
Callas, moja rywalka
Czy znasz takie książki, które po cichu przysiadają się do ciebie jak niepozorny widz w teatrze… a potem zaczynają śpiewać – tak, że nie możesz przestać słuchać? „Callas, moja rywalka” Érica-Emmanuela Schmitta to właśnie taka historia. Niewielka objętościowo, ale gęsta od emocji, subtelna, a jednocześnie boleśnie przenikliwa. To opowieść o muzyce i milczeniu. O sławie i zapomnieniu. O byciu „tą drugą”.
O czym jest książka?
Poznajemy Carlottę Berlumi – starzejącą się śpiewaczkę operową, która wraca do mediolańskiej La Scali, by raz jeszcze zmierzyć się z przeszłością. Dla Enza, młodego przewodnika zakochanego w operze, spotkanie z nią będzie początkiem niezwykłej opowieści. Carlotta nie owija w bawełnę – od pierwszych zdań czuć jej gniew, rozczarowanie i gorycz. Jednak również coś więcej. Fascynację swoją największą rywalką – Marią Callas. Bo właśnie o niej, a może raczej przez nią, toczy się ta opowieść. Callas – Boska, olśniewająca, niezapomniana. Kobieta, która na scenie stawała się żywym ogniem, głosem nie do podrobienia. I Carlotta – równie utalentowana, równie zdeterminowana, ale zawsze krok z tyłu. Albo przynajmniej tak jej się wydawało.
Moja opinia i przemyślenia
Nie daj się zwieść – choć Carlotta Berlumi to postać fikcyjna, stworzona przez Schmitta z biograficznych skrawków prawdziwych kobiet, jej historia porusza jak najbardziej realne struny. Zazdrość, rywalizacja, niespełnienie, życie w cieniu – to wszystko wybrzmiewa tu głośniej niż niejedna aria. Podczas lektury czułam się jak widz w operze. Najpierw zaskoczona, potem wciągnięta, a w końcu całkowicie poddana emocjom. Schmitt robi coś niezwykłego – daje głos tej, która nigdy go nie miała. I pokazuje, że każda historia – nawet ta najbardziej przegrana – ma w sobie wartość.
To książka o Callas, ale też nie o niej. To książka o kobietach, o artystkach, o tych wszystkich, których talent nie był wystarczająco głośny, wystarczająco skandaliczny, wystarczająco medialny. To także lustro – dla każdego z nas, kto kiedykolwiek czuł się niewystarczający. Carlotta to nie tyle osoba, co stan ducha. Symbol wiecznej walki z tym, że komuś się udało lepiej.
Podsumowanie
„Callas, moja rywalka” to literacki monodram – mistrzowsko napisany, oszczędny w słowach, a przy tym piekielnie intensywny. To nie kolejna biografia. To poruszająca refleksja o cieniu, który rzuca geniusz. I o tym, co zostaje z człowieka, gdy przez całe życie próbuje ścigać cudzy blask.
Dla fanów Schmitta – pozycja obowiązkowa. Dla melomanów – uczta. Dla wszystkich, którzy kiedyś poczuli się pominięci – lektura, która boli… ale może też przynieść ukojenie.
W sam raz na jedno popołudnie. Jednakże to będzie jedno z tych popołudni, które zostają z tobą na długo.
Egzemplarz recenzencki otrzymałam od wydawcy.
Przeczytaj również:
Izabela
nie czytałam książki, ale ciekawie opisałaś
Ania
Schmitt pisze dobrze i przyjemnie się go czyta. Poszukam.
Bookendorfina Izabela Pycio
Jak wiele życie wymaga od artystów, zwłaszcza tych z górnej półki, mam wrażenie, że talent nie zawsze przynosi osobiste szczęście, poświęcenie dla sztuki niesie poważne konsekwencje.