Oto rola prawdziwego dżentelmena – umiejętne zarządzanie swoim majątkiem, piastowanie publicznego urzędu oraz sztuka gładkiej przemowy podczas uroczystych kolacji. Innymi słowy prawdziwy dżentelmen jest straszliwie nudny… Może więc pora trochę poswawolić? „Klub utracjuszy” to tajemne stowarzyszenie majętnych młodzieńców, którzy starają się w możliwie najbardziej spektakularny sposób zadać kłam powyższej definicji. W tym celu konkurują ze sobą w kwestii wyzbycia się wszelakiego majątku, sprzeniewierzenia zaufania wyborców oraz całkowitej utraty sympatii ze strony wpływowych person.
Gra z pewnością należy do tych mniej typowych w swoim założeniu, a mianowicie dla gracza im gorzej, to tym lepiej. Jest to związane z fabułą gry, w której wcielamy się w zupełnie zblazowanego młodego przedstawiciela elit wiktoriańskiej Anglii, który pewnego dnia stwierdził, że posiadanie majątku jest nudne i ciekawym doświadczeniem będzie utrata wszystkiego co odziedziczył lub wcześniej zdobył.
Gracze rywalizują między sobą o to kto skutecznie wyzbędzie się majątku, pozycji społecznej i zaufania. Niestety na graczy czekają liczne przeszkody, w tym najstraszniejsza – bogata cioteczka o wielkich wpływach wprost uwielbiająca swojego siostrzeńca i tłumacząca go ze wszystkich wpadek.
Poza tym, że nieraz wskaźniki sukcesu wbrew naszej woli rosną i odzyskujemy niestety to co straciliśmy, a nawet więcej, to jednak jest wiele możliwości osiągnięcia celu. Kompromitujące karty i wydarzenia np: kolacja z profesorem Moriartym lub gorsząca znajomość z biedakiem z Camden. Gra umożliwia także robienie tego co chyba wszyscy gracze uwielbiają – kombinacji. Dzięki zdobywanym płytkom można maksymalizować efekt zagranych kart w taki sposób, że zwykła, lekko gorsząca kuracja w pubie, staje się wydarzeniem straszliwie rujnującym naszą opinie. I na kłody rzucane pod nogi przez los są lekarstwa, można się na jakiś czas wycofać spod opiekuńczego wpływu ciotuni, co oczywiście kosztuje.
Gra została stworzona dla kilku graczy, dokładnie od 2 do 5. Rywalizacja polega przede wszystkim na braniu tego co przeciwnik by chciał mieć, ale nie ma co ukrywać, że nie często jest czas na jakieś złośliwe zagrania. Każdy martwi się o swój puchnący portfel i rosnące zaufanie społeczne.
„Klub Utracjuszy” został wydany naprawdę solidnie. Plansze do gry są grube, mamy drewniane kolorowe klocuszki, różne żetony pomocnicze i naprawdę solidnie wyprodukowane karty. Oprócz oczywistej trwałości pozytywne wrażenie sprawia również oprawa graficzna. Dowcipna, dobrze narysowana, oddaje klimat epoki Sherlocka Holmesa, w których to czasach akcja jest osadzona.
Czytałem opinie, że w grze niby fabuła jest, ale i tak nikt na nią nie zwraca uwagi w natłoku liczb i obliczeń. Ja mam odmienne zdanie. Gra wybitnie zmusza do liczenia i to na każdym kroku. Trzeba liczyć zarówno dla siebie jak i dla przeciwników, tak, że aż mózg paruje. Jednak mimo wszystko i tak ja i moi współgracze mieliśmy dużo śmiechu i wczuwania się się w role. Może łatwiej nam było wyczuć ducha fabuły z uwagi na to, że wspólnie gramy nie tylko w planszówki, ale też w gry RPG.
Za pierwszym podejściem doradzam zagranie tylko na 2 pola wpływu, ponieważ z początku trudno z matematycznego punktu widzenia będzie ogarnąć wszystko. Po pierwszych grach warto dodać pozostałe pola rywalizacji. Istnieje także opcja połączenia „Klubu Utracjuszy” z drugą grą Suchego – „Ostatnią Wolą”, ale nie testowałem tego wariantu, więc nie mogę się wypowiedzieć czy dobrze działa.
„Klubu Utracjuszy” to ciekawie pomyślana, rzetelnie wydana gra, która nie tylko wciąga, ale również powoduje ogólną wesołość. To doskonały pomysł na to jak ubarwić towarzyskie spotkania.
Dziękuję!