
Do Jasnej Anielki. Balkony i demony
Kiedy myślisz, że przeczytałeś już wszystko, trafia ci w ręce książka o wiedźmie balkonowej, gadającym kocie, pelargoniach i demonicznym sąsiedzie. I nagle wszystko przestaje być takie oczywiste. Sylwia Dec w swoim debiucie serwuje nam urban fantasy na modłę polską – z humorem, z przymrużeniem oka, ale i z odrobiną refleksji, która potrafi trafić w punkt. Wchodzimy do świata Anieli Jasnej i od razu wiemy, że nie chcemy z niego wychodzić.
O czym jest książka?
W skrócie? Miasto, magia, demony i balkon z pelargoniami. Aniela Jasna to czarownica z przypadku i potrzeby chwili. Niby wiedźma, ale bardziej taka od podlewania kwiatków i walki z osiedlowym absurdem niż od rozszczepiania czasoprzestrzeni. Ma za to coś o wiele cenniejszego – kota Grażynę, który zjada kebaby szybciej niż rzuca riposty, i sąsiada Demonicjusza, pisarza grozy, który nie ogarnia rzeczywistości równie spektakularnie jak onirycznego horroru.
Gdy w mieście pojawia się Kościej Suchotnik – demon suszy, Aniela, choć bez mocy, zostaje zmuszona, by stanąć do walki. U jej boku, a raczej między balkonem a alternatywną rzeczywistością, pojawiają się wspomniany kot Grażyna (szef wszystkich szefów), pisarz Demonicjusz (totalny chaos w ludzkiej postaci) i tajemniczy przybysz z innego świata, który być może nie tylko namiesza jej w życiu, ale i w sercu. Całość? Totalna jazda bez trzymanki. Magia, Backstreet Boys, Rada Wiedźmowa, śpiewające ogórki, walka o wodę i… o siebie samą.
Moja opinia i przemyślenia
Nie pamiętam, kiedy ostatnio naprawdę śmiałam się w głos przy książce. A tu proszę – wiedźma balkonowa zrobiła robotę. Sylwia Dec stworzyła postać, która nie jest ani superbohaterką, ani typową fantasy-czarownicą. Aniela to kobieta jakich wiele – nieidealna, zmęczona oczekiwaniami matki, ignorowana przez „ważniejsze” wiedźmy, ale z sercem większym niż jej balkon. I to właśnie ta zwyczajność w niezwyczajnych okolicznościach sprawia, że tak bardzo jej kibicujemy.
Nie sposób nie pokochać reszty ekipy. Grażyna to kot-marzenie. Demonicjusz balansuje między absurdalnym a rozczulającym. Zaś przedstawiony świat jest tak kolorowy, tak absurdalny, tak… prawdziwy, choć opakowany w warstwę magiczno-komiczną, że trudno się od niego oderwać. A pod humorem? Refleksja. O tym, jak traktujemy przyrodę, jak bagatelizujemy zagrożenia klimatyczne, jak często sami siebie umniejszamy, bo „kto ja tam jestem, żeby coś zmienić”. Jednak z balkonem, kotem i nieco rąbniętym sąsiadem można zrobić całkiem sporo.
Podsumowanie
„Do Jasnej Anielki. Balkony i demony” to książka, która bawi, wzrusza i daje do myślenia. To pełnokrwiste urban fantasy, które śmiało może konkurować z zagranicznymi tytułami, a jednocześnie jest tak nasze – osiedlowe, znajome, pachnące pelargoniami i kebabem z budki obok. Sylwia Dec zadebiutowała z przytupem i stworzyła świat, do którego chce się wracać – choćby tylko po to, by jeszcze raz usłyszeć Grażynę komentującą rzeczywistość.
Czekam na kontynuację z utęsknieniem. I mam nadzieję, że pelargonie tym razem przeżyją sezon.
Egzemplarz recenzencki otrzymałam od wydawcy.
Przeczytaj również: