Dzień drugi. Kiedy rozważałam grzech aniołów i natychmiastową ich karę, zapytałam Jezusa: Dlaczego aniołowie natychmiast po grzechu zostali ukarani? – Usłyszałam głos: Dla głębokiego poznania Boga; nikt z ludzi na ziemi nie ma takiego poznania Boga, chociażby był [to] wielki święty, jakie ma anioł. – Lecz dla mnie nędznej okazałeś się, Boże, miłosiernym, i to tylekroć razy; nosisz mnie w łonie miłosierdzia swego i zawsze mi przebaczasz, kiedy Cię błagać będę sercem skruszonym o przebaczenie.
Cytat z „Dzienniczka” św. Siostry Faustyny
Świt Zmierzchu ‘Prolog’
Niebo było pochmurne. Zanosiło się na deszcz. Amy wyszła z domu raźnym krokiem. Nie mogła spóźnić się do szkoły. Pierwsza klasa to nie przelewki, a ona jeszcze miała coś do załatwienia. Na ganku stał Rafał, student, który wynajmował u nich pokój. Przebiegła koło niego jak błyskawica, jedynie machając mu na pożegnanie ręką. Mimo, że zawsze był dla niej miły, nie przepadała za nim. Nie była pewna czy sprawiały to jego złociste, kręcone włosy, czy zawsze elegancko wyprasowane koszule i spodnie w kant, a może zupełnie coś innego. Po prostu nie i już. Pędziła dalej, nie zatrzymując się nawet na złapanie oddechu. W końcu dotarła do celu. Stare, zakratowane, piwniczne okienko, znajdujące się między ślepymi ścianami pobliskich bloków. Amy przykucnęła przy nim, zaglądając do środka. Pisnęła z zachwytu. Ciągle tu były. Na dole, w płytkiej dziurze, bawiły się bure kocięta. W żaden sposób nie reagowały na obecność dziewczynki. Przyzwyczaiły się już, że codziennie je odwiedza. Wyciągnęła z kieszeni woreczek z suchą karmą, ukradzioną Doris, ich domowej, perskiej kocicy. Nie sądziła, żeby tamta miała coś przeciwko, bo i tak codziennie dostawała od mamy różne, za każdy razem bardziej wyszukane frykasy. Miała ze sobą także jakieś stare, wyciągnięte ze strychu ubrania. To, żeby kociakom było wygodniej. Starannie wepchnęła je przez kraty piwnicznego okienka. Maluchy obwąchały je ciekawie, a potem zabrały się do zabawy, polegającej na tarmoszeniu wszystkiego i darciu na strzępy. Amy roześmiała się zadowolona. Były takie rozkoszne!
Wstała, omijając ponure blokowisko. Musiała już iść, jeżeli nie chciała się spóźnić. Jej uwagę przyciągnęło coś dziwnego. Na wzgórzu, tuż za blokowiskiem, stało wielkie, rozłożyste drzewo. To był orzech włoski. Od zawsze tu stał, ale nie to było w nim dziwne. Pod drzewem, tam gdzie trawa najbardziej zmarniała, ponieważ przez gęstą kotarę z liści nie dochodziło do niej słońce, stała dużych rozmiarów klatka. Była zrobiona z jakiegoś czarnego materiału. Amy jeszcze nigdy takiego nie widziała. Onieśmielona podeszła bliżej, nieśmiało wyglądając zza krzaków. W środku ktoś był! Na dnie klatki siedziała skulona postać. W żaden sposób nie mogła się wyprostować. Dziewczynka zamrugała. Zawsze miała bujną wyobraźnię i widziała więcej niż wszyscy inni. Szybko przestała o tym opowiadać, ponieważ nie chciała, żeby rodzice pomyśleli, że jest wariatką. Mama uważała, że opowiada dziwne bajki, tata nie miał czasu słuchać, a starszy brat uważał, że jest głupolem. Tak, klatkę także musiała sobie wyobrazić. Zwlekała, wyglądając co jakiś czas, ze swojego bezpiecznego schronienia, za krzakami śnieguliczki. Kiedy miała już iść, zobaczyła, że w stronę drzewa, lekkim krokiem idzie Rafał. Schowała się głębiej. Niedoczekanie! Nie miała zamiaru pozwolić, żeby jeszcze ktoś poza nauczycielami i rodziną uznawał ją za wariatkę.
Student zatrzymał się tuż przed czarną klatką. Uśmiechał się pogodnie. Siedząca na dnie klatki postać podniosła na niego wzrok. To był chłopak. Amy nie potrafiła określić jego wieku. Była przekonana, że jest starszy od jej brata, ale wydawał się być również młodszy od Rafała. Poza tym jego postać była straszliwie wychudzona, do tego stopnia, że było mu widać wszystkie żebra. Dziewczynka spostrzegła coś jeszcze. Z łopatek wyrastały mu brązowe, pokryte błoną, nietoperzowate skrzydła. W ciasnej klatce, ledwo mieściły się zupełnie złożone.
– Witaj Gadrielu, dobrze spałeś? – odezwał się w tonie przyjaznej pogawędki Rafał. Siedzący w klatce chłopak spiorunował go wzrokiem. Milczał. Rafał uśmiechnął się, wygładzając dłonią koszulę. – No cóż, miałem nadzieję, że wreszcie zmądrzałeś… – westchnął teatralnie.
Zdjął z ramienia przewieszoną przez nie, skórzaną torbę. Wyjął z niej starannie zakręconą butelkę wody mineralnej. Podał przez kraty, siedzącemu w klatce chłopakowi. Tamten spojrzał na niego nieufnie, ale odkręcił pojemnik. Wyraźnie walczył sam ze sobą i swoim pragnieniem. W końcu pociągnął z gwintu duży łyk. Zaczął się krztusić, jakby coś w gardle paliło go żywym ogniem. Upuścił butelkę. Rafał chwycił ją, jeszcze zanim dotknęła spragnionej słońca ziemi. Wzruszył ramionami, sam pociągając z butelki duży łyk. Potem, patrząc Gadrielowi w oczy, wylał na niego całą resztę zawartości. Chłopak skulił się jeszcze bardziej, osłaniając ramionami głowę i twarz. Krzyknął. Woda ściekała po jego nagich plecach, przepływając pomiędzy skrzydłami, a wszędzie tam, gdzie dotknęła go choćby kropla, zostawały poczerniałe, jakby wypalone ślady. Amy zadrżała. To było zdecydowanie więcej niż chciała widzieć. Przedarła się najciszej jak umiała przez zarośla, tak, żeby nie zauważył jej żadnej z chłopaków, a potem pędem puściła się w stronę szkoły.
~ ♠ ~ ♠ ~ ♠ ~
Przez cały dzień Amy siedziała jak na szpilkach. Dręczyło ją czy to, co widziała tego ranka było prawdziwe. Kiedy tylko zadzwonił ostatni dzwonek, zapominając nawet zmienić swoje stare trampki na adidasy, rzuciła się do wyjścia ze szkoły. Zatrzymała się dopiero w pobliżu szarych bloków. Przez cały dzień padało przez co ziemia była błotnista, a trawa mokra. Dziewczynka wolnym krokiem podeszła do krzaków śnieguliczki. Wyjrzała zza nich zaciekawiona. Klatka w dalszym ciągu tam była. Siedzący w niej chłopak opierał się o pręty i najwyraźniej spał. W każdym razie, jego powieki były zamknięte. Z liści orzecha niemrawo skapywała woda, jednak drzewo było tak rozłożyste i gęste, że działało niemal jak ogromny parasol. Amy, decyzją chwili, wyjęła z plecaka drugie śniadanie i kartonik z sokiem. Najciszej jak potrafiła, podkradła się w kierunku klatki. Położyła wszystko na tyle blisko czarnych prętów, żeby chłopak bez problemu mógł dosięgnąć. Otworzył oczy.
– Widzisz mnie? – zapytał zdezorientowany, patrząc prosto na nią.
Dziewczynka obrzuciła go spłoszonym spojrzeniem i nie udzielając żadnej odpowiedzi, po prostu uciekła.
~ ♠ ~ ♠ ~ ♠ ~
Pokój Amy w niczym nie przypominał pokoju siedmioletniej dziewczynki. Ściany były białe, nie wisiały na nich żadne obrazki ani plakaty. Nie było tu ani jednej zabawki. Pod oknem stało sosnowe, równiutko zaścielone, wąskie łóżko. Po drugiej stronie wisiała półka, na której rządkiem stały książki bez ilustracji – Tołstoj, Konfucjusz, Verne, Wells głosiły napisy na okładkach – a pod nią stało idealnie wysprzątane, zupełnie puste biurko. Gdyby komuś zdarzyło się tu wejść, z pewnością nie pomyślałby, że może być to pokój dziecka. Amy nienawidziła tego miejsca, jak zresztą i całego domu, ale tylko tutaj, w swoim własnym pokoju, czuła się zupełnie bezpieczna. Był on nową przybudówką, w starym, poniemieckim domu i tylko tutaj, w tym maleńkim pomieszczeniu, korytarzami nie snuły się dawno zapomniane już, duchy.
– Ewa! Zejdź na dół! – zawołała surowym głosem jej matka.
Dziewczynka zgarnęła spod biurka swój szary plecak i wolno, stąpając na palcach, zeszła po schodach na dół. W całym domu obowiązywał surowy zakaz biegania. Zresztą niewiele rzeczy było tu dozwolonych.
– Tak mamo? – zapytała uprzejmie Amy.
– Wrócę dzisiaj późno – oznajmiła elegancka kobieta, nie zwracając najmniejszej uwagi na córkę. – Przekaż wychowawczyni, że nie pojawię się na dzisiejszym zebraniu.
– Dobrze mamo – odpowiedziała wcale nie zdziwiona dziewczynka.
Była przekonana, że jej wychowawczyni także to nie zdziwi. Amy stanęła w drzwiach i czekała. Kobieta po kilku minutach i pociągnięciach tuszem do rzęs, jakiejś francuskiej marki, wreszcie zwróciła uwagę na dziewczynkę.
– To wszystko, możesz odejść – powiedziała chłodnym głosem, święcie wierząc, że oto właśnie spełniła swój rodzicielski obowiązek.
~ ♠ ~ ♠ ~ ♠ ~
Tego ranka Amy starannie, szerokim łukiem, ominęła szare blokowisko. Nie miała ochoty tam wracać. Nie bała się zamkniętego w klatce chłopaka, bo jak można było bać się kogoś, kto tak naprawdę nie istniał? Ominęła to miejsce, gdyż nie miała najmniejszej ochoty spotkać mieszkającego u niej w domu Rafała. Mimo to, zżerała ją ciekawość i wiedziała, że nic jej nie powstrzyma przed pojawieniem się tam ponownie.
W szkole jak zwykle unikała innych dzieci. Nie interesowały jej ich zabawy, a oni uważali, że jest dziwna. Amy wiedziała, że mają rację. Była dziwna. Wszystkie przerwy przesiedziała na korytarzu, czytając „Wspomnienia z domu umarłych”. Rodzice nigdy nie zwracali uwagi na to, co czyta. Ojciec był zbyt zajęty pracą, a matka swoją towarzyską działalnością. Dziewczynka była pozostawiona sama sobie i właściwie ją to nawet cieszyło. Była niezwykłym dzieckiem i dobrze, że nikt w to nie ingerował.
Tym razem z budynku szkoły wyszła niespiesznym krokiem. Była na wszystko przygotowana. Zdobędzie wszystkie potrzebne jej informacje, jednocześnie nie dając innym, powodu do uznania, że jest wariatką.
~ ♠ ~ ♠ ~ ♠ ~
Tym razem pogoda była znośna. W każdy razie Amy uznała, że jest na tyle ciepło, że może sobie swobodnie usiąść pod drzewem – rozłożystym orzechem włoskim – nie zwracając na siebie niczyjej, niepożądanej uwagi. Wspięła się na wzgórze, a potem, zupełnie ignorując, stojącą kilka metrów dalej, czarną klatkę, rozłożyła na ziemi swoją szarą kurteczkę, po czym usiadła na niej, plecami opierając się o gruby pień drzewa. Z plecaka wyciągnęła książkę i otworzyła ją w miejscu, w którym skończyła czytać. Wyraźnie czuła na sobie wzrok siedzącego w klatce chłopaka. Wydawało jej się, że się zirytował. Jakoś dziwnie spodobało jej się to uczucie. Czasami wręcz uwielbiała drażnić dorosłych. W końcu, najwyraźniej nie wytrzymał.
– Wróciłaś – ni to oznajmił, ni zapytał nieznajomy.
– Tak – odpowiedziała, nie podnosząc wzroku znad czytanej książki.
Chłopak gwałtownie podskoczył. Uderzył głową w pręty klatki. Syknął z bólu. Wyraźnie nie spodziewał się, że mu odpowie. Amy roześmiała się szczerym, dziecięcym śmiechem. „To” mogło okazać się ciekawą znajomością, nawet jeżeli on tak naprawdę nie istniał.
– Ty naprawdę mnie widzisz? – zapytał zaskoczony.
– Widzę – przyznała dziewczynka. – I czuję – dodała marszcząc z dezaprobatą swój niewielki nosek.
Chłopak najwyraźniej szybko przeszedł nad tym do porządku dziennego, ponieważ rozsiadł się najwygodniej jak potrafił, na dnie ciasnej klatki.
– Jak ci na imię? – zapytał wyrażając stosowne zainteresowanie.
– Ewa – odpowiedziała niechętnie dziewczynka, właściwie od zawsze nie cierpiała tego imienia.
Siedzący w klatce chłopak ponownie podskoczył. Przeklął brzydko. Zadrżał, mimo, że w powietrzu wcale nie było chłodu. Z trudem przełknął ślinę.
– A czy nie mógłbym cię nazywać jakoś inaczej? – zadał kolejne pytanie. – Widzisz, twoje imię bardzo źle mi się kojarzy – dodał niezbyt pewnie.
Dziewczynka obdarzyła go słodkim uśmiechem.
– Też go nie lubię – przyznała. – Ja sama mówię na siebie Amy – zdradziła mu swoją najgłębiej skrywaną tajemnicę.
Tym razem to on uśmiechnął się szeroko.
– Amy – powtórzył – podoba mi się. Znałem kiedyś pewną osobę o tym imieniu. To dobre imię.
– Ty jesteś Gabriel – powiedziała podnosząc wzrok znad książki.
Tym razem chłopak zadrżał jeszcze wyraźniej. W jego oczach pojawiło się niekłamane przerażenie.
– Nie, zdecydowanie nim nie jestem – uciął krótko.
Amy, tym razem prawie zamknęła książkę. Obrzuciła go wymownym spojrzeniem.
– Więc dlaczego Rafał tak cię nazwał? – zapytała rezolutnie.
– Jego też widzisz? – spytał jeszcze bardziej zaskoczony.
– Tak, mieszka u mnie w domu – odpowiedziała pewnie dziewczynka. – Wynajmujemy mu pokój.
Chłopak westchnął cierpiętniczo, ale nic więcej na ten temat nie powiedział.
– Mniejsza z tym – stwierdził zrezygnowany. – Nazwał mnie Gadriel, przez „d”, ponieważ tak właśnie mam na imię.
Spojrzała na niego wymownie.
– Gabriel, Gadriel… nie taka znowu wielka różnica.
– Uwierz mi, jest ogromna – mruknął przymykając oczy. – Co czytasz? – zapytał zmieniając temat. Pokazała mu okładkę. – „Wspomnienia z domu umarłych” – przeczytał na głos – Fiodor Dostojewski. Nie było nic weselszego? Na przykład jakiejś powieści fantasy… – rozmarzył się chłopak.
Amy wzruszyła ramionami.
– Lubię znać różne rzeczy – spojrzała na niego z pewną dozą fascynacji, którą zamieniła po chwili na uprzejme zainteresowanie. – Nie nudzisz się siedząc tutaj całymi dniami? – zapytała.
– Piekielnie – przyznał szczerze chłopak.
– Jeżeli chcesz, mogę zostawić ci książkę – zaproponowała – odbiorę ją jutro.
– Mogłabyś? – gorąco zainteresował się chłopak.
Przysunęła się do niego bliżej i odrobinę wsuwając za kraty, podała mu złożoną książkę.
– Proszę – powiedziała z uśmiechem.
Gadrielowi zadrżały ręce, kiedy sięgał po stary, rozsypujący się już tom.
– Dzięki – mruknął, a w jego głosie pobrzmiewała nutka niedowierzania – i za wczorajsze śniadanie właściwie też.
W pewnym momencie, na oczach zaintrygowanej dziewczynki, książka w jego dłoniach po prostu zniknęła.
– Jak to zrobiłeś? – spytała zaciekawiona.
Uśmiechnął się tajemniczo.
– To mój prywatny sposób na Rafała – powiedział – jeżeli coś uda mi się zdobyć, to od razu to chowam, tak, żeby on tego nie znalazł i mi nie zabrał.
Amy z uznaniem skinęła głową. Ona robiła dokładnie to samo, tylko jej metody były znacznie mniej spektakularne.
– Jak dużą rzecz możesz schować? – zapytała rzeczowo.
– Właściwie każdą – przyznał z pobrzmiewającą w głosie dumą.
– Super! – oznajmiła z dziecięcym entuzjazmem. – Jeżeli jesteś głodny, dzisiaj też mam dla ciebie śniadanie – dodała.
Gadriel był znacznie lepszy od dzikich kociąt, nawet jeżeli tak naprawdę nie istniał, ale o nich także nie zapomniała. Ciemne oczy chłopaka zaświeciły się setkami roztańczonych iskierek. Spojrzał na nią z nadzieją. Pogrzebała przez chwilę w szarym, nie ozdobionym niczym plecaku i wyjęła z niego białe pudełko śniadaniowe. Podała mu je, razem z jabłkowym soczkiem w kartoniku. Natychmiast otworzył. Założyła plecak na ramiona i z wdziękiem wstała z przerzedzonej trawy. Podniosła także swoją, lekko pobrudzoną kurtkę. Gadriel podniósł na nią błagalny wzrok.
– Musisz już iść? – zapytał zbolałym tonem.
– Tak – odpowiedziała stanowczo.
– Wrócisz? – spytał z nadzieją.
Skinęła głową.
– Jutro.
– W takim razie do zobaczenia jutro, mała Amy – pożegnał ją ze smutnym uśmiechem.
Dziewczynka pomachała mu na pożegnanie ręką, a potem zbiegła ze wzgórza, jakby sam diabeł ją gonił. W sercu czuła dziwną lekkość, a coś w umyśle jej podszeptywało, że oto właśnie, zyskała pierwszego w życiu przyjaciela.
~ ♠ ~ ♠ ~ ♠ ~
Im więcej książek mu przynosiła, tym bardziej skory do rozmowy był Gadriel, a historie, które jej opowiadał były niesamowite. Odwiedzała go już od ponad tygodnia i zamiast znudzić, jak inne „wytwory” dziecięcej wyobraźni, fascynował ją tylko coraz bardziej. Oczy chłopaka zalśniły, kiedy wsuwała przez kraty kolejne części „Kronik Narni”. Zauważyła, że z tej książki, jak do tej pory, ucieszył się najbardziej.
– Przyniosłam ci jeszcze inne rzeczy – powiedziała uśmiechając się do niego rozbrajająco. – To, gdybyś przypadkiem nie lubił ciemności, bo ja ich czasami nienawidzę – oznajmiła wyciągając z plecaka turystyczna latarkę. – I jeszcze śpiwór – na początku tygodnia, kiedy przyniosła mu poduszkę, spojrzał na nią tak jakoś dziwnie i oznajmił, że on nie sypia. No i co z tego? Przecież równie dobrze może dzięki temu siedzieć wygodniej. Amy otworzyła worek, wyjmując zgnieciony, ciemnozielony materiał, żeby przecisnął się przez pręty klatki. – Chciałam cię o coś zapytać – dodała wpychając go do środka.
– Pytaj – pozwolił rozbawiony.
Gadriel uwielbiał jej pytania. Wiedziała o tym. Zawsze go rozbrajały. Czasami kulił się łapiąc za brzuch, nie mogąc powstrzymać kolejnych salw śmiechu, a innym razem odpowiadał jej zupełnie poważnie. Nigdy jednak nie zbywał jej, jak cała reszta dorosłych. Kiedy spytała go ile ma lat, odpowiedział prosto – „więcej niż Ziema”. Na pytanie ile ma Rafał, powiedział tylko, że tamten jest jeszcze starszy. Brnąc dalej, zapytała go, ile miałby lat, gdyby był człowiekiem. Tym razem odpowiedź ją zaskoczyła. Stwierdził z drwiącym uśmiechem, że dziewiętnaście. W ten sposób rozpoczęli dziwną grę, polegającą na tym, że Amy, aby otrzymać satysfakcjonującą ją odpowiedź, musiała zadać właściwie pytanie.
– Czemu tu jesteś? Dlaczego Rafał cię tu trzyma?
Zadawała to pytanie po raz kolejny, za każdym razem mając nadzieję, że jednak jej odpowie. Chłopak wzruszył ramionami.
– Ma swoje powody – odparł tajemniczo.
– A co byś robił, gdybyś był wolny? – drążyła dalej.
Gadriel uśmiechnął się tym swoim rozmarzonym uśmiechem, a Amy wiedziała, że na chwilę uciekł od rzeczywistości.
– Żył bym – odpowiedział po prostu.
~ ♠ ~ ♠ ~ ♠ ~
Dziewczynka stanęła przed lustrem. Chwyciła w dłonie nożyczki. Całymi puklami zaczęła obcinać swoje kasztanowe włosy. Kiedy skończyła, sięgały ledwie do policzków i były niemiłosiernie postrzępione. Idealnie! To one stanowiły problem. Przyjrzała się leżącym na dywanie pasmom. To przez te głupie włosy, matka kazała jej godzinami wystawać na tych okropnych przyjęciach, słuchając, jak zachwalały je panie z towarzystwa dobroczynnego. To właśnie za nie ciągnęli ją dokuczliwi koledzy ze szkoły, krzycząc, że jest świruską i wariatką. To w te właśnie włosy jej brat wypluł gumę, kiedy jechali samochodem, a ona potem musiała spędzić długie godziny, na fryzjerskim fotelu, cierpiąc niesprawiedliwe tortury. Tak, zdecydowanie one właśnie były problemem. Teraz, kiedy ich nie ma, wszystko się zmieni! Zadowolona zeszła na dół. Gosposia krzyknęła na jej widok.
– Ewuniu, coś ty sobie zrobiła?! – zawołała spanikowana. – Twoja matka będzie wściekła!
Amy wzruszyła ramionami. Założyła na ramiona swój szary, pozbawiony ozdób plecak i raźnym krokiem ruszyła do szkoły.
~ ♠ ~ ♠ ~ ♠ ~
Łzy same cisnęły się do oczu dziewczynki. Nie płakała jednak. Była twarda! Musiała być! Zawsze taka będzie. To, jak dzisiaj się z niej wyśmiewali, jak bardzo dokuczali, z powodu tych durnych włosów, przechodziło ludzkie pojęcie. Nigdy ich nie lubiła, ale dzisiaj czuła w sercu prawdziwą nienawiść. Zwolniła się z ostatniej lekcji, kłamiąc w żywe oczy wychowawczyni, że bardzo boli ją brzuch. Kobieta nie protestowała, a nawet odetchnęła z ulgą, że oto, wraz ze zniknięciem z ostatniej godziny Ewy, skończy się ten koszmarny dzień.
Amy wspięła się na orzechowe wzgórze, jak je ochrzciła w myślach, kurczowo zaciskając usta. Postanowiła sobie w duchu, że jeżeli on także będzie się z niej wyśmiewał, to nigdy więcej tutaj nie wróci. Bez słowa rozłożyła pod drzewem koc, który teraz zawsze nosiła ze sobą w plecaku. Usiadła na nim. Gadriel oczywiście tam był, bo niby gdzie indziej miałby się znaleźć? Obrzucił Amy zdawkowym spojrzeniem. Jego ciemne oczy, tego dnia, były bardzo poważne i pełne melancholii.
– Jesteś jeszcze brzydsza, niż to zapamiętałem – oznajmił na powitanie. – Z tymi włosami wyglądasz prawie zupełnie, jak ja.
Amy przyjrzała mu się zaskoczona. Rzeczywiście. Wcześniej nie zwracała na to uwagi. Nigdy specjalnie nie przyglądała się dorosłym, bo niby i po co… Włosy Gadriela, o dwa tony ciemniejsze niż jej własne, niesfornie opadały na oczy chłopaka. Były postrzępione i nierówne, zupełnie jak lwia grzywa. Tyle, że podczas gdy jej były czyściutkie i pachniały truskawkowym szamponem, jego sprawiały wrażenie upiornie tłustych i ubrudzonych, czym się tylko dało, po częstym kontakcie z ziemią i rzadką, rosnącą pod orzechem trawą. Dodatkowo na jego twarzy pojawiał się co jakiś czas i znikał kilkudniowy zarost. O to też będzie musiała go kiedyś zapytać.
– Ty wyglądasz paskudniej – odparowała, zadowolona z jego komentarza.
Roześmiał się. Nie zdążył jednak dodać nic więcej, ponieważ od stóp wzgórza dobiegły ich dziecięce głosy.
– Ewka, marchewka – krzyczeli chłopcy, wbiegając po łagodnym zboczu. – Na głowie ma ptasie gniazdo!
– Co tu robisz, wariatko? – zapytał Kamil, ciężko dysząc. Był jednym z tych spasionych dzieciaków, który zawsze i wszędzie, awanturą i pięściami, potrafił zawalczyć o swoje. – Rozmawiasz z drzewami?
Pozostali już także dotarli do stóp rozłożystego drzewa, wykrzykując w stronę dziewczynki różne wyzwiska. Klatkę z Gadrielem omijali, jakby zupełnie jej tam nie było, ale przecież Amy od początku wiedziała, że tak naprawdę jej tam nie ma. Tylko co działo się z wyniesionymi z domu rzeczami? Z całej siły starała się ignorować natrętne dzieciaki, mimo, że nie było to wcale łatwe. Jeden z chłopców wyrwał jej z ręki książkę. Drugi zabrał jej plecak.
– Oddawaj, to moje! – wrzasnęła Amy.
Spojrzała na Gadriela, szukając u niego jakiegokolwiek wsparcia, on jednak tylko przyglądał się z zainteresowaniem. Dzieciaki zaczęły uciekać, zabierając ze sobą jej rzeczy. Nie mając wyjścia goniła ich, aż nie porzucili plecaka przy jednym z osiedlowych śmietników. Zaciskając pięści w bezsilnym gniewie, wróciła na wzgórze.
– Nie radzisz sobie – stwierdził znudzonym głosem Gadriel.
– Odczep się! – warknęła na niego, zła, że w żaden sposób jej nie pomógł.
– Naprawdę? – zapytał rozbawiony. – Myślałem, że może ci się przyda, ale skoro nie…
Spojrzała na niego pytająco. Chłopak bawił się, trzymaną w rękach, drewnianą procą. Miała porządne, wykonane ze skóry siedlisko i wyglądała naprawdę obiecująco.
– Nie wiem, jak tego używać – zawahała się dziewczynka.
– Nauczę cię – powiedział, a brzmiało to jak słodka obietnica.
Wzięła od niego procę, a po godzinie ćwiczeń, słuchając bezcennych wskazówek Gadriela, była już mistrzynią w trafianiu do celu.
~ ♠ ~ ♠ ~ ♠ ~
Powrót do domu był dla niej koszmarem. Roztrzęsiona matka, natychmiast zabrała ją do fryzjera, który jej postrzępione włosy ułożył w krótką, schludną fryzurkę. Nie zabrakło też długiego, nieprzyjemnego wykładu. Przeglądając się w dużym lustrze, Amy stwierdziła, że wolała jednak tamten stan. Nie była jednak na tyle nierozsądna, żeby wyrazić swoje uczucia na głos.
Następnego dnia spakowała swoją nową procę do plecaka i wybiegła z domu o świcie, żeby po drodze do szkoły nazbierać idealnie równiutkich kamieni. Zajrzała na teren szarego blokowiska, tym razem odwiedzając bure kotki. Nakarmiła je granulkami, a potem przyglądała się jak zabawnie jedzą. Zmarszczyła brwi, szukając czwartego kociaka. Były tylko trzy. Miała bardzo złe przeczucia. Rozpaczliwie zaczęła go szukać. Grupa chłopców z jej klasy stała pod trzepakiem. Śmiali się, zasłaniając coś plecami. Usłyszała przeraźliwe miauczenie i piski. Podeszła bliżej. Z przyspieszonym oddechem i rozpaczą w sercu, zdała sobie sprawę, że chłopacy, przy pomocy wykałaczek, wydłubują kotkowi oczy. Wrzasnęła, żeby przestali, wyzywając ich od najgorszych i rzucając się na nich z pięściami. Odepchnęli ją z jeszcze większym śmiechem.
– Wariatka – usłyszała powtarzane przez coraz to kolejne usta słowo.
Wargi Amy zacisnęły się w wąską linię. Była zdeterminowana. Wyjęła z szarego plecaka procę. Wycelowała, trafiając obłym kamieniem, idealnie w czoło Kamila. Oczy chłopaka zalała krew. Puścił ledwo przytomnego kotka. Zaczął panikować. Amy nie zamierzała przestać, tym razem jednak nie celowała już tak precyzyjnie, wymierzając chłopakom po prostu, nieprzyjemne uderzenia, okrągłymi kamykami. Obrzucili ją wkurzonymi spojrzeniami, ale zabrali ze sobą wrzeszczącego Kamila i odeszli. Amy przyskoczyła do ledwo żywego kociaka. Wzięła go na ręce i pobiegła z nim na orzechowe wzgórze. Tam położyła go na trawie. Kotek przestał się ruszać, wyglądało na to, że nie oddycha. Gadriel przyglądał się całej scenie w milczeniu, z dziwną melancholią w ciemnych oczach.
– On nie żyje, Amy – odezwał się w końcu.
– Nie! – zaprotestowała stanowczo dziewczynka, jakby to mogło w jakiś sposób zwrócić kociakowi życie.
Tego dnia nie poszła do szkoły. Siedziała przez kilka godzin, wpatrując się w martwe ciałko kociaka. Gadriel na początku po prostu milczał, ale z upływem czasu zaczął się niepokoić.
– Nie możesz tu zostać – powiedział w końcu.
Spojrzała na niego pytająco.
– Dlaczego?
Odpowiedź jednak zauważyła sama. W oddali, u stóp wzgórza, na tle szarych bloków, majaczyła smukła sylwetka Rafała. Było już za późno, żeby uciekać.
– Dotknij mnie, to będę mógł cię schować – powiedział cicho Gadriel. – W przeciwnym razie, pewnie już się nie zobaczymy.
Amy bez wahania podeszła do siedzącego w klatce chłopaka. Wyciągnęła dłoń, żeby dotknąć jego gładkiej, bladej skóry. Gadriel gwałtownie chwycił ją za rękę. Oczy same jej się zamknęły. Dziewczynka poczuła, że zasypia.
~ ♠ ~ ♠ ~ ♠ ~
Stali w jakimś zamkniętym pomieszczeniu. Nie, to była jaskinia, zdała sobie sprawę Amy. Wysoka grota, w jaskini. Było tu zupełnie pusto. Duży, niemal idealnie okrągły obszar skalnej powierzchni, otaczała fosa, od której bił dziwny, ciepły blask. Gadriel stał na samym środku pomieszczenia, a ona tuż przy nim, schowana pod jego obszerną, czarną peleryną. Jej materiał najwyraźniej musiał być bardzo cienki, gdyż mogła wszystko przez nią widzieć. Przyjrzała się uważniej fosie. To była rzeka płynnego ognia! Zafascynowana dziewczynka wpatrywała się w nią przez dłuższą chwilę. W pewnym momencie Amy poczuła, jak wszystkie mięśnie chłopaka się napinają, a po chwili, w grocie pojawił się ktoś jeszcze. Postać jaśniała białym światłem. Zdała sobie sprawę, że Gadriel z trudem znosi jej blask. Dopiero po chwili, w stojącym na przeciwko nich chłopaku, rozpoznała Rafała. Jednak olbrzymie, śnieżnobiałe skrzydła i trzymany w rękach, płonący miecz, przeczyły temu, że to mógł być Rafał. Gadriel spojrzał na niego i zadrżał mimowolnie.
– Czego tym razem chcesz, Labielu? – zapytał na pozór znudzonym głosem.
Rafał spojrzał na niego, najbardziej błękitnymi oczami na świecie. Jego wzrok był jednak twardy i lodowato zimny.
– Nigdy się nie nauczysz? – odpowiedział spokojnie pytaniem na pytanie.
Zbliżył się do niego, w rękach ciągle trzymając płonący miecz. Gadriel zaczął się cofać. Szedł powoli, krok za krokiem. Amy chwyciła go za rękę, bojąc się przewrócić, zaplątana w fałdy peleryny. Zatrzymali się dopiero na samym skraju przepaści. W dole płynęła wartko ognista rzeka. Rafał uniósł miecz. Dziewczynka poczuła, jak Gadriel mocniej ściska jej dłoń. Zbyt mocno. Dużym wysiłkiem woli powstrzymała się, żeby nie pisnąć z bólu. Poczuła jak cały chłopak sztywnieje. W pewnym momencie opadł na kolana. Puścił jej rękę. Przysunęła się do niego bliżej, żeby nie wystawać spod peleryny. Ukucnęła.
– Nie zrobisz mi tego! – warknął cicho Gadriel, a w jego ciemnych oczach widać było przerażenie.
Ponury uśmiech ozdobił marmurowe oblicze Rafała. Podszedł jeszcze bliżej, tak, że teraz stał bezpośrednio nad nimi. Gadriel rozłożył brązowe, pokryte błoną skrzydła, zakrywając nimi, niczym tarczą, siebie i dziewczynkę. Amy usłyszała szelest rozrywanej tkaniny. Gadriel krzyknął. Drżał cały. Nie wiedząc, co robić, przytuliła się mocno do jego boku. Twarz chłopaka wykrzywiona była bólem, ale znosił go w gęstym, wiszącym w powietrzu, milczeniu. W końcu jasne światło zniknęło, a razem z nim, Amy przestała czuć, niemal przytłaczającą, obecność Rafała. Klęczała tak przez dłuższą chwilę, wtulona w bok ciągle drżącego Gadriela, a potem zamknęła oczy i odpłynęła od niej świadomość.
~ ♠ ~ ♠ ~ ♠ ~
Amy obudziła się leżąc na trawie, tuż obok martwego kotka. Gwałtownie usiadła. Z ulgą stwierdziła, że Gadriel w dalszym ciągu tam był. Leżał skulony, na dnie czarnej klatki. Na wpół złożone skrzydła, miał poszarpane, a błony na nich już prawie wcale nie było. Wyglądały na zupełnie zniszczone i niezdatne do użytku. Dziewczynka wyciągnęła z plecaka koc. Rozłożyła go tuż przy klatce, a sama położyła się na nim, jak najbliżej Gadriela. Wsunęła między stalowe pręty drobną dłoń. Palcami dotknęła ręki chłopaka.
– Dlaczego on ci to zrobił? – zapytała cicho.
Przez dłuższą chwilę Gadriel nie odpowiadał, a kiedy uznała, że już jej wcale nie odpowie, on wreszcie się odezwał.
– To taki rodzaj kary – mruknął cicho.
– Za co? – drążyła dalej dziewczynka.
– Za to, że dałem ci procę – odpowiedział niechętnie, jednak w jego ciemnych, zmęczonych oczach, zatańczyły iskierki dziecięcej radości.
– Przecież on o tym nie wiedział – zdziwiła się Amy.
– Nie znał konkretnej rzeczy – westchnął Gadriel – ale wyczuł, że zrobiłem coś złego. On zawsze to wie.
– Kiedy to wcale nie było nic złego! – obruszyła się dziewczynka.
– Nie ważne, zapomnij o tym – mruknął chłopak, przymykając oczy i składając resztki nietoperzowatych skrzydeł.
Amy wyczuła, że nic już jej więcej o tym nie powie. Postanowiła zmienić temat.
– Czemu nazwałeś Rafała „Labielem”? – spytała zaciekawiona.
Gadriel wzruszył ramionami.
– Kiedyś tak właśnie miał na imię.
– A jak teraz się naprawdę nazywa?
– Ma wiele imion – odezwał się chłopak, podejmując ich dziwną grę.
– Wymień mi jedno, którego jeszcze nie znam – poprosiła dziewczynka.
– Nie mogę – odpowiedział jej szczerze. – To znaczy, nie jestem w stanie go wypowiedzieć.
Dziewczynka zamrugała. Nie zrozumiała, ale miała pewne podejrzenia.
– To tak jak z tą wodą, którą on pił, a tobie zaszkodziła? – spytała rezolutnie.
Chłopak uśmiechnął się krzywo, zbolałym uśmiechem.
– Mniej więcej – przyznał.
– Jak długo Rafał będzie cię tu trzymał? – zapytała.
Gadriel puścił jej rękę. Odwrócił się do niej plecami.
– Znając moje szczęście, do końca świata.
~ ♠ ~ ♠ ~ ♠ ~
Amy wróciła do domu, zupełnie ignorując zły humor matki i dokuczającego jej brata. Zazwyczaj, niesłuszne pretensje wysuwane w jej kierunku, dotykały dziewczynę do żywego, tego dnia jednak była zaprzątnięta ważniejszymi sprawami. Miała swój własny ciężar, który nosiła na sercu. Całą swoją dziecięcą duszyczką pragnęła pomóc Gadrielowi.
Leżała na łóżku, w swoim pustym, niemalże sterylnie czystym pokoju, wpatrując się w sufit, gdy usłyszała na korytarzu czyjeś pełne gracji kroki. Zadrżała na samą myśl o tym, że znowu ujrzy duchy zmarłych w tym domu, podczas wojny ludzi. Wychyliła się jednak z pokoju, nie mogąc powstrzymać dziecięcej ciekawości. Na poddasze, do prosto, ale przytulnie urządzonego pokoju, wracał Rafał. Bez jasnej poświaty, śnieżnobiałych skrzydeł i płonącego miecza wyglądał zupełnie normalnie. Jak człowiek. Amy, walcząc ze swoim strachem, cichutko poszła za nim. Całą sobą czuła, że po prostu musi coś zrobić.
Student wszedł do pokoju, zamykając za sobą drzwi. Dziewczynka zajrzała do środka przez dziurkę od klucza. Chłopak odwiesił skórzaną torbę na krzesło. Zdjął z siebie nienagannie wyprasowaną koszulę. Przyjrzała się jego plecom. Nie było na nich ani śladu skrzydeł. Potem Rafał chwycił biały, kąpielowy ręcznik i ruszył w kierunku drzwi. Amy odskoczyła, chowając się w ciemniejszym zakamarku strychu. Odetchnęła z ulgą, kiedy przeszedł obok. Nawet jej nie zauważył. Kiedy tylko zniknął na schodach, decyzją chwili wtargnęła do pokoju, naruszając jego prywatność. Zaczęła przeszukiwać różne miejsca, nie będąc właściwie pewną czego szuka, za to, ze świadomością, że musi to odnaleźć. W końcu otworzyła jego skórzaną torbę. Zaczęła ją starannie, systematycznie przeszukiwać. Na pozór nie było w niej nic niezwykłego – ot, codzienne rzeczy, zwykłego studenta. Gruby zeszyt, elegancki długopis, telefon komórkowy i… klucze. Amy w ostatniej chwili przypomniała sobie, żeby nie wykrzyknąć z radości. Od pęku kluczy odczepiła czarny, matowy. Nie miała pojęcia skąd, ale wiedziała, że to ten. Klucz, do więzienia Gadriela. Zamknęła torbę i schowała go do kieszeni, z tyłu spodni. Pełna triumfu, chciała wybiec na korytarz, ale ze zgrozą zdała sobie sprawę, że w drzwiach stoi Rafał. Musiał poruszać się bezszelestnie, ponieważ w ogóle go nie usłyszała. Tylko, jak długo tam był?
– Co tu robisz? – zapytał z naganą w głosie.
Kłamanie wychodziło Amy perfekcyjnie.
– Ja chciałam cię odwiedzić – powiedziała, spuszczając wzrok i szurając stopą po drewnianej podłodze.
– Dlaczego? – zadał pytanie mrużąc oczy.
Dziewczynka podniosła na niego wzrok. Jego oczy były tak samo niebieskie, jak to zapamiętała, ale teraz, gdy patrzył prosto na nią, nie było w nich chłodu, a tylko bezbrzeżny smutek. Skoro wiedział, kiedy Gadriel zrobił coś złego, to czy mógł wiedzieć również, kiedy ona kłamie?
– Byłam ciekawa – oznajmiła najbliższą prawdy rzecz.
Skinął głową, najwyraźniej usatysfakcjonowany jej odpowiedzią.
– Zaspokoiłaś już swoją ciekawość? – spytał. Niepewnie skinęła głową. – W takim razie znikaj stąd – rozkazał, odsuwając się od drzwi.
Amy o niczym innym nie marzyła. Wybiegła z pokoju, rzucając się pędem na schody, jakby za chwilę na głowę, runąć miało jej całe niebo.
~ ♠ ~ ♠ ~ ♠ ~
Dziewczynka uznała, że noszenie czarnego klucza przy sobie, jest bardzo złym pomysłem. Kiedy tylko zbiegła na dół, schowała go w blaszanym piórniku i wepchnęła głęboko pod łóżko. To właśnie tam ukrywała wszystkie swoje niewielkie skarby.
– Ewa! – usłyszała głos mamy, ledwo zdążywszy się wyprostować.
Powoli zeszła na dół. Zatrzymała się na dole schodów. Coś było nie tak. Stała tam cała rodzina. Matka była wyraźnie roztrzęsiona. Ojciec wyglądał spokojnie i tak jakoś ponuro. W ręku trzymał niewielką, brązową walizkę. Brat wyglądał, jakby nie wiedział, gdzie podziać wzrok.
– Chodź, pojedziemy na wycieczkę – odezwał się głuchym, bezosobowym głosem jej ojciec.
Amy posłusznie podreptała za nim do srebrnego volvo. Usiadła na tylnym siedzeniu. Przez szybę zobaczyła jeszcze lśniące od łez, oczy matki. Na podwórku stał Rafał. Patrzył na nią tym samym melancholijnym, smutnym wzrokiem. Wyglądało to zupełnie tak, jakby chciał powiedzieć „przepraszam”.
~ ♠ ~ ♠ ~ ♠ ~
W lekko przybrudzoną, okienną szybę świeciło słońce. Amy przysłoniła ręką oczy. Raziło ją. Odwróciła się na drugi bok. Wcale nie było lepiej. Spojrzała w biały sufit. Jej współlokatorka z pokoju, starsza od niej o kilka lat Hania, zaczęła coś cicho mamrotać. Zawsze mamrotała. To znaczy wtedy, kiedy akurat nie krzyczała w nocy. W Szpitalu Psychiatrycznym Imienia Najświętszej Marii Panny, Amy spędzała już czwarty tydzień. Jej lekarz prowadzący, na pozór miły starszy pan, bez słowa wziął od ojca dziewczynki pieniądze i nie zamieniwszy z nią ani jednego słowa, orzekł schizofrenię. Zabrali jej wszystkie rzeczy osobiste, a ona sama musiała przebrać się w szpitalną piżamę. Teraz dopiero naprawdę zrozumiała tęsknotę Gadriela za książkami. Niczego jej w tej chwili bardziej nie brakowało, no może poza nim samym…
– Ewuniu, czas na twoje lekarstwo – odezwała się ociekającym słodyczą głosem, wchodząca do pokoju pielęgniarka.
Amy jak zwykle posłusznie usiadła. Wiedziała już, że nie ma sensu się awanturować, ani protestować w żaden widoczny sposób. Najgorsze było to, że naprawdę trudno było oszukać, biegłą w tych sprawach pielęgniarkę. Dziewczynka nie miała zamiaru brać żadnych leków, czasem jednak nie miała wyjścia.
Z biegiem czasu zobojętniała, zaczęła o wszystkim zapominać. Nie miała nic przeciwko temu, żeby z jej życia zniknęły duchy, okaleczone ciała i nocne widziadła, za nic na świecie nie chciała jednak zapomnieć o Gadrielu. Mimo tego, że jej umysł pracował znacznie szybciej i gorliwiej niż u normalnych ludzi, Amy nie była w stanie wymyślić żadnego sposobu, na to, by pamiętać.
~ ♠ ~ ♠ ~ ♠ ~
W domu, w którym teraz mieszkała, a była pewna, że nie był jej domem, co drugi wieczór, dzieci w różnym wieku, spotykały się we wspólnej sali, a odziany w sutannę ksiądz, czytał im Pismo Święte. Tego wieczora, w pachnącym akacjami powietrzu, unosiły się słowa Księgi Rodzaju. Nagle wyrwana z apatii Amy, z zapartym tchem, zaczęła słuchać o tym, jak wąż namówił Ewę, do zjedzenia owocu poznania w raju. Oczyma wyobraźni, wyraźnie widziała, zarówno brązowowłosą kobietę, jak i kusząco syczącego gada. Potem, ni stąd ni zowąd, przed oczami stanął jej obraz siedzącego w czarnej klatce chłopaka. Kiedy wróciła do swojej sypialni, przez prawie całą noc siedziała na łóżku i zastanawiała się kim on był. Wraz ze wschodem słońca, przyszło olśnienie. Już wiedziała. Zerwała się z łóżka. Chwyciła leżący na jednej z metalowych szafek szkicownik. W szufladzie chaotycznie zaczęła szukać węgla. Szybkimi, ale starannymi ruchami, zaczęła szkicować obraz drzewa. To był rozłożysty orzech włoski. Jej prywatny szyfr. Nikt inny nie miał prawa zrozumieć, a dzięki niemu, ona już więcej nie zapomni.
~ ♠ ~ ♠ ~ ♠ ~
Dwa miesiące, pomyślała melancholijnie Amy. Minęły już dwa, długie miesiące, skończył się rok szkolny, a ona sama miała już prawie osiem lat. Zapatrzona w dal, wsiadała do srebrnego volvo. Nie była szczęśliwym dzieckiem. Na powitanie, po dwóch, długich miesiącach, matka położyła jej dłoń na ramieniu i chłodno pocałowała w czoło. Ojciec natomiast wyglądał, jakby został za coś ukarany. Dziewczynka była pewna, że wyrok lekarza prowadzącego, oznajmiający, że jest już zupełnie zdrowa, tylko trzeba się z nią delikatnie obchodzić, był dla nich prawdziwym ciosem.
Przez pierwsze kilka dni w domu, zachowywała się jakby była niewidzialna. Z ulgą stwierdziła, że Rafał już u nich nie mieszka. Potem wreszcie rodzice zaczęli traktować ją normalnie i znowu mogła swobodnie sama wychodzić. Wyjęła spod łóżka blaszany piórnik i nie sprawdzając jego zawartości, wrzuciła go do szarego plecaka. Kilka minut później, znalazła się na skąpanym w letnim słońcu osiedlu. Wspięła się na porośnięte zieloną trawą wzgórze. Nogi się niemal pod nią ugięły, kiedy z ulga stwierdziła, że czarna klatka w dalszym ciągu tam była. Gadriel siedział smętnie, podkulając pod siebie nogi. Spojrzał na nią naprawdę zaskoczony.
– Wróciłaś – ni to oznajmił ni zapytał.
– Wróciłam – odpowiedziała dziewczynka, w której oczach lśniły łzy.
Uważnie przyjrzała się czarnej klatce i oto, po uważnej obserwacji, jej oczom ukazała się spora, okręcona łańcuchem, matowa kłódka. Usiadła na trawie i otworzyła swój szary plecak. Zajrzała do piórnika. Klucz był dokładnie tam, gdzie go zostawiła. Trzymając go kurczowo w dłoni, włożyła klucz do matowego zamka. Szczęknęła zębatka. Amy uchyliła drzwiczki klatki. Cała metalowa konstrukcja, w jednej chwili zniknęła. Gadriel wstał. Wyprostował się. Już zapomniała, jaki był wysoki. Spojrzał niedowierzająco na dziewczynkę. Rozwinął wyrastające z łopatek, szare, pokryte piórami skrzydła.
– Gadriel, twoje skrzydła! – wykrzyknęła zaskoczona Amy.
– Wolałem stare – warknął zimno chłopak, ale widać było, jak bardzo jest zadowolony.
– Są cudowne – oznajmiła z entuzjazmem dziewczynka, mimo, że gdyby chciała porównać je do skrzydeł Rafała, wypadłyby jak mysz przy jednorożcu.
– Posłuchaj mnie bardzo uważnie – powiedział, a jego głos, bardziej niż kiedykolwiek przypominał kuszący syk węża. – Nie wracaj na noc do domu. Cokolwiek by się nie działo, nie wracaj tam dzisiaj.
Potem rozwinął na całą szerokość, swoje nowe skrzydła i wzbił się w powietrze, znikając nad koronami drzew.
~ ♠ ~ ♠ ~ ♠ ~
Dziewczynka skuliła się pod wielkim drzewem. Zaczynało się ściemniać, a ona nie miała co ze sobą zrobić. Nawet przez myśl jej nie przeszło, żeby nie posłuchać Gadriela. Przynajmniej noc była ciepła. Zastanawiała się, dokąd on odszedł i czy jeszcze kiedykolwiek go zobaczy. W parku pojawiły się cienie. Poniewczasie Amy przypomniała sobie legendy krążące o tym miejscu. To była Góra Katów, kilkaset lat temu, to właśnie tutaj stała szubienica. Dziewczynka skuliła się jeszcze bardziej, kładąc się na trawie i nakrywając głowę, wyjętym z plecaka, kocem. Teraz ich nie widziała, nie potrafiła ich jednak nie słyszeć. Zamknęła oczy. Poczuła na sobie dotyk miękkich piór. Otuliły ją niczym puchowa kołdra. Przestała się bać. Nie przeszkadzała jej już nawet twarda ziemia. Zmęczona i już zupełnie spokojna, usnęła.
Obudziła się tuż przed świtem. Przez chwilę zastanawiała się, czy to właśnie Gadriel miał na myśli mówiąc „noc”. Wyraźnie był już ranek, a ona przecież nie mogła tu siedzieć wiecznie. Kiedyś musiała wrócić. Niechętnie pozbierała swoje rzeczy, pakując je do szarego plecaka. Wiedziała, że czeka ją bolesny kontakt z rzeczywistością.
Ruszyła w stronę domu. Zatrzymała się zaskoczona, na rogu ulicy. Dookoła biegali ludzie. Wszędzie było pełno czerwonych samochodów straży pożarnej. Amy stanęła, przyglądając się z zainteresowaniem, jak płonie jej własny dom. Była zaintrygowana. Strzelające w niebo, pomarańczowe płomienie, wciągnęły ją bez reszty. Miały w sobie jakąś taką niesamowitą głębię, hipnotyzującą i upajającą moc.
– Udusili się we śnie, a ich ciała doszczętnie spłonęły – odezwała się grobowym głosem, stojąca nieopodal, starsza kobieta.
– Mieli szczęście, że nie spłonęli żywcem – odezwała się niemalże rozentuzjazmowanym głosem, druga. Była w pełnym makijażu i miała nienaganną fryzurę. Brązowa tunika, leciutko powiewała dzięki podmuchom, letniego wiatru. Amy rozpoznała w niej jedną z sąsiadek. Czy naprawdę musiała aż tak się przygotowywać, żeby wyjść rankiem przed dom? – Od dawna spotykały ich same nieszczęścia – oznajmiła konspiracyjnym szeptem. – Krążą plotki, że ich najmłodsza córka, była psychiczna.
– Takie dziwne dziecko, było z tej Ewy – stwierdziła z żalem staruszka.
Amy zacisnęła drobne dłonie w pięści. Nie czuła żalu ani smutku, z powodu utraty rodziców, a jedynie nienawiść i złość, skierowane ku tym beztrosko plotkującym kobietom. Ktoś stanął za nią. Nie musiała podnosić wzroku, żeby wiedzieć, że to Gadriel. Ufnie wyciągnęła swoją dłoń, a on wziął ją za rękę. Dopiero wtedy na niego spojrzała. W szarej, dresowej bluzie, bez skrzydeł, wyglądał zupełnie normalnie. Jak człowiek. Tylko smutne, ciemne oczy i postrzępiona, lwia grzywa, mówiły jej co innego. Udowadniały, że to w dalszym ciągu, ten sam Gadriel.
– Co będzie teraz? – zapytała spokojnym głosem dziewczynka.
Niedbale wzruszył ramionami.
– Będziemy po prostu żyć dalej – odpowiedział zagadkowo.
– Razem? – drążyła temat Amy.
– Razem – odpowiedział, patrząc jej w oczy.
Stali tak, obok siebie, wpatrując się w strzelające ku niebu, żółte i pomarańczowe płomienie. Wzeszło słońce, rozjaśniając niebo, tysiącem barw. Dzień zapowiadał się zbyt piękny i pogodny, by można było szczerze opłakiwać czyjąś śmierć.
The End
Słowniczek:
*Wiedza zaczerpnięta ze “Słownika aniołów w tym aniołów upadłych” autorstwa Gustava Davidsona
Gadriel (aram.: “Bóg jest moją pomocą”) w tradycjach o Henochu, jeden z upadłych aniołów. Według legendy to właśnie Gadriel zwiódł Ewę w raju, co pozwala widzieć w nim nie tyle Szatana, ile węża z ogrodu Edenu. Podobnie jak Azazel, Gadriel nauczył ludzi obchodzić się z bronią (zob. etiopska Księga He nocha 69, 6). W apokryficznej Czwartej Księdze Machabejskiej, Ewa powiada, że “żaden oszukańczy wąż” nie skala jej czystości panieńskiej”. W księdze tej Gadriel nie jest nazwany z imienia. Według innych źródeł, Gadriel jest aniołem władającym piątym niebem, odpowiedzialnym za wojny między narodami. Kiedy do piątego nieba docierają modlitwy z ziemi, Gadriel zatwierdza je i towarzyszy im do szóstego nieba (zob. Zohar Exodus 202a).
Amy (demon) w tradycji okultystycznej, demon, upadły anioł, przywódca, a według „Dictionnaire Infernal” również książę piekła. Znany również pod imionami Awnas i Ami. Rozporządza 36 legionami duchów. Dowodzi upadłymi aniołami, które należały do Chóru Aniołów i Mocy. Sam Amy przed upadkiem przynależał do tych Chórów. W Sztuce Goecji jest pięćdziesiątym ósmym, a w „Pseudomonarchii Daemonum” sześćdziesiątym pierwszym duchem. Według jednej z legend miał powiedzieć królowi Salomonowi, że powróci na Siódmy Tron w Niebie za 1200 lat. Natomiast „Dictionnaire Infernal„ podaje, że po 200 tysiącach lat. Według Johanna Weyera nigdy to nie nastąpi. W demonologii by go przywołać i podporządkować, potrzebna jest jego pieczęć, która według „Sztuki Goecji” powinna być zrobiona z rtęci. Uczy nauk wyzwolonych i astrologii. Potrafi wykraść pilnowane i zebrane przez inne demony skarby. Dostarcza duchów opiekuńczych i służących. Przedstawiany jest pod postacią ognia, po czym przybiera postać człowieka.
Rafał lub Rafael (Rofael, “Bóg uleczył”) anioł chaldejskiego pochodzenia; pierwotnie nosił imię Labiel. W tradycji po biblijnej Rafał jest jednym z trzech archaniołów. Po raz pierwszy pojawił się w Księdze Tobiasza. W księdze tej Rafał jest towarzyszem i przewodnikiem młodego Tobiasza, podczas jego wędrówki z Medii do Niniwy. Dopiero u kresu podróży Rafał wyjawia Tobiaszowi swoją prawdziwą tożsamość “Ja jestem Rafał, jeden z siedmiu aniołów, którzy stoją w pogotowiu i wchodzą przed majestat Pański’ (zob. `l? 12, 15; sceny z tej księgi są tematem kilku drzeworytów Biblii Kolońskiej). W etiopskiej Księdze Henochn (20, 22, 40), Rafael jest “jednym z Czuwających”, przewodnikiem po szeolu (tj. piekle) oraz “jedną z czterech obecności, ustanowionych nad wszystkimi chorobami i ranami córek i synów człowieczych”. [Rafał jest też jednym z czterech nazwanych z imienia aniołów (trzej pozostali to Michał, Gabriel i Sariel), których wymienia esseńska Regula Wojny (zob. Tyloch, Rękopisy z Qumran nad Morzem Martwym, s. 219). W literaturze apokryficznej, Rafał jest jednym z aniołów, którzy zasadzili rajski ogród (zob. Siedem niebios i ziemia, s. 39); aniołem, który w raju wyjawiał Adamowi “pewne sekrety mistyczne’”; jednym z aniołów, którzy pochowali Abla i Adama, oraz aniołem, który z polecenia Boga ukarał upadłego Azaela (zob. Graves, Patai, Mi ty hebrajskie, s. 85, 97, 107) przyp. thzm.] Rabbi Abba powiada w Zoharze, że “Rafał uzdrawia ziemię, i za jego sprawą […] ziemia udziela schronienia człowiekowi, którego on także leczy z jego chorób”. W kabale i Talmudzie Joma 37a Rafał jest jednym z trzech aniołów (dwaj pozostali to Michał i Gabriel), którzy odwiedzili Abrahama (por. Rdz 18). Rafael miał wówczas “za zadanie usunąć dolegliwości patriarchy związane z obrzezaniem” (zob. Cohen, Talmud, s. 77; Graves, Patai, Mity hebrajskie, s. 171). W The Legends o f the Jews Ginzberga, Rafał jest aniołem, którego Bóg posłał, aby uleczył staw biodrowy Jakuba wywichnięty w czasie walki z bezimiennym aniołem (lub Bogiem) w Penuel (anioł ten jest zazwyczaj identyfikowany jako Michał, Metatron, Uriel lub Samael). Według innej legendy Rafał był aniołem, który po potopie podarował Noemu “księgę mądrości’, będącą najprawdopodobniej słynną Księgą Razjela (por. Graves, Patai, Mity hebrajskie, s. 117, 123). W hierarchii niebiańskiej Rafał piastuje wiele wysokich stanowisk: jest regentem Słońca, wodzem chóru cnót, gubernatorem Południa, strażnikiem Zachodu, księciem drugiego nieba, nadzorcą wieczornych wiatrów, stróżem Drzewa Życia w Edenie, jednym z sześciu aniołów skruchy, a także aniołem modlitwy, miłości, radości i światłości. Przede wszystkim jednak, jak wskazuje już samo jego imię, jest aniołem zdrowia. [W tradycji katolickiej Rafał jest również aniołem podróży oraz aniołem pocieszycielem męczenników za wiarę (zob. Fryszkiewicz, Rzecz o Aniołach…, s. 51) przyp. tłum.] Według niektórych źródeł Rafał był także anielskim doradcą Izaaka (zob. Barrett, The Ma gus, t. 2). Anioł należy do co najmniej czterech chórów niebiańskich: serafinów, cherubinów, panowań i potęg. Według XV wiecznego okultysty, Trithemiusa von Spanheima, jest on jednym z siedmiu aniołów Apokalipsy. Rafała wymienia się także wśród dziesięciu świętych sefirot; w kabale jest on aniołem szóstej sefiry (Tiferet). Jakkolwiek anioł, który “poruszał wodę” w sadzawce Betesda, nie jest nazwany z imienia (zob. J 5), wielu egzegetów, począwszy od św. Hieronima, utrzymuje, że był nim Rafał (zob. Fryszkiewicz, Rzecz o Aniołach…, s. 51). Dość niespodziewanie (być może dlatego, że był przewodnikiem po szeolu), na ofickiej tablicy astrologicznej Rafał został przedstawiony jako ziemski demon, “podobny do węża”. Na obrazach takich malarzy, jak Botticini, Lor rain, Pollajuolo, Ghirlandaio, Tycjan czy Rembrandt, Rafał jest przedstawiany z kosturem pielgrzymim i rybą w ręku; jako uskrzydlony święty, spożywający wieczerzę z Adamem i Ewą; jako “towarzyski duch” (określenie Mil tona w Raju utraconym V, 271); jako “sześcioskrzydły serafin”; a także jako jeden z siedmiu aniołów obecności Bożej (o aniołach tych wspomina William Blake w poemacie Milton). Legend związanych z Rafałem jest bardzo wiele, warto jednak przytoczyć jeszcze jedną, pomieszczoną w The Testament of Solomon Conybeare’a. Otóż, gdy Salomon modlił się o pomoc w budowie Świątyni, Bóg posłał Rafała, aby podarował królowi magiczny pierścień. Pierścień, na którym była wyryta pięcioramienna gwiazda. Dawał właścicielowi władzę nad demonami. Tak więc Salomon zdołał ukończyć budowę Świątyni dzięki “niewolniczej pracy demonów.
RinV
Wreszcie oceniono.
Pozdrawiam
IRRESA
A propos – ja też, jak miałam pięć lat to widziałam takich chłopaków, katujących kotka. *płacze* I próbowałam mu pomóc, ale za mała chyba byłam, żeby wiedzieć co zrobić. A teraz czasem się budzę z wyrzutami sumienia…
Rozprówacz
przeczytalem, za zwyczaj nie podobają mi się opowiadania o aniołach bo autorzy zazwyczaj popelniają pewien błąd, którego ty się ustrzegłaś: całość jest na granicy pomiedzy psychozą a rzeczywistością i tylko od Amy zależy. co jest prawdą. zabieram się za dalsze części
Rose
no tak ; ) ja słysząc o tym jak ktoś dręczy zwierzęta zawsze mam ochotę sprawcy zrobić to samo co on robił zwierzęciu… Na prawdę nie rozumiem takich ludzi.
Rose
nie wiem*
Miye
Potem mój sąsiad od dręczenia kotków, notabene właśnie Kamil, wyrósł na całkiem wiernego obrońcę zwierząt. I to on zawsze pilnował, żeby te rodzące się pod blokiem kocięta miały co jeść i żeby żadne dzieciaki ich nie dręczyły, więc myślę, że mimo wszystko udało mu się spłacić swój dług.
Rose
współczuje… nie jak ludzie mogą coś takiego robić bezbronnym zwierzętom :/
Rose
Ciekawe opowiadanie : ) nie podobał mi się tylko fragment o katowanym kociaku bo sama kocham zwierzęta i takie sceny, mimo że to tylko opowiadanie, są jednak straszne. Ale czekam na więcej bo ogólnie mi się bardzo podoba ; )
Miye
Mnie się taka scena w prawdziwym życiu przydarzyła, właśnie jak byłam taka mała jak Amy.
Junkaa
Fajnie czytać coś nowego ; )) Czekam na więcej !
Ale szczerze przyznam że przyzwyczaiłam się do wątków miłosnych i te opowiadanie z lekka mnie zaskoczyło , ale pozytywnie .. Jest bardzo dobre : )
Wika ;]
Opowiadanie dobre ;p Mi sie tam podoba. Inne od wszystkich opowiadań i to czymi to opowiadanie wyjątkowe 😉
Miye
Wstęp do nowego uniwersum skończony. Jak bardzo by się Wam nie podobało to opowiadanie, to ja pokochałam je na tyle, żeby już wiedzieć, że chcę napisać cykl krótkich historii o Amy. Tym razem będą jednak weselsze, ze zdecydowanie lżejszą, bardziej banalną nutą.
Thorin
Skończyłaś w bardzo ciekawym momencie, chce więcej !
IRRESA
Sądzę, że to może być dosyć głębokie opowiadanie… Jest dużo inne niż reszta, ale ocenić na razie nie mogę. Czekam na więcej.
P.S. W moim “Kamieniu Czasu” też jest mała dziewczynka! Ale zupełnie inna…
Miye
Corvidae: Tak, można to uznać, za swojego rodzaju sukces literacki, czyż nie? *smile*
Marina: To trzeci tekst w moim wykonaniu, w którym nie ma wątku romantycznego, a główną bohaterką jest mała dziewczynka. Dodatkowo treść jest odrobinę głębsza, niż w pozostałych opowiadaniach. Nie każdemu musi się to podobać.
Marina.
ha ha ha Zabawne Corvidae, bardzo. Ja poprostu mówię, a raczej piszę to, co mysle.
Corvidae
Całkowicie inne od wszystkich twoich opowiadań. Czy to dobrze? Ocenie kiedy przeczytam ciąg dalszy 😉
Swoją drogą, masz swojego pierwszego własnego Hejtera 😛
Marina.
Bez obrazy, lecz mnie to, hmmm nie zaciekawiło. Heh.. nawet nie doczytałam do końca ; / Początek jest taki, jak w większości publikowanych tu twoich “opowiastek” .
Zobaczymy co będzię dalej (jeśli oczywiście zechce mi się dokończyć to czytać, a w to odrobinę wątpie) Na chwilę obecną poczytam coś innego.
Thorin
Świetny początek, czekam na więcej