Włochy to piękne, pełne historii państwo. Każde, nawet niewielkie miasteczko, niewątpliwie posiada swój urok. Barbara Baraldi – w powieści Scarlett – przepięknie przedstawia naszej wyobraźni niecodzienny krajobraz Sieny, miejscowości, w której w pełni została zachowana antyczna struktura miasta.
Ojciec, licealistki o nietypowym imieniu Scarlett, dostaje w pracy awans i wraz z całą rodziną przeprowadza się do innego miasta. Nie odpowiada to ani jego żonie, która musiała porzucić swoją życiową pasję – zakład fryzjerski, ani tym bardziej dorastającej córce, zmuszonej do opuszczenia przyjaciół i rozpoczęcia roku w zupełnie obcej szkole. Wbrew wszelkim obawom, dziewczyna w nowym środowisku odnajduje się nadspodziewanie szybko, a do tego, ku jej ogromnemu zdumieniu, od samego początku ma swoje grono adoratorów. Jakie to jednak ma znaczenie, gdy jej serce jednym spojrzeniem kradnie przystojny basista zespołu Dead Stones, idol połowy dziewczyn w szkole (druga połowa jest zauroczona wokalistą zespołu – mrocznym Vincentem), tajemniczy i zawsze trzymający się na uboczu – Mikael.
Z początku książka mnie drażniła. Zawierała w sobie całą masę barwnych opisów, a tak naprawdę w tle nie działo się nic. Wciągnęłam się jednak już po pierwszych kilku (naprawdę krótkich) rozdziałach, a potem nie mogłam się od niej oderwać. Powieść wyróżnia się z tłumu sobie podobnych przede wszystkim zabarwieniem świata przedstawionego. Barbara Baraldi ma talent do malowania słowem miejsc, które z kartek przenoszą się wprost do naszej wyobraźni. W tej książce naprawdę można ujrzeć zabytkowe, włoskie miasteczko. Bohaterowie również nie są bezosobowi. Każda z przedstawionych postaci ma swój własny, niepowtarzalny charakter. Wyraźnie odczuwamy więzi łączące Scarlett z rodziną, jej smutek, kiedy rodzice się kłócą czy miłość dziewczyny do młodszego braciszka, poznajemy jej marzenia i obawy. Najmniej wyrazistą postacią jest chyba Vincent, którego mimo wszystko, autorka mogła opisać znacznie lepiej, gdyż niezaprzeczalnie jest interesującym bohaterem. Z całej książki mogłabym wypisać przynajmniej tuzin cytatów, które naprawdę mnie zachwyciły i urzekły. Wcale nie trzeba ich daleko szukać, ponieważ już pierwszy rozdział rozpoczyna się poetycko: Lato uleciało jak piękny motyl o kolorowych skrzydłach.
Narrator w powieści jest pierwszoosobowy, opowiada w czasie teraźniejszy. Osobiście nie przepadam za tego typu narracją, ale mimo to, czyta się naprawdę dobrze. W fabule Scarlett nie spotkamy żadnego wampira czy wilkołaka. Mimo, że książka to z pewnością stuprocentowy paranormal romance, to jednak jego treść i sposób przedstawienia świata mają swój własny klimat i wyraźnie się wyróżniają. Do tego, co naprawdę mnie ucieszyło, na ostatnich stronach, maluje się wyraźne zakończenie i choć wiele rzeczy pozostawiono domysłom czytelnika, to jest to historia zamknięta, a my nie musimy się zastanawiać, co będzie dalej, w kolejnym tomie, który ukaże się za rok (a i to, jak dobrze pójdzie, bo przecież przeróżnie z tym bywa). Mam szczerą nadzieję, że w moje ręce wpadnie kolejna powieść Barbary Baraldi, ponieważ jestem pewna, iż z przyjemnością ją przeczytam.
Sama autorka jest osobą dosyć interesującą. Posiada kolekcję gotyckich lalek i tworzy amulety zgodnie z fazami księżyca. Mimo, że we Włoszech jest bardzo popularna i otrzymała tam wiele nagród, jest to jej pierwsza wydana w Polsce powieść.
Okładka czarna, miękka, ze skrzydełkami, a do tego – jak głupio by to nie zabrzmiało – przyjemna w dotyku, taka aksamitna. Nie zaginają się rogi i rzecz niesamowita – w szacie graficznej nie ma kobiety. Już chociażby samo to zachęca do sięgnięcia po tą książkę. Tłumaczenie jest dobre. Zwłaszcza podobały mi się te fragmenty, które były najpierw pisane po angielsku, a później za chwilę to samo zdanie powtarzało się w języku polskim, chociaż nie jestem pewna czy jest to zasługą tłumaczki czy też może samej autorki – z urodzenia Włoszki (wyjątkowo nie Amerykanki czy Angielki). Korekta natomiast w wydaniu nawaliła. Literówki zdarzają się częściej niż sporadycznie. Uprzykrza to lekturę. Cała książka liczy sobie 336 stron, a podzielona jest aż na 87 króciutkich rozdziałów. Nie wiem czy ułatwia to czytanie, ale obycie się bez zakładki z pewnością!
Malowanie słowem jest prawdziwą sztuką, a Barbara Baraldi, radzi sobie z nią doskonale. Jej powieść jest barwna i pełna ciepła. Przygody Scarlett są ciekawe, a fabuła wciągająca. Mimo, że akcja nie jest wartka, to napięcia w książce ani trochę nie brakuje. Dodatkowo czuję do tej historii sentyment, ponieważ bohaterka przypomina mi mnie samą, czego nie mogę zbyt często o postaciach literackich powiedzieć. Z przyjemnością postawię książkę na półce i nie oddam jej nigdzie dalej. Zachęcam do przeczytania każdego, kto lubi taki gatunek fantastyki, z pewnością się nie zawiedzie.
Książka otrzymana do recenzji dzięki uprzejmości wydawnictwa Zielona Sowa. Serdecznie dziękuję!