Amy nie zamierzała się poddawać. Nie mogła. Niosąc podłużny, zawinięty w materiał pakunek, weszła do baru o szumnej nazwie „Od zmierzchu do świtu”. Znała to miejsce. Czasami przychodziła tutaj z Gadrielem. Było niezwykłe. Na pozór normalny, niczym nie wyróżniający się, podrzędny bar, oddalony o kilka przecznic od Plant, a tak naprawdę siedlisko wszystkich możliwych, dziwacznych, złowrogich i magicznych istot. To właśnie tutaj załatwiali wszelkie interesy lub po prostu z nudów, spędzali wolny czas. Do środka prowadziły niezbyt szerokie, przeszklone drzwi, które ktoś niechlujnie pomazał czerwoną farbą. W pomieszczeniu stał wysoki bar, pod ścianami, na posadzce z ciemnego kamienia, ustawionych było kilka masywnych, drewnianych stołów. Był tam również stół do bilarda, automat do gier i szafa grająca. Dziewczyna rozejrzała się po pomieszczeniu. To był zupełnie inny świat. Przy barze siedział posępnie wyglądający, ciemnowłosy mężczyzna, przy jednym ze stołów dwóch, dyskutujących o czymś staruszków, nie było jednak żadnego skrzydlatego. Nie tego szukała. Będzie musiała poczekać. Usiadła na jednym z wysokim, barowych stołków, ustawionych tuż przed kontuarem. Poprawiła krótką, kraciastą spódniczkę, a potem sprawdziła jak mają się jej wysoko upięte włosy. Powinno wystarczyć. Niechlujnie wyglądający barman skrzywił się na jej widok.
– Nie pomyliłaś się dziewczynko? – zapytał.
Uśmiechnęła się do niego słodko.
– Interesy – odpowiedziała z prostotą, a on o nic więcej nie pytał.
Nie zdążyła znudzić się czekaniem, kiedy po wąskich schodach od zaplecza zszedł nieco tylko od niej starszy chłopak. Był bardzo blady. Wyglądał niezdrowo, jak osoba, która ma niezbyt duży kontakt ze światłem słonecznym. Ciemne, tłuste włosy, sięgały mu niemal ramion. W czarnym ubraniu prezentował się jak żywy trup. Przyjrzał się jej uważnie. Podszedł bezpośrednio do niej.
– To ty jesteś „Ognista”? – zapytał. Skinęła głową. – Nie spodziewałem się, że będziesz w rzeczywistości taka ładna – przyznał szczerze. – Mogę ci coś postawić?
Od miesiąca rozmawiała z nim na czacie. Nie zamierzała się spieszyć, ale nie chciała również zostać tutaj, gdzie zbyt łatwo każdy mógł ją odnaleźć. Uśmiechnęła się do niego, a jej uśmiech był naprawdę szczery, ponieważ przyglądała się właśnie jego brązowym, pokrytym błoną skrzydłom. Dużo rozmawiali. Najwięcej o okultyzmie i czarnej magii. Amy udawała kompletną, zafascynowaną ignorantkę, a on popisywał się wiedzą.
– Wolałabym, żebyśmy porozmawiali w jakimś spokojniejszym miejscu, Necro. Oczywiście, jeżeli nie masz nic przeciwko temu… – oznajmiła uwodzicielskim głosem.
– Oczywiście – odpowiedział zadowolony – wejdziesz do mnie czy może wolisz się przejść?
– Mieszkasz tutaj? – zapytała udając ciekawość.
Przytaknął. Wstała i pozwoliła chłopakowi poprowadzić się wąskimi schodami do niewielkiego pokoju. W pomieszczeniu było szerokie łóżko z rozrzuconą pościelą, niewielka szafa, stolik i krzesło, na którym leżała sterta brudnych ubrań. Grube, wiszące w oknie zasłony, były starannie zaciągnięte. Amy, ignorując bałagan, usiadła na łóżku, zakładając nogę na nogę. Rękami podparła się o materac, kusząco wykrzywiając usta. Chłopak stał, wpatrując się w nią łakomie.
– Pokażesz mi tą książkę o której mówiłeś? – zasugerowała.
– Ach, tak – skinął głową, sięgając do szuflady biurka i wyciągając z niej stary, opasły tom.
Usiadł przy dziewczynie pod pretekstem wspólnego przeglądania stron. Ich ramiona się zetknęły. Poczuła przyjemny dreszcz, a jednocześnie jej ciałem wstrząsnęło obrzydzenie. Więc oni wszyscy tak działali, nie tylko Rael… Była pewna, że ta wiedza może się jej przydać. Chłopak gorliwie zaczął jej opowiadać o zaklęciach i czarnej magii.
– To o czym mówisz jest bardzo ciekawe – mruknęła – ale zróbmy przerwę. Wiesz, bardzo cię polubiłam – zaczęła nieśmiało.
Podniósł wzrok znad książki. Uśmiechnął się. Przewróciła go na niepościelone łóżko. Usiadła na nim okrakiem.
– Naprawdę jesteś „ognista” – zamruczał zadowolony.
– Nawet nie wiesz, jak bardzo – odpowiedziała sięgając po swoją torebkę i wyjmując z niej metalowe kajdanki.
Zdjęła z chłopaka czarny t-shirt z wizerunkiem jakiejś mało znanej, metalowej kapeli. W odpowiedzi ściągnął z niej top. Pozwoliła mu na to. Jego oczom ukazał się koronkowy, czarny stanik. Otworzyła kajdanki i przykuła jego ręce do ramy łóżka, ale tak, że teraz mógł leżeć tylko na brzuchu, albo na boku. Zamruczała, ocierając się o niego jak kotka. Wyjęła z torebki perfumy. Przez chwilę pozwoliła mu patrzeć, jak rozciera je sobie na dekolcie, a potem chlusnęła mu nimi w twarz. Chłopak krzyknął. Na jego skórze natychmiast pojawiły się bąble i oparzenia. Próbował schować twarz w poduszce. Amy wstała. Podniosła owinięty materiałem przedmiot. Rozwinęła tkaninę i uniosła do góry miecz. Potem uderzyła. Raz i ponownie. Upiorne wrzaski Necra odbijały się echem od pustych ścian. Ostrze zagłębiło się w skrzydła jak w masło. Poszło znacznie łatwiej niż się spodziewała. Wytarła stary miecz, z dziwnego, przezroczystego śluzu, ponownie owijając go w tkaninę. Włożyła z powrotem swój top. Usiadła pod ścianą i czekała. Ucięte, pokryte błoną skrzydła po prostu zniknęły. Chłopak, nie mogąc uwolnić rąk, podwinął pod siebie nogi. Płakał, jak małe dziecko.
– Dlaczego mi to zrobiłaś? – wyjęczał, kiedy się trochę uspokoił.
– Wiesz, Aza, to nic osobistego – odpowiedziała cicho, przyglądając mu się uważnie. – Taki mały eksperyment.
– Skąd wiesz kim jestem? – zapytał naprawdę przerażony.
– Wiem całkiem sporo rzeczy – uśmiechnęła się do niego łagodnie.
– Co ze mną zrobisz? – zapytał ciągle chlipiąc i pociągając nosem.
Wyglądał naprawdę żałośnie. Wzruszyła ramionami.
– Nic. Poczekam na to, co stanie się dalej.
Po kilkudziesięciu minutach jego blada twarz była zupełnie wyleczona, ale poza tym nic więcej się nie zmieniło. Amy wstała. Podeszła do łóżka. Ponownie wyciągnęła butelkę perfum.
– Nie! – odsunął się od niej przerażony.
– Ale z ciebie mazgaj – fuknęła na niego. – Przez neta sprawiałeś wrażenie dzielniejszego – oznajmiła spokojnie.
Trysnęła wodą z pojemniczka, na jego odsłonięty, nazbyt chudy brzuch. Nic się nie stało. Spojrzał na nią zaniepokojony.
– Co do cholery?! – zapytał. Jego piwne oczy stały się teraz szerokie jak spodki. – Nie! – krzyknął. – Nie!
Uśmiechnęła się do niego.
– Gratuluję, Aza. Witaj wśród śmiertelników.
Drzwi za plecami dziewczyny się otworzyły. Amy odwróciła się zaskoczona. W progu stanął Rafał. Nie widziała go przez dziesięć lat, ale od razu go poznała. W ogóle się przez ten czas nie zmienił. Złote loki, żywo niebieskie oczy, w których głębi można było utonąć, starannie wyprasowana koszula i spodnie w kant. Cofnęła się pod samo okno. Aza skulił się na łóżku, patrząc na niego niedowierzająco, z panicznym strachem w oczach. Rafał uśmiechnął się z przekąsem.
– Witaj Ewo – odezwał się spokojnym głosem – nie zechciałabyś może rozkuć Azy?
Dziewczyna zebrała w sobie całą, posiadaną odwagę.
– Nie nazywaj mnie tak – warknęła.
– Przecież to twoje imię – odpowiedział z leciutkim uśmiechem. Zalśniły jego smutne, przeraźliwie niebieskie oczy.
– Mam na imię Amy! – zaznaczyła stanowczo.
– To nie twoje imię – oznajmił jej spokojnie. – Czy mogłabyś? – wskazał głową na trzęsącego się ze strachu chłopaka.
Dziewczyna posłusznie uwolniła jego ręce. Zerwał się natychmiast z łóżka, chowając za nią, jakby była tarczą. Rafał uśmiechał się smutno, jego oczy patrzyły jednak zupełnie poważnie.
– Aza, nie jesteś już jednym z upadłych – powiedział cicho – nie musisz się mnie lękać. Dostałeś drugą szansę – oznajmił z przekąsem.
– Nie! – oczy Azy rozszerzyły się z jeszcze większego przerażenia.
Skulił się w kącie pokoju. Schował twarz w dłoniach i znowu zaczął cicho pochlipywać. Wyglądał żałośnie. Amy spojrzała najpierw na niego, potem na Rafała.
– Nie rozumiesz, co mu zrobiłaś, prawda? – odpowiedział na jej nieme pytanie. – Dla upadłego, stracić skrzydła, to najgorsze co może go spotkać. Anioły żyją po to by służyć, potrafią miłować Stwórcę pod każdą postacią. Jeżeli staną się ludźmi, dalej będą żyli ku jego chwale. Miłość i śmierć są naszą prośbą, naszym wyborem. Tak samo tęsknota i ból. Potępionych czeka tylko jedno. Zawsze doskonale wiedzieli, co tracą. To była ich świadoma decyzja. Nic się w tym względzie nigdy nie zmieni, bo nie potrafią nawet tego chcieć. Odebrałaś mu jego wolność, moc i możliwości, w zamian dając to kruche, nazbyt krótkie życie. Z góry zna jego przesądzone zakończenie. Nie wszyscy zazdrościmy ludziom, Ewo. To nie jest takie proste.
Jego słowa nieprzyjemnie brzmiały dziewczynie w uszach. Teraz wreszcie wiedziała, na czym polega różnica. Pojęła, dlaczego rodzice Michała potrafią być tacy szczęśliwi. Setki, tysiące lat, za chwilę ułudy.
– Po co przyszedłeś? – zapytała ze łzami w oczach. Łzami, wywołanymi tym, że straciła nadzieję.
– Są dwa powody – powiedział cicho. – Pierwszym jest Aza. Muszę mu wytłumaczyć dotyczące go teraz zasady. Drugim jesteś ty.
– Ja? – spojrzała na niego pytająco. Było jej już wszystko jedno jakie ma względem niej plany.
Skinął głową. Wyciągnął ku niej rękę, a ona mimowolnie podała mu swoją dłoń. Położył na niej oprawiony w delikatne srebro, bursztynowy wisiorek. Ozdobiony był cieniutkimi, srebrnymi liśćmi winorośli. Mimo miniaturowych rozmiarów, widać było na nich każdą, pojedynczą żyłkę.
– Gadriel nie zawsze będzie mógł ci pomóc – oznajmił smutno, zaciskając na wisiorku jej dłoń. – Jeżeli będziesz to nosiła, to ja odpowiem na twoje wezwanie. Rael rości sobie do ciebie prawo, a nie takie są wobec ciebie plany.
Amy spojrzała na niego z lekkim niedowierzaniem.
– I co? To wszystko?
Rafał uśmiechnął się do niej z przekąsem.
– Oczywiście zdajesz sobie sprawę, że jesteś teraz odpowiedzialna za Azę? – ni to stwierdził, ni zapytał. – Nie sądzę, żeby starał się umilić ci życie – skrzywił się lekko – ma naprawdę trudny charakter.
– A co jeżeli się nie zgodzę? – warknęła na niego dziewczyna.
Chłopak nie spuszczał z niej wzroku. Czuła jak spojrzenie jego niebieskich oczu przeszywa ją na wylot.
– Sama się przekonasz. Teraz bym prosił cię żebyś stąd wyszła.
Amy chciała coś powiedzieć, zaprotestować, ale w jej myślach pojawiła się nienaturalna pustka. Wzięła swoją torbę i ciągle ściskając w dłoni wisiorek opuściła zabałaganiony pokój. Na korytarzu nałożyła cienką bluzę, a potem wyszła na zewnątrz, przez cały czas intensywnie zastanawiając się nad tym co się właściwie wydarzyło i w co się na własne życzenie wpakowała.
The End
Słowniczek:
Aza – według tradycji rabinackiej wygnany z nieba za grzeszne stosunki z córkami ludzkimi, lub za sprzeciwienie się wyniesieniu patriarchy Henocha, gdy ten został przemieniony w anioła Metratona. Miał wyjawić Salomonowi niebiańskie tajemnice, czyniąc go najmądrzejszym człowiekiem na ziemi, a przed potopem spłodzić (razem z Azaelem) ze złą Naamą, córką Lameka, asyryjskie bóstwa opiekuńcze.
Thorin
No ja też jestem wielce ciekaw kłopotów z Azą. Sądze że Kot i Fretka wymiękną przy jego złośliwośći 😀
IRRESA
Ale może być zabawnie w następnych częściach! Już widzę Amy “niańczącą” Azę. *śmieje się*
Rozprówacz
a <> obudziło moją wyobraźnię, posiadaczowi imienia, może się nie spodobać, że ktos je sobie przywłaszczył
Rozprówacz
prawie zapomniałem o Rafale a tu nagle wielki powrót….