Chociaż „Moja mroczna strona” to świetna i intrygująca książka, druga część „czekoladowej trylogii” – „Krew z krwi” – nie tylko dorównuje poziomem pierwszemu tomowi, ale ośmieliłabym się nawet stwierdzić, że go zdecydowanie przewyższa.
Ania znowu znajduje się w zakładzie poprawczym na Wyspie Wolności, od kiedy jednak prokurator zakazał zamykania jej w piwnicy, pobyt w tym okropnym miejscu przestał być taki straszny. Gdy wreszcie zostaje uwolniona, żadna szkoła nie chce jej przyjąć, a jest przecież już w maturalnej klasie. Gdy w końcu, jakiś tajemniczy przyjaciel lub może wróg, oferuje dużą sumę pieniędzy na rzecz szkoły Świętej Trójcy, a jego jedynym warunkiem jest powrót do niej Ani, dziewczyna nie potrafi odmówić. Co oczywiście prowadzi do splotu nieszczęśliwych wydarzeń i kolejnego powrotu bohaterki na Wyspę Wolności. Tym razem Ania jednak mówi dość. Organizuje swoją ucieczkę i trafia aż do Meksyku na ogromną, ale cudowną plantację kakaowców. Czy ona i jej najbliżsi wreszcie będą bezpieczni? Czy czekolada może kiedykolwiek zostać zalegalizowana?
Mimo że fabuła książki jest świetna, a akcja bardzo wciągająca, tym razem zdecydowane mam co zarzucić autorce powieści. Wykazała się sporym brakiem logicznego myślenia lub wyobraźni, przez co niektóre fragmenty stały się po prostu śmieszne. Doskonałym przykładem jest to, że Ania na bal maturalny zabrała maczetę, przywiązując ją po wewnętrznej stronie uda tak jak na filmach nosiło się niewielkie noże lub pistolety. Jak zapewne wszyscy wiedzą – maczeta to rodzaj długiego, bardzo szerokiego noża, podobnego do tasaka. Nie ma szans, żeby taka zabaweczka się tam zmieściła na dodatek nie utrudniając bohaterce poruszania. Takie błędy logiczne są jednak jedynym co mogę zarzucić pisarce.
Powieść utrzymuje się w cudownym klimacie upadłego miasta, a nawet więcej. Pojawia się tutaj niesamowita aura tropików i wielopokoleniowej, niezwykłej rodziny. Mimo że fabuła toczy się jednotorowo i śledzimy przede wszystkim losy głównej bohaterki, to jednak postacie drugoplanowe nie zostały potraktowane po macoszemu i o każdej czytelnik byłby w stanie powiedzieć kilka, interesujących zdań. Oczywiście poznajemy życie tych osób, których ścieżki w jakiś sposób splotły się z drogami Ani, w tym wypadku jest to jednak naprawdę dobre rozwiązanie.
„Czekoladową trylogię” jak najbardziej wszystkim polecam – jestem nią oczarowana i zachwycona. Gabrielle Zevin stworzyła okrutny, ale jednocześnie momentami nieco zabawny, czasami zwyczajny, a niekiedy czarujący świat. Warto się w nim zagłębić i poznać intrygujące, niebezpieczne życie Ani Balanchine.
Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję grupie wydawniczej Foksal
Onnabushi
Wiele dobrego słyszałam o tej pisarce. Będę musiała spróbować 🙂
TalaZ
Nadal ma do nadrobienia tom pierwszy 😛
Drusilla
Rany to już wyszła druga część? Jestem najwyraźniej nieco do tyłu i szybko muszę nadrobić :/