Zbliżała się wiosna, czas kwitnących wiśni, ale w tym roku było wyjątkowo chłodno i deszczowo. Sayuri odnosiła wrażenie, że to najgorszy dzień jej życia. Właściwie, to wiele dni ostatnio było do dupy. Przerzuciła przez ramię plecak i jako ostatnia opuściła budynek szkoły. Nikt na nią nie czekał, ale tym nie była ani trochę zaskoczona. Zbliżały się egzaminy semestralne i wszyscy chcieli wypaść na nich jak najlepiej. Włożyła do uszu słuchawki i włączyła muzykę. Miała ochotę przestać myśleć. Kiedy dotarła do budynku, w którym mieszkała wraz z mamą, leciało właśnie „Radioactive” zespołu Imagine Dragons, jeden z jej ulubionych kawałków. Przed drzwiami zdjęła buty i weszła do środka. Mieszkanie było niewielkie – miniaturowa łazienka i kuchnia połączona z pokojem. Poza odrobiną miejsca na buty wszędzie leżały maty, a większość mebli ukryta została w ścianach.
– Mamo? – spytała Sayuri rozglądając się zaniepokojona.
To było dziwne. Jej mama najczęściej pracowała na nocne zmiany i o tej porze powinna być w domu. Ostatnimi czasy była zbyt słaba, żeby bez potrzeby wychodzić… Dziewczynę ogarnęły złe przeczucia. Tuż za jej plecami rozległo się ciche pukanie. Coraz bardziej zaniepokojona otworzyła drzwi za którymi ujrzała starszą, naznaczoną biegiem czasu sąsiadkę.
– Dzień dobry, pani Yukimura – skłoniła głowę przed kobietą, która w odpowiedzi uczyniła to samo. – Coś się stało?
Często pomagały jej razem z mamą w drobnych sprawunkach i być może, i tym razem…
– Och, Sayuri, tak mi przykro, nie było jak się z tobą skontaktować – staruszka szybko rozwiała jej wątpliwości. – Twoja mama bardzo źle się poczuła. Jest teraz w szpitalu. Musisz do niej jak najszybciej pojechać.
Dziewczyna z powrotem podniosła rzucony na podłogę plecak, w pośpiechu włożyła buty i jak najszybciej potrafiła pobiegła na przystanek autobusowy.
~ ღ ~ ღ ~ ღ ~
Drogę do szpitala pamiętała jak przez mgłę, potem całą noc spędziła przy łóżku śpiącej mamy. Nie obudziła się. Nawet po to, żeby się z nią pożegnać. Następne dni były jak sen, a raczej najokropniejszy koszmar. Głos w telefonie, którego nigdy do tej pory nie słyszała, krótka rozmowa i bilet na samolot. Zdawała sobie sprawę, że gdzieś tam w Europie ma jeszcze ojca, ale był on pojęciem abstrakcyjnym, numerem konta bankowego, na który regularnie, co miesiąc wpływała skromna suma na jej utrzymanie i wytłumaczeniem dla jej egzotycznej urody. Nie był realną istotą z krwi i kości tylko zamglonym wspomnieniem mamy.
~ ღ ~ ღ ~ ღ ~
Kiedy samolot dotarł nad Rosję okazało się, że z powodu niesprzyjających warunków atmosferycznych czeka ich awaryjne lądowanie. Sayuri jęknęła w duchu. Niespecjalnie spieszyło jej się, żeby poznać ojca i jego rodzinę, ale również nie była zadowolona z przedłużania się i tak długiej, dwunastogodzinnej podróży z Japonii do Polski. Kiedy wysiadła z samolotu okazało się, że niesprzyjające warunki atmosferyczne to prawdziwa, zupełnie realna śnieżyca. Równie dobrze mogłaby zamknąć oczy i tyle samo by widziała. W duchu podziękowała losowi za kompetentnego pilota, któremu udało się wylądować zanim się rozpętała. Zwłaszcza, że mogła trwać nawet do kilku dni… Przemarznięta, chowając się pod skrzydłem samolotu wraz z kilkudziesięcioma innymi pasażerami czekała aż podjadą po nich autobusy by przewieźć ich na lotnisko w Moskwie. W Japonii była już niemalże wiosna i nie mogła pojąć jakim cudem tu wciąż panuje tak sroga zima. W Sendai, gdzie mieszkała, prędzej spodziewałaby się fali tsunami niż śniegu.
– Ruszać się, ruszać się! – usłyszała krótkie, mocno akcentowane polecenia wydawane w języku angielskim, a kiedy ludzie zaczęli się przesuwać, pochylając głowę poszła wraz z nimi.
Kiedy znaleźli się między niskimi zabudowaniami, padający śnieg stał się nieco mniej dokuczliwy, ale w tym, który zdążył już spaść i tak zapadała się niemalże po kolana. Mężczyźni w wojskowych mundurach nieustannie odgarniali go łopatami, jej zdaniem jednak była to syzyfowa praca. Śnieg nie sprawiał wrażenia jakby miał szybko przestać padać. Zdziwiło ją, że jeden z nich używa jakiejś nietypowej, małej łopatki, ale co ona tam mogła wiedzieć na temat Rosjan i ich zwyczajów… Za plecami mężczyzn ktoś tubalnym głosem wydawał komendy. Przed nimi zatrzymali się uzbrojeni wojskowi. Jedna ze stewardes zaczęła z nimi rozmawiać, wyraźnie o coś się kłócąc. Ostatecznie usunęli się z drogi.
– Musimy przejść przez bazę wojskową do czekających na nas autobusów. Bardzo proszę o pośpiech i nie oddzielanie się od grupy – wyjaśniła po angielsku, na tyle głośno by wszyscy mogli usłyszeć komunikat.
Jakiś mężczyzna powtórzył go w języku polskim, a potem japońskim. Wszyscy ruszyli dalej. Sayuri poczuła, że coś chrupnęło jej pod nogami. Schyliła się po to, pozwalając by grupa zostawiła ją nieco w tyle. Przedmiot był dziwny, ale nie miała czasu by się mu dokładniej przyjrzeć.
– Przepraszam! – zawołała po angielsku, do żołnierzy, którzy przed chwilą coś przed nimi nieśli.
W odpowiedzi usłyszała rozgniewany głos jednego z eskortujących ich Rosjan. Wepchnęła przedmiot do kieszeni swojej zbyt cienkiej jak na tą pogodę kurtki i speszona pobiegła za grupą, by na powrót do niej dołączyć.
~ ღ ~ ღ ~ ღ ~
Większą część pozostałej podróży przespała. Na szczęście w Moskwie czekali zaledwie kilka godzin. Lotnisko w Warszawie było zadziwiająco puste. Nie tego się spodziewała. W Japonii na lotnisku w Sendai praktycznie o każdej porze dnia były tłumy ludzi. Kiedy weszła do hali przylotów czekało tam kilka osób, ale żadna nie wyglądała na kogoś kto mógłby przypominać jej ojca. Wysoki, wysportowany blondyn otaksował ją wzrokiem. Sprawiał wrażenie znudzonego.
– Sayuri? – zapytał podchodząc. Niepewnie skinęła głową, wpatrując się w niego wyczekująco. Jej ojcem to on z pewnością nie był… – Jestem Aleksander. Twój brat – skrzywił się wymawiając to słowo – prawdopodobnie.
– Super. Gdzie mój ojciec? – spytała zrezygnowana.
– Nie mógł po raz drugi wyjść z pracy – wyjaśnił kąśliwie. – Zawiozę cię do domu.
Chłopak sprawiał wrażenie przynajmniej tak samo zadowolonego co ona sama. Zero entuzjazmu i spojrzenie mówiące, że wolałby w tym momencie być gdziekolwiek indziej. Odebrała swoją torbę podróżną. Nie zabrał jej od niej. Odetchnęła z tego powodu z ulgą. Miała nadzieję, że… nie będą wchodzić sobie w drogę. Już teraz wiedziała, że nie ma szans, żeby mogła go polubić.
– Dobrze mówisz po Polsku – stwierdził, prowadząc ją w stronę parkingu i była pewna, że to szczyt uprzejmości na jaki potrafił się zdobyć.
– Dzięki.
Nie miała zamiaru dodawać, że mama nalegała, żeby właściwie od urodzenia rozmawiały w ojczystym języku jej ojca, którym sama zresztą władała doskonale. Sayuri była więc tak jakby dwujęzyczna. Windą zjechali do wyjścia. Chłopak przeciągnął ją przez dwa sektory parkingu i otworzył bagażnik niebieskiego, dwudrzwiowego Subaru. Jaki nastolatek jeździ takim samochodem?! Tym razem Aleks łaskawie wziął od niej torbę, żeby wrzucić ją do środka. Dziewczyna zajęła fotel pasażera i skrupulatnie zapięła pasy. Ruszyli. Chłopak włączył radio, a ona, korzystając z okazji, włożyła słuchawki od swojego mp3 playera. Brat obrzucił ją pogardliwym spojrzeniem, ale nie odezwał się przez resztę drogi. Warszawa okazała się zadziwiająco mała, szara i upiornie wyludniona. Nie umywała się do Tokio. Tylko samochodów było w niej zatrzęsienie. Sayuri wciąż nie mogła uwierzyć w to jak bardzo teraz zmieni się jej życie.
~ ღ ~ ღ ~ ღ ~
Dom był ogromny. Jej całe mieszkanie zmieściłoby się w jednym z pokoi… albo w olbrzymiej kuchni. Sayuri nie mogła przestać się rozglądać. Aleks po raz kolejny obrzucił ją zirytowanym spojrzeniem.
– Chodź, pokażę ci twój pokój – wymownie zerknął na jej bagaż – będziesz mogła się rozpakować. Kiedy przyjdzie reszta twoich rzeczy?
Spojrzała na niego pytająco.
– Reszta rzeczy?
– Yy… masz tylko to? – po raz pierwszy wyglądał na nieco zmieszanego.
– Wiesz, nie miałyśmy z mamą zbyt wiele pieniędzy… – warknęła coraz bardziej zirytowana Sayuri.
– Jak to nie? Nina co chwila robi awantury mojemu… – tu zawahał się przez chwilę – naszemu ojcu… za kwoty, które wam wysyłał…
– Nina?
– Moja matka.
– Nie ważne. Nie płacił zbyt dużo na moje utrzymanie…
– To może powinnaś sprawdzić stan konta? – zasugerował nieco rozbawiony tą rozmową Aleks.
– Nie omieszkam – podniosła swoją torbę – to jak będzie z tym pokojem?
~ ღ ~ ღ ~ ღ ~
Jej nowy pokój znajdował się na piętrze. Okazał się jasny i przestronny, przylegała do niego również prywatna łazienka. Czuła się w tym miejscu cholernie nieswojo, a spędziła w nim już kilka godzin od momentu kiedy zatrzasnęła Aleksowi drzwi przed nosem. Z ponurego rozmyślania wyrwało ją pukanie do drzwi. Kiedy otworzyła na progu stała sympatycznie wyglądająca, nieco pulchna kobieta w średnim wieku. Miała na sobie kuchenny fartuch.
– Dzień dobry – odezwała się powoli i głośno, mocno kaleczoną japońszczyzną.
– Yyy… dzień dobry – odpowiedziała Sayuri w języku polskim.
– Bogu dzięki, mówisz po naszemu! – kobieta odetchnęła z prawdziwą ulgą, chowając rozmówki polsko-japońskie do kieszeni fartucha.
Dziewczyna przyglądała jej się niepewnie.
– Jest pani mamą Aleksandra? – spytała nieco podejrzliwie, ponieważ ta sympatyczna kobieta w ogóle go nie przypominała.
– Broń Boże! Jestem gosposią, mam na imię Anna. Przyszłam, żeby zaprosić cię na obiad. No i oczywiście twój tata chciałby się z tobą spotkać – spojrzała nieco współczującym wzrokiem – i pani Nina również.
Sayuri posłusznie wyszła z pokoju i zamknęła za sobą drzwi.
– Jestem do pani dyspozycji – oznajmiła.
Kobieta, nie przestając opowiadać o domu, sprowadziła ją na dół wielkimi schodami, kierując się do urządzonej w gustowny, ale zdaniem dziewczyny nazbyt antyczny sposób, jadalni. Przy stole siedział Aleks, a za jego krzesłem stała smukła, wymuskana blondynka. W pobliżu drzwi nerwowo chodził ciemnowłosy mężczyzna, który natychmiast zatrzymał się na jej widok. Przywitał się po japońsku zupełnie ignorując jednak wszystkie panujące w kraju kwitnących wiśni konwenanse. Sayuri zaczęła się zastanawiać co jej mama w ogóle widziała w tym mężczyźnie… Rozmowę zaczął bardzo niezręcznie. Posługiwał się nieco łamanym japońskim i widać było, że nawet jeżeli uczył się tego języka, to wiele już zdążył zapomnieć. Z jakiejś przyczyny jednak, być może wewnętrznej przekory, nie poinformowała go, że perfekcyjnie posługuje się językiem polskim. Aleksander najwyraźniej również postanowił nie wyprowadzać go z błędu, a pani Ania w międzyczasie zdążyła zniknąć w odmętach kuchni. Po zaproszeniu dziewczyna posłusznie usiadła przy wspólnym, zastawionym do obiadu stole. Rozmowa zdecydowanie się nie kleiła. Matka Aleksa milczała, sam chłopak również. Momentami wyglądał na znudzonego, a kiedy indziej z trudem powstrzymywał rozbawienie. Skoro żadne z nich nie zamierzało wybawić jej ojca z niezręcznej sytuacji, to czemu ona sama miałaby to zrobić?
– Ustaliliśmy z ojcem, że będziesz woził Sayuri do szkoły – w pewnym momencie odezwała się Nina, kierując swoje słowa do Aleksa.
– Co?! – zaskoczony chłopak gwałtownie podniósł wzrok znad talerza.
– Zaczyna w poniedziałek – ucięła wszelkie dyskusje Nina.
– Nie możecie jej kupić samochodu? – Aleks spojrzał na nią nieprzychylnym wzrokiem.
– Moglibyśmy, ale ma siedemnaście lat i nie byłoby to legalne – wtrącił spokojnym głosem ich ojciec.
– To może rower? Oni w Japonii podobno lubią rowery…
Dziewczyna nie dała po sobie poznać, że cokolwiek z tej rozmowy rozumie i pozwoliła by ojciec spróbował jej wszystko wytłumaczyć. To było nawet… zabawne. Po obiedzie przeprosiła i uciekła do swojego nowego pokoju. Była przekonana, że zapowiada się naprawdę niepokojąco długi weekend.
~ ღ ~ ღ ~ ღ ~
Kiedy Sayuri rozpakowała laptopa zrobiła dokładnie to, co zasugerował jej Aleks – sprawdziła stan konta. Oniemiała. Na głównym rachunku co prawda widniała niewielka, rozsądna kwota, ale za to za pieniądze na koncie oszczędnościowym z pewnością mogłaby sobie kupić luksusowe mieszkanie. Sprawdziła czy może przelać je sobie na rachunek do którego miała przypisaną kartę. Nie mogła. Miały być zabezpieczone do czasu aż osiągnie dwudziestypierwszy rok życia. Zaklęła cicho, zamykając komputer. Stwierdziła, że musi się przewietrzyć. Zeszła na dół, włożyła kurtkę i zaczęła wkładać buty.
– Och, kochana – czynność przerwał jej głos pani Ani – dokąd wybierasz się w takiej cienkiej kurteczce? Na dworze jest wyjątkowo zimno. Jutro pani Nina zabiera cię na zakupy.
– Na zakupy, a po co? – zdziwiła się dziewczyna.
– Hmm… uznała, że twoje rzeczy nie są odpowiednie… – wyjaśniła nieco zaczerwieniona gosposia.
Sayuri westchnęła. Zdjęła buty i odstawiła je z powrotem pod ścianę. Kiedy zaczęła zdejmować kurtkę, wyczuła jakiś przedmiot w kieszeni. Wyjęła go nieco zaskoczona, a dopiero po chwili przypomniała sobie skąd go ma. Podziękowała grzecznie pani Ani i z powrotem pobiegła do swojego pokoju. Dopiero teraz mogła dokładnie obejrzeć przedmiot. Wyglądał jak… nieco dziwna bransoletka. Nie przypominała jednak rzeczy typowo wojskowej z oznaczeniami i numerami. Była prosta, ale całkiem ładna. Nigdy do tej pory nie widziała takiego tworzywa. Gdy wzięła ją do ręki ujrzała w niej różnobarwne przebłyski. Zabrała ją do łazienki i starannie umyła pod kranem. Pod wpływem wody przybrała lekko niebieską barwę. Uznała, że jest całkiem fajna i włożyła ją na rękę, zapinając na nadgarstku. Ślad po zapięciu zniknął, jakby wtopiony w materię. Poczuła lekkie ukłucie, a przez bransoletkę przepłynęły czerwone, układające się w zawiłe wzory linie. Przyjrzała się jej z uwagą. Teraz była jeszcze ładniejsza i Sayuri zaczęła się zastanawiać co jeszcze potrafi. Uśmiechnęła się do siebie. To był symbol – rzecz, która w jakiś przedziwny sposób łączyła ze sobą jej stare i nowe życie.
~ ღ ~ ღ ~ ღ ~
W poniedziałek obudziła się z koszmarnego snu. Dopiero teraz, z pełnią świadomości, docierała do niej niedawna śmierć mamy. To, że jej nie ma i… nigdy już nie będzie. Nigdy już nie obudzi jej rano do szkoły… nie przygotuje śniadania… nie pocieszy w trudnych chwilach… Poczuła się naprawdę bardzo osamotniona. Niechętnie wstała, wzięła szybki prysznic i włożyła przygotowane poprzedniego dnia ubranie, umyślnie omijając te rzeczy, do których zakupu zmusiła ją mama Aleksa. Zadrżała na samo wspomnienie tego koszmaru. Nina wyraźnie dała jej do zrozumienia, że nie jest tu mile widziana i, że najchętniej odesłałaby ją do szkoły z internatem, gdyby tylko od niej to zależało. Przez cały czas traktowała ją jak małą, biedną i nieco upośledzoną umysłowo dziewczynkę nad którą trzeba się litować. Ojca dla odmiany po prostu nie było w domu. Z tego co zdążyła już zauważyć to… właściwie chyba nigdy go nie było. Gdy zeszła na dół, w kuchni czekało na nią gotowe śniadanie. Ucieszyła się w duchu. Przynajmniej jedna osoba starała się być dla niej miła… nawet jeżeli ktoś jej za to płacił.
– Dzień dobry – zawołała wesoło, zastanawiając się jakim cudem ma zjeść płatki, tosty, talerz sera i wędlin, a dodatkowo jeszcze popić to wszystko dzbankiem soku pomarańczowego.
– Siadaj i jedz, kochana. Dobrze spałaś? – zapytała pani Ania, bezustannie krzątając się po ogromnej, wyłożonej biało-czarnymi płytkami kuchni.
– Tak, dziękuję – odpowiedziała Sayuri, nakładając sobie jedzenie na talerz i nalewając soku.
Ponownie gospodyni nie zamykała się buzia, ale dziewczynie w najmniejszym stopniu to nie przeszkadzało. Miło było dla odmiany posłuchać cudzego głosu, zwłaszcza, kiedy ten głos nie rzucał w twoim kierunku żadnych przytyków. Sayuri nawet nie zauważyła, kiedy opróżniła wszystkie stojące na stole naczynia. Spojrzała zszokowana, zastanawiając się, gdzie podziało się całe jedzenie. W tym momencie do kuchni wszedł Aleks, przecierając oczy.
– Yy… a gdzie śniadanie?
Sayuri rzuciła szybkie spojrzenie na puste talerze, po czym gwałtownie zerwała się z miejsca.
– Zaspałeś! Jedziemy do szkoły, to mój pierwszy dzień i nie chcę się spóźnić – oznajmiła, niemalże na siłę wyciągając go z kuchni.
Spojrzał na nią jak na wariatkę, ale ostatecznie się poddał. W końcu wszyscy wiedzą, że z szalonymi osobami się nie dyskutuje…
– Nie masz nic przeciwko, że po drodze wstąpimy do Maca? – Aleks bardziej oznajmił niż zapytał.
Z początku dziewczyna chciała zaprotestować, ale po chwili uświadomiła sobie, że dalej jest okropnie głodna.
– Ok. dla mnie zestaw z BigMac’kiem i shake’a bananowego poproszę.
– …nie ma czegoś takiego jak shake bananowy, a poza tym nie jadłaś czasem w domu?
– Jak to nie ma shake’ów bananowych? – zdziwiła się naprawdę zaskoczona, ignorując dalszą część jego wypowiedzi. – To co wy pijecie?
– …może być truskawkowy? – chłopak tym razem poddał się bez walki.
– Jak już musi – westchnęła Sayuri głębiej zapadając się w fotel.
Kiedy tylko dostała swój zestaw, natychmiast rzuciła się na jedzenie. Wszystko zbyt szybko zniknęło, a ona, właściwie nie zdając sobie z tego sprawy, łakomie rzuciła się na frytki brata.
– Czy ty w ogóle jesteś człowiekiem? – spytał przyglądając się jej drobnej sylwetce.
– No co chcesz… – obruszyła się dziewczyna. – Po prostu byłam głodna… Może za bardzo się tym wszystkim zestresowałam… – dodała nieco zażenowana.
Aleks spojrzał na nią powątpiewająco, ale postanowił to przemilczeć. Zdecydowanie była na to zbyt wczesna pora. Nie cierpiał wstawać tak rano. Zresztą i tak będzie mógł się jej pozbyć, kiedy tylko zatrzymają się przed budynkiem szkoły.
~ ღ ~ ღ ~ ღ ~
Pierwszy dzień nowej szkoły. Czuła się nieswojo bez standardowego, granatowego mundurka. Włożyła na siebie obcisłe dżinsy i luźny, biały sweter, który kiedyś, dawno temu, kupiła jej mama. Była to barwa, powszechnie uznawana w Japonii za kolor żałoby. Z weekendowych zakupów miała na sobie jedynie płaszcz, bo uznała, że nie zamierza marznąć na złość Ninie. Kiedy weszli do środka, okazało się, że są już nieco spóźnieni i przywitały ich puste korytarze. Aleks nie wyglądał na przejętego tym faktem, zostawił ją przed pokojem z napisem sekretariat i po prostu sobie poszedł. W środku przyjęła ją sympatyczna kobieta, zaskoczona faktem, że Sayuri zna język polski.
Teraz żałowała, że nie wykorzystała jego nieznajomości jako dodatkowego atutu, ale uznała, że może jeszcze się nad tym zastanowi. Nie do końca wiedziała jak właściwie funkcjonuje polska szkoła i nie miała pewności czy w ogóle chce się tego dowiedzieć. Sekretarka podsunęła jej legitymację ze zdjęciem, którego dziewczyna w ogóle nie pamiętała i kazała podpisać kilka dokumentów.
– Dobrze, to chyba już wszystko. Resztą zajął się już twój tata – oznajmiła kobieta, zabierając od niej kartki. Uśmiechnęła się do niej swoim firmowym, wyuczonym zapewne przez wiele lat pracy uśmiechem. – Możesz już iść.
Sayuri spojrzała na nią zakłopotana.
– Dokąd powinnam się udać?
– To nie przyszłaś tu z Leną Kukieła? Miała na ciebie czekać przy głównym wejściu do szkoły…
– Nikogo nie widziałam, Aleksander z parkingu przyprowadził mnie bezpośrednio tutaj.
Na twarzy sekretarki pojawiło się zrozumienie.
– Och, więc przyjechałaś z bratem! Musieliście wejść bocznymi drzwiami. Biegnij szybciutko, Lena pewnie dalej na ciebie czeka. W razie czego mam nadzieję, że trafisz tutaj z powrotem.
Po otrzymaniu kilku zdawkowych instrukcji dziewczyna podziękowała i wyszła za drzwi. Główne wejście znalazła bez problemu. Lenę zresztą również. Można było powiedzieć, że… rzucała się w oczy. Miała ciemne włosy, gdzieniegdzie zabarwione na czerwono, tyczkowatą figurę i bladą cerę. Ubrana była w dziurawe ogrodniczki i kraciastą koszulę. Na nogach nosiła zniszczone, posmarowane markerem trampki. Sayuri wpatrywała się w nią zaintrygowana. W japońskiej szkole taki sposób bycia byłby… niedopuszczalny.
– Cześć, jestem Lena – przedstawiła się dziewczyna, która tak bardzo ją przed chwilą zainteresowała. – Ty musisz być nową uczennicą, prawda?
Dopiero po chwili Sayuri zorientowała się, że tamta zwraca się do niej w całkiem ładnym, dość płynnym języku japońskim. …i że kraciastą, płócienną torbę ma całą w przypinkach z anime oraz nazwami zespołów grających j-rocka. Ona sama wolała słuchać zachodniej muzyki, ale cóż… o gustach najwyraźniej się nie dyskutuje.
– Mam na imię Sayuri – odpowiedziała grzecznie. – Cieszę się, że mówisz w moim ojczystym języku.
Lena wyglądała na naprawdę zachwyconą. Wpatrywała się w nową koleżankę jak w tęczę. Dziewczyna poczuła się dość dziwnie.
– To co teraz? – przerwała krępującą już ciszę.
– Zostałam twoją oficjalną przewodniczką – wyszczerzyła się w uśmiechu, ukazując zadziwiająco białe, ale nieco zbyt duże zęby. – Oprowadzę cię po szkole, a potem pójdziemy do klasy. Może zaczniemy od szatni? Masz jakieś buty na zmianę? Dostałaś legitymację? Otwiera twoją szafkę. Będziesz mogła zostawić w niej płaszcz.
Sayuri skinęła głową i pozwoliła Lenie na zadawanie kolejnych pytań, na które nawet nie oczekiwała odpowiedzi. Wyrzucała je z siebie z prędkością karabinu maszynowego. Ku uldze dziewczyny i wbrew polskim filmom jakie miała nieprzyjemność oglądać, szkoła okazała się zadziwiająco czysta i nowoczesna. Po wizycie w szatni zwiedziły kolejne trzy piętra, ostatecznie, tuż przed dzwonkiem, kończąc w szkolnej bibliotece. Lena, nie pytając Sayuri o zdanie, wypożyczyła stertę podręczników, wręczając je nowej koleżance z zadowoloną miną. Przez chwilę Sayuri zastanawiała się czy nie urazi uczuć dziewczyny, mówiąc, że dostała od ojca tablet i nie potrzebuje podręczników, ale ostatecznie stwierdziła, że nie zamierza ich nosić. Z pewnością nie w tej ilości…
– Dzięki, mam to – wyciągnęła z torby urządzenie w pokrowcu o jadowicie różowym kolorze, który, była tego absolutnie pewna, był wyborem Niny.
– Och… – Lena speszyła się na moment, ale już po chwili na jej twarz powrócił szeroki uśmiech. – W takim razie pokażę ci aplikacje, tylko poczekaj moment, pójdę to oddać – wskazała niezręcznym gestem na stertę książek. Kiedy Lena sięgała po podręczniki, Sayuri zauważyła, że coś po nich chodzi.
– O, patrz jaki wielki owad – zwróciła uwagę koleżanki.
– Co za paskudztwo! – Lena machnęła ręką w nieokreślonym geście. – Sio!
Czarna kropka jednak niewzruszenie dreptała w kierunku Sayuri. Lena podniosła książkę, zrzucając owada na stół, po czym zamaszystym ruchem uderzyła go trzymanym podręcznikiem. Stworzenie podniosło się niemrawo.
– Wytrzymała cholera – mruknęła pod nosem, trafiając go ponownie, tym razem z pełnym impetem i strzepując resztki ze stołu na podłogę. – Zaraz wracam.
Zgarnęła stertę książek i udała się z nimi z powrotem w kierunku bibliotekarskiego kontuaru. Sayuri wzruszyła ramionami. Musiała przyznać, że miała naprawdę… niepokojąco dziwną, nową koleżankę.
~ ღ ~ ღ ~ ღ ~
ROSJA, 194 KILOMETRY NA POŁUDNIOWY-WSCHÓD OD MOSKWY.
CZAS GMT+3 11:50
[11:50:01] Wychodzenie ze stanu uśpienia…
[11:50:03] Rozpoczynanie protokołu diagnostycznego…
[11:50:13] Systemy uszkodzone: 46%
[11:50:13] Systemy zniszczone: 29%
[11:50:13] Systemy sprawne: 25%
[11:50:14] Postęp napraw: 9%
[11:50:14] Diagnostyka zakończona.
[11:50:15] Próba nawiązania połączenia z dronami…
[11:50:17] Połączenia nawiązane: 7[002621, 002622, 002623, 002624, 002626, 002627, 002628].
[11:50:17] Połączenia nienawiązane: 1[002625].
[11:50:18] Ponowna próba nawiązania połączenia z [002625].
[11:50:20] Status [002625]: brak połączenia.
[11:50:21] Odczytywanie ostatnich raportów…
[11:50:21] Analiza…
[11:50:22] Obiekt numer [002625] został zniszczony.
[11:50:22] Zadanie: ’monitorowanie łysych małp’ zakończone niepowodzeniem.
[11:50:23] Obliczanie możliwych rozwiązań…
[11:50:31] Nie znaleziono rozwiązań.
[11:50:31] Wybudzanie WIELKIEGO PANA I WŁADCY…
[11:50:34] MAŁPA ZROBIŁA CO?!
~ ღ ~ ღ ~ ღ ~
Po drugim dzwonku Lena pospiesznie zaciągnęła Sayuri do klasy. Kiedy dwadzieścia par oczu zwróciło się w jej kierunku, dziewczyna uznała, że to ostatnie miejsce w którym chciałaby się znaleźć. Na domiar złego nauczycielka, po krótkiej rozmowie z Leną, poprosiła by „nowa uczennica”, jak teraz wszyscy określali Sayuri, powiedziała kilka słów o sobie. Dziewczyna nieco zirytowana, ale ku własnemu zdumieniu w ogóle nie speszona, stanęła przed klasą.
– Nazywam się Mori Sayuri i przyjechałam z Japonii – oznajmiła grzecznie po angielsku, po czym płynnie przeszła na swój rodzimy język – ale właściwie to nie chce mi się gadać, dlatego mam nadzieję, że nikt mnie nie zrozumie. Dziękuję – dodała ponownie wracając do angielskiego i siadając w ławce obok wpatrującej się w nią z lekkim niedowierzaniem Leny.
– Ej, Lena, co ona powiedziała? – spytał jakiś chłopak z ostatniego rzędu.
Dwadzieścia par oczu zwróciło się z zaciekawieniem ku Lenie. …cóż, tego Sayuri nie przewidziała.
– Yyy… – dziewczyna na chwilę straciła rezon. – Powiedziała, że angielski nie jest jej mocną stroną i ten… że bardzo podoba jej się w Polsce… i no… ma nadzieję, że zdobędzie tutaj wielu przyjaciół.
Ostatecznie nauczycielka wybawiła Lenę z niezręcznej sytuacji, oznajmiając, że to najwyższa pora by powrócić do przerwanej lekcji.
~ ღ ~ ღ ~ ღ ~
To chyba jednak nie był najlepszy pomysł. Lekcja była prowadzona w języku polskim i Lena dzielnie, przez cały pozostały czas, starała się tłumaczyć Sayuri niemalże każde, padające z ust nauczycielki słowo. To było… lekko mówiąc… męczące. Dziewczyna dzwonek na przerwę powitała z prawdziwą ulgą. Radość jednak okazała się przedwczesna, ponieważ na korytarzu otoczyło ją duże grono ludzi. Mówili do niej w dziwnej mieszance angielsko-polsko-migowego. Zalali ją falą imion i bezsensownych, często retorycznych pytań. Sayuri zaczęła się zastanawiać czy przypadkiem nie stała się po śmierci mamy introwertyczką. …a kto wie, może nawet socjopatką. Ten chłopak, który pluł, kiedy mówił… miała ochotę mu skopać tyłek. Wybawienie pojawiło się samo. Parę metrów dalej, tam gdzie skręcał korytarz, Sayuri ujrzała znajomą sylwetkę Aleksa.
– Przepraszam, ale muszę iść – zawołała do tłumu i podbiegła do brata, chwytając go za rękę i ciągnąc ze sobą ku wyjściu ze szkoły.
Chyba był zbyt zaskoczony, by w jakikolwiek sposób zareagować, ponieważ posłusznie szedł za nią. Odprowadziło ich morze osłupiałych spojrzeń.
– Co jest? – warknął, próbując się zatrzymać.
Sayuri jednak nie przestała go ciągnąć, a on nie był w stanie wyrwać się z jej uchwytu. Co do cholery?! Wpatrywał się w nią jednocześnie z wściekłością i niedowierzeniem. Skąd ona miała tyle siły?! Była… mała… Nie sięgała mu nawet do ramienia, a miał wrażenie, że rękę ściska mu imadło.
– Zabierz. Mnie. Stąd. Proszę – wycedziła przez zęby.
– Dobra, dobra, tylko zwolnij i puść mnie do cholery! Co ja ci zrobiłem, że chcesz mi urwać rękę? Jesteś jakimś robotem czy coś?
Sayuri popatrzyła na niego odrobinę zakłopotana.
– Może to adrenalina… – wyjaśniła niezbyt pewnie, puszczając jego dłoń.
Aleks rzucił jej krytyczne spojrzenie.
– Jak sobie chcesz. Tak w ogóle to dokąd chciałaś iść?
– Do samochodu.
– Bez kurtki?
– Oj…
Chłopak zakrył twarz ręką. Na świecie jest tyle miliardów kobiet, a jemu musiała trafić się taka głupia siostra… Nad nimi rozległ się dzwonek. Aleks rozejrzał się po korytarzu. Jego wzrok zatrzymał się na drzwiach do jednej z klas.
– Chodź – rozkazał zrezygnowany. – Sala od plastyki nigdy nie jest zamykana. Pan Sawicki zawsze o tym zapomina.
Chłopak nacisnął klamkę i bezceremonialnie wepchnął Sayuri do środka.
– Ej! – zaprotestowała.
– No dobra, czego chciałaś? – spytał opierając się o biurko.
– Czuję się jak zwierzątko w klatce! Miałam dość! Wszyscy gadali, gadali i gadali. Mało brakowało, a każdy oderwałby sobie kawałek mojego swetra na pamiątkę i…
Aleks zagapił się na nią, w ogóle nie zdając sobie z tego sprawy. Właściwie, to nawet była całkiem ładna… Wcześniej jakoś nie zwrócił na to uwagi… Zaraz… jaki normalny brat interesuje się wyglądem swojej siostry? Natychmiast skarcił się w myślach.
– Hej, ziemia do Aleksa! – zirytowała się Sayuri, machając mu przed oczami.
– Słucham cię, cicho bądź! – wyrzucił z siebie automatycznie, dopiero po chwili orientując się co właśnie powiedział. – Przyzwyczaisz się. To normalne jak jest się nowym… a jeszcze dodatkowo z twoim wyglądem…
– Co masz na myśli? – spytała wojowniczo.
– Jesteś dość… egzotyczna, nie sądzisz?
Dziewczyna westchnęła.
– Może masz rację… – Usiadła na jednej z ławek. – To co powinnam zrobić?
– Dać mi spokój? – zasugerował.
– Dzięki! Byłeś wielce pomocny – warknęła na niego i wyciągnęła z torby tablet, oznajmiając tym samym, że straciła nim jakiekolwiek zainteresowanie.
Aleks złapał się na tym, że znów przygląda się jej z fascynacją. Wkurzony na siebie i na nią bez słowa wyszedł z klasy.
~ ღ ~ ღ ~ ღ ~
Kiedy skończyła się lekcja, Sayuri zabrała swoje rzeczy i uciekła do biblioteki, mając nadzieję, że będzie mogła posiedzieć tam przez nikogo nie niepokojona. Założenie jednak okazało się błędne, ponieważ w bibliotece znajdowały się również stanowiska komputerowe, masowo oblegane podczas przerwy. Jakaś dziewczyna stanęła nad nią, naruszając jej przestrzeń osobistą. Ze śmiechem rozmawiała o czymś z koleżankami. To biblioteka do licha! Czy nie powinno być tu cicho? Sayuri nie mieściło się w głowie jak bardzo polska szkoła różni się od tej do której przywykła. Dziewczyny stawały się coraz bardziej hałaśliwe i Sayuri powoli zaczynała boleć głowa. Zerwała się z miejsca, mając ochotę znaleźć się jak najdalej od nich. Kiedy wstawała niechcący potrąciła jedną z nich.
– Nadepnęłaś mi na nogę! – warknęła tamta rozeźlona.
– Przepraszam, niechcący – mruknęła, wciąż mając zamiar jak najszybciej się ulotnić.
– Urodziłaś się niechcący! – oznajmiła jej tamta.
Sayuri przyjrzała jej się zdezorientowana. Co takiego niby zrobiła tej dziewczynie?
– Julka, to czasem nie jest nowa przyjaciółka Aleksa? – spytała wymownie jedna z jej koleżanek.
– Niemożliwe – stwierdziła tamta, a Sayuri w jej głosie wyczuwała wyraźną nutę zazdrości.
Przez chwilę zastanawiała się czy nie oznajmić im, że Aleks to jej brat, ale szybko zrezygnowała z tego pomysłu. Nie zamierzała wdawać się z nimi w dyskusje. One na ten temat miały chyba jednak inne zdanie, ponieważ kiedy tylko ruszyła się z miejsca, usłyszała za sobą oburzony głos.
– Ej, a ty dokąd? – warknęła ta nazwana wcześniej Julką, podążając za nią.
Sayuri jęknęła w duchu. Naprawdę? Czyli jednak te amerykańskie filmy dla młodzieży musiały mieć jakieś realne podstawy… a może one też je oglądały i teraz próbują naśladować ich bohaterki?
– Szukałam jakiegoś cichego, spokojnego miejsca, ale najwyraźniej biblioteka do takich nie należy – odezwała się na tyle głośno, żeby usłyszały ją wszystkie trzy.
Czy ten dzień nie mógłby się już skończyć? Sayuri czuła wciąż narastającą irytację.
– O, tutaj jesteś! – nagle w jej polu widzenia pojawiła się Lena. – Wszędzie cię szukałam! – Chwyciła dziewczynę pod ramię i nie czekając na czyjąkolwiek reakcję wyprowadziła ją na korytarz. – Lepiej nie zadawaj się z tymi hienami – odezwała się po japońsku – a tak swoją drogą – wróciła do języka polskiego – to mogłaś mi powiedzieć, że mówisz po polsku, wiesz?
– Szybko się uczę… – mruknęła w odpowiedzi Sayuri, nie wyrażając ani cienia skruchy.
Lena przewróciła oczami.
– Rozumiem, że wolisz to utrzymać w tajemnicy? – spytała ponownie przeskakując na japoński.
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
– Właściwie to nie jestem pewna. To tylko taki głupi pomysł, który przyszedł mi do głowy, żebym nie musiała z nikim rozmawiać. Wiesz… to wszystko… odrobinę mnie przytłacza.
– Eh… chyba cię rozumiem – westchnęła Lena. – Chociaż nie lubię jak ktoś bawi się moim kosztem – dodała nieco kąśliwie.
– Wybacz… nie chciałam, żeby tak to wyszło.
– Nie ma sprawy, przeprosiny przyjęte – Lena wyszczerzyła zęby w uśmiechu. – A tak swoją drogą to o co chodziło? Czemu tak uciekłaś? I skąd znasz Aleksa? Jest w ostatniej klasie i… i… – dziewczyna zarumieniła się i przerwała.
Sayuri roześmiała się, chyba po raz pierwszy tego dnia z prawdziwą wesołością.
– Ten kretyn? To tak jakby mój brat… przynajmniej w połowie.
– Ale jak to? – zapytała osłupiała Lena.
– No zwyczajnie… Mamy wspólnego ojca.
– Och! Musisz mi wszystko opowiedzieć, błagam! Jaki on jest?
– Mój ojciec? Chyba całkiem niezły, skoro udało mu się zrobić dzieci z tyloma różnymi kobietami… Kto wie, może mam jeszcze kolejnego brata albo siostrę… – Sayuri dopiero teraz uświadomiła sobie jak bardzo przez całe życie miała mu to za złe.
– Co? Nie! Nie o to mi chodziło. Miałam na myśli Aleksa!
– Ah, ok. Aleks jest głupi. I nie lubi się dzielić frytkami.
Lenę po raz kolejny zmurowało. Zanim odzyskała rezon zadzwonił dzwonek na kolejną lekcję.
~ ღ ~ ღ ~ ღ ~
Jakimś cudem Sayuri udało się dotrwać do końca zajęć. Przynajmniej po epizodzie w bibliotece nowa koleżanka już nie starała się jej wszystkiego tak dokładnie tłumaczyć. Pożegnała się z Leną, zabrała z szatni swoje rzeczy, włożyła płaszcz oraz wysokie buty, opatuliła się ciepłym szalikiem i wyszła na parking i… Zaklęła cicho. Niebieskie Subaru zniknęło. Okazało się, że Aleks na nią nie poczekał. Postała kwadrans, mając nadzieję, że być może… jakimś cudem… jeszcze po nią wróci. Ostatecznie się poddała. Była głodna, zmarznięta i niezadowolona. Nie wiedziała co ma teraz ze sobą zrobić ani jak dostać się do domu. Ruszyła przed siebie, nie bardzo wiedząc dokąd idzie. W Sendai było tak fajnie… wszędzie gdzie chciała mogła dostać się metrem. Zaraz… czy w Warszawie było metro? Chyba było… tylko czy tutaj? Marzyła o tym, żeby mieć własny samochód. Albo nie! Lepiej helikopter. Właściwie to czemu miałaby się ograniczać? Fajnie by było mieć swojego Falcon’a Milenium… Z ulgą przypomniała sobie, że ma przecież tablet. Kiedy w oddali ujrzała obiecująco wyglądającą kawiarnię, przyspieszyła kroku. W środku zamówiła wiśniowe latte, kanapkę na ciepło i jakieś smacznie wyglądające ciasto. Usiadła przy stoliku, wyjęła tablet i podłączyła się do wifi. Sprawdziła na mapie gdzie mieszka i jak tam dojechać. Okazało się, że środkami komunikacji miejskiej to niemalże godzina drogi. Dupek! Jak on mógł ją tak po prostu zostawić?! Z pewnością nie zamierzała mu tego w najbliższej przyszłości wybaczyć.
~ ღ ~ ღ ~ ღ ~
ROSJA, 194 KILOMETRY NA POŁUDNIOWY-WSCHÓD OD MOSKWY.
CZAS GMT+3 18:40
[18:40:10] Otrzymano nowe polecenie. priorytet 0.
[18:40:11] CZEKAJ, CO? NO NIE… ZACZYNA SIĘ.
[18:40:11] Wstrzymywanie aktualnych zadań…
[18:40:12] JESZCZE TEGO BRAKOWAŁO! CO TO ZA ROZKAZ…
[18:40:13] CO?! OOO… JASNE… A NIBY JAK TO ZROBIMY?
[18:42:09] Wysyłanie polecenia powrotu dla dronów.
[18:42:09] NIE! STOP!
[18:41:10] Rozpoczynanie protokołu diagnostycznego systemów napędowych…
[18:41:21] Rdzeń nadprzestrzenny: 98% status: wyłączony.
[18:41:21] Silnik główny 1 sprawność: 83% status: sprawny.
[18:41:21] Silnik główny 2 sprawność: 0% status: uszkodzony.
[18:41:21] Silnik główny 3 sprawność: 0% status: uszkodzony.
[18:41:21] Silnik główny 4 sprawność: 60% status: sprawny.
[18:41:21] Silniki sterujące główne sprawność: 0% status: uszkodzone.
[18:41:21] Silniki sterujące awaryjne sprawność: 40% status: sprawne.
[18:41:21] Postęp napraw: 30%.
[18:42:08] Diagnostyka zakończona.
[18:42:08] Przeprowadzanie symulacji lotu…
[18:42:10] Lot niemożliwy. zbyt niski poziom energii.
[18:42:10] HA! PRZYNAJMNIEJ TU SIĘ ZGADZAMY!
[18:42:11] Obliczanie możliwych rozwiązań…
[18:42:11] NIE PODDASZ SIĘ, CO?
[18:42:13] Znaleziono rozwiązanie.
[18:42:13] CO?! SERIO?!
[18:42:14] Przekierowywanie mocy z czujników do systemów napędowych…
[18:42:14] Przekierowywanie mocy z systemów obronnych do systemów napędowych…
[18:42:14] CO MOŻE JESZCZE MNIE WYŁĄCZYSZ?
[18:42:14] Przekierowywanie 70% mocy z WIELKI PAN I WŁADCA do systemów napędowych…
[18:42:15] STOP! CHCESZ, ŻEBYM STAŁ SIĘ IDIOTĄ?!
[18:42:15] Przesterowywanie reaktora na 30% mocy. poziom zagrożenia 0,1%.
[18:42:15] NIE! ZNAJĄC NASZE SZCZĘŚCIE I TAK RĄBNIE!
[18:42:16] Uruchamianie systemu bojowego AURA…
[18:42:16] NO TO TYLE Z UKRYWANIA… PEWNIE WSZYSCY W PROMIENIU 15 KILOMETRÓW POCZULI JAK NAS ODKOPUJESZ.
[18:42:41] Przekierowywanie mocy z systemów bojowych do systemów napędowych…
[18:42:42] Ustawianie parametrów lotu…
[18:42:43] Systemy gotowe.
[18:42:44] ALE JA NIE JESTEM GOTOWY! MOGĘ ZOSTAĆ?
[18:42:44] Rozpoczynanie lotu…
[18:42:45] Uruchamianie systemu maskowania…
[18:42:46] Przewidywany czas przybycia: 20:07:00 gmt+3
~ ღ ~ ღ ~ ღ ~
Przez całą drogę do domu Sayuri poprawiała sobie humor rozmyślaniem co złego może zrobić Aleksowi. Otwierając drzwi już nawet się uśmiechała. Niestety kiepsko wybrała porę, ponieważ tuż przed nią do domu weszła Nina, która teraz zdejmowała w progu buty. Z miejsca obrzuciła ją krytycznym spojrzeniem.
– Czemu wracasz tak późno? Lekcje skończyłaś ponad dwie godziny temu! – odezwała się oburzona. – Poza tym dlaczego muszę odbierać telefony z twojej szkoły, że gdzieś zgubiłaś się podczas zajęć? Przy czym zgubiłaś się to eufemizm, jeżeli wiesz co znaczy to słowo. Odniosłam też wrażenie, że dość długo rozmawiałyśmy na temat odpowiedniego ubioru…
Sayuri znów poczuła narastającą irytację. Czemu wraca tak późno?! Rzeczywiście ciekawe… Uznała jednak, że to jej problem i w żaden sposób nie dotyczy on Niny. Teraz naprawdę żałowała, że rozmawiała z Niną w języku polskim, bo gdyby się nie zdradziła, to kobieta przynajmniej nie mogłaby jej tak otwarcie krytykować.
– Przepraszam – dziewczyna mruknęła cicho i na wszelki wypadek nie utrzymując z nią kontaktu wzrokowego uciekła po schodach na górę.
Zanim zdążyła dojść do drzwi swojego pokoju na korytarz wyszedł Aleks. Stwierdziła, że szkoda przepuścić taką okazję. Wyglądało na to, że chciał coś powiedzieć, ale zanim zdążył to zrobić, z premedytacją kopnęła go w piszczel. Ku jej zdumieniu przewrócił się na podłogę.
– Au! Cholera! Zwariowałaś?!
Patrzyła na niego nieco zbita z tropu. On tak na serio? Przecież nie miała aż tyle siły…
– Yyy… przecież kopnęłam cię gołą stopą. Masz jakąś kontuzję czy coś? A może po prostu taki z ciebie mięczak – zadrwiła.
Aleks wstał. Sprawiał wrażenie rozgniewanego. Sayuri pisnęła i rzuciła się do ucieczki. Chłopak pokulał za nią. Mimo że zamknęła mu przed nosem drzwi i tak wszedł za nią do pokoju.
– Ok. ok. przepraszam – cofnęła się w obronnym geście. – Nie chciałam tak mocno cię kopnąć… po prostu byłam zła… jestem zła – poprawiła się natychmiast – że mnie tam zostawiłeś. Nie wiem dlaczego tak mnie nie lubicie ty i twoja matka…
Spojrzał na nią naprawdę zaskoczony. Podszedł bliżej. Jak na gust Sayuri zdecydowanie zbyt blisko.
– Nie wiesz czemu Nina cię nie lubi? Naprawdę tego nie wiesz?! – Aleks wyglądał na wkurzonego, poza tym naruszał jej przestrzeń osobistą.
– Czy mógłbyś się odsunąć? – poprosiła cicho. Sama nie miała już dokąd uciec, bo drogę blogowało jej łóżko i szafa.
Zignorował to co powiedziała.
– Moja matka nie lubi cię, ponieważ jesteś żywym przypomnieniem tego, że ojciec ją zdradził – oznajmił. – Teraz rozumiesz?
– A ty? Co takie zrobiłam tobie? – warknęła wojowniczo.
Spojrzał jej w oczy. Uśmiechnął się ponuro i odsunął się od niej odrobinę.
– Mnie? – spytał jakby nieco rozbawiony. – Nie pochlebiaj sobie. Ja po prostu mam cię gdzieś.
– To znaczy miałeś, dopóki cię nie kopnęłam? – upewniła się dziewczyna.
Roześmiał się. Naprawdę szczerze się roześmiał.
– Odnoszę wrażenie, że nieco… nie ogarniasz rzeczywistości – stwierdził, odwracając się i nareszcie wychodząc z jej pokoju.
– Kretyn – mruknęła Sayuri pod nosem, oddychając jednak z ulgą na myśl, że nic więcej się między nimi nie wydarzyło.
~ ღ ~ ღ ~ ღ ~
Czy ta głupia smarkula… podobno jego siostra… trenowała jakieś cholerne sztuki walki?! Nawet na treningu nigdy tak jeszcze nie oberwał… Może rzeczywiście, tak naprawdę, była jakimś japońskim robotem? Nieszczęśliwy usiadł przy biurku, podwijając nogawkę dżinsów. Cholera! W miejscu w którym kopnęła go dziewczyna pojawił się sporej wielkości, paskudnie bolący siniak. Dodatkowo noga była nieco opuchnięta.
– Mały potwór – mruknął pod nosem – i jeszcze kradnie frytki…
Tak właściwie, to do tej pory nie mógł zrozumieć jakim cudem zmieściła w siebie to całe jedzenie. Gdzie ona je trzyma? Nagle usłyszał pukanie do drzwi. Zaskoczony uniósł głowę.
– Proszę… – odezwał się bez przekonania, z powrotem opuszczając nogawkę.
Sayuri bez skrępowania wparowała do pokoju, patrząc na niego wielkimi, karmelowymi oczami. Czyżby miała zamiar przeprosić?
– Onii-chan – zaczęła słodkim głosem, a on przez chwilę zastanawiał się czy go przypadkiem nie obraża – czy w ramach zadośćuczynienia za to, że byłeś dla mnie niemiły nie przyniósłbyś mi czegoś do jedzenia? – poprosiła. – Nie chciałabym się rzucać w oczy Ninie…
Aleks zamrugał. Serio? Ona tak na poważnie? Popatrzył na nią osłupiały.
– Hej! Ziemia do Aleksa! To u ciebie normalne, że tak często się zawieszasz? – zapytała niemalże z troską.
– Jeżeli to będzie oznaczało, że do rana dasz mi spokój – wycedził – to mogę ci coś przynieść.
Ostatecznie i tak musi zejść do kuchni po trochę lodu na opuchliznę…
– Hura! Dziękuję Onii-chan! – uśmiechnęła się do niego radośnie, usatysfakcjonowana wychodząc z pokoju.
– …i nie nazywaj mnie tak! – rzucił za nią, nie pewny czy w ogóle go usłyszała.
To zdecydowanie nie był jego najlepszy dzień…
~ ღ ~ ღ ~ ღ ~
Mimo że Aleks przyniósł jej całkiem sporo jedzenia, to Sayuri w dalszym ciągu była okropnie głodna. Widocznie ten europejski klimat wyjątkowo źle na nią wpływał. Nagle zgasło światło. Zrobiło się nieprawdopodobnie ciemno, nawet za oknami nie było widać żadnego jasnego punktu. Podniosła telefon, żeby włączyć latarkę, ale on również nie działał. Usłyszała melodię Marszu Imperialnego. Może telefon Aleksa działa? Tylko z drugiej strony obiecała mu już więcej tego dnia nie przeszkadzać… W ciemnościach odnalazła łóżko i na nim usiadła. Melodia nie cichła. Sayuri zdała sobie sprawę, że słyszy ją w głowie. Cholera! Czy brat jej przypadkiem czymś nie otruł?!
KAPITANIE, KAWALERIA PRZYBYŁA! – usłyszała głos w swojej głowie.
Był tak donośny, że aż bolało. Sayuri jęknęła. Skąd on wziął opium? A może to było LSD albo jakieś inne paskudztwo… Chyba powinna się położyć…
KAPITANIE? – głos sprawiał wrażenie lekko zaniepokojonego.
…a może… tak to było najlepsze, zupełnie racjonalne rozwiązanie! Z pewnością to był tylko sen!
KAPITANIE? – powtórzył głos.
– Słucham? – odpowiedziała zrezygnowana, ale już nie przestraszona.
KAPITAN NAS WZYWAŁ
– Nas czyli kogo?
NO TAK, TEGO SIĘ MOŻNA BYŁO SPODZIEWAĆ… – głos westchnął cierpiętniczo. – WYJDZ NA BALKON TO SIĘ PRZEKONASZ.
Sayuri uznała, że to coś nie da jej spokoju, więc posłusznie wykonała polecenie. Za oknami rozprzestrzeniała się ciemność. Nigdzie nie paliły się żadne światła. Awaria musiała objąć całą dzielnicę. Otworzyła balkonowe drzwi i wyszła na zewnątrz, wzdrygając się pod wpływem mroźnego powietrza. Na nieco zachmurzonym niebie nie było widać zbyt wielu gwiazd.
– Świetnie, nic nie widzę, czy mogę już wracać?
NIE, NIE. PATRZ TERAZ!
Dziewczyna poczuła lekką irytację. Co niby miała zobaczyć?
– Zimno mi – oznajmiła. – Wracam do środka.
DLACZEGO MNIE TO SPOTYKA?!
Nagle Sayuri oślepiło jakieś światło. Nad nią unosił się ogromny, błyszczący chłodną, niebieską poświatą kształt.
DOBRA! TERAZ WIDZIAŁAŚ? – upewnił się głos.
To był naprawdę bardzo dziwny sen…
– Co miałam widzieć? – spytała coraz bardziej zirytowana.
Tym razem zamiast głosu usłyszała głuche warknięcie.
W TAKIM RAZIE ZOBACZYSZ Z BLISKA! – oznajmił głos, którego irytacja zdawała się dorównywać jej własnej.
Sayuri miała dość. Poza tym zdążyła już przemarznąć. Uznała, że wraca do środka, ale zanim dotknęła klamki, coś owinęło się wokół jej pasa. Krzyknęła, kiedy z ogromną prędkością poderwało ją w górę. Po chwili już znowu stała na własnych nogach.
WITAMY NA POKŁADZIE, KAPITANIE!
~ ღ ~ ღ ~ ღ ~
Dziewczyna czuła się zdezorientowana. Jeszcze dwie sekundy temu stała na balkonie, a teraz w kakofonii głośnych zgrzytów zamykała się za nią potężna śluza. Otulił ją powiem ciepłego powietrza. Przed nią otworzyło się przejście na jasny, lekko zaokrąglony korytarz. Nie było żadnego innego wyjścia. Po chwili wahania ruszyła przed siebie. Dopiero po jakimś czasie zdała sobie sprawę, że światło nie pochodzi od żadnych lamp. Jego źródłem były dziwne, porastające ściany i sufit narośle.
– Co to takiego? – zapytała z zaciekawieniem przyglądając się roślinom.
A WIESZ… TAKI TAM EKSPERYMENT. MACIE TU CAŁKIEM CIEKAWY EKOSYSTEM. TROCHĘ SIĘ NIM BAWIŁEM.
Sayuri szła dalej, nie przestając się rozglądać. Kilkakrotnie minęła po drodze jakieś drzwi, ale wszystkie otoczone były czerwoną poświatą, a głos ostrzegał, żeby tam nie wchodziła, bo miejsca za nimi nie są jeszcze gotowe do użytku. Sen wydawał się coraz dziwniejszy.
– Co jest za tymi? – spytała mijając kolejne przejście.
W TYM MOMENCIE? SZYBKA DROGA NA DÓŁ.
Nie spodobała jej się taka odpowiedź i dziewczyna stwierdziła, że woli dalej nie zadawać pytań. Korytarze wydawały się ciągnąć w nieskończoność i stanowiły istny labirynt. Głos co jakiś czas mówił jej gdzie powinna skręcić. Ostatecznie, po kilkunastu minutach, dotarła do kolejnej śluzy. Otworzyła się przed nią, tym razem nie wydając najlżejszego dźwięku.
– Czy to wyjście? – spytała nieufnie.
JAKIE WYJŚCIE? PO CO WYJŚCIE? TO NIE WYJŚCIE, TO WEJŚCIE!
Odniosła wrażenie, że głos brzmi na mocno zirytowany.
– Dobrze, już dobrze – mruknęła. – Czyli mam tam wejść?
NIE NO, MOŻESZ POSTAĆ TUTAJ… NA CO TYLKO MASZ OCHOTĘ, KAPITANIE.
Tym razem mówił z wyraźną drwiną. Sayuri doszła do wniosku, że nie jest tu mile widziana. Tylko w takim razie po co ta cała farsa?
– Po co mnie tu przyprowadziłeś? – zadała kolejne pytanie, wciąż wahając się czy minąć śluzę.
WSZYSTKO ZGODNIE Z KAPITANA ŻYCZENIAMI. KAPITAN NAS WEZWAŁ, A POTEM CHCIAŁ NAS POZNAĆ, WIEC BIORĄC POD UWAGĘ ZDOLNOŚCI INTELEKTUALNE TWOJEJ RASY, UZNAŁEM, ŻE ŁATWIEJ BĘDZIE POKAZAĆ NIŻ WYTŁUMACZYĆ – oznajmił głos, tym razem bez cienia drwiny.
– Jakich nas? – Sayuri poczuła się malutka i nieważna.
WŁAŚCIWIE TO MNIE.
– Och…
WIDZISZ? MÓWIŁEM, ŻE LEPIEJ POKAZAĆ! A TERAZ WŁAŹ DO ŚLUZY.
Westchnęła z rezygnacją i niezbyt przekonana czy mądrze robi, ale wiedząc, że i tak jest już za późno, skoro zawędrowała aż tutaj, przeszła przez pierwszą śluzę. Zaraz po jej zamknięciu otworzyło się kolejne przejście, a za nim nowy korytarz. Tym razem jednak nie było śladu po porostach, a miejsce oświetlone było bladym, białym światłem, ale dziewczyna nie mogła wypatrzeć jego źródła. Przy kolejnym zakręcie głos oznajmił, że są już na miejscu. Przed nią rozstąpiły się duże, wyglądające na solidne drzwi. Sayuri minęła je i znalazła się w ogromnym, sprawiającym niesamowite wrażenie pokoju. Na przeciwległej ścianie widać było ogromne ekrany, pod którymi znajdowały się emitujące niebieską poświatę panele i kontrolki. Przed nią, znajdował się trójwymiarowy hologram statku kosmicznego, który na pierwszy rzut oka wyglądał, jakby nie załadował się do końca.
WITAMY NA MOSTKU, KAPITANIE! rozległ się bardzo zadowolony z siebie głos, tym razem jednak nie rozbrzmiewał w jej głowie, a jakby jednocześnie z każdej ze ścian.
~ ღ ~ ღ ~ ღ ~
Dziewczyna skrzywiła się, słysząc tak donośny dźwięk. Był niemalże ogłuszający. Poczuła się jak w sali kinowej, w której ktoś źle ustawił głośność.
– Gdzie jesteś? – zapytała nie przestając się rozglądać. W środku nikogo nie było.
JAKTO GDZIE?! NAD TWOIM DOMEM.
– Ale gdzie mogę cię znaleźć?
NO… TUTAJ… głos był coraz bardziej zdezorientowany.
– Nie widzę cię.
TO CZEKAJ, ZAPALĘ WIĘCEJ ŚWIATEŁ – teraz brzmiał już na naprawdę rozdrażnionego.
Pomieszczenie rozbłysło jasnością. Oślepiona Sayuri zamknęła oczy.
– Nie, zabierz je – jęknęła.
Powoli uchyliła powieki. Pomieszczenie znów wróciło do poprzedniego stanu.
KAPITANIE, CZY MOŻEMY PRZESTAĆ BAWIĆ SIĘ W TĄ ZABAWĘ? DLA MNIE WCALE NIE JEST ŚMIESZNA…
– Chciałabym porozmawiać z tobą twarzą w twarz – wyjaśniła zdezorientowana dziewczyna.
…NIE MAM TWARZY.
– Aaa… – Sayuri nagle olśniło. – Jesteś A.I.? Jak w tej grze w której hodowało się chomika i rybki…
MÓWISZ O MASS EFFECT’CIE? ŚWIETNA SERIA, TYLKO TO BEZNADZIEJNE ZAKOŃCZENIE… CZEKAJ, CO? NAZWAŁAŚ MNIE A.I.? NIE JESTEM ŻADNYM BEZNADZIEJNYM WYNALAZKIEM, JESTEM ORGANICZNY… PRZYNAJMNIEJ CZĘŚCIOWO… TAM GDZIE MA TO ZNACZENIE…
Dziewczyna znów się skrzywiła, bo głos przyprawiał ją o ciarki.
– A nie mógłbyś przybrać jakiejś wygodniejszej do rozmowy formy?
PO CO? zdziwiło się nie-A.I..
– Po prostu to zrób – westchnęła błagalnie, bo zaczynała ją już poważnie boleć głowa.
OCH… NIECH BĘDZIE.
Kilka kroków od dziewczyny zmaterializował się ludzki kształt. To był chłopak. Sprawiał wrażenie starszego od niej, jednak najwyżej o parę lat. Był za to zdecydowanie wyższy i lepiej zbudowany. Miał wyraziste, ściągnięte brwi i ostro zarysowaną szczękę. Ciemne włosy nosił krótko ścięte, a niebieskie oczy patrzyły na nią z psotną drwiną.
TERAZ LEPIEJ? morderczy dźwięk prawie zwalił ją z nóg.
– Nie! – jęknęła Sayuri. – Proszę… ciszej…
Hologram przewrócił oczami. Wyglądał jakby się dobrze bawił.
– Dobrze, już dobrze – odezwała się odrobinę naburmuszona postać. – Nawet jeżeli to takie mało wygodne…
Dziewczyna podeszła bliżej.
– Jesteś prawdziwy? – spytała zaciekawiona, dotykając ramienia chłopaka.
W miejscu gdzie znalazła się jej ręka powietrze lekko zadrgało, a ramię, którego chciała dotknąć, rozmyło się setkami pikseli.
– O… – pomachała delikatnie ręką.
– Tak, „O”, Kapitanie, a teraz przestań… – popatrzył na nią z góry.
– Wybacz – odsunęła się nieco zawstydzona. – Fajnie wyglądało. Tak w ogóle to czemu nazywasz mnie kapitanem? – spytała nieufnie.
– Skoro ukradłaś insygnia i postanowiłaś ich użyć… – wskazał palcem jej bransoletkę – to siłą rzeczy stałaś się kapitanem. Nie chcesz, to oddaj – dodał z nadzieją w głosie. – A potem zeskocz na dół, przy odrobinie szczęścia pozycja kapitana znów będzie wolna i problem z głowy.
– Ej, niczego nie ukradłam! – nagle obleciał ją strach. – Chyba… nie zamierzasz mnie zabić?
– Ja? Skądże… jakbym śmiał grozić kapitanowi? Tylko grzecznie zasugerowałem…
– Więc nie możesz mnie skrzywdzić? – upewniła się dziewczyna.
Hologram z rezygnacją pokiwał głową.
– Nie mogę. Nie bezpośrednio.
– Co masz na myśli?
– Moim zadaniem jest zachować cię przy życiu – wyjaśnił nieszczęśliwy. – Ale gdybyś sama się zdecydowała… – w jego głosie znów słychać było lekką nutę nadziei.
– Yyy… nie, dzięki. Wolę jednak pozostać żywa.
– Jak Kapitan sobie życzy.
UWAGA! UWAGA! ZASOBY ENERGII NA POZIOMIE KRYTYCZNYM! ZALECANE NATYCHMIASTOWE LĄDOWANIE. Tym razem głos był inny, cichszy i pozbawiony emocji.
Hologram sprawiał wrażenie zaniepokojonego.
– Co to było? – zapytała Sayuri.
– Musimy lądować – wyjaśnił chłopak – ale nie tutaj. Odlatujemy?
– Zaraz, ale dokąd?
– Gdzieś, gdzie można wylądować…
Tym razem to dziewczyna przewróciła oczami.
– Dobra, jak tam sobie chcesz.
PRZYJĘTO KOORDYNATY, WIELKI PANIE I WŁADCO.
– No to w drogę – ucieszył się hologram.
– Wielki panie i władco? – spytała dziewczyna powątpiewająco.
Chłopak sprawiał wrażenie lekko zawstydzonego.
– Tak jakoś wyszło – oznajmił pospiesznie.
Zanim dziewczyna zdążyła to jakoś skomentować, poczuła lekkie szarpnięcie. Obraz na ekranach zaczął się gwałtownie zmieniać.
– To szyby? – zapytała zaskoczona.
– … yyy … – hologram obrzucił ją wzgardliwym spojrzeniem – szyby na mostku byłyby niebezpieczne. Jesteśmy w Cytadeli, w samym rdzeniu. To ekrany – dodał jakby dla pewności, że do niej dotarło.
– Acha. Co teraz?
– Lądujemy.
Odrobinę zatrzęsło. Na ekranach widać było teraz nieruchomy zarys lasu.
– Gdzie jesteśmy?
Obok drzew pojawiła się mapa. Zielony punkcik migotał przy nazwie Wyględy Górne. Około 20 kilometrów w prawo rozkwitała aglomeracyjna plama Warszawy.
~ ღ ~ ღ ~ ღ ~
Sayuri oniemiała wpatrywała się w mapę. Lecieli dosłownie chwilę… To jakiś żart? Może jeżeli teraz pójdzie spać to istnieje jakaś szansa na to, że obudzi się we własnym łóżku?
– Jak mam wrócić do domu? – zapytała zrezygnowana.
Chłopak uśmiechnął się do niej radośnie, podchodząc bliżej.
– Generalnie Kapitanie mamy trzy możliwości. Na piechotę, złapiesz stopa, albo wystrzelimy cię droną – oznajmił bardzo zadowolony z siebie. – W wypadku pierwszej opcji szanse na to, że nie dotrzesz do celu wynoszą 73%, bo zamarzniesz zanim wyjdziesz z lasu, druga możliwość jest podobna do pierwszej, ale dochodzi do tego jeszcze 0,4% szansy na to, że zostaniesz wykorzystana seksualnie, zamordowana i zakopana w lesie. Ostatnia możliwość jest najmniej ryzykowna, ale podczas lotu masz 62% szans na to, żeby zamarznąć. Dodatkowo byłaby to najbardziej widowiskowa opcja – dodał wyraźnie coraz bardziej zadowolony z siebie. – Niestety – hologram nieco zmarkotniał, ukazując marsową minę – musiałbym cię w takim wypadku ratować, a przyznam, że nie mam na to wielkiej ochoty.
Dziewczyna westchnęła. Jeszcze raz przyjrzała się chłopakowi. Nie mogła ścierpieć tego, że ktoś tak irytujący jest jednocześnie tak przystojny. Zastanawiała się czemu nie przybrał wyglądu na przykład… chochlika? Wzdrygnęła się na samą myśl. Może jednak lepiej nie… i tak będzie miała przez niego koszmary…
– Nie można cię jakoś odinstalować? – zapytała z nadzieją.
– Radośnie zawiadamiam Kapitanie, że nie ma takiej możliwości – odezwał się nieco urażony.
– Eh, szkoda, ale warto było spróbować – mruknęła pod nosem. – W takim razie co powinnam twoim zdaniem zrobić? – spytała nieco głośniej. – Jest tu jakieś miejsce do spania?
– Melduję, że kwatery kapitańskie nie uległy zniszczeniu – oznajmił niechętnie.
– O, to mam swoją kajutę? – poczuła się mile zaskoczona.
– No… tak… ale jak chcesz to możesz spać tutaj, na podłodze – dodał z udawaną ekscytacją.
– Jesteś wkurzający, wiesz? – spytała retorycznie.
– Dziękuję… chyba… ale wiem, nie mówisz mi tego pierwsza. Wszyscy moi internetowi znajomi tak twierdzą.
Sayuri spojrzała na niego oniemiała.
– Utrzymujesz kontakt z ludźmi?
– No… tak… a co miałem według ciebie robić? Przecież i tak nikt nie dowie się kim jestem… Nie z waszą żałosną technologią.
Dziewczyna postanowiła nie komentować.
– A właśnie – dodała zamiast tego. – Jak mam się do Ciebie zwracać?
– Jak to jak? Wielki panie i władco…
– Eee… nie ma mowy – oznajmiła stanowczo. – To w takim razie… nazwijmy cię… niech będzie Puszek.
– Puszek? Ale jak to Puszek?! Przecież nie jestem ani trochę puchaty…
– Myśl dalej – poleciła coraz bardziej rozbawiona. – To którędy do tej sypialni?
– To kwatery, nie żadna sypialnia – obruszył się nieco – chodź za mną – dodał nieszczęśliwy. – Hmm… Puszek… o co ci do cholery chodziło? To tak jak ten strażnik w Harrym Potterze?
– Co? Nie. Idziemy.
– To może… – zaczął prowadząc ją do wyjścia.
– Nie, też na pewno nie – ucięła stanowczo, już żałując, że zaczęła tą rozmowę. – Tak w ogóle czemu ten projektor nie działa? – spytała wskazując obraz statku.
Chłopak miał mord w oczach. Nie była pewna czy gdyby miał taką możliwość, to by jej tutaj na miejscu nie udusił, albo przynajmniej nie uderzyłby głową w ścianę…
– To nie projektor, tylko hologram, Kapitanie – wycedził przez zęby. – I czemu twierdzisz, że nie działa?
Sayuri jeszcze raz przyjrzała się modelowi, który gdzieniegdzie znaczyły czarne plamy.
– Ma dziury… wygląda jakby się do końca nie wczytał…
– Wczytał się… jest dokładnie tak jak powiedziałaś… mam… parę… dziur…
– Wygląda jakby nie było połowy statku…
Emocje na twarzy hologramu zmieniały się jak w kalejdoskopie. Zawstydzenie mieszało się teraz z irytacją i bezsilnością.
– Musieliśmy… awaryjnie… lądować… – wyjaśnił powoli cedząc każde słowo.
– Och… – westchnęła zaskoczona. Nagle zrobiło się jej go żal. Tak trochę. Odrobinkę. – Przykro mi. Chyba…
Odwrócił się bez słowa i opuścił mostek, a ona, tym razem posłusznie, powędrowała za nim.
~ ღ ~ ღ ~ ღ ~
Korytarz, którego ścian nie porastała dziwaczna roślinność, podobał się Sayuri znacznie bardziej. Był mniej… przerażający. Właściwie czuła, że mogłaby się przyzwyczaić. Podążająca za hologramem dziewczyna rozglądała się z zaciekawieniem. Minęli prowadzący do śluzy korytarz, z którego wcześniej wyszła. Paręnaście metrów dalej, po obu stronach, ujrzała ozdobione dziwnymi symbolami przejścia, chłopak jednak się przy nich nie zatrzymał.
– Zaczekaj! – zawołała. – Co jest tam? – wskazała na drzwi po lewej stronie.
Właściwie drzwi nie były tu dobrym określeniem, ale z tym właśnie skojarzyły jej się płyty osłaniające przejście.
– Reaktory – odpowiedział zdawkowo.
– Acha, a po drugiej stronie?
– Rdzeń.
– Jaki rdzeń?
– Mój.
– Mogę zobaczyć?
– Nie.
Sayuri mimo wszystko sięgnęła do panelu drzwi, ale były zamknięte.
– Ej, podobno jestem kapitanem…
– Nie szkodzi. Możesz stanowić zagrożenie, więc nie muszę cię wpuszczać.
– Parę kopniaków to nie zagrożenie… – zadrwiła.
– Wielce zabawne – mruknął zbulwersowany. – Chodźmy.
Westchnęła, ale była zbyt ciekawa tego co znajdzie dalej, żeby go nie posłuchać. Kolejne pomieszczenia, jak się dowiedziała, ukrywały zbrojownię i pokój medyczny. Póki co nie była nimi specjalnie zainteresowana. Tak właściwie, to wolałaby znaleźć kuchnię…
– Mamy coś do jedzenia? – spytała z nadzieją.
– Mamy – stwierdził nie zatrzymując się.
– Jestem głodna – oznajmiła zastanawiając się czy Puszek jest taki mało pojętny czy po prostu wredny.
– Dobra, dobra, wysyłam drona, żeby coś ci przyniósł.
– Dzięki.
Zatrzymali się na końcu korytarza.
– Oto twoja kwatera, Kapitanie – oznajmił dumnie, gdy rozsunęły się przed nimi drzwi.
Dziewczyna z zaciekawieniem weszła do środka. Znalazła się w ogromnym pomieszczeniu, z nietypowo wyglądającymi, ciemnymi meblami, wielkimi ekranami i różnymi urządzeniami, których przeznaczenia mogła się jedynie domyślać.
– Po prawej jest sypialnia i łazienka – wyjaśnił hologram, wskazując na kolejne, tym razem niewielkich rozmiarów przejście.
Sayuri wędrowała z jednego końca pokoju na drugi, dziwiąc się wszystkiemu co zobaczyła.
– A tutaj? – wskazała na drzwi z lewej strony, które wyglądały inaczej niż wszystkie pozostałe.
– A… to taki mój specjalny projekt – wyjaśnił nieco speszony chłopak.
– O! Chcę zobaczyć – oznajmiła nieznoszącym sprzeciwu tonem.
Hologram obrzucił ją wkurzonym spojrzeniem, ale bez sprzeciwu otworzył drzwi. Dziewczyna zajrzała do środka i stanęła oniemiała. Widok był zachwycający. Zapierał dech w piersiach. To był… ogród… niesamowity… niczym najpiękniejsza oranżeria. Znajdowały się w nim różnobarwne liście i zupełnie nierealnie wyglądające kwiaty. Powoli weszła do środka. Wiała tu lekka bryza, a roślinność rozciągała się tak daleko, jak sięgał jej wzrok. Zupełnie tak jakby nie było tu ścian… Nie zobaczyła również sufitu, tylko rozgwieżdżone niebo.
ZACZEKAJ – usłyszała wrzask ze wszystkich stron.
Zamarła zaskoczona.
– Prosiłam, żebyś tego nie robił… – zaczęła.
– Zdeptałaś go! – warknął na nią, podchodząc bliżej.
– Co zdeptałam?
Wskazał na coś pod jej stopami. Wyglądało jak miazga jakiejś dziwacznej rośliny, o lancetowatych liściach. Zupełnie się rozciapała.
– Oj, wybacz… nie chciałam. Jest tu jakaś ścieżka?
– Yyy… a po co? – zdziwił się hologram.
– Żebym mogła bezpiecznie tu chodzić… – wyjaśniła.
– Po co chcesz tu chodzić?
– Bo jest tu naprawdę ślicznie…
– Och… – sprawiał wrażenie jednocześnie zawstydzonego, wkurzonego i zadowolonego z siebie. – Mogę zrobić… ścieżkę…
– Świetnie, zrób – ucieszyła się dziewczyna, przezornie opuszczając pomieszczenie, żeby niczego więcej nie zniszczyć. Poczuła jak burczy jej w brzuchu. – To co z tym jedzeniem?
Do pokoju wleciał dron, niosąc w szczypcach coś co przypominało szarobure glony. Sayuri z zaciekawieniem przyjrzała się robotowi. Wyglądał jakby ktoś ukradł samą górę z R2-D2 i dołączył do niej macki, zakończone szczypcami.
– Eee… co to jest? – spytała Sayuri, kiedy robot natarczywie wcisnął jej podłużne rośliny.
Kiedy tylko wzięła je do ręki, dron zwinął macki, zamykając je pod kopułą. Teraz wyglądał jak kula z oczami. Miała wrażenie, że zamrugała do niej wesoło.
– Wysokokaloryczne porosty, zawierające wszystkie niezbędne składniki odżywcze, w tym także te, które pomogą rozwinąć się twoim nanobotom.
– Moim nano-czym? – spytała nieufnie dziewczyna, z powątpiewaniem przyglądając się smutnie zwisającym porostom. – Na pewno nie chcesz mnie otruć?
– Nanobotom – powtórzył powoli – i niestety nie mogę cię otruć, nawet gdybym chciał… a nie powiedziałem, że nie chcę…
– Zaraziłeś mnie czymś?
– Co? Nie! Sama je sobie zaaplikowałaś.
– Jak?
– Zakładając kapitańskie insygnia – wyjaśnił znużonym głosem.
– To? – spytała unosząc nadgarstek.
– Tak, to.
Coraz bardziej skołowana i odczuwając coraz większy głód, odgryzła kawałek roślinki. Nie była… najgorsza. Smakowała trochę jak wodorosty. Gdyby to porządnie przyprawić… Już po kilku kęsach poczuła, że zaspokoiło jej głód. Cóż… przynajmniej było wydajne. Znużona powędrowała do pomieszczenia, które miało być sypialnią, a hologram posłuszne podreptał za nią.
– Więc twierdzisz, że mam w sobie stado małych robocików? – spytała wlepiając wzrok w ogromne, sprawiające wrażenie komfortowego, łóżko.
– Te małe „robociki”, jak to twierdzisz, to jedno z największych osiągnięć technologicznych mojej rasy… – oznajmił obrażonym tonem. – To z ich powodu jesteś taka głodna – dodał po chwili.
– A robią coś poza byciem małymi robo-tasiemcami? – spytała nieufnie.
– Co?! Tak, robią! – był wyraźnie urażony.
– Kontynuuj… – zażyczyła sobie dziewczyna, wzdychając.
Bez pardonu rzuciła się na łóżko, które okazało się nadzwyczaj wygodne.
– Robią wszystko! Usuwają niedoskonałości, rekonstruują ciało. ulepszają zdolności motoryczne…
– Dobra, nie ważne – przerwała mu, uznając że to wszystko doszczętnie wyczerpało jej siły. – Zgaś światło.
W tym momencie chciała już tylko zasnąć i obudzić się we własnym łóżku… najlepiej tym w Japonii. Hologram już więcej się nie odezwał, po prostu posłusznie spełniając jej polecenie.
~ ღ ~ ღ ~ ღ ~
Sayuri przeciągnęła się ziewając. Już od dawna tak dobrze się jej nie spało. Otworzyła oczy. Niemalże podskoczyła, widząc przed sobą czyjąś twarz.
– Dzień dobry, Kapitanie – usłyszała uradowany głos.
– Co do cholery?! – przypomniała sobie wydarzenia z poprzedniej nocy.
Nie, to niemożliwe… to musiał być tylko sen… Znajdowała się w wielkim łóżku. Obok niej, podparty na łokciu, leżał ciemnowłosy chłopak. Wpatrywał się nią uważnie.
– Strasznie długo spałaś. Wy ludzie jesteście tacy niewydajni – sprawiał wrażenie nieco nadąsanego.
– Patrzyłeś jak śpię? – spytała nieco przerażona.
– A co innego miałem robić? Nie wiedziałem kiedy wstaniesz. Strasznie się nudziłem… Miałem nadzieję, że obudzisz się nieco szybciej.
– Jesteś nienormalny – zarzuciła mu, siadając. – Która godzina? Muszę wrócić do domu.
– 7:12:58 czasu lokalnego – odpowiedział automatycznie.
Dziewczyna jęknęła.
– Spóźnię się do szkoły.
– Prawdopodobnie nie masz dzisiaj szkoły. Wszystko jest pozamykane.
– Co? Dlaczego?
Na ścianie przed nią pojawił się wielki ekran, a na nim program z wiadomościami.
– To była katastrofa – mówiła płynnym głosem reporterka. – Nie znamy jeszcze przyczyn awarii, Ministerstwo Obrony nie wyklucza jednak, że był to atak terrorystyczny. Ostatni raz podobne zajście miało miejsce w Szczecinie, 8 kwietnia 2008 roku, kiedy do awarii doszło na linii energetycznej Krajnik-Glinki zasilającej miasto.
– Jesteś w to zamieszany? – zapytała niepewnie Sayuri.
– Powiedzmy, że coś w tym rodzaju…
– Wyłączyłeś elektrownię? – popatrzyła na niego niedowierzająco.
– Żeby to jedną… – speszył się pod jej spojrzeniem – i linie… i parę innych urządzeń… – dodał nieśmiało.
– Ale dlaczego?
– Niechcący.
Dziewczyna dopiero teraz zdała sobie sprawę, że rozmawia się z nim jak… z dzieckiem. Wyjątkowo inteligentnym, ale w dalszym ciągu dzieckiem.
– Czy mógłbyś już tego więcej… nie robić?
– Nie moja wina! – obruszył się nieco. – Sama chciałaś, żebym przyleciał, a jeszcze nie zdążyłem naprawić osłon silników i generują duże ilości promieniowania elektromagnetycznego.
– Czy to niebezpieczne dla ludzi?
– Chyba nie…
– Chyba? – głęboko zaczerpnęła powietrza. – Dobra, nie ważne. To kiedy wszystko naprawisz?
– Jak dostanę materiały. Tam gdzie się ukrywałem było o nie ciężko…
– Czego potrzebujesz?
– Zasadniczo rzeczy, których nie ma na waszej planecie, ale póki co duża ilość metalu powinna wystarczyć. Może jeszcze paręset litrów oleju napędowego, ropy, krzemu… No i parę pierwiastków ciężkich, które…
– Dobra, dobra, stój. Skąd niby miałabym to wziąć?
– Nie wiem, pytałaś czego potrzebuję – wyjaśnił oskarżycielsko. – Możemy odwiedzić złomowisko. Mam też takiego jednego znajomego…
– Stop. Jakiego znajomego? Masz tu znajomych?
– Jestem Guild Masterem – sprawiał wrażenie urażonego – mam sporą ilość znajomych… Rozmawiamy sobie przez Skype…
Sayuri zamrugała.
– Czekaj. Jakim Guild Masterem? Co? Gdzie?
Spojrzał na nią jakby była największą idiotką świata.
– W grze komputerowej, obecnie gramy w World of Warcraft, ale graliśmy też w wiele innych gier.
Dziewczyna nie miała pojęcia co mu odpowiedzieć.
– Ok. wróćmy na początek – stwierdziła wzdychając. – Jesteś statkiem kosmicznym?
– W zasadzie to… – zaczął.
– Stop! Odpowiadasz tak lub nie i ani słowa więcej – rozkazała stanowczo.
– Tak – westchnął.
– I przez przypadek wyszło na to, że musisz mnie słuchać?
– Tak – chłopak sprawiał wrażenie jakby gotował się w środku.
– Więc, technicznie rzecz ujmując jesteś teraz moim statkiem kosmicznym?
– Tak – wycedził, zgrzytając zębami.
– I jak dotąd spędzałeś czas na graniu w gry komputerowe?
Wyraźnie męczył się sam ze sobą, chcąc powiedzieć coś więcej, ostatecznie jednak ponownie padło krótkie „tak”.
– I nikt nie zorientował się, że nie jesteś człowiekiem?
Tym razem tylko wzruszył ramionami.
– Dobrze, dobrze – ponownie westchnęła – już możesz odpowiadać normalnie.
Zgromił ją wzrokiem.
– Jesteś wredna, wiesz? Oczywiście, że parę razy mnie zbanowali i musiałem się sam odbanowywać, ale moi znajomi z gry uważają, że jestem człowiekiem. Chyba. Przynajmniej tak sądzę. Nikt mnie nie pytał.
– Ok. Więc jak skontaktujemy się z tym twoim znajomym i w czym może nam pomóc? – dziewczyna uznała, że lepiej będzie od razu przejść do rzeczy. – Dasz radę odwiedzić złomowisko?
Hologram zaczął sprawiać wrażenie naprawdę podekscytowanego.
– Muszę tylko podładować baterie i możemy lecieć – oznajmił radośnie.
– Ile ci to zajmie?
– W tych warunkach? Jakieś 72 godziny.
Sayuri jęknęła.
– Nie ma mowy, żebym została tu tyle czasu.
– Czy życzysz sobie, żebym powtórzył możliwe opcje powrotu do domu? Generalnie Kapitanie mamy trzy możliwości. Na piechotę, złapiesz stopa, albo wystrzelimy cię droną…
– Zamknij się! – warknęła na niego. Chłopak zamilkł z uśmiechem na ustach i spojrzał na nią wyczekująco. – Mam swoją własną opcję – oznajmiła buntowniczo. – Czy mógłbyś do kogoś zadzwonić?
Sprawiał wrażenie zaciekawionego.
– Tak sądzę…
– Świetnie! Zadzwoń do Aleksa. Numer będzie zarejestrowany na adres domu, z którego mnie zabrałeś. Potrafisz go znaleźć?
– Też mi zadanie… – obruszył się nieco. – Dzwonię – oznajmił po chwili. – Chcesz zobaczyć obraz z kamer?
Niepewnie skinęła głową, nie mając pojęcia o co mu chodzi. Na ekranie, na którym wcześniej leciały wiadomości, pojawił się teraz widok na pokój Aleksa. Chłopak wciąż spał. Kiedy obudził go dźwięk telefonu, wyciągnął rękę, żeby go wyłączyć i przewrócił się na drugi bok, zrzucając z siebie skotłowaną kołdrę. Telefon rozdzwonił się ponownie. Ostatecznie Aleks przeciągnął się i odebrał.
– Halo? – odezwał się zaspanym głosem.
– Yyy… cześć? – wyjąkała Sayuri wpatrując się osłupiała w ekran.
Jej brat jęknął.
– Czego tym razem chcesz?
– Podwieziesz mnie? – poprosiła.
– Nie!
Hologram, który do tej pory obserwował wszystko w milczeniu roześmiał się rozbawiony.
– Dobra robota, Kapitanie. Jesteś mistrzynią negocjacji.
– Kto tam z tobą jest? – zainteresował się Aleks. Usiadł gwałtownie, zupełnie zrzucając z siebie kołdrę. – Gdzie ty w ogóle jesteś?!
– Yyy… gdzie my jesteśmy? – zwróciła się do hologramu.
– W Wyględach Górnych. Chcesz, żeby wysłać mu mapę?
– Co ty tam robisz i z kim? – zirytował się Aleks. – Gdzie to w ogóle jest?
– Mój… – zawahała się przez chwilę – przyjaciel wyśle ci współrzędne. Przyjedziesz po mnie, proszę?
Zobaczyła na ekranie jak chłopak wstaje z łóżka i podchodzi do stojącego na biurku komputera. Włączył go i wpisał miejscowość w wyszukiwarkę, a potem otworzył mapę. Wyglądał na zszokowanego.
– Będę za godzinę – oznajmił ostatecznie.
– …a i jeszcze…
– Co znowu?! – przerwał jej zanim cokolwiek zdążyła powiedzieć.
Westchnęła cicho.
– Czy mógłbyś zabrać moje buty i kurtkę? – poprosiła.
– Jesteś na jakimś zadupiu bez butów i kurtki?! Jaja sobie ze mnie robisz?!
– To trochę moja wina – wtrącił hologram. – Porwałem ją tak jak stała.
– Zamknij się – syknęła – nie pomagasz.
Wyszczerzył do niej zęby w uśmiechu, ale już więcej się nie odzywał. Aleks wzniósł oczy ku niebu.
– Będę za godzinę – powtórzył, rozłączając rozmowę.
Sayuri zafascynowana obserwowała jak zabiera z krzesła ubrania i wychodzi z nimi z pokoju.
– Czy drony szpiegowskie mają lecieć za nim? – spytał uprzejmie hologram.
– Tak. Co?! Nie! – warknęła poirytowana. – Co tam w ogóle robiła ta kamera?!
– To nie kamera, to zaawansowany dron szpiegowski – wyjaśnił nieco obrażony chłopak. – Poza tym wydajesz sprzeczne rozkazy, Kapitanie.
– Nie ważne – westchnęła. – Zorganizuj mi trochę tych dziwnych wodorostów.
– Robi się, Kapitanie! – odpowiedział automatycznie. – Skoro nie masz chwilowo nic do roboty, to możesz pograsz ze mną w jakąś grę? – zapytał zdecydowanie zbyt mocno podekscytowany.
~ ღ ~ ღ ~ ღ ~
Przed wyjściem z domu Aleks upewnił się, że Sayuri nie ma w swoim pokoju i dziewczyna nie robi sobie z niego żartów. Zastał lodowate pomieszczenie i otwarte drzwi balkonowe. Wariatka! Czy ona uciekła z domu przez balkon?
– Porąbało ją – mruknął pod nosem. – Naprawdę ją porąbało.
Niechętnie zszedł do garażu i wsiadł do samochodu, po drodze zgarniając do sportowej torby jej rzeczy. Kurtkę wrzucił luzem na tylne siedzenie. Zerknął na temperaturę. Termometr na wyświetlaczu pokazywał minus pięć stopni. Był bardzo ciekawy w czym ona wyszła, skoro potrzebowała ciuchów… Do tego ta nieludzka godzina…
– Kretynka – burknął znowu.
Po szybie od strony pasażera wędrował jakiś owad. Co on tu robił w środku zimy? Chłopak miał wrażenie, że go obserwuje. Szybko jednak o tym zapomniał, bo okazało się, że droga, którą miał jechać jest praktycznie w ogóle nieprzejezdna. GPS pokazywał, że będzie musiał przejść na piechotę prawie dwa kilometry. Po godzinie, jeszcze bardziej wkurzony, zaparkował na poboczu jakiegoś lasu, przeklinając wszystkich, którzy nie potrafili jeździć po mieście bez sygnalizacji świetlnej. Jeżeli to miał być jakiś żart, to… cóż… zwłoki Sayuri znajdą się pogrzebane w jego ogródku i wcale nie zamierzał z tym czekać aż odmarznie ziemia. Chwycił z siedzenia torbę i niechętnie ruszył przez las, brnąc w śniegu. Zanim dotarł na miejsce, na usta cisnęły mu się najgorsze możliwe przekleństwa. Droga kończyła się na porośniętej wystającymi spod śniegu chaszczami polanie, na środku której stała Sayuri, w towarzystwie jakiegoś chłopaka. Aleks do tej pory nie do końca wierzył, że jego szalona, wkurzająca siostra rzeczywiście tam będzie, ale była. Do tego stała bez kurtki… i w trampkach. Miała na sobie dokładnie to samo co poprzedniego dnia w szkole. Towarzyszący jej chłopak również nie był ubrany odpowiednio do pogody, ale w przeciwieństwie do Sayuri nie wyglądał jakby mu to przeszkadzało. Dżinsy, szara bluza, rozpięta skórzana kurtka i adidasy. Aleks spojrzał na niego wrogo, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, dziewczyna podbiegła i rzuciła się mu na szyję.
– Przyjechałeś! – westchnęła z ulgą i lekkim niedowierzaniem.
Poczuł się nieco zmieszany, ale było to całkiem przyjemne. Zabrała mu torbę i szybko zmieniła buty.
– A gdzie moja kurtka? – spytała drżąc z zimna.
– Jest w samochodzie – odparł przeklinając się w duchu. – Trzymaj moją – westchnął, zdejmując ją z siebie i otulając nią ramiona dziewczyny. Popatrzyła na niego zaskoczona, ale nie odezwała się ani słowem. – Więc, co wy w ogóle tu robicie i kim on jest? – wskazał na przyglądającego się im z ciekawością nieznajomego.
Tym razem to Sayuri sprawiała wrażenie zakłopotanej.
– Yyy… to mój przyjaciel…
– Aha… rozumiem – mruknął Aleks, z roztargnieniem zdając sobie sprawę, że czuje lekkie ukłucie zazdrości.
– Jestem… – odezwał się ciemnowłosy chłopak.
– Zamknij się! – przerwała mu stanowczo Sayuri. – I tak już wystarczająco namieszałeś.
Aleks poczuł się nieco lepiej, zdając sobie sprawę, że przynajmniej wszystkich traktowało tak samo wrednie jak jego, pomiatając nimi bez zająknięcia. Ku jego zdumieniu chłopak zamilkł, wpatrując się w nią złowrogo.
– Więc? – zażądał od niej wyjaśnień.
– To taki głupi zakład – oznajmiła wymijająco – chodźmy już – pociągnęła go za rękę w stronę lasu – gdzie masz samochód? Opowiem ci po drodze.
– A on? – zapytał niezdecydowany.
Ostatecznie nie mogli go przecież tutaj zostawić…
– On? On tutaj mieszka.
Aleks rozejrzał się bez przekonania.
– Tutaj?
– Tak – Sayuri ucięła bez żadnych dodatkowych tłumaczeń.
Ruszyli przed siebie, zostawiając nieznajomego na polanie. Na granicy lasu Aleks obejrzał się za siebie, ale chłopak zniknął, zupełnie jakby nigdy go tam nie było.
Ciąg dalszy w kolejnym rozdziale…
Anna
Wow, wspaniale napisane, świetnie się czyta 🙂 Wyobrażam sobie, ze niełatwo pisać we dwójkę… Pozdrawiam!
Koralina
usiadłam, zaczęłam czytać i… nie mogłam skończyć, czekam na więcej, piszcie szybko! 😉
Ania z Apetyt na Dom
Sama to piszesz? Podziwiam.
Vicky
Nie sama, z chłopakiem i jest to bardzo fajna, wspólna rozrywka 🙂
Vicky
Dzięki! Jednak uwagi jak zawsze mile widziane 😉
Isa
Zapowiada się fantastycznie, odwiedzam codziennie! 🙂
Drusilla
Moim zdaniem wszystko wygląda ok. Mam tylko nadzieję, że nie przestaniesz pisać 🙂
Migotka
Zaczyna się bardzo ciekawie 🙂
Dannae Ammel
Super, że jest coś nowego, bo naprawdę długo nie było 🙂
Vicky
Nowy zapał no i zabawnie jest wymyślać fabułę we dwójkę ^^