Pasaż handlowy udekorowany był barwnymi lampkami. Na środku znajdowała się, utrzymana w tonacji srebra i błękitu choinka. Staliśmy na najwyższym piętrze. Gadriel wychylił się przez barierkę. Uśmiechał się zawadiacko. Z dołu usłyszeliśmy przerażony wrzask jakiejś kobiety. Chłopak wyprostował się z satysfakcją malującą się na przystojnej twarzy. Podbiegł do nas jakiś dzieciak. Wyczekująco spojrzał na Gadriela.
– Dobra robota – pochwalił go tamten, wyjmując z kieszeni dżinsów tajemnicze zawiniątko i podając chłopcu.
Dziecko uśmiechnęło się od ucha do ucha, a potem pobiegło z powrotem przez pasaż, nurkując pomiędzy nogami zaskoczonych, robiących zakupy, ludzi. Ziewnęłam.
– Czy już możemy iść? – zapytałam zrezygnowana.
Chłopak od niechcenia objął mnie ramieniem.
– Cokolwiek zechcesz – oznajmił uradowany. – Jestem pewien, że to będzie doskonały film.
~ ♠ ~ ♠ ~ ♠ ~
Z filmu wyszliśmy mniej więcej w połowie. Nie było sensu go oglądać, ponieważ co chwila, w wielkim pośpiechu, ze swoich miejsc zrywali się kolejni ludzie. Do kinowych toalet ustawiła się monstrualna kolejka.
– Jesteś wstrętny – podsumowałam zachowanie Gadriela.
– Staram się – przyznał.
Zabraliśmy z szatni nasze kurtki i wyszliśmy przed budynek galerii handlowej. Usłyszałam dźwięk przychodzącego smsa. Przeczytałam. Szliśmy zatłoczonym chodnikiem.
– Czego on znowu chce? – przewrócił oczami chłopak, skądś wiedząc, że odezwał się Michał.
Właściwie nie było to trudne do odgadnięcia, bo tylko jemu nie odpisywałam.
– Zaprosił mnie na święta. Po raz kolejny – przyznałam.
Usłyszałam huk, posypało się szkło. Podniosłam głowę. Na skrzyżowaniu zderzyły się dwa samochody. Potem, w ich tyłuy uderzyły kolejne. Powstał prawdziwy karambol.
– Więc idź – oznajmił Gadriel wzruszając ramionami.
On nie patrzył na samochody. Z jego twarzy zniknął pełen samozadowolenia uśmiech. Poczułam irytację. Od zawsze spędzaliśmy wspólnie bardzo specyficzne święta.
– Pójdę – powiedziałam, wyzywająco patrząc mu w oczy, mimo, że wcześniej wcale nie zamierzałam tego robić.
~ ♠ ~ ♠ ~ ♠ ~
Wigilia w domu Michała wywoływała naprawdę wielkie poruszenie. Z głośników starej wieży leciały nuty najpiękniejszych kolęd. Jego młodsza siostra, Magda, wraz z ojcem kończyła ubierać choinkę. Poczułam nieprzyjemną zazdrość, ale już po chwili pani Dąbrowska, zapytała czy pomogę jej w kuchni. Moja praca polegała głównie na wylizywaniu łyżek i próbowaniu różnych smacznych rzeczy, więc nie miałam nic przeciwko niej. Potem usiedliśmy razem z Michałem i Magdą przy drewnianym stole i wycinaliśmy różne kształty pierniczków. Od każdej z tych osób biło jakieś dziwne, nieznane mi ciepło. Miałam ochotę spędzać z nimi nie tylko święta, ale również każdy, pozostały dzień w roku. I co gorsza doskonale wiedziałam jak tego dokonać. Pod stołem odnalazłam wolną rękę Michała. Splotłam swoje palce z jego palcami. Spojrzał na mnie lekko zaskoczony, ale już po chwili promiennie się do mnie uśmiechał.
Zanim zasiedliśmy do wigilijnego stołu w domu było już prawie dwadzieścia osób. Michał przedstawiał mi swoje ciotki i babcie, oraz liczne kuzynostwo, ale ja i tak nikogo nie zapamiętałam. Za to wszyscy, zupełnie szczerze, witali mnie bardzo ciepło i serdecznie. Jakbym była członkiem rodziny. Ojciec Michała zmówił modlitwę, podzieliliśmy się opłatkiem i usiedliśmy do stołu. Wesoła atmosfera, pełne szczęścia twarze, dzieci co chwilę niecierpliwie zerkające na leżące pod choinką prezenty. To było więcej niż potrafiłam wytrzymać. Myślami byłam zupełnie gdzie indziej. Wstałam od stołu.
– Przepraszam – odpowiedziałam na pytające, zaskoczone spojrzenia i wyszłam z pokoju.
Michał dogonił mnie w holu. Zdążyłam już włożyć buty.
– Co się stało, Amy?
Uśmiechnęłam się do niego ponuro. Spontanicznie, co rzadko mi się zdarzało, oplotłam ramionami jego szyję, tuląc się do chłopaka. Pocałowałam go w policzek.
– Kocham cię jak brata – wyznałam szczerze – ale to nie z tobą chcę spędzać święta, to nie ty jesteś moją rodziną.
Skinął głową, a ja dziwnie czułam się, wiedząc, że on doskonale to rozumie.
– Poproszę tatę, żeby cię podwiózł – zasugerował.
Skrzywiłam się nieznacznie. Nie chciałam.
– Poradzę sobie – oznajmiłam spokojnie.
Michał westchnął, ale nie protestował. Wsunął mi do plecaka zapakowany w kolorowy papier prezent. Włożyłam płaszcz i zatrzymałam się w drzwiach. Odwróciłam się ku chłopakowi, wspinając się na palce i delikatnie całując go w usta. Potem, oniemiałego zostawiłam w korytarzu, zatrzaskując za sobą drzwi.
~ ♠ ~ ♠ ~ ♠ ~
Na dworze sypał śnieg. Było bardzo zimno. Ponieważ w wigilię prawie nic nie jeździło, a jeżeli nawet, to przez śnieżycę, spóźniało się upiornie, powrót do domu, zajął mi ponad godzinę. Kiedy wreszcie weszłam do środka, czułam się jak bałwanek. Zdjęłam mokre buty i obsypany śniegiem płaszcz. Wsunęłam się do pokoju. Nie paliło się żadne światło. Przez chwilę pomyślałam, że Gadriela nie ma, ale on tam był. Siedział na dywanie, oparty o kanapę i patrzył na mnie. Ja również nie zapaliłam światła. Usiadłam przy nim, położyłam mu głowę na ramieniu. Był taki przyjemnie ciepły! Zawsze, niezależnie od pogody i temperatury taki był.
– Zmarzłaś – powiedział podnosząc mnie i sadzając na swoich kolanach.
Wtuliłam się w niego, jak mała dziewczynka, kradnąc to jego wieczne ciepło. Otulił mnie ramionami i skrzydłami. Nawet, mimo panującego w pokoju półmroku zauważyłam dziwną rzecz. Znowu się zmieniły. W dalszym ciągu jedno było białe, a drugie czarne, ale teraz na tym białym, gdzieniegdzie rosły ciemniejsze piórka, jakby ktoś pochlapał je farbą, za to na czarnym pojawiła się śladowa ilość szarych. Siedzieliśmy tak przez kilka minut, a potem chłopak wstał, stawiając mnie na dywanie. Światło zamigotało i zapaliło się, rozjaśniając pokój. Pod ścianą stał niewielkich rozmiarów, żywy, doniczkowy świerk, a pod nim spały dwa koty, tuląc między sobą jakiś niewielkich rozmiarów kształt. Gadriel podszedł do nich, wziął to coś małego na ręce. Wyglądało trochę jak wiewiórka, a trochę jak puchaty szczur, kolor natomiast miało stogu siana. Ziewnęło, przeciągając się leniwie. Chłopak podał mi stworzonko. Przyjrzałam mu się uważnie. Zaczęło nieufnie obwąchiwać mi palce.
– To twój prezent świąteczny – wyjaśnił Gadriel, a ja spojrzałam na niego zdziwiona.
Wiedziałam, że lubił mnie zaskakiwać. Drań doskonale zdawał sobie sprawę, że do niego wrócę! Zbyt dobrze mnie znał. Ale mimo tego, że wiedział, moja obecność sprawiła mu wyraźną radość.
– Mam ochotę na gorącą czekoladę – oznajmiłam i razem poszliśmy do kuchni.
Gadriel widział zachwyt w moich oczach, zdawał sobie sprawę, że sprawił mi radość i nie potrzebował głupich podziękowań. A nawet byłam przekonana, że woli się obejść bez nich. Położyłam małego pupiszonka na kuchenny blacie. Stworzonko chodziło, zwiedzając nowe terytorium. W pewnym momencie nastroszyło puchaty ogonek, który zaczął sobą przypominać szczotkę do czyszczenia butelek i zajrzało do wnętrza kubka. Potem usiedliśmy na kanapie, pijąc nasze kakao. W telewizji leciała jakaś przedwojenna komedia. Oparłam się plecami o poduszki i położyłam nogi na kolanach chłopaka. Przeciągle ziewnął, uśmiechając się do mnie leniwie. Byłam pewna, że tu jest moje miejsce i żadnych innych świąt nie potrzebowałam.
The End
IRRESA
Rozprówacz – nie myślałam, ze kiedykolwiek to powiem, ale… zgadzam się! *uśmiech*
Wrry! *otrząsa się* Mam to już za sobą!
Rozprówacz
ja lubię debatować, ale kłócić się tak fla kłótni to ciut przesada
Rozprówacz
brakowało mi czegoś tak kojącego
IRRESA
A mnie właśnie tego brakuję… Może to zabrzmi absurdalnie, ale coraz częściej chciałabym zamieszkać z kimś takim… Takim chłopakiem który byłby trochę bratem, trochę przyjacielem, a trochę moim chłopakiem… Brakuję mi tego. :/
Co do samego opowiadania to idealnie ukazuje ono to przywiązanie Amy do Gadriela i to, że on jest dla niej najważniejszy, bo w pewnym sensie jest jej rodziną. Udało Ci się Vicky oddać atmosferę Bożego Narodzenia – zamarzyły mi się święta! *uśmiech*