“Władcy czasu” to kontynuacja fantastycznej serii spod pióra Alexandry Monir. Michele jest córką rodziców z różnych epok – jej ociec żył sto lat wcześniej niż jej matka. Dziewczyna zostaje rzucona w wir czasu, a jej egzystencja we współczesnym Nowym Jorku stoi pod znakiem zapytania. Michele ma setki pytań i bezustannie szuka na nie odpowiedzi.
Philip Walker pojawia się w XXI wieku. Nie pamięta jednak niczego co działo się w 1910 roku. Znalazł sposób by być z Michele, nie ma jednak o tym pojęcia, ale dziewczyna zrobi wszystko by go przekonać, że nie jest wariatką, a on jest jej ukochanym. Na jej drodze staje jednak mrożąca krew w żyłach, upiorna Rebecca zdeterminowana by zemścić się na ojcu Michele, który ją niegdyś porzucił.
Rzeczą, która niestety najbardziej rzuciła mi się w oczy podczas czytania, była zmiana imienia jednego z bohaterów. W “Poza czasem” przyjacielem Cassie był Aaron, w książce “Władcy czasu” występuje natomiast Matt. Po głowie snuje mi się jedno, proste pytanie: “…ale, dlaczego?”. Błąd pojawia się także w opisie z tyłu okładki. Bohaterka ma na imię “Michele” przez jedno “l” i choć to wygląda na nieprawidłową pisownię, skąd wzięło się imię dziewczyny, zostało dokładnie wytłumaczone w treści.
Na szczęście to by było na tyle, jeżeli chodzi o pojawiające się w książce błędy. Pozostałe jej części to pomysłowa fabuła i ciekawa (choć niezbyt wartka) akcja. Tym razem na pierwszy plan wysunęły się relacje głównej bohaterki i jej mamy z Irvingiem Henrym (lub w XXI wieku Henrym Irvingiem) oraz jego pamiętniki. Problem z Philipem został natomiast dość szybko rozwiązany i jedynie przez krótki moment przyprawiał o potocznie zwane “drżenie serca”.
Książkę uważam za udaną, ale jednocześnie bardzo skrótową kontynuację. Nawet muzyka, która wręcz rozbrzmiewała na stronach “Poza czasem” tutaj potraktowana została dość pobieżnie. Czuję się nieco zawiedziona, gdyż liczyłam na więcej. Wiem jednak, że z przyjemnością sięgnęłabym po następną część. Bardzo polubiłam sympatycznych bohaterów, których wykreowała pisarka. Podoba mi się też styl, którym posługuje się Alexandra Monir. Jest ciepły i przyjemny, dzięki czemu cykl naprawdę rewelacyjnie się czyta.
“Władcy czasu” to lektura warta uwagi. Lekka i miła. Pozwala na kilka chwil oderwać się od codziennych spraw. Obiecuje nam, że marzenia mają szansę się spełnić, nawet gdy wydają się bardzo nierealne. Powieść jest typowo młodzieżowa i właśnie jako taką serdecznie ją polecam. Można z nią w bardzo miły sposób spędzić czas.
Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję wydawnictwu Jaguar
Angelika
Tom I czytałam i mam ochotę na tę część:)