Fort nad zatoką porusza mało znany w Polsce temat jakim jest wojna o niepodległość Stanów Zjednoczonych. Oczywiście każdy zna Tadeusza Kościuszkę czy Kazimierza Pułaskiego, słyszał o bitwie pod Yorktown i Savanach, ale raczej nic więcej.
Autor wykorzystał w swojej powieści ważne wydarzenie wspomnianej wojny, a mianowicie ekspedycje do zatoki Penobscot, gdzie niezbyt liczne wojska brytyjskie zajęły i umocniły półwysep Majabigwaduce. Na co władze stanu Massachusetts odpowiedziały zorganizowaniem liczebnie silnej ekspedycji, która miała „pojmać, zabić lub zniszczyć wroga”. Natomiast oponent jakby zupełnie nie był przedstawicielem tyrana, witany jest przez tubylców jak obrońca – ojciec opatrznościowy.
Bernard Cornwell ciekawie rozpoczyna każdy rozdział. Czytelnik może zapoznać się z fragmentami listów, raportów i innych dokumentów epoki. Jest to moim zdaniem pouczające, intrygujące i dodatkowo buduje nastrój. Pisarz nie boi się również przedstawiać swojej własnej interpretacji wydarzeń historycznych, takich jak obciążenie niektórych osób odpowiedzialnością za ostateczny wynik działań na półwyspie Majabigwaduce.
Czytając książkę poznamy dużą galerię bohaterów. Autor jak zawsze nie szczędzi czytelnikowi sporej liczby nowych postaci, co jednak ważniejsze, każda ma swoje własne cechy i nie ma się nieprzyjemnego wrażenia czytania powieści o przygodach armii klonów. Na końcu tomu pisarz rozlicza się z odpowiedniej dbałości o historię, jak przystało na dobrą powieść historyczną, która powinna stać na odpowiednio wysokim poziomie. Ponadto pokazuje jednego z bohaterów wojny o niepodległość w zupełnie innym świetle. Wielki heros okazuje się małym człowiekiem. Ciekawie przedstawia okoliczności w których powstał mit wielkiego obrońcy wolności i jak to się dzieje, że on nadal istnieje. Czytając o tym zastanawiam się ilu ludzi w polskim panteonie bohaterów tam jest, mimo że nie mają tak do końca do tego prawa. Ponadto pisarz przypomina o bardzo ważnym fakcie, iż to co dla jednych jest wolnością dla innych jest tyranią i niewolą. Otóż podczas wojny o niepodległość, po stronie Anglików walczyło wielu kolonistów, a rojaliści na terenach zajmowanych przez powstańców byli prześladowani.
Tak jak w życiu, tempo akcji powieści nie jest jednolite – raz zwalnia raz przyśpiesza. Miłośnicy batalistyki powinni być zadowoleni. Wymiany ognia nie brakuje, a i bagnet zabłyszczy niejednokrotnie. Wszystko to przy wtórze huku strzelających armat i muzyki wojskowej. Bernard Cornwell jest pisarzem, który na tym polu ma naprawdę bardzo bogatą wyobraźnię, a przede wszystkim potrafi emocjonująco o tym pisać.
Poza pojedynkiem ognia i stali, bohaterowie walczą także intelektem. Wydaje mi się, że autor, poprzez ukazanie pewnego bałaganu i chaosu, całkiem dobrze oddał rzeczywistość XVIII-wiecznego pola walki. Czytelnik może poczuć się tak, jakby ówczesną rzeczywistość oglądał na własne oczy. Barwne opisy nie dotyczą tylko miejsc i batalii, ale również ciekawych zachowań różnych ludzi – czasem w skrajnych okolicznościach. Nie zabraknie także ukazania zwykłych ludzkich historii które zawsze rozgrywają się obok wielkich historycznych wydarzeń.
Wydanie powieści jest dobre. Tłumaczenie nie zawodzi, błędów edytorskich nie zauważyłam. Z przodu tomu umieszczona została mapa półwyspu, na którym toczą się walki. Bardzo pomocne jest to, że zostały na niej wyraźnie zaznaczone miejsca, w których toczy się akcja. Sama książka to prawdziwa cegiełka. Jest dosyć ciężka i niestety przez to niewygodna do czytania. Poza tym jednak do niczego nie sposób się przyczepić.
Oceniam powieść bardzo wysoko. Wiem, że żaden fan Bernarda Cornwella się nie zawiedzie. Powieść pokazuje w jaki sposób ludzkie emocje wywołane stresem, różnymi motywami, chwile strachu i odwagi, zmieniają rzeczywistość, umożliwiając bądź zaprzepaszczając szanse na sukces i zwycięstwo. Jest to lektura ciekawa i wciągająca, którą szczerze i z czystym sumieniem przeczytać polecam.
Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję portalowi Historia.org.pl