Syrena – Tricia Rayburn

Date
mar, 06, 2012

Kocham wodę – gorliwie i bez zastrzeżeń. Uwielbiam pływać. Rozumiem więc miłość Trici Rayburn, którą autorka szczerze darzy ocean. Zastanawiam się ilu bohaterów jej powieści istnieje naprawdę, żyjąc sobie spokojnie w nadmorskiej miejscowości, w której ona sama mieszka. Jej historia jest tak realna i żywa, że z pewnością wiele musiała czerpać z własnych obserwacji i doświadczenia.

Dwie nastoletnie siostry, Vanessa i Justine, spędzają z rodzicami w domku nad oceanem każde wakacje. Przyjaźnią się z najbliższymi sąsiadami, Simonem i Calebem. Od wielu lat bawią się wspólnie przez całe lato. Ten rok był jednak inny. Tragiczny. Justine skacze ze skały nad urwiskiem. Robiła to setki razy, dlaczego więc teraz morze wyrzuciło na brzeg jej martwe ciało? Warunki atmosferyczne? Głupota? Próba samobójcza? Chłopak, z którym planowała wspólną przyszłość ucieka z miasta, a Vanessa za wszelką cenę chce go odnaleźć, mając nadzieję, że rzuci trochę światła na zagadkę śmierci jej ukochanej, starszej siostry. Do czego to jednak dziewczynę zaprowadzi? Tajemnica, którą odkrywa, jest czymś, o czym wolałaby się nigdy nie dowiedzieć…

Książka jest ciekawym thrillerem paranormalnym. Ma prostą, ale interesującą fabułę i wartką akcję – choć moim zdaniem bardziej obyczajową niż sensacyjną. Nie licząc Justine, to ani przez moment nie było mi szkoda tych wszystkich martwych osób. Mrożące krew w żyłach wydarzenia wyglądały w historii na odległe i nienaturalne. Za to konflikty rodzinne i międzyludzkie uczucia wydały mi się opisane wręcz perfekcyjnie. Czytelnicy, którzy lubią się bać raczej rozczarują się „Syreną”, jednak tych wszystkich innych wielbicieli fantastyki, książka może naprawdę pozytywnie zaskoczyć. Nawet wątek romantyczny nie był przesadzony (a właściwie kilka pomniejszych tego typu historii – w większości niestety dość melancholijnych i smutnych). Wszystko działo się stopniowo i powoli, tak jak moim zdaniem powinno się dziać. Przez większą część fabuły tak naprawdę nie wydarzyło się nic nadnaturalnego, a nawet jeśli, to da się to wytłumaczyć w jakąś logiczną drogą. W ten prosty sposób autorka z łatwością wzmaga czytelniczą ciekawość.

Powieść pisana jest w pierwszoosobowej narracji, z punktu widzenia Vanessy. Mimo, że osobiście nie przepadam za takim sposobem przedstawiania akcji, to jednak muszę przyznać, że w tym wypadku taki właśnie obraz ma coś w sobie i inaczej nie dałoby się wszystkiego co wymyśliła sobie autorka pokazać. Bardzo przypadł mi do gustu sposób w jaki kreuje świat Tricia Rayburn. Nie ma w nim nic wydumanego, żadnych barwnych opisów, ale jednocześnie nie jest pusty i widać, że pisarka bardzo umiejętnie obserwuje otoczenie oraz ludzi, a potem swoje wnioski potrafi przelać na papier. Co prawda historia szumnie nazwana została „thrillerem”, ale nie ma w niej nic przerażającego i sądzę, że bardziej pasowałoby do tej powieści zakwalifikowanie jako popularny ostatnio w Polsce „paranormal”.

Wydanie książki jest bardzo ładne – zarówno grafika okładki, jak i stylowo utrzymany środek. Dość duża czcionka ułatwia i przyspiesza czytanie. Rozdziały nie są zbyt długie, jednak również nie liczą sobie po jednej, dwie strony, tak jak bywa w przypadku niektórych młodzieżowych powieści. Oprawa broszurowa, ale ze skrzydełkami, dzięki którym nie zaginają się rogi, co jest bardzo ważne, kiedy ktoś czyta tak jak ja – czyli wszędzie gdzie się da. Tłumaczeniu oraz korekcie również nie mam niczego do zarzucenia. Od strony wydawcy wszystko jest zrobione naprawdę dobrze.

Sama fabuła książki nie zrobiła na mnie zbyt wielkiego wrażenia, natomiast sposób w jaki autorka wszystko opisuje – owszem. I nie chodzi tutaj o warsztat literacki, mimo, że jemu również nie mogę nic zarzucić. Mam na myśli to, że pisarka po prostu do mnie dotarła. Wykreowaną przez nią rzeczywistość bez najmniejszego wysiłku mogłam zobaczyć na własne oczy. Z przyjemnością zabiorę się za, czekającą na półce, drugą część serii, pod tytułem „Głębia”. Wkrótce ukaże się również trzeci tom, który w lutym bieżącego roku wydany został w Stanach.

O autorce słów kilka

Tricia Rayburn uwielbia wodę i z tego powodu zamieszkała w nadmorskiej miejscowości na wschodnim wybrzeżu Long Island. Swoją pierwszą książkę stworzyła już jako nastolatka. W późniejszym czasie stała się uznaną autorką powieści młodzieżowych. 

Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję portalowi Nowaczytelnia.

Vicky

Leave a comment

Ostatnie Recenzje

Szesnaście na Bourbon – Bartosz Sadulski

Halli Galli

Extraordinary. PonadPrzeciętni – V.E. Schwab

Moje szczęśliwe małżeństwo

Najpopularniejsze Artykuły