Gdzieś tam w mojej głowie ubzdurała się wizja, że „Szczurynki” to zbiór opowiadań dla młodszych czytelników. Kiedy więc zaczęłam lekturę, moje zaskoczenie było ogromne. Tym razem Olga Gromyko nie tworzy baśni ani nie pisze historii fantasy. Pisarka opowiada o swoich własnych przygodach i doświadczeniach z prawdziwymi, żywymi szczurami różnej maści i gatunków. „Szczurynki” tak naprawdę są zbiorem porad, anegdotek, uwag i rozważań dotyczących szczurzego zachowania i wychowania tychże, wcale nie tak znowu przerażających, istotek.
Na potrzeby swoich powieści, jak to prawdziwi, pełnoetatowi pisarze mają w zwyczaju, Olga Gromyko przeprowadza porządny wywiad oraz różnego rodzaju praktyczne eksperymenty. Pewnego dnia postanowiła przygarnąć szczura, żeby poznać zwyczaje i zachowania tych niezwykłych stworzeń. Wówczas też przepadła. Zakochała się po uszy, a jej przygoda z hodowlą szczurów zaczęła się na dobre.
„Dobrze, że nie pisałam książki o wężach albo, broń Boże, krokodylach. Domownicy by na pewno nie wytrzymali krokodyla w wannie” oświadcza w pewnym momencie pisarka.
Muszę przyznać, że miłość do szczurów doskonale rozumiem. Moi domownicy dla odmiany nie lubią w ogóle żadnych zwierząt, a ja spragniona takiego towarzystwa, kiedy w wieku szesnastu lat dostałam w prezencie swoją pierwszą szczurynkę, nie mogłam się pozbierać z radości. Wiele przygód Olgi Gromyko znam z własnego doświadczenia. Zgadzam się z nią w zupełności – szczury to zwierzęta inteligentne, czyste, rozpoznające członków swojego stada. Jeżeli ich imię jest krótkie i dźwięczne, po pewnym czasie zaczynają na nie reagować. Zabawy z takim pupilem nie ma końca. To nie chomik, który wypuszczony z klatki ucieknie pod szafę i, być może, już nigdy się nie odnajdzie. Jedyne, na co trzeba uważać to kable. Szczury mają dziwne upodobania do tego, żeby je przegryzać.
„Szczurynki” to ciekawa i dobrze napisana książeczka. Jest niewielkich rozmiarów. Została ładnie wydana i podzielona na ponad trzydzieści krótkich rozdziałów. Dodatkowo zdobią ją sympatyczne, czarnobiałe ilustracje Mariny Misury. Niektóre przygody Olgi Gromyko są przezabawne, inne mogą lekko przerażać, ale wszystkie wciągają niczym dobra powieść. Przyjemnie było również podczas lektury powspominać czasy, kiedy sama hodowałam szczurka.
Podsumowując: ze „Szczurynkami” bawiłam się znakomicie i po chwili zawodu związanej z faktem, że książeczka nie jest tym, czego się spodziewałam, zaprzyjaźniłam się z Fudżim, Paśką, Vestą, Ryską, Lerką i Wiewióreczką, a nawet i ze srogimi, Mińskimi Hodowcami. Z przyjemnością również poznałam kilka faktów i ciekawostek z życia jednej z ulubionych pisarek.
Dziękuję!
Tea
Z przyjemnością zapoznałabym się z tym tytułem, więc chyba go podkradnę i zapiszę w swoim magicznym kajeciku 😉
Pozdrawiam 😉
Bookiecik
Czuję się zaintrygowana. Sympatyczna książeczka o nie do końca – jak dla mnie – sympatycznych stworzonkach 😀
Aleksandra
Wydaje się być interesująca, taka odskocznia od tych grubasków.
Ela
Do tej pory spotykałam się z publikacjami poświęconymi psom i kotom. To fajnie, że właściciele szczurków doczekali się poradnika o tych inteligentnych zwierzątkach 🙂