
Biblia jadowitego drzewa
„Biblia jadowitego drzewa” spod pióra Barbary Kingsolver to nie książka, którą pochłania się w jedną bezsenną noc. To raczej lektura, która osiada gdzieś głęboko. Osadza się w myślach, porusza wewnętrzne struny i zostaje z czytelnikiem na długo. To opowieść o rodzinie, ale i o historii. O fanatyzmie, kolonializmie, stracie. O sile kobiet. Nie jest to książka łatwa, ale za to prawdziwa i przejmująca.
O czym jest książka
Pisarka zabiera nas do 1959 roku, do gęstych, gorących lasów Konga Belgijskiego, gdzie pastor Nathan Price wyrusza z rodziną na misję ewangelizacyjną. Misja ma być boskim powołaniem – w praktyce okazuje się być katastrofą. Towarzyszymy jego żonie i czterem córkom w tej podróży – nie tylko geograficznej, ale i emocjonalnej, duchowej, egzystencjalnej. To z ich perspektyw poznajemy historię – każda z bohaterek wnosi do narracji inny ton, inny cień i inną prawdę.
A w tle – Kongo. I jego walka o niepodległość. Zbrodnie kolonializmu, interwencje CIA, zabójstwo Lumumby, chaos i przejmowanie władzy przez kolejnych silnych ludzi. Wszystko to ukazane z punktu widzenia ludzi z zewnątrz – białych, amerykańskich kobiet, które próbują odnaleźć się w świecie, który nie został stworzony z myślą o nich.
Moja opinia i przemyślenia
Barbara Kingsolver nie idzie na kompromisy. Pisze z rozmachem, ale i z wyczuciem. Jej język potrafi być zarówno poetycki, jak i brutalnie dosadny. Zachwyca konstrukcją narracji – pięć kobiecych głosów, pięć zupełnie różnych spojrzeń na te same wydarzenia, pięć wewnętrznych światów. Największe wrażenie robi nie to, co się dzieje, ale jak to jest opowiedziane. Jak różnie można rozumieć prawdę. Jak inaczej można przeżywać tę samą rzeczywistość.
Price, jako postać, przyprawia o ciarki. Jego fanatyzm nie jest przerysowany – jest boleśnie prawdopodobny. Jego żona i córki – boleśnie prawdziwe. Obserwujemy ich przemiany: od uległości, przez ból i bunt, aż do prób odnalezienia siebie w nowym świecie. A jednocześnie widzimy w tej historii znacznie więcej — opowieść o wykorzenieniu, o przemocy systemowej, o religii jako narzędziu władzy.
To książka, która działa powoli, ale skutecznie. Nie ma tu fajerwerków – jest duszny klimat, zgnilizna tropików, cichy dramat i przerażające echo historii, która wciąż trwa. Kongo staje się tu nie tylko tłem, ale bohaterem – zranionym, okradzionym, nienazwanym.
I choć książki nie czyta się jednym tchem – jej treść wraca. Zostaje w myślach. I prowokuje do rozmów. O moralności, winie, granicach wiary. O dziedzictwie kolonializmu. I o tym, co się dzieje, gdy próbujemy przynieść innym swoją prawdę, nie pytając, czy jej potrzebują.
Podsumowanie
Biblia jadowitego drzewa to powieść, której nie da się streścić jednym zdaniem ani zapomnieć po kilku dniach. To książka wymagająca – emocjonalnie, intelektualnie, czasowo. Jednak zdecydowanie warta zachodu. Złożona, piękna, bolesna. Dla tych, którzy szukają czegoś więcej. Dla tych, którzy chcą zrozumieć.
Nie będzie to lektura dla każdego. Jednak dla tych, którzy się na nią zdecydują, może stać się jedną z ważniejszych książek, jakie przeczytają. Jak głosi jedno z ostatnich zdań: „Biedne Kongo, bosonoga wybranka mężczyzn, którzy zagrali jej klejnity i obiecali Królestwo”. Trudno o trafniejsze podsumowanie tej historii – i świata, który ją ukształtował.
Egzemplarz recenzencki otrzymałam od wydawcy.
Przeczytaj również: