
Strażniczka feniksa
Fajna, lekka, fantastyka new adult? Ja zawsze jestem na tak! Jeśli kochasz cozy fantasy, książki z magicznymi stworzeniami i bohaterami, których od razu chcesz zaprosić na herbatę – Strażniczka feniksa to coś dla ciebie. To nie jest historia o ratowaniu świata w wielkiej bitwie. To historia o ratowaniu feniksów. I o tym, że można być cichym bohaterem, który po prostu kocha swoje dziwne, magiczne życie – pomimo trudności. Albo właśnie dlatego.
O czym jest książka?
Aila od dziecka wiedziała jedno: chce opiekować się feniksami. Żadne tam smoki czy jednorożce – tylko one. Uparte, ogniste i majestatyczne. Aby spełnić to marzenie, przeszła przez studia, które niemal ją wypaliły (pun intended), mierzyła się z własnymi lękami i… Lucianą – genialną, piękną, zawsze perfekcyjną rywalką.
Kiedy wreszcie trafia do magicznego zoo w San Tamculo, czuje, że to początek czegoś wielkiego. Jej zadaniem jest uratować gatunek feniksa silimalskiego – to jednak wymaga odwagi, wiedzy i współpracy z ludźmi, których Aila najchętniej by unikała. Na przykład z Lucianą. Albo z Connorem – opiekunem smoków, który działa na nią niczym iskra.
Na dodatek pojawia się zagrożenie w postaci kłusowników, a do tego program rozmnażania feniksów nie idzie zgodnie z planem. W tym całym zamieszaniu Aila uczy się, czym naprawdę jest odwaga, i że czasem, by uratować innych, trzeba najpierw zaakceptować siebie.
Moja opinia i przemyślenia
Strażniczka feniksa ma w sobie wszystko, co kocham w cozy fantasy. Jest ciepła, klimatyczna, pełna cudownej magii, ale też bardzo ludzka. Aila to postać z krwi i kości – czasem niepewna, często zakręcona, ale absolutnie oddana swojej misji. Jej lęk społeczny nie jest tylko dodatkiem do charakterystyki, ale prawdziwie przeżywaną częścią jej świata. I to wypada autentycznie. Bez patosu, za to z empatią.
Uwielbiam książki, które pozwalają uciec w przyjemną sielankę. Tutaj mamy mityczne zoo, niespieszne tempo fabuły, opisy magicznych stworzeń, które można sobie dokładnie wyobrazić – jakby autorce udało się otworzyć drzwi do świata, w którym kelpie kąpią się w magicznych lagunach, a feniksy skrzeczą na opiekunów jak rozwydrzone papugi.
Wątki relacji – czy to nieoczywistej przyjaźni z Lucianą, czy romantycznego napięcia z Connorem – rozwijają się subtelnie i naturalnie. Bez tanich dramatów, za to z dużą dawką emocji. I choć fabuła nie zaskakuje twistami, to ma w sobie coś o wiele cenniejszego: serce. A czasem właśnie tego najbardziej potrzebujemy.
Podsumowanie
Strażniczka feniksa to opowieść o magii, która nie potrzebuje fajerwerków. To historia o marzeniach, które wymagają pracy i odwagi. O ludziach (i stworzeniach), których warto kochać takimi, jacy są. To książka, która przytula, kiedy życie dokucza, i przypomina, że nie trzeba być idealnym, by być wystarczającym.
Rewelacyjna lektura na wieczór, pod kocem, z kubkiem herbaty i nadzieją, że kiedyś też trafimy do takiego magicznego zoo. Bo kto wie – może w nas też drzemie trochę feniksa?
Egzemplarz recenzencki otrzymałam od wydawcy.
Przeczytaj również:
Alice
Brzmi wspaniale 💕
Drusilla
Te nowe wydania są naprawdę śliczne!