Romanse historyczne są gatunkiem literackim istniejącym niemal od zawsze. Już w Japonii epoki Heian, szlachetnie urodzeni, zamawiali tego typu lektury dla swoich córek. Jednak ponieważ przez lata powstało takich powieści naprawdę wiele, trudno jest napisać coś oryginalnego i dobrego na tyle, by przykuło uwagę czytelników do pozycji tego konkretnego autora. Lisie Kleypas jednak udało się przełamać stereotypy i stworzyć książkę, po którą sięga się z prawdziwą przyjemnością.
Catherine Marks była guwernantką sióstr Hathaway, a teraz pełni rolę damy do towarzystwa jednej z nich, Beatrix. Leo natomiast odziedziczył tytuł lorda Ramsay i choć wcześniej miał zamiar zostać architektem, teraz jest wicehrabią, panem majątku ziemskiego. Ową dwójkę łączy wzajemna niechęć. Kłócą się na każdym kroku, nie szczędząc sobie ostrych słów. Kiedy jednak przekraczają pewną granicę, wzajemna nienawiść zmienia się w namiętność i pożądanie. Tylko, że Catherine skrywa pewną tajemnicę, której pod żadnym pozorem nie chce ujawnić. Za jej sekretem natomiast kryje się niebezpieczeństwo.
Powieść nie jest pisana jak typowy romans. Świat obserwujemy z punktu widzenia trzcioosobowego narratora, nie jest on jednak wszechwiedzący, a w danym momencie zna myśli tylko jednego z bohaterów. Dodatkowo historia nie należy do tych ckliwych. Przepełnia ją natomiast przyjemne poczucie humoru autorki. W książce fretki kradną wiśnie z kapelusza, a guwernantka płynnie przechodzi od mówienia do swojego pracodawcy „proszę pana” do nazywania go „aroganckim bufonem”. I jak tu takiej postaci nie kochać?
Cała fabuła została dokładnie przemyślana i wszystkie zdarzenia przedstawione są w sensowny, logiczny sposób, czego często niestety brakuje tego typu pozycjom. Akcja jest dosyć wartka – oczywiście, jak na romans przystało, przeplatana opisami wzajemnych relacji bohaterów. Pisarka do ich tworzenia ma niewątpliwy talent. Nie jest to jednak jej pierwsze dzieło i wyraźnie widać, że zdążyła nabrać wprawy. W Polsce o rodzinie Hathawayów, poza „Zaufaj mi”, ukazały się jeszcze trzy części. Historie jednak nie są ze sobą jakoś specjalnie ściśle powiązane i swobodnie można sięgnąć po którąkolwiek z nich. Za to przyjemnie jest się później dowiedzieć czegoś więcej na temat bohaterów, do których się poczuło sympatię i przywiązanie.
To co najbardziej nie podoba mi się w tego typu książkach, to czyste i niewinne kobiety, oraz posiadający setki kochanek mężczyźni, którzy nagle tracą głowę z miłości. Pomijając wszystko inne, jest to koszmarnie utarty schemat. Być może jednak jest to odczucie subiektywne i innym czytelniczkom wcale nie przeszkadza.
Styl autorki jest lekki i zachęcający, a dialogi, które stworzyła, wręcz cudownie skonstruowane. Czasami nie sposób się nie roześmiać. Tłumaczenie Agnieszki Myśliwy również należy do tych pierwszej klasy. Wydawnictwo popisało się od strony edytorskiej, aczkolwiek byle jaka oprawa tomu krzyczy sama za siebie, że pozycja została zaliczona do tak zwanych „czytadeł”. No cóż, najwyraźniej nie można mieć wszystkiego. Przynajmniej cała seria została wydana w podobny sposób, a grafiki pozostałych tomów zaprezentowane zostały po wewnętrznej stronie okładki.
Książka opowiada lekką historię, idealną na poprawę podłego nastroju. Nie jest to literatura wysokich lotów, za to stanowi wręcz idealną pozycję na wiosnę, kiedy ludzie, niczym leśne zwierzęta, budzą się z długiego, zimowego snu. Dodaje czytelnikowi energii i pobudza w nim chęć do życia. Jej czytanie to bardzo przyjemna forma rozrywki, ale tylko i wyłącznie tym pozostanie. Jeżeli ktoś liczy na więcej, to ta pozycja go z pewnością zawiedzie. Natomiast ja sama uważam, że jest niezwykle wciągająca.
O autorce słów kilka
Lisa Kleypas to amerykańska pisarka, która specjalizuje się w gatunku romansów (zwłaszcza historycznych). Została laureatką nagrody RITA. Stworzyła liczne, zarówno współczesne, jak i historyczne romanse, które mają swoje wierne czytelniczki na całym świecie. Autorka mieszka w stanie Waszyngton wraz z mężem i dwójką dzieci. „Wyjdź za mnie” to pierwsza część cyklu romansowego o rodzinie Hathaway. Recenzowana powieść „Zaufaj mi” jest już czwartą.
Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję portalowi NowaCzytelnia.
Kardimera
Jestem fanką zarówno filmowych romansów historycznych, jak i tych książkowych. Przeczytałam tego całkiem sporo, wliczając w to zwyczajne czytadła na jeden raz i klasyki, do których regularnie wracam i za każdym razem tracę dech w piersiach (jak na przykład osławione “Wichrowe wzgórza”). Jedną z ciekawszych, choć nie do końca wpisujących się w schemat, sag jest Saga o Ludziach Lodu Margit Sandemo. Naprawdę – nie spodziewałabym się po książeczce dołączonej do Faktu, że tak mnie wciągnie :>.
Książki recenzowanej nie miałam szansy przeczytać, ale opis fabuły brzmi dość schematycznie. Z jednej strony – to źle, a z drugiej chyba za to kochamy ten typ literatury i sięgamy po niego w poszukiwaniu rozrywki. Bo, tak naprawdę, gdyby wszystko skończyło się źle, a dama byłaby gderliwą nieudacznicą, to wcale nie byłybyśmy zadowolone ;). A recenzja fajnie napisana i miło się czyta.
Isadora
Lubię czasem się zrelaksować przy tego typu literaturze, czemu nie:)
Pozdrawiam serdecznie!