
Pogoda pod psem
Znasz takie opowieści, które otwierasz w grudniu, jeszcze przed Świętami i od razu czujesz, że trzymasz w rękach coś miękkiego, ciepłego i potrzebnego właśnie teraz? „Pogoda pod psem” Katarzyny Ryrych należy dokładnie do tej kategorii. Historia spleciona z tęsknoty, cichej nadziei i… czterech par szczenięcych oczu. Idealna na momenty, kiedy człowiek potrzebuje oddechu i przypomnienia, że życie potrafi przewrócić się do góry nogami w najlepszy możliwy sposób.
O czym jest książka
Leopold. Emeryt, wdowiec, człowiek, który przez lata nauczył się żyć obok własnej samotności. Wigilia jest dla niego dniem trudnym, na tyle obciążonym wspomnieniem straty, że synowskie zaproszenia odrzuca już automatycznie. Jednak los ma swoje poczucie humoru. W drodze powrotnej z cmentarza Leopold znajduje na klatce schodowej tekturowe pudełko. W środku – cztery szczeniaki. I choć jego serce przypomina bardziej kamień niż organ, coś w nim mięknie. To moment, od którego wszystko zaczyna się zmieniać. Cicho. Stopniowo. Pięknie.
Ta niespodziewana psia interwencja staje się początkiem całej sieci zdarzeń dotykających również innych osób. Filipa, który czuje się życiowo „za mały”; Agatę, u której uroda zamiast otwierać drzwi, zaczyna je zamykać; Jerzego, który ledwo uciekł śmierci; Magdalenę, w której mieszka dusza dwudziestolatki, choć metryka twierdzi inaczej. Każda z tych osób nosi w sobie coś niewypowiedzianego, jakby mikro-pęknięcie. Każde z nich potrzebuje impulsu, by ruszyć dalej. I jakoś tak się składa, że pies potrafi zrobić dla człowieka więcej, niż człowiek czasem robi sam dla siebie.
Moja opinia i przemyślenia
„Pogoda pod psem” ma coś, czego bardzo mi w ostatnich miesiącach brakowało – prostą, uczciwą czułość. Taką, która nie szuka fajerwerków. Taką, która pozwala zobaczyć ludzi z ich delikatnością, ich śmiesznymi przyzwyczajeniami, ich lękami i pragnieniami, ale bez prób moralizowania.
To książka spokojna, ale jednocześnie niezwykle żywa emocjonalnie. Autorka prowadzi narrację tak, że czytelnik ma wrażenie obcowania z codziennością podświetloną od środka jakąś małą iskrą. Jakby każdy gest miał znaczenie. Jakby od jednego spojrzenia, jednej rozmowy i jednego szczeknięcia mogło zależeć całe jutro.
Uderzyło mnie również to, jak dobrze pisarka oddaje temat samotności. Nie tej dramatycznej, tylko tej zwyczajnej, siedzącej po cichu gdzieś przy kuchennym stole. I to, jak konsekwentnie pokazuje, że każdą samotność da się odrobinę oswoić – czasem wystarczy otworzyć drzwi. Albo tekturowe pudło.
W tej historii jest miejsce na ciepło, na humor, na odrobinę melancholii, na wiarę w to, że człowiek może zmienić się w każdym wieku. I choć nie ma tu ani odrobiny kiczowatej magii, to jednak coś magicznego między słowami się przemyka. Może właśnie dlatego ta opowieść zostaje w pamięci na długo.
Podsumowanie
„Pogoda pod psem” to idealna powieść na zimowy czas – lekka, przynosząca ukojenie, pozwalająca uwierzyć, że dobro lubi krążyć. Historia Leopolda i całej tej patchworkowej gromady bohaterów pokazuje, że nadzieja potrafi przyjść w najmniej oczywistym momencie. I że czasem naprawdę wystarczy jeden mały pies, by człowiek przypomniał sobie, jak to jest żyć trochę pełniej.
Świetna książka na prezent. Wspaniała książka na Święta. Idealna książka na każdy moment, kiedy człowiek potrzebuje czegoś, co przywraca równowagę. Jeśli więc zastanawiasz się, czy sięgnąć – odpowiedź brzmi tak, to jest właśnie ten tytuł.
Egzemplarz recenzencki otrzymałam od wydawcy.
Przeczytaj również:










Ania
Takie świąteczne książki dobrze nam robią, można przyjemnie spędzić czas