Czasami, by nasze życie wpadło na zupełnie nowe tory, wystarczy po prostu zmienić otoczenie. Być może, w jakimś cichym, nieznanym zakątku, spełnią się nasze marzenia, a my sami dowiemy się dlaczego warto żyć dalej.
Joanna uczy języka polskiego. Zawsze pragnęła być nauczycielką z powołania, okazało się jednak, że jej praca polega przede wszystkim na wypełnianiu stert zbędnych papierów. Po kilku nieprzyjemnych wydarzeniach postanawia udać się do psychiatry po skierowanie na urlop. Wreszcie mają zacząć się wymarzone, roczne wakacje. Okazuje się jednak, że matka Joanny ma w stosunku do niej zupełnie inne plany. Kobieta, wraz z nastoletnią córką, zostaje zmuszona do zamieszkania wraz z zupełnie sobie obcą ciotką na drugim końcu Polski, w Starogardzie Gdańskim. Jaki to będzie miało wpływ na ich życie?
Akcja powieści rozwija się bardzo powoli, stopniowo i z początku właściwie przede wszystkim czeka się na to czy coś się wydarzy. W książce pojawiają się nici wątku romantycznego, ale romansem „Złodziejka marzeń” zdecydowanie nie jest. To raczej opowieść o zwyczajnym życiu, niespełnianych przez lata marzeniach i rzeczach, które dają nam szczęście. Porusza również nieco poważniejsze tematy jak na przykład śmiertelne choroby u dzieci, ale nie zostały one dydaktycznie wepchnięte na siłę w treść historii (jak to się niestety często zdarza). Są w niej umieszczone naturalnie i właściwie jako jeden z wielu wątków pobocznych – po prostu kolejny zakręt na drodze głównej bohaterki.
Joanna ma w życiu pecha i wiele problemów, posiada jednak również kochającą rodzinę i wierne przyjaciółki. Przez to, że jest lekkomyślna niejednokrotnie sama stwarza sobie dziwne, niekoniecznie przyjemne sytuacje w jakich się znajduje. Bohaterka za to, jakich by wad nie miała, to właśnie dzięki nim wydaje się realna i żywa. Jej losy śledzi się co prawda z pobłażaniem, ale również z niekłamaną przyjemnością.
„Złodziejka marzeń” to świetnie napisana powieść. Jest przyjazna i pełna ciepła. Niewiele w niej akcji, a mimo to czytanie się nie dłuży. W wydaniu błędów edytorskich nie zauważyłam, a sam warsztat Autorki jest wyjątkowo dobry. To idealna lektura by położyć się z nią na pachnącej trawie i poczytać w promieniach wiosenno-letniego słońca. Jeżeli, drogi czytelniku, weźmiesz do ręki książkę Anny Sakowicz i, tak jak ja, uśmiechniesz się już na pierwszej stronie, wiedz, że warto ją dokończyć.
Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję wydawnictwu Szara Godzina
annaa72
Serdecznie dziękuję za ciepłe słowa. 🙂
Fenko
Hm, ja się raczej zastanowię, zanim sięgnę, nie ciągnie mnie 😉