Nie pytał co się stało, nie naciskał. Po prostu przy niej był. Spędziła z chłopakiem cały wieczór, małomówna, starając się nie myśleć o niczym. Denisa już więcej nie zobaczyła tej nocy.

– I mamy dwóch finalistów! – do rzeczywistości dziewczynę przywrócił wydobywający się z głośników, wzmocniony głos Justyny. – O naszą piękną Jagódkę walczyli będą Michał i Denis – wypowiedziała spodziewane słowa.

Potem posypał się cały szereg, dotyczących Jagody pytań. Zaskoczona dziewczyna słuchała diametralnie różniących się od siebie odpowiedzi chłopaków.

– Ulubiona piosenka?

– „Stąpając po niepewnym gruncie” – odpowiedział Denis, zgodnie z prawdą.

– „Moonlight Shadow” – rzucił pewnie Michał, a Jagoda przypomniała sobie, że właściwie nigdy nie protestowała, kiedy słuchali razem tej piosenki.

– Ulubiony kolor?

– Wiśniowy – stwierdził Michał z pełnym przekonaniem w głosie.

– Zielony – znowu bezbłędnie trafił Denis, a Jagoda tylko mogła się zastanawiać skąd chłopak to wie.

– Ulubiony napój?

– Malibu – stwierdził Michał, bo zawsze to właśnie razem pili.

– Lychee – prychnął Denis, który zawsze się nabijał z tej miłości Jagody, do jak to określał „gazowanego paskudztwa”.

– Marzenie życia?

– Wydać własną książkę – odpowiedział Michał.

– Denis? – zapytała ponaglająco Justyna, kiedy jedyną odpowiedzią na pytanie było milczenie chłopaka.

– Nie odpowiem na to pytanie – stwierdził stanowczo – bo cokolwiek tam nie napisała i tak nie jest zgodne z prawdą.

Policzki Jagody zapłonęły żywym ogniem. Denis po raz kolejny miał rację. Nie miała pojęcia skąd on właściwie tyle o niej wie… Wróciła pamięcią do tego feralnego lata. W kolejną sobotę Denis nie pojawił się w klubie, tydzień później też go nie było, a ona, mimo tego co się wydarzyło, ciągle z niepokojem i drżeniem w środku na niego czekała. Później dała się namówić przyjaciółkom i Michałowi na wyjazd nad morze. Uwierzyła, że to jej może dobrze zrobić. To od tej właśnie pory wszyscy zaczęli myśleć, że ona i Michał stanowią parę. Chłopak nie odstępował jej na krok. Wyraźnie widział, że chodzi nieswoja i przygnębiona i za wszelką cenę starał się jej poprawić humor. Jedli  lody, kąpali się w morzu, wspólnie uczestniczyli w koncertach na plaży. Jagoda, kiedy tylko na choćby krótką chwilę, potrafiła się pozbyć ponurych myśli, była zupełnie szczęśliwa. Naprawdę bardzo lubiła Michała i dobrze się czuła w jego towarzystwie. Chłopak, w te wakacje, stał się dla niej prawdziwym przyjacielem. Kiedy wrócili do Poznania, Jagoda spotykała się z Michałem niemal każdego dnia. Pozwalała mu się obejmować, zapraszać na kawę, czy do kina, bo widziała, że to zwyczajnie sprawia mu radość. Próbowała mu jednak jednocześnie dać do zrozumienia, że nie jest nim zainteresowana, nie w taki sposób jakby chciał. Byli jedynie przyjaciółmi.

Sierpień rozpoczął się deszczowy i nieprzyjemny. Kiedy tylko nie padało, Jagoda wychodziła na samotne spacery. Lubiła w spokoju pomyśleć i snuć różnego rodzaju rozważania, kiedy nikogo nie było w pobliżu. Tego dnia złapał ją deszcz. Cała przemoczona szła przez puste ulice, ponuro wyglądającego miasta. Wtedy właśnie go zobaczyła. Minął ponad miesiąc od kiedy widziała go ostatnim razem. Mimo to poczuła motyle w brzuchu, zupełnie jak przy pierwszym spotkaniu z chłopakiem. Szedł szybkim krokiem, po drugiej stronie ulicy, w ogóle nie rozglądając się na boki. Jagoda zwyczajnie nie chciała, nie potrafiła do niego nie podbiec. Przebiegła na drugą stronę ulicy, prawie wpadając pod przejeżdżający samochód.

– Zaczekaj! – zawołała za nim.

Odwrócił się w jej stronę, obrzucając dziewczynę pochmurnym spojrzeniem.

– A to, ty – powiedział tylko, nie zwalniając kroku.

Jagoda musiała starać się ze wszystkich sił, żeby nie zostawać w tyle. Chłopak zatrzymał się dopiero po dłuższej chwili, przed bramą na podwórze jakiejś kamienicy. Z nieba ciągle sączyły się nieprzyjemne, szare strugi deszczu. Wszedł do środka, a ona poszła za nim. Zaskoczona patrzyła na poobdrapywane ściany budynku, na stare drewniane schody, z których prawie już zupełnie zeszła farba, na wiszące na ścianie, częściowo pozdzierane ogłoszenia. W niczym to nie przypominało jej własnej kamienicy, czyściutkiej, zadbanej, w zachęcającym, pistacjowym kolorze, a już umywać się nie mogło do białej willi na obrzeżach miasta, w której mieszkał Michał.

Stromymi schodami wspięli się na ostatnie piętro. Właściwie to nawet ciężko było nazwać to piętrem, zwyczajnie weszli na strych. Chłopak zatrzymał się dopiero przed starymi, wysłużonymi drzwiami. Niechętnie spojrzał na Jagodę.

– Zaproszę cię do siebie – powiedział ponuro – ale robię to tylko dlatego, że pada. Jeżeli jednak usłyszę chociaż jedno słowo komentarza, wylatujesz stąd, zrozumiałaś? I nie będzie mnie obchodziło czy mamy grad, śnieżycę, czy burzę z piorunami, po prostu sobie pójdziesz.

Jagoda niepewnie skinęła głową, bojąc się odezwać choćby słowem. Pragnęła jak najbardziej przedłużyć sam fakt, że znajdowała się w jego obecności, a już nawet w najśmielszych marzeniach nie spodziewała się znaleźć u niego w domu. Kiedy jednak weszli do środka, stanęła zaskoczona. Pomieszczenie w którym się znaleźli, z trudem można było przyrównać do mieszkania. Przedstawiało sobą prawdziwy obraz nędzy i rozpaczy. Nigdzie nie było drzwi, a jedynie grube, grafitowe, oddzielające niby-pokoje kotary, w tym momencie poodsuwane na boki. Po prawej stronie znajdowało się niewielkie pomieszczenie, które najwyraźniej miało służyć za kuchnię, ponieważ stała tam mała, zardzewiała kuchenka i stara, obdrapana lodówka, był też wystający w dziwnym miejscu ze ściany kran, z odrobinę pogiętą rurą. Dalej była chyba toaleta, ponieważ Jagoda, w wypełnionym gruzem pomieszczeniu zauważyła zarys muszli klozetowej i kawałek stłuczonego lustra, nie było tam jednak niczego choćby przypominającego prysznic, a jedynie niezbyt duża, plastikowa miska. Dziewczyna zagryzła zęby, żeby nic nie powiedzieć. Nie chciała, żeby Denis ją wyrzucił i wcale nie chodziło o to, że zmoknie.

Weszli do podłużnego, zagraconego pokoiku. Miał ukośne ściany, a naprzeciwko drzwi widniało niewielkie, wyraźnie nieszczelne okienko. Jagoda spostrzegła, że większość walających się po pokoju przedmiotów stanowią książki. W kącie, za pseudo drzwiami, stał piec kaflowy w bladozielonym, mdłym kolorze. Dziewczyna niepewnie podeszła do łóżka, jedynego mebla, który wyglądał na nadający się do tego, żeby na nim usiąść. Przycupnęła na samym brzegu, zerwała się jednak gwałtownie, kiedy usłyszała przeraźliwy, rozpaczliwy pisk. Jakieś niewielkie stworzenie zerwało się i popędziło w kierunku chłopaka. Denis spojrzał rozbawiony na przerażoną minę Jagody. Wziął do ręki wspinające się po jego nogawce zwierzątko. Podszedł z nim do stojącej z szeroko otwartymi oczami dziewczyny. Było niewielkich rozmiarów, miało popielatą sierść i czarne błyszczące oczy. Jego ogon był puchaty i ładny, w niczym nie przypominał paskudnego, szczurzego ogona.

– To moja tchórzofretka, Maggie – zaprezentował stworzonko wyraźnie rozbawiony Denis.

Jagoda nigdy do tej pory nie widziała takiego zwierzęcia na żywo, ale wiele o nich słyszała. Przyjrzała się zwierzakowi zaciekawiona. Niepewnie wyciągnęła dłoń, żeby dotknąć miękkiego futerka, ale chłopak natychmiast cofnął rękę, w której trzymał stworzenie. Jagoda spojrzała na niego pytająco.

– Nie radzę, gryzie i to dosyć mocno – powiedział spokojnie Denis. – Nie lubi obcych.

– Nie jestem obca – uśmiechnęła się dziewczyna, powoli odzyskując rezon.

Należała do osób, które potrafiły odnaleźć się w niemal każdej sytuacji. Uspokojona usiadła na łóżku. Chłopak postawił fretkę na podłodze, a potem podszedł do zamkniętej szafy. Wyciągnął z niej wyjątkowo starannie złożoną koszulkę i rzucił, w dalszym ciągu przemoczonej, Jagodzie.

– Zaraz wrócę – oznajmił znikając w służącej za kuchnię wnęce.

Jagoda dopiero teraz zdała sobie sprawę, że tak naprawdę to drży z zimna. Zdjęła z siebie przemoczony do ostatniej suchej nitki top i nałożyła otrzymanego t-shirta. Sięgał jej niemal do kolan. Zwinęła wysoko długie, mokre włosy. Po chwili namysłu zsunęła także przemoczone adidasy i równie wilgotne jeansy, rozwieszając je na poręczy łóżka, żeby chociaż odrobinę przeschły. Na dworze coraz bardziej padało. Jagoda usłyszała grzmot i zobaczyła błyskawicę. Zwinęła się na łóżku Denisa, podciągając pod siebie nogi.

Chłopak nie kazał na siebie długo czekać. Już po chwili wrócił, z naręczem desek i kilkoma gazetami. Rozpalił w piecu. Po pokoju rozlała się fala upojnego zapachu palonego drewna. Zrobiło się przyjemnie i ciepło. Miejsce od razu wydało się Jagodzie odrobinę mniej ponure. Denis podszedł do dziewczyny i usiadł przy niej na łóżku. Wyraźnie zdążył się już przebrać, ponieważ miał na sobie suche spodnie, nie włożył jednak żadnej góry. Rozpuścił włosy i teraz mokre opadały mu na plecy i ramiona. Jagoda znów poczuła drżenie i motyle w brzuchu spowodowane bliskością chłopaka. Poczuła też dziwne skrępowanie, kiedy tak siedział przy niej, z odsłoniętymi, umięśnionymi ramionami, w których tak bardzo pragnęła się znaleźć. Po jego szczupłej sylwetce, nigdy nie spodziewałaby się, że chłopak jest tak dobrze zbudowany. Tak bardzo chciała się do niego przysunąć, ale bała się, że Denis ponownie ją odtrąci. Chłopak spojrzał na nią, westchnął ciężko, przymknął oczy, a potem zrobił coś, czego Jagoda nigdy by się po nim nie spodziewała. Położył się przy niej na boku, przyciągając ją do siebie. Zamknął ja w stalowym uścisku swoich ramion. Wtuliła twarz w jego tors, bojąc się choćby głośniej odetchnąć. Nie wiedziała co się stało, co się zmieniło, ale nie chciała, żeby przestał. Bała się, że w jakiś sposób go spłoszy. Poczuła jego usta na swoich włosach. Jego dłoń błądzącą po swoim ramieniu i plecach. Z trudem przełknęła ślinę, przylegając do niego mocniej. Ośmieliła się położyć dłoń na jego twardym, płaskim brzuchu. Nie odsunął się od niej, a tylko przyciągnął dziewczynę jeszcze bliżej siebie.

– Bogowie – jęknął – miesiąc bez ciebie, to było najgorsze, co przeżyłem w życiu.

Jagoda nie śmiała nic powiedzieć. Poczuła się, jakby ktoś uchylił jej rąbek raju. Nie chciała w żaden sposób zniszczyć tej chwili. Łzy jednak same napłynęły do jej brązowych oczu. Po chwili już jej ramionami wstrząsało ciche łkanie.

– Ze sporą przewagą punktów, wygrał Denis – oznajmił przez mikrofon głos Justyny. – Zdecydowanie wie więcej o naszej Jagódce, niż Michał.

Blondyn pobladł na twarzy, zaciskając ręce w pięści, ale nie odezwał się ani słowem. Spojrzał wrogo na swojego rywala. Denis go kompletnie zignorował. Wzruszając ramionami wrócił na swoje miejsce przy stole. Teraz przyszła kolej Sylwii, więc Jagoda mogła swobodnie pójść za nim. Usiadła obok chłopaka, stawiając przed nim kufel z piwem. Oparła głowę na jego ramieniu. Tym razem jej na to pozwolił.

– Wygrałeś – powiedziała cicho.

– Wcale nie chciałem wygrać – oznajmił spokojnie chłopak. – Gdyby nie on, w ogóle nie brałbym w tym udziału.

– Wiem – westchnęła Jagoda, z nutą goryczy w głosie.

Kiedy burza ucichła, Denis odprowadził Jagodę do domu. Wcale nie chciała wracać, wolałaby u niego zostać. Nie chciała jednak za bardzo naciskać i tak dał jej więcej niż kiedykolwiek dotąd. Następnego dnia sam do niej przyszedł. Kiedy dziewczyna wyszła z domu, zobaczyła go przed swoją furtką. Stał i palił papierosa. Wyraźnie nie zamierzał wejść do środka. Jagoda spostrzegła na ziemi kilka niedopałków.

– Długo tu stoisz? – zapytała zdziwiona.

– Chwilę – odpowiedział uśmiechając się ponuro. – Przejdziemy się?

– Jasne – odpowiedziała, zupełnie zapominając o tym dokąd się właśnie wybierała.

Dzień był pogodny i ciepły. Na bezchmurnym niebie jasno świeciło słońce. Nie było widać ani śladu po burzy z poprzedniego dnia. Usiedli nad rzeką w parku, w cieniu chylących się ku wodzie drzew. Obydwoje milczeli. Jagoda nie potrzebowała słów, wystarczyła jej sama obecność chłopaka.

– Posłuchaj, mała – odezwał się w końcu Denis. Tak bardzo nienawidziła tych protekcjonalnych słów, a jednocześnie całą sobą zawsze pragnęła je usłyszeć! – Musimy sobie wyjaśnić jedną rzecz. – Wiem, że na mnie lecisz – popatrzył na nią z drwiącym uśmiechem, a Jagoda, speszona, spuściła wzrok. – Ale nic z tego, nie masz u mnie najmniejszych szans i chciałbym, żebyś to przyjęła do wiadomości. Nigdy nie będziemy razem, czy to jasne? – zapytał kładąc wyraźny nacisk na pierwsze słowo.

Jagodę przeszył nieprzyjemny chłód. Oczy dziewczyny zalśniły od powstrzymywanych łez. Wiedziała, że powinna to przemilczeć, ale słowa same cisnęły się jej na usta.

– Dlaczego? – zapytała drżącym głosem. – Uważasz, że jestem brzydka? Czego mi brakuje?

Denis roześmiał się głośno, kiedy jednak spojrzał na dziewczynę, w jego bursztynowych oczach był tylko lód.

– Jesteś bardzo ładną dziewczyną i niczego ci nie brakuje, nigdy w to nie wątp – powiedział twardo. – Zwyczajnie nie jesteś w moim typie. Poza tym jesteś za smarkata. Możemy się widywać od czasu do czasu, możemy się przyjaźnić, jeżeli chcesz, nawet czasem mogę cię przytulić, ale nie będę twoim chłopakiem. Zależy mi na tym, żeby to wreszcie do ciebie dotarło, bo inaczej w ogóle przestaniemy się spotykać.

Jagoda spojrzała na niego lśniącymi od łez oczami. Postanowiła jednak być dzielna. Wiedziała, że nie będzie przy nim płakać. Nie mogła sobie na to pozwolić, bo do wylania miała całe morze łez.

– Rozumiem – powiedziała cicho. – Nie martw się o mnie, przejdzie mi. I skoro mówisz, że możesz mnie czasem przytulić, to proszę zrób to, teraz.

Denis pokręcił głową, ale objął dziewczynę ramieniem, przyciągając ją do siebie. Wtuliła się w niego mocno, czerpiąc wszystko, co tylko mogła, z tej jednocześnie cudownej i niesamowicie bolesnej chwili.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

O północy nadeszła pora na finałowy taniec. Sylwia tańczyła z Maćkiem, który zwyciężył w „randce w ciemno” z jej udziałem jako gwiazdy wieczoru, Agnieszka kołysała się wtulona w ramiona swojego wniebowziętego chłopaka, a Denis delikatnie i niezwykle czule obejmował Jagodę. Kiedy jednak nadszedł czas na wieńczący konkurs i cały wieczór pocałunek, Jagoda ujrzała malujący się na twarzy swojego partnera strach, który jednak prawie natychmiast przemienił się w gniewną maskę.

– Nie chcę cię całować – niemalże warknął chłopak do ucha przytulonej do niego dziewczyny.

Jagoda poczuła rozlewający się po całym jej ciele lodowaty chłód. Te słowa sprawiły jej nieomal fizyczny ból.

– Denis, proszę cię – szepnęła cichutko – nie psuj mi urodzin. To tylko głupi, nic nie znaczący pocałunek. Proszę… Nikt nie kazał ci wygrywać tego konkursu… Sam się zgłosiłeś…

Chłopak nie oponował więcej, przyciągnął ją do siebie bliżej zaborczym, stanowczym gestem. Potem jego usta dotknęły jej ust. Ciepło, delikatnie, a jednocześnie mocno i z pasją. Jagoda poczuła się jakby brała udział w jakiejś romantycznej, filmowej scenie. Cały świat zniknął za zasłoną barwnych fajerwerków. Unosiła się w powietrzu i jednocześnie tonęła z braku tchu. A potem, wszystko, cała cudowna chwila zupełnie nagle się skończyła. Denis odsunął się od niej gwałtownie. Oddychał bardzo szybko. Obrzucił dziewczynę wściekłym spojrzeniem, a potem odwrócił się i wybiegł z pubu, w chłodne, jesienne powietrze.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

Jagoda została sama na środku parkietu. Za wszelką cenę starała się nie rozpłakać. Zrobiło się jej strasznie głupio, miała nadzieję, że przez stłumione światło, które delikatnie rozlewało się po pomieszczeniu, nikt nie będzie w stanie dostrzec jej łez. Chciała stąd jak najszybciej uciec i zaszyć się samotnie w jakimś ciemnym, spokojnym kąciku. Nagle poczuła, że obejmują ją czyjeś ramiona.

– Wszystko w porządku? – usłyszała cichy szept Michała.

Wtuliła się w niego jak dziecko, a on przyciągnął ją do siebie jeszcze bliżej. Tańczyli kołysząc się w rytm wolnej muzyki.

– Teraz już tak – odpowiedziała cichutko dziewczyna, oplatając ramionami szyję chłopaka.

Kiedy skończyła się spokojna piosenka, a z głośników wydobyły się szybsze takty, Michał odciągnął Jagodę na bok. Usiadł przy jednym z drewnianych stolików, sadzając sobie dziewczynę na kolanach. Nie protestowała. Wtuliła się w niego ufnie, zaciskając dłonie na jego idealnie wyprasowanej koszuli. Kiedy podeszły do niej przyjaciółki, dowiedzieć się co zaszło pomiędzy nią a Denisem, w ogóle już nie płakała.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

Impreza urodzinowa skończyła się dopiero nad ranem. Wszyscy goście zmęczeni, ale w dobrych humorach rozeszli się po domach. Jagoda przez cały następny dzień wbijała sobie do głowy jak bardzo nie lubi Denisa i jak nie ma ochoty go widzieć na oczy. Wieczorem jednak, zamiast przed domem Michała, znalazła się w niewiadomy sposób, przed starą kamienicą.

Kiedy wspięła się na ostatnie piętro i zapukała do drewnianych drzwi, chłopak otworzył jej wyraźnie zaspany. Miał na sobie poprzecieraną w wielu miejscach, ciemnozieloną piżamę. Wyglądał na zaskoczonego.

– Czego chcesz? – zapytał niegrzecznie.

– Mogę wejść? – zapytała ignorując jego nieuprzejmy ton.

Popatrzył na nią niechętnie, ale w końcu odsunął się, wpuszczając dziewczynę do środka. Jagoda weszła, omijając skrzętnie leżące na podłodze rzeczy. Usiadła na brzegu nie pościelonego łóżka. W pokoju było niemal tak samo chłodno jak na dworze. Denis stanął nad nią patrząc wyczekująco.

– Po co tu przyszłaś? – zapytał.

– Nie wiem – odpowiedziała zgodnie z prawdą.

Westchnął. Usiadł koło niej. Rozczochrane włosy opadły mu chaotycznie na twarz. Jagoda nie mogła się powstrzymać. Wyciągnęła rękę i odgarnęła opadające na oczy chłopaka kosmyki. Spojrzała na niego przestraszonym wzrokiem.

– Co? – zapytał.

– Jesteś cały rozpalony – powiedziała zaniepokojonym głosem – nic dziwnego, że śpisz do wieczora.

– To nie twoja sprawa – warknął. – Skoro nic ode mnie nie chcesz, to może byś już sobie poszła? – zasugerował nieznoszącym sprzeciwu tonem.

– Denis, proszę, porozmawiajmy – powiedziała błagalnym tonem, przysuwając się bliżej do chłopaka.

– Nie mamy o czym rozmawiać – syknął.

– Ten pocałunek wczoraj… dlaczego uciekłeś? – zapytała ignorując jego wypowiedziane szorstkim tonem zdanie. – Ja wiem, że też to poczułeś! Denis…

Chłopak spojrzał na nią. W jego bursztynowych oczach malowała się furia. W jednej chwili znalazł się przy niej. Bardzo blisko niej. Zbyt blisko. Jednym szarpnięciem rozpiął zamek jej jesiennej kurtki. Potem pocałował ją, ale nie delikatnie i czule jak poprzedniego wieczora, tylko mocno i brutalnie, niemal zgniatając wargami usta dziewczyny. Próbowała go od siebie odepchnąć. Nie pozwolił jej na to. Bez problemu chwycił jej nadgarstki jedną ręką i przytrzymał nad głową dziewczyny. Rzucił ją na łóżko. Wolną rękę wsunął pod jej bluzkę, przesuwając nią po odsłoniętym brzuchu dziewczyny, z każdą chwilą coraz wyżej. Jagoda poczuła dreszcze. Ogarnęła ją panika.

– Denis, przestań – krzyknęła błagalnie.

– A myślałem, że cały czas o to ci właśnie chodziło – roześmiał się chłopak, podwijając jej bluzkę wyżej, tak, że teraz odsłonił jej delikatny, koronkowy stanik.

– Nie, proszę – jęknęła.

– O co mnie prosisz? – zapytał drwiąco, ocierając się swoim kroczem o jej udo. – Nie tego ode mnie chciałaś?

W jej oczach zalśniły łzy. Szarpnęła się z całej siły, jednak bezskutecznie. Był od niej znacznie większy i zdecydowanie silniejszy.

– Nie, Denis… ja jeszcze nigdy tego nie robiłam – wydusiła z siebie drżącym z przerażenia głosem.

Znowu się roześmiał. Tym razem jednak ją puścił.

– Zmiataj stąd – warknął – i więcej tu się nie pokazuj.

Jagodzie nie trzeba było dwa razy powtarzać. Wyswobodzona ze stalowego uścisku, gwałtownie zerwała się z łóżka i popędziła w kierunku drzwi. Zbiegła po schodach bardzo szybko oddychając. Dopiero na samym dole odważyła się zatrzymać na chwilę, żeby obciągnąć bluzkę i zapiąć kurtkę. To był jakiś koszmarny sen. Szybkim krokiem, z płynącymi po policzkach łzami, opuściła starą kamienicę.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

Denis stał przy oknie. Patrzył jak Jagoda szybkim krokiem przemierza zabłocone, ponure podwórko. Uśmiechnął się do siebie. Dopiął swego, dziewczyna więcej tu już nie przyjdzie. Chłopaka paliła gorączka. Czuł zawroty głosy. Małe, popielate stworzonko, jednym płynnym ruchem wskoczyło na parapet. Spojrzało, jakby smutno, przez przybrudzoną szybę. Pisnęło cichutko. Denis pogłaskał je delikatnym gestem. Potem jego ręka zsunęła się z gęstej sierści, a chłopak osunął się nieprzytomny na podłogę. Ciszę, która zapadła przerwał jedynie, przeraźliwy, zrozpaczony pisk.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

Jagoda nie chciała wracać do domu. Czuła się paskudnie. Było jej już wszystko jedno. Wsiadła do nadjeżdżającego autobusu. Kwadrans później dzwoniła do drzwi domu Michała. Odetchnęła z ulgą, kiedy to chłopak, we własnej osobie jej otworzył. Podejrzewała, że przedstawia sobą dość smętny wygląd. Potargane włosy, pogniecione ubranie, zapuchnięte od płaczu, czerwone oczy. Michał nie zadając zbędnych pytań, wziął ją za rękę i zaprowadził do swojego pokoju. Posadził na czarnej, skórzanej kanapie.

– Poczekaj tu na mnie słoneczko, zaraz do ciebie wrócę – powiedział łagodnie. – Mam gości, muszę ich na chwilę przeprosić.

Jagodna skinęła głową. Kiedy chłopak wyszedł, zdjęła z siebie kurtkę. Weszła do przylegającej do pokoju własnej łazienki Michała. Przemyła twarz zimną wodą. Nie zamierzała więcej płakać. Rozczesała potargane włosy leżącym na półce pod lustrem grzebieniem. Tutaj czuła się bezpiecznie. Nie potrafiła zrozumieć co się właściwie stało i jak do tego doszło, przecież… Do pokoju wszedł Michał. Uśmiechnął się do niej. Podał jej miękki, czarny golf.

– Wziąłem od siostry, pomyślałem, że będziesz się chciała przebrać – powiedział.

Jagoda uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością i zamknęła drzwi od łazienki. Po chwili wróciła do pokoju w czystym swetrze. Impulsywnie zarzuciła chłopakowi ramiona na szyję. Przytulił ją do siebie starannie ukrywając zaskoczenie. W jego ramionach czuła się otoczona opieką i zupełnie bezpieczna.

– Michał – odezwała się cichutko, wtulając twarz w popielaty sweter chłopaka – czy to co mówiłeś, latem dalej jest aktualne? Naprawdę chciałbyś, żebym była twoją dziewczyną?

– Kocham cię słoneczko, to tak samo z siebie nie przechodzi – Michał uśmiechnął się do niej ciepło. – Oczywiście, że bym chciał.

– W takim razie nią będę – odpowiedziała stanowczo, wspinając się na palce i delikatnie całując chłopaka w usta.

Michał rozpromienił się cały. Z czułością odwzajemnił pocałunek dziewczyny. Przytulił ją do siebie, jakby chciał ukryć w swoich ramionach przed całym światem.

– Jeżeli chcesz, to przeproszę moich gości – powiedział ciągle uśmiechnięty.

– Nie, chodźmy do nich – zaproponowała Jagoda, nie mając najmniejszej ochoty opowiadać o tym, co się stało, zupełnie zmieniając jej obraz świata.

Trzymając się za ręce zeszli na dół. Większość siedzących w salonie ludzi, Jagoda już znała. Byli to przyjaciele Michała z grupy. Chłopak jednak przedstawił jej wszystkich ponownie, zaznaczając z zadowoleniem, że Jagoda jest jego dziewczyną. Potem usiadł w głębokim fotelu, sadzając ją sobie na kolanach. Jagoda nie miała ochoty rozmawiać. Wtuliła się w Michała, przysłuchując się cichutko toczącym się w pokoju rozmowom.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

Jagoda za wszelką cenę próbowała przegonić ponure, dotyczące Denisa myśli. Nie potrafiła jednak zapomnieć o chłopaku. Boleśnie zdała sobie sprawę, że cokolwiek by jej nie zrobił i tak pragnęłaby do niego wrócić. Z całych sił walczyła z tęsknotą i narastającą w niej, chłodną beznadzieją. Nic jej nie cieszyło, wszystko straciło swój sens. Jedyne mniej ponure myśli pokazywały się w jej głowie, kiedy przebywała w pobliżu Michała. Chłopak dodawał jej otuchy, a od czasu do czasu udawało mu się nawet wywołać uśmiech na jej smutnej, bladej twarzy. Dziewczyna codziennie przychodziła po Michała na uczelnię i za każdym razem z niepokojem i obawą wypatrywała Denisa. Nie pokazał się jednak przez kilka kolejnych dni. W końcu nie wytrzymała.

– Michał, co z Denisem? – zaczęła niewinnie. – Dawno go nie widziałam.

Chłopak obojętnie wzruszył ramionami.

– Nie mam pojęcia, nie pokazuje się w szkole od początku tygodnia.

Jagoda poczuła w środku jakiś dziwny niepokój. Kiedy poszła z Michałem na kawę, siedziała jak na szpilkach. Nie mogła doczekać się aż chłopak wreszcie odwiezie ją do domu. Nie weszła jednak do środka. Kiedy tylko odjechał natychmiast wybiegła na ulice i pędem puściła się w kierunku starej kamienicy, w której mieszkał Denis. Po kilkunastu minutach, zdyszana, wspinała się na skromne poddasze. Zapukała. Nikt nie otwierał. W końcu, zdeterminowana, nacisnęła klamkę. Drzwi były otwarte. Odważnie weszła do środka. Na łóżku leżała bezładna sterta pościeli, która jednak co jakiś czas poruszała się nieznacznie. Jagoda podeszła bliżej.

– Denis? – zapytała cicho.

Chłopak wyjrzał spod grubej kołdry. Był blady i rozczochrany. Spojrzał na nią, jakby zobaczył ducha.

– Co tu robisz? – zapytał bardzo słabym, zachrypniętym głosem.

Nie zwracając na nic uwagi, usiadła przy nim na łóżku. Dłonią dotknęła jego czoła. Było rozpalone. Wyraźnie trawiła go gorączka. Jęknęła na myśl, że chłopak ma ją od niedzieli.

– Jadłeś coś? – zapytała.

– Nie chcę – odpowiedział, odwracając się do niej plecami. – Idź sobie.

– Nie – oznajmiła stanowczo dziewczyna.

Spod kołdry wyjrzał roztrzepany i zmarnowany, popielaty łepek. Stworzonko żałośnie pisnęło. Było wychudzone i zmizerowane. Jagoda wyciągnęła rękę do fretki, a ona wspięła się na nią, obwąchując nieufnie dziewczynę. Denis przekrzywił głowę w ich kierunku.

– Idź już – powiedział – i zabierz ją ze sobą, proszę – dodał cicho.

Jagoda wahała się przez dłuższą chwilę, a potem bez słowa wstała i wyszła z mieszkania zabierając ze sobą zwierzaka.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

Mimo początku listopada noc była nieprzyjemna i mroźna. Jagoda długo nie mogła zasnąć. Martwiła się. Popielata fretka leżała obok niej na poduszce, nakarmiona i starannie wyczesana. Kiedy dziewczynie wreszcie udało się zasnąć, spała niespokojnie, co chwilę budząc się z kolejnego, koszmarnego snu.

Rano wiedziała już, że nie pójdzie do szkoły. Spakowała plecak, schowała pod kurtką Maggie i pewnym krokiem ruszyła ku starej, obdrapanej kamienicy. Denis spał. Nie zamierzała go budzić. Postawiła na podłodze zwierzątko, które natychmiast popędziło, by ułożyć się na łóżku obok swojego właściciela.

W mieszkaniu było tak samo zimno co na dworze. Jagoda zebrała deski i papier, układając je w zgrabny stosik w piecu. Nigdy tego nie robiła, więc rozpalenie kaflowego pieca, tak żeby nie wygasł przysporzyło jej nie lada problemów, nie przejęła się tym jednak za bardzo, tylko cierpliwie ponawiała nieudolne próby, aż w końcu w środku zapłonął wesoły, przyjemny ogień. Dopiero wtedy zamknęła metalowe drzwiczki i pozwoliła pokojowi nagrzewać się w swoim własnym, powolnym tempie. Zdjęła kurtkę i rozpakowała zawartość plecaka. Zaczęła zwinnie krzątać się po niewielkich pomieszczeniach. Sprzątała, układała równe stosy z porozrzucanych książek, z przyniesionych produktów gotowała rosół. Po dwóch godzinach mieszkanie zmieniło się nie do poznania. Mimo ponurego dnia, przez czyste szyby i tak wpadało znacznie więcej dziennego światła niż gdyby było lato. Na koniec zaparzyła ciepłej, czarnej herbaty. Postawiła gorący kubek na uwolnionym od sterty papierów stołku, a sama usiadła na łóżku obok Denisa. Chłopak w dalszym ciągu miał gorączkę, nie był jednak tak rozpalony jak poprzedniego wieczora. Delikatnie odgarnęła mu włosy i położyła na czole wilgotną, chłodną chustkę. Otworzył oczy. Spojrzał na nią błędnym wzrokiem.

– Dlaczego tu wróciłaś? – spytał.

Jagoda tylko uśmiechnęła się do niego. Pomogła mu usiąść na łóżku, dopiero teraz zdając sobie w pełni sprawę, jaki był słaby. Podała mu herbatę. Spojrzał na dziewczynę, a w jego bursztynowych oczach był tylko głęboki, bezbrzeżny smutek.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

Jagoda codziennie po szkole przychodziła do chłopaka. Denis, jedząc normalnie i nie marznąc, z każdym dniem czuł się coraz lepiej. Gorączka spadła i chłopak coraz pewniej wstawał z łóżka. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego wesoło, kiedy zobaczyła, że umyty, uczesany i ubrany siedzi na posłanym łóżku. Zdjęła z ramion plecak i wyciągnęła z niego plik równo podkładanych, białych kartek.

– Skserowałam ci notatki – oznajmiła wesoło, podając stosik chłopakowi.

W oczach Jagody błyszczały iskierki ulgi i radości. Spojrzał na nią jakimś takim dziwnym wzrokiem.

– Dzięki – odpowiedział jednak tylko. – Będę musiał trochę nadrobić.

– W sobotę jest spotkanie twojej grupy – powiedziała cicho. – Zamierzasz się tam pojawić?

Skinął głową.

– Sądzę, że tak. – Spojrzał na nią pytająco. – A ty skąd o tym wiesz i co zamierzasz tam robić?

Jagoda zarumieniła się delikatnie.

– Przyjdę z Michałem – odpowiedziała niepewnie. – Jesteśmy teraz razem.

Denis prychnął. Wybuchnął śmiechem, jednak w jego śmiechu nie było ani odrobiny wesołości. Brzmiał raczej gorzko niż radośnie.

– W takim razie na pewno tego nie przegapię – oznajmił sucho, a jego twarz stała się bezwyrazową, nieprzeniknioną maską.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

Sobota okazała się chłodnym, ale słonecznym dniem. Trzymając za rękę Michała Jagoda, weszła do przytulnie urządzonego wnętrza pubu. Ponieważ pokazali się jako jedni z pierwszych, mogli zając wygodne miejsce, na kanapie w samym rogu, w loży, przy długim, drewnianym stole. Ludzie schodzili się przez jakiś czas małymi grupkami. Dziewczyna przez większość czasu bawiła się naprawdę dobrze, ale mimo wszystko co chwilę zerkała w kierunku drzwi, niecierpliwie czekając, żeby wreszcie zobaczyć Denisa. Zamarła jednak zaskoczona, kiedy chłopak wreszcie przyszedł. Uczepiona do jego ramienia szła jakaś smukła blondynka, w kraciastej mini spódniczce. Denis przedstawił ją wszystkim i usiadł z brzegu, obejmując ją od niechcenia ramieniem. Jagody nie zaszczycił nawet jednym spojrzeniem. Blondynka uśmiechała się uroczo i co chwila szeptała coś Denisowi na ucho. Jagoda, mimo, że pojawiła się tu w towarzystwie Michała, poczuła się bardzo nieprzyjemnie i nieswojo. Z ulgą zgodziła się, kiedy chłopak zaproponował jej, żeby zmyli się szybciej na jakiś seans do kina. Po filmie postanowili, w centrum handlowym, zagrać w bilard. Jagoda przeprosiła Michała, znikając za drzwiami damskiej toalety. Kiedy wychodziła z kabiny, usłyszała dziewczyny, toczące jakąś rozmowę, podnieconymi głosami.

– Tak po prostu sobie poszedł? Nie wierzę! – pisnęła jedna oburzonym tonem.

– Nie rozumiem – jęknęła jakaś, wyraźnie zapłakana dziewczyna. – Sam zaproponował mi randkę i cały wieczór myślałam, że ma na mnie ochotę, a potem, kiedy wyszliśmy z pubu i zaproponowałam mu, żebyśmy poszli do mnie, on po prostu się roześmiał, jakbym powiedziała coś bardzo zabawnego – chlipała cicho. – Potem powiedział mi, że nie lubi blondynek, odwrócił się i odszedł, a ja stałam jak głupia na środku chodnika.

– Nie martw się kochana, trafiłaś na jakiegoś skończonego kretyna – odezwał się trzeci, pocieszający głos, ale Jagoda już nie słuchała.

Po cichu wyśliznęła się przez drzwi toalety. W zapłakanej dziewczynie rozpoznała Anię, blondynkę, z którą tego wieczoru w pubie pojawił się Denis.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

W niedzielę rano, Jagoda wyszła do parku z Bianką, maltańczykiem, ukochanym psem swojej mamy. Dziewczyna mieszkała jedynie z nią, a że jej matka była kobietą biznesu, często wyjeżdżała na różnego rodzaju delegacje, zostawiając córkę jedynie w towarzystwie małego, śnieżnobiałego psa. Jagodzie to jednak nie przeszkadzało, zwyczajnie zdążyła się już do tego przyzwyczaić, poza tym, w razie czego, zawsze mogła odwiedzić swoją mieszkającą na przedmieściach babcię. Tego dnia jednak nie miała ochoty na żadne spacery. Był pochmurny, chłodny dzień, a na dodatek co chwilę mżyło. Miała nadzieję, że Bianka szybko załatwi swoje potrzeby i będą mogły wrócić do ciepłego, suchego domu. W parku nie było żadnych ludzi. Nikomu nie kwapiło się bez potrzeby wychodzić z domu, w taką paskudną, dżdżystą pogodę. Jagoda spuściła psa ze smyczy, w pośpiechu mijając plac zabaw. Przystanęła zdziwiona, zauważywszy skuloną na huśtawce postać.

– Co tu robisz? – spytała podchodząc, do zupełnie przemoczonego, smętnie wyglądającego Denisa.

Podniósł wzrok. Spojrzał na nią ponuro. Później w jego bursztynowych oczach pojawiły się psotne iskierki.

– Przyszedłem się pohuśtać – odpowiedział lakonicznie.

Przez twarz Jagody przebiegł grymas złości.

– Ty skończony idioto! – krzyknęła. – Ledwo co wyzdrowiałeś! Chcesz się nabawić zapalenia płuc? Jest zimno, a ty jesteś cały przemoczony! Natychmiast wstawaj! Idziemy do mnie się wysuszyć!

Chłopak pojrzał na nią dziwnie, odrobinę zmieszanym wzrokiem, ale posłuchał. Szli szybkim krokiem, nie zatrzymując się i nie rozmawiając po drodze. Stanęli dopiero pod drzwiami mieszkania Jagody. Denis chwycił ją za ramię i odwrócił w swoją stronę.

– Siedziałem tam, bo chciałem cię zobaczyć – powiedział cicho, patrząc jej w oczy.

Wyrwała mu się, odwróciła do niego tyłem i otworzyła drzwi, zupełnie ignorując to co powiedział. Zdjęła buty i pobiegła przynieść mu czysty ręcznik. Potem zostawiła go w łazience, sama znikając w kuchni, żeby zaparzyć ciepłej herbaty.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

Kiedy Jagoda weszła do jasnego salonu, niosąc ze sobą parujące kubki, Denis stał przed jedną z półek z zainteresowaniem przyglądając się rodzinnym zdjęciom dziewczyny. Szczególnie jedno przyciągnęło jego uwagę.

– Kto to jest? – zapytał Jagody, pokazując jej zdjęcie przedstawiające małą czarnowłosą dziewczynkę siedzącą na kolanach starszej kobiety.

– Moja babcia – uśmiechnęła się do niego radośnie dziewczyna.

– Ma na imię Maria-Antonina? – spytał zaciekawiony chłopak, tonem jakby to co odpowie mu Jagoda było rzeczą najwyższej wagi.

– Skąd wiesz? – zdziwiła się Jagoda, ale w tym momencie dziwną rozmowę przerwał im dzwonek do drzwi.

Dziewczyna pobiegła otworzyć. W drzwiach stał Michał. Miał ze sobą jakieś zakupy. Jagoda zawahała się nie będąc pewna czy powinna go zaprosić do środka. Spojrzał na nią pytająco.

– Wpuścisz mnie? – spytał.

– Tak, jasne, wejdź – odpowiedziała niezbyt pewnym głosem dziewczyna.

Kiedy Michał wszedł do środka, jego wzrok natychmiast zatrzymał się na luzacko opartym o framugę salonu Denisie. Na domiar złego, tamten nie miał na sobie koszulki, ponieważ suszyła się na łazienkowym kaloryferze.

– Cześć – przywitał blondyna chłopak uśmiechając się pogodnie.

Twarz Michała przeszył grymas gniewu.

– Co on tu robi?! – spytał Jagody cedząc słowa przez zęby.

Dziewczyna wzruszyła ramionami.

– Zaprosiłam go, żeby się wysuszył – odpowiedziała nie tracąc rezonu. – Był bardzo zmoknięty, nie chciałam, żeby się rozchorował. Usiądźcie, Michał, zaraz przyniosę ci herbatę.

Chłopacy przez chwilę mierzyli się wrogimi spojrzeniami, a potem obydwaj usiedli na kremowych fotelach w salonie. Żaden z nich nie zamierzał wyjść.

– Zostaw ją w spokoju – warknął Michał, kiedy tylko dziewczyna zniknęła za drzwiami.

– Odwal się ode mnie – syknął Denis. – Będę robił to na co mam ochotę z tym, z kim mam ochotę to robić.

– Ona jest moja i nie waż się jej tknąć – zagroził cichym głosem blondyn.

Potem jednak obydwaj zamilkli, bo Jagoda wróciła do pokoju niosąc ze sobą parujący kubek herbaty, który postawiła przed Michałem. Tamten, korzystając z okazji przyciągnął dziewczynę do siebie, sadzając ją sobie na kolanach. Jagoda roześmiała się srebrzyście, delikatnie całując chłopaka w usta. Denis gwałtownie wstał.

– To ja już pójdę – oznajmił tylko, nie patrząc więcej na nich.

Jagoda chciała go odprowadzić do drzwi, ale Michał przytrzymał ją przy sobie stanowczo.

– Poradzi sobie – powiedział cicho przytulając do siebie dziewczynę – a ja naprawdę bardzo się za tobą stęskniłem.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

Denis zebrał swoje ubrania i pospiesznym krokiem wyszedł na deszcz. Wszystko się w nim gotowało. Wściekłoś mieszała się w chłopaku z zazdrością. Dlaczego akurat on? Dlaczego jego musiała wybrać? Każdy, tylko nie Michał! Zwłaszcza teraz, kiedy w umyśle Denisa pojawiła się iskierka nadziei. Otworzyła się przed nim szansa, na to, że wszystko ułoży się dobrze.

Wsiadł do autobusu. Z kieszeni spodni, wyjął pomięte zdjęcie. Kiedy Jagoda nie patrzyła, wyciągnął fotografię ze starej, drewnianej ramki. Nie miał nic do stracenia, za to do zyskania miał całe życie. W każdym razie warto było spróbować.

Po pól godzinie, znalazł się na przystanku, przy ulicy Akacjowej. Stało tam kilka starych, jednorodzinnych domów. Denis wszedł na drewniany, podcieniowy ganek jednego z nich. Zadzwonił do drzwi. Otworzyła mu starsza, poczciwie wyglądająca kobieta, która gdy go tylko zobaczyła, próbowała natychmiast zatrzasnąć, potężne, drewniane drzwi. Nie pozwolił jej na to. Przytrzymał je i odsuwając na bok staruszkę, niczym huragan, wszedł do środka.

– Porozmawiamy – powiedział cichym, groźnym głosem.

– Nie mamy o czym – stwierdziła ni to przestraszonym ni to zasmuconym głosem kobieta.

– Owszem, mamy – uśmiechnął się ponuro Denis. – Zaprosisz mnie na herbatę, powiem ci to, co mam do powiedzenia, a potem sobie pójdę, jeżeli taka będzie twoja wola – oznajmił, pochylając się i podnosząc z podłogi rudego, ocierającego się mu o nogi kota.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

W staromodnie urządzonej kuchni, w powietrzu unosił się zapach aromatycznych, polnych ziół. Na ścianach wisiały ręcznie malowane, ozdobne talerze. Denis siedział na krześle, przy solidnym, drewnianym stole. Trzymał na kolanach rudego kota, od czasu do czasu łagodnie głaszcząc mruczące zwierzę.

– Denis, już tyle razy prosiłeś mnie o to samo i za każdym razem odpowiadałam ci, że nie mogę tego zrobić – powiedziała spokojnie siedząca naprzeciwko chłopaka staruszka.

– Rozumiem – odpowiedział powoli. – Posłuchasz mnie czy nie?

– Mów – westchnęła kobieta.

Chłopak wyciągnął z kieszeni lekko pomiętą fotografię. Przesunął po stole w kierunku staruszki. Spojrzała na niego zaskoczona.

– Skąd to masz? – spytała.

– To ona – powiedział cicho – to ta dziewczyna.

– Niemożliwe! – prawie krzyknęła siwowłosa kobieta.

– Mario, przecież wiesz, że sobie tego nie wymyśliłem – westchnął ponuro chłopak.

– Kiedy to naprawdę niemożliwe! – popatrzyła Denisowi w oczy. Potem jakby coś się w niej zmieniło. – Poddałeś się? – spytała cicho.

Chłopak przecząco pokręcił głową.

– Robiłem wszystko, żeby ją od siebie odtrącić – przyznał szczerze. – Byłem chamski, niemiły, ba nawet jej groziłem, a ona i tak ciągle do mnie wracała, a ja sam zwyczajnie nie potrafiłem się od niej trzymać z daleka. – Poważnym wzrokiem spojrzał na staruszkę. – Ale przyrzekam, że nawet jej nie tknąłem. Błagam cię, pomóż mi Mario, to przecież twoja wnuczka! Nie może skończyć jak moja matka! Nie pozwolę na to!

Kobieta uśmiechnęła się smutno.

– Naprawdę wierzysz w istnienie magii, Denisie?

Chłopak roześmiał się gorzko.

– Nie wierzyłem – powiedział szczerze. – Nie uznawałem jej istnienia, nawet wtedy, kiedy zaczęła do mnie gadać ta bura kupa kłaków – uśmiechnął się pokazując staruszce śpiącą w swoim rękawie fretkę. – Uwierzyłem dopiero, kiedy pierwszy raz ujrzałem Jagodę. To wtedy zacząłem się naprawdę bać. Pomóż mi, pomóż jej, proszę.

– To nie czarownice rzuciły klątwę na twoją rodzinę, sam świetnie o tym wiesz. Nie mogę nic zrobić, żeby ją odczynić – powiedziała spokojnie kobieta.

– Nic nie możesz zrobić? – niemalże jęknął chłopak. – Nie chodzi o klątwę, nie chodzi o mnie. Proszę cię jedynie, żebyś ją ochroniła.

Sędziwą twarz staruszki ozdobił ponury uśmiech. W jej mętnych, brązowych oczach widać było wiekową mądrość.

– Kochasz ją Denisie? – spytała. – Co jeżeli uda mi się odczynić czar? Ona przestanie cię kochać, będziesz dla niej nikim…

Chłopak roześmiał się.

– Czy to ma jakiekolwiek znaczenie? Tak, kocham ją – przyznał szczerze – i dlatego, nie mogę pozwolić, żeby ona mnie kochała.

– Wróć do mnie jutro, przyprowadź Jagodę ze sobą, zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby uchronić was przed cygańską klątwą.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

Na dworze zrobiło się ciemno. Denis wracał do domu w znacznie mniej optymistycznym nastroju, ciągle jednak nie opuszczała go nadzieja. Przystanął zdziwiony, kiedy zobaczył stojących w bramie jego kamienicy chłopaków. Rozpoznał kolegę z grupy i Michała, trzech pozostałych nie znał. Zaczęło go ogarniać bardzo złe przeczucie. Zauważyli go prawie w tym samym momencie, co on ich. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, a potem Denis puścił się pędem w długą. Tamci rzucili się w pościg za nim. Dopadli go w wąskiej uliczce, zagradzając mu drogę z obu stron. Powalili go na ziemię.

– A to co za szczur? – roześmiał się Michał podnosząc za kark, odzianą w skórzaną rękawiczkę dłonią fretkę, która ciągle zaspana wysunęła się z luźnego rękawa kurtki Denisa.

– Zostaw ją – syknął leżący na ulicy chłopak, próbował się podnieść, ale pozostali uniemożliwili mu to z wielką przyjemnością malującą się na zaczerwienionych twarzach.

Denis otrzymał kilka mocnych kopniaków, zwinął się w kłębek, chroniąc przed uderzeniami głowę i brzuch. Michał pomachał przed nim szamoczącą się na wszystkie strony, piszczącą fretką. Zwierzę nastroszyło się, całe wyglądając teraz, nie jak puchata kulka, a raczej jak szczotka do czyszczenia butelek.

– Chętnie – powiedział z sadystycznym uśmiechem na twarzy Michał – tylko sądzę, że najpierw skręcę temu szczurowi kark. Wtedy przestanie się tak szamotać.

Denis zerwał się gwałtownie, rzucając na trzymającego fretkę blondyna. Natychmiast odciągnęły go i powaliły na ziemię, cztery pary rąk. Nadeszła kolejna, bolesna seria ciosów. Chłopak zamknął oczy. Myślał gorączkowo, w jaki sposób może ocalić szamoczącą się bezradnie Maggie. Kiedy przestali kopać, jeden z chłopaków podniósł go za włosy. Michał złapał jedną ręką tułów zwierzęcia.

– Żegnaj szczurze – powiedział wesoło, chwytając drugą ręką główkę stworzenia.

To był błąd. Fretka wygięła się jak wąż, zupełnie jakby nie miała kości. Ugryzła chłopaka małymi, szpiczastymi zębami w nadgarstek. Puściła spod ogona strugę smrodliwego gazu. Michał syknął wypuszczając zwierzę z rąk. Maggie zwinnie wskoczyła na kontener od śmieci, a potem zniknęła w pierwszej lepszej dziurze. Leżący na ulicy Denis otrzymał od Michała kilka wściekłych ciosów.

– Nigdy więcej nie waż się zbliżać do MOJEJ Jagody – wysyczał przez zęby, po czym zniknął za rogiem, zostawiając kumpli, żeby dokończyli robotę.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

Piekło minęło by powrócić wraz z coraz bardziej nasilającym się bólem. Denis patrzył rozmytym wzrokiem, jak jego oprawcy odchodzą śmiejąc się okrutnie. Spróbował wstać. Nie dał rady. Ponownie osunął się na pokrytą błotem i kałużami ulicę. Jego cienka, wojskowa kurtka była poprzedzierana w wielu miejscach, spodnie, bluza i włosy zupełnie mokre i ubłocone. Każde, nawet najmniejsze poruszenie, sprawiało chłopakowi dotkliwy ból. Najbardziej doskwierały mu okolice żeber. Kiedy znów spróbował wstać, nie potrafił powstrzymać wydobywającego się z gardła cichego jęku. Popielate zwierzątko wychynęło ze swojej kryjówki i mokrym nosem dotknęło leżącej na bruku dłoni chłopaka.

W końcu Denisowi udało się wstać. Z trudem, opierając się chwiejnie o ściany budynków, ruszył w kierunku domu. Nigdy nie przeżył nic tak koszmarnego, jak wejście po schodach na ostatnie piętro w takim stanie. Zdjął z siebie mokre ubranie, rzucając je na bezładną stertę, która uformowała się na podłodze. Potem położył się na łóżku, by w końcu zapaść w niespokojny, przerywany nasilającymi się falami bólu, sen.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

Jagoda poczuła zimny, mokry nosek na swoim rozgrzanym od poduszki policzku. Od niechcenia odgarnęła ręką kudłate zwierzę. Ono jednak wróciło znowu, trącając ją zimnym nosem w szyję.

– Bianka, przestań – jęknęła zaspana dziewczyna.

Poczuła mocne ugryzienie. Otworzyła oczy. Gwałtownie usiadła. Spojrzała na popielatą, włochatą istotę, która skakała jak szalona po jej wzorzystej pościeli.

– Maggie? – zapytała zaskoczona, zupełnie już rozbudzona ze snu. – Co tu robisz?

Fretka stanęła przy drzwiach, wlepiając swoje czarne ślepka w Jagodę. Na dworze zaczynało świtać. Zdziwiona dziewczyna wciągnęła na siebie pospiesznie ubranie, zabrała swój szkolny plecak i poszła w ślad za zwierzęciem.

Po kilkunastu minutach znalazły się przed drzwiami mieszkania Denisa. Wahała się przez chwilę, ale potem, bez pukania, uchyliła drzwi i weszła do środka. Świtało już, więc w pokoju panował szarawy, nieprzyjemny półmrok. Jagoda podeszła do łóżka, na którym spał chłopak, po drodze potykając się o stos byle jak rzuconych na podłogę, brudnych ubrań.

Nie wiedziała co tu robi i dlaczego właściwie przyszła. Kiedy stanęła nad Denisem, ten otworzył oczy. Potem zamknął je z powrotem.

– Śnisz mi się? – zapytał cicho.

Usiadła przy nim, nawet mimo półmroku, widząc, że coś jest nie tak. Zapaliła wysłużoną nocną lampkę i aż syknęła ze zgrozy i zdumienia. Leżący na łóżku chłopak był cały posiniaczony i zabłocony, gdzieniegdzie było widać ślady pozasychanej krwi. Denis natychmiast naciągnął na siebie kołdrę, przykrywając się razem z głową. Jagoda siedziała przez chwilę nie wiedząc co ze sobą zrobić, a potem zgasiła światło i położyła się przy nim. Wysunął spod kołdry rękę i objął ją ramieniem. Odsunęła pościel z jego twarzy i delikatnie zaczęła gładzić wilgotne włosy chłopaka. Leżeli tak przez ponad godzinę, nie odzywając się do siebie. W końcu Jagoda usiadła.

– Muszę iść – powiedziała cicho – niedługo zaczną się lekcje.

Kiedy nic nie odpowiedział, niechętnie wstała.

– Jagoda, zrobisz coś dla mnie? – usłyszała cichy głos Denisa.

– Co takiego? – zapytała zaskoczona.

– Czy mogłabyś dzisiaj wieczorem odwiedzić babcię? – poprosił.

– Yh? – zdziwiła się dziewczyna. – Dlaczego?

– Nie pytaj, po prostu zrób to – westchnął.

– Dobrze, zrobię – odpowiedziała w dalszym ciągu zaskoczona.

– Obiecaj – poprosił.

– Obiecuję – odparła nie mogąc zrozumieć dlaczego tak mu na tym zależy.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

Tym razem to Michał przyjechał po Jagodę do szkoły. Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie na jego widok. Bała się i martwiła o Denisa. Potrzebowała kogoś przy kim mogła czuć się bezpiecznie, a Michał się idealnie do tego nadawał. Na powitanie wtuliła się w jego czarny, elegancki płaszcz. Przyciągnął do siebie dziewczynę i delikatnie pocałował. Potem wsiedli do samochodu i pojechali do domu Michała. Kiedy chłopak zdjął płaszcz, dziewczyna spojrzała zaniepokojona na bandaż zdobiący jego lewą rękę.

– Co ci się stało? – zapytała z troską.

– Nic takiego, miałem drobny wypadek – odpowiedział uśmiechając się do niej pogodnie.

Wieczorem, koło dziewiętnastej, na prośbę Jagody, zamiast do domu, Michał podwiózł ją na ulicę Akacjową. Dziewczyna dalej nie rozumiała, czemu Denisowi tak zależało, żeby złożyła wizytę babci, ale nie widząc w tym nic złego, zamierzała zwyczajnie spełnić prośbę chłopaka. Michał razem z nią wysiadł z samochodu i odprowadził ją pod same drzwi. Jagoda wspięła się na palce, pocałowała go na pożegnanie, kiedy jednak niechcący oparła się o nadgarstek Michała, chłopak syknął z bólu.

– Przepraszam – jęknęła – bardzo przepraszam!

– Nie przejmuj się – powiedział blondyn, podwijając rękaw.

Przez opatrunek przesiąkła czerwona krew. Jagoda zaniepokojona spojrzała na lekko pobladłego Michała.

– Wejdźmy do środka – poprosiła. – Babcia ma dobrze wyposażoną apteczkę… Jeszcze raz strasznie przepraszam!

Babcia Jagody przywitała ich uprzejmie, kryjąc starannie zdziwienie, że jej wnuczka nie pojawiła się sama. Zostawiła obydwoje w jasnej kuchni. Rudy kot przysiadł na jednej z pomalowanych na żółto, drewnianych szafek i prychnął na Michała, jeżąc się złowieszczo. Dziewczyna wzięła go na ręce i wyniosła z pomieszczenia, zamykając drzwi. Potem wróciła, żeby zająć się chłopakiem. Kiedy Jagoda rozwinęła bandaż na nadgarstku Michała spojrzała zaskoczona na poszarpaną ranę. Widniały tam wyraźne ślady niewielkich, ostrych zębów. Zwierzę musiało być zdesperowane, bo wbiło je bardzo głęboko, szarpiąc i rozrywając tkankę.

– Co cię tak urządziło? – spytała zaniepokojona.

– Nie wiem – stwierdził chłopak, który wyraźnie nie miał ochoty o tym rozmawiać. – Przypominało łasicę.

Jagoda otworzyła oczy ze zdumienia. Takie same ślady zostawiła jej na ramieniu Maggi, budząc ją rano, tylko, że fretka przygryzła ją wtedy delikatnie, tylko na tyle, żeby wyrwać dziewczynę ze snu.

– Michał, widziałeś się wczoraj z Denisem? – zapytała cichutko.

W oczach chłopaka rozbłysnęły gniewne iskierki.

– A co to ma to rzeczy? – spytał starając się panować nad tonem głosu.

– Nic, po prostu… – zaczęła dziewczyna, ale nie pozwolił jej skończyć.

– Co nagadał ci ten kretyn? – niemal warknął Michał. – Wiesz jak bardzo się nie lubimy, zrobiłby wszystko, żebyś ze mną zerwała – powiedziała przytrzymując ją zdrową ręką za ramię.

Jagoda szeroko otworzyła oczy, do tej pory o nic nie podejrzewała Michała, każdego, tylko nie jego, ale gniewny ton chłopaka zasiał w jej umyśle ziarno wątpliwości.

– Nic mi nie powiedział, martwię się o niego – oznajmiła cicho spuszczając wzrok.

– Sam sobie winny, że oberwał, nie przejmuj się nim – wzruszył ramionami, odrobinę uspokojony Michał.

Dziewczyna nie była idiotką i potrafiła wyciągać logiczne wnioski. W jej brązowych oczach zapłonął ogień.

– Więc to twoja sprawka? Co mu zrobiłeś? Dlaczego? – spytała nie będąc w stanie pojąć takiego zachowania.

– Nic mu nie zrobiłem – syknął Michał – chcę, żeby trzymał się od ciebie z daleka.

– Od kiedy to ty dobierasz mi znajomych? – spytała coraz bardziej rozgniewana Jagoda.

– Od wtedy, kiedy twoje wybory są do kitu – odpowiedział stanowczo. – Nie będziesz zadawała się z tym typem i ja o to zadbam.

Jagoda była już naprawdę zła. Wzięła do ręki gazę, bandaż i nie patrząc na Michała zajęła się jego nadgarstkiem.

– Idź już stąd, dobrze? – poprosiła cicho, kiedy skończyła.

– Posłuchaj mnie – powiedział przyciągając ją do siebie. – To nie jest dobre towarzystwo dla ciebie. To nic nie warty kundel, zapomnij o nim.

– Za każdym razem, kiedy go widzisz, próbujesz go obrazić! Nasłałeś na niego kumpli! I jeszcze mówisz, że to on nie jest nic wart? – odezwała się gniewnym tonem. – Wiesz, jeżeli miałabym wybierać pomiędzy nim a tobą, to sądzę, że wybrałabym jednak jego.

Michał poczerwieniał na twarzy, uderzył ją. Jagoda odsunęła się od niego zaskoczona. Chłopak oprzytomniał. Podszedł do niej. Stała teraz pod samą ścianą niewielkiej kuchni.

– Jagódko, przepraszam – powiedział spokojnie – nie wiem co mnie napadło, ja nie chciałem…

Dziewczyna jednak zauważyła w jego oczach coś niedobrego, coś czego wcześniej nie widziała.

– Michał, idź już, proszę – szepnęła cicho.

– Nie pójdę – oznajmił stanowczo chłopak.

Chwycił ją zdrową ręką, przyciągając do siebie stanowczo. Próbowała się wyrwać, była jednak drobnej budowy, a on był zdecydowanie od niej silniejszy. W pewnym momencie czyjeś ręce odciągnęły go od dziewczyny. Jagoda z ulgą spostrzegła Denisa, nie zastanawiając się nawet co on tu właściwie robił. W bursztynowych oczach chłopaka kryła się złość.

–  Wyjdź stąd – powiedział cichym groźnym głosem, stając pomiędzy Michałem a Jagodą.

Blondyn obrzucił go wściekłym spojrzeniem.

– To nie twoja sprawa – warknął.

Kiedy jednak babcia Jagody weszła do kuchni, rzucił jedynie ciche, złowróżbne „do zobaczenia” i bez niczyjej pomocy wyszedł przed dom.

– Wszystko w porządku? – zapytała kobieta, udając, że nie widzi roztrzepanych włosów Jagody i opuchniętej twarzy Denisa.

Obydwoje zgodnie skinęli głowami. Nie chcieli o tym mówić.

– Co tu robisz? – spytała dziewczyna Denisa, jakby dopiero teraz dotarło do niej, że jego obecność w domu jej babci to raczej dziwny fakt.

– Zaprosiłam go, kochanie – odezwała się staruszka z uśmiechem. – Musimy mu wyjaśnić kilka spraw. – Nie stójmy tak – powiedziała – chodźcie, usiądziemy w salonie.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

Pokój do którego zaprowadziła ich babcia Jagody był przytulny i ciepły. Stara kanapa obita była materiałem w małe, czerwone różyczki. Fotele, do kompletu wyglądały na stare i wysłużone, ale jednocześnie bardzo wygodne meble. Obydwoje usiedli na kanapie, podczas gdy staruszka zajęła miękki fotel. Rudy kot, który plątał się pod nogami od pewnego czasu, z żywym entuzjazmem wskoczył na kolana Denisa. Chłopak pogłaskał go mechanicznie.

– Myślę, że zaczniemy od historii twojej rodziny, Denisie – odezwała się pogodnym tonem, zupełnie jakby mówiła o pogodzie, staruszka.

Chłopak spojrzał na nią ponuro. Myślał, że kobieta bardziej przejmie się losem swojej własnej wnuczki, nie protestował jednak. Bądź co bądź była czarownicą, a on przecież wierzył w magię.

– Babciu, o co tu chodzi? – wtrąciła jednak Jagoda zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć.

– Widzisz kochanie, Denis należy do tych nielicznych osób, które w dalszym ciągu wierzą w istnienie magii – powiedziała z uśmiechem. – Ma nawet swojego ducha opiekuńczego. Uważam, że trzeba go w niektórych sprawach uświadomić – powiedziała z nutką przekąsu w głosie – ale chcę, żeby najpierw opowiedział ci o klątwie.

– Ducha opiekuńczego? – prychnęła dziewczyna. – Przecież to jedynie dajmon w najprostszej postaci fizycznej… nie mógłby nawet…

– Wystarczy kochanie – uciszyła ją kobieta z uśmiechem, kiedy Denis spojrzał na Jagodę zaskoczonym wzrokiem. – Opowiedz jej – zwróciła się do chłopaka spokojnie.

Chłopak zaczął teraz nieco inaczej patrzeć na całą sprawę. Skoro Jagoda wiedziała o istnieniu magii, to co powie nie będzie dla niej jedynie idiotyczną, dziecinną bajką.

– Mój pra- pra- pra- dziadek, Konstanty uwiódł, a potem porzucił cygańską dziewczynę. Umarła przez niego z  żalu. Jej plemię rzuciło klątwę na moją rodzinę – oznajmił beznamiętnie. – Pierwsza miłość jest naszą ostatnią, na zawsze. Do tego kobieta, którą pokochamy, odwzajemnia naszą miłość zmuszona przez cygańską magię. To dlatego zawsze jesteś przy mnie – dodał ze smutkiem w głosie. – Z pokolenia na pokolenie, jako pierworodne dziecko rodzi się syn, a jego matka umiera przy porodzie. Mój pradziadek rzucił się na własną szablę, dziadek powiesił, a ojciec zapił z żalu. Przyszedłem do Marii, prosić ją, żeby w jakiś sposób odsunęła od ciebie tą magię.

Jagoda wyglądała na zaskoczoną i zmieszaną. Patrzyła to na Denisa, to na staruszkę.

– Babciu, dlaczego mu nie powiedziałaś? – spytała w końcu.

Kobieta uśmiechnęła się przepraszająco.

– Nie wiedziałam czy tego chcesz, kochanie. Zresztą teraz sama możesz mu powiedzieć.

Dziewczyna westchnęła. Spojrzała w bursztynowe oczy Denisa.

– Jesteś ignorantem – powiedziała cicho – wiesz o istnieniu magii, dowiedziałeś się nawet, że moja babcia jest czarownicą, a nie postanowiłeś w żaden inny sposób poznać tego świata? – spytała właściwie nie oczekując odpowiedzi. – Przez ponad rok płakałam przez ciebie po nocy, tylko dlatego, że ty nic nie wiesz?!

Odepchnęła go od siebie stanowczo, wlepiając w niego płonące, migdałowe oczy. Chłopak zmieszał się jeszcze bardziej.

– Jagoda, o co… – zaczął pytanie, ale nie dokończył, bo dziewczyna przylgnęła do niego, wtulając się mu pod ramię całym swoim ciałem.

– Pochodzę z linii czarownic – oznajmiła cichutko, wtulając twarz w jego ciemnozieloną bluzę – a do tego urodziłam się w noc święta Samhain, jestem dzieckiem magii, a konkretniej takim, na które magia kompletnie nie działa. Do tego nie urodzę syna, pierworodnym dzieckiem czarownicy jest zawsze córka – westchnęła Jagoda. – I nie kocham cię dlatego, że działa na mnie jakaś cholerna klątwa. Kocham cię po prostu, bo tak i już.

Denis nie bardzo wiedział co ze sobą zrobić. Spojrzał na staruszkę, szukając u niej potwierdzenia słów dziewczyny. Tamta uśmiechnęła się łagodnie.

– Prościej mówiąc, chyba miałeś szczęście zakochując się akurat w mojej wnuczce – powiedziała pogodnie – samą swoją miłością przerwała ciążącą na twojej rodzinie klątwę. Dlatego właśnie powtarzałam ci przy naszej ostatniej rozmowie, że to co mówisz, nie jest możliwe. – Spokojnie wstała od stolika. – Zaparzę wam herbaty dzieci, tylko proszę nie kłóćcie się za bardzo.

Rzuciła im jeszcze przelotny uśmiech i niemalże tanecznym krokiem opuściła salon. Denis delikatnie odsunął od siebie Jagodę.

– Tak bardzo się o ciebie bałem – powiedział cicho, patrząc w twarz dziewczyny. – Kocham cię od samego początku. Wiedziałem, że to ty, już kiedy zobaczyłem cię po raz pierwszy. Tak bardzo starałem się trzymać od ciebie z daleka, ale zwyczajnie nie potrafiłem. – Przyciągnął ją do siebie z powrotem, a ona wtuliła się ufnie w jego ramiona. – Kocham cię – powtórzył wtulając policzek w jej włosy.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

Michał był naprawdę wkurzony. Co ten cholerny nieudacznik tam robił i dlaczego, coś, jakaś siła, zmusiła go żeby wyjść i zostawić go sam na sam z Jagodą, która przecież była jego, Michała, a nie Denisa dziewczyną. Zaparkował przed domem. Wysiadł z samochodu trzaskając drzwiami. Na podwórku poruszył się jakiś cień, potem kolejny. Chłopak pomyślał, że z gniewu ma już omamy przed oczami. Wszedł do domu, zapalił światło. Rodziców jak zwykle jeszcze nie było. Zresztą prawie nigdy ich tam nie było. Wszedł do swojego pokoju. Nad łóżkiem, na białej ścianie zobaczył ogromny czerwony napis, nabazgrany jakby dziecięcym pismem. Głosił: „Morderca zwierząt”. Poczuł powiew silnego wiatru. Kiedy się odwrócił, spostrzegł, że okno było otwarte. Na parapecie siedziały jakieś stworzenia. Było widać jedynie ich sylwetki, ostre białe zęby i czarne, błyszczące oczy.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

Denis obudził się wypoczęty. Z zachwytem spojrzał na śpiącą koło niego dziewczynę. Minął już ponad rok od kiedy byli razem, a on ciągle patrzył na nią z tą samą miłością, czułością i tęsknotą. Nie mógł uwierzyć, że cały jego koszmar, tak po prostu się skończył. Zupełnie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Tak, Jagoda była prawdziwą czarodziejką. Delikatnie pogładził jej lśniące, czarne włosy.

– Oki, oki yo! Waga tomo ni sen, Neru–kocho! (Zbudź się zbudź! Uczynię cię swym towarzyszem o śpiący motylu!) – powiedział z wesołym uśmiechem, kiedy dziewczyna otworzyła oczy.

Mruknęła w odpowiedzi, oplatając ramionami jego szyję,  przyciągając go do siebie i namiętnie całując. Wiedział, że nigdy nie mógłby być bardziej szczęśliwy.

THE END

Vicky

Trochę nieśmiała, zawsze odrobinę rozkojarzona i najczęściej w czymś głęboko zaczytana. Kocha fantastykę i kulturę Japonii. Z zamiłowaniem tworzy opowiadania i irytuje otaczających ją ludzi. Oprócz bloga (przez zupełny przypadek) prowadzi portale PapieroweMotyle, DuzeKa oraz Secretum. Ps. Zostaw mi swój link w komentarzu, żebym również mogła odwiedzić Twoją stronę!

6 komentarzy

  1. Odpowiedz

    Kromka

    26 listopada 2014

    troche dziwny koniec ale opowiadanie ogolnie okej 🙂

    • Odpowiedz

      Vicky

      28 listopada 2014

      Często się spieszę, żeby coś wreszcie skończyć i czasami ta wychodzi 🙂

  2. Odpowiedz

    IRRESA

    11 czerwca 2011

    I co z tymi Żółtymi Kwiatami? Na tytuł nie masz pomysłu…?

    • Odpowiedz

      Miye

      11 czerwca 2011

      Mam: “Żółte Kwiaty” XD tyle, że jest nieciekawy…

  3. Odpowiedz

    IRRESA

    4 stycznia 2011

    Ooo… Widzę, że tytuł się zmienił! 😉

    • Odpowiedz

      Miye

      4 stycznia 2011

      Tamten mi tu wybitnie nie pasował… jeszcze do “Żółtych Kwiatów” by się jakiś ciekawszy przydał…

Leave a comment

Ostatnie Recenzje

Skowronka Hopka. Na ratunek zimie

Bałagany – gra planszowa

Odrodzona jako czarny charakter w grze Otome #10

Moje szczęśliwe małżeństwo

Najpopularniejsze Artykuły