Jak lekko ludzie traktowaliby życie, gdyby okazało się, że po śmierci czeka na nich kolejne? Czy można kochać poprzez wieczność zawsze tą samą osobę, niemalże oszaleć z miłości? Zarówno na te jak i wiele innych pytań Ann Brasher odpowiedź zawarła na stronach powieści „Nigdy i na zawsze”.
Pisarka pomysł na książkę miała niecodzienny. Wykorzystała wiarę w proces reinkarnacji, jednak przekształciła go na swoje własne potrzeby. Dusze przenoszą się w czasie i przestrzeni, ale tylko pomiędzy ludźmi, nie można odrodzić się kilka lat później w zwierzęcym ciele. Większość osób zapomina o swoich poprzednich żywotach, jednak okazuje się, że nie każdy. Taki wyjątek stanowi Daniel, który przez cały czas walczy z porządkiem świata, starając się zachować zawsze tą samą tożsamość. W życiu, a raczej wszystkich swoich istnieniach, ma tylko jeden cel – odnaleźć ukochaną, dziewczynę, którą w 541 roku zamordował w Afryce Północnej. Podróżuje za nią przez setki lat, ona jednak wcale go nie pamięta. W końcu pojawia się w Wirgini, w 2004 roku, by tym razem naprawdę ją odnaleźć.
Powieść jest wciągająca i niezwykle ciekawa. Fabułę ma bardzo urozmaiconą, a akcja toczy się niezwykle szybko. Bohaterowie są dobrze skonstruowani, zwłaszcza Lucy, która w cokolwiek by nie wierzyła, chce być właśnie „Lucy”, a nie Sophie czy Constance lub kimkolwiek innym – kobietami, które pamiętał z wcześniejszych żyć Daniel. Niestety on sam jest postacią dość irytującą. Mimo ponadtysiącletniego doświadczenia nie potrafi tak naprawdę normalnie obcować z ludźmi. Wydawałoby się, że powinien chociaż ukochaną poznać na tyle, by wiedzieć jak się przy niej zachować. On jednak zamiast poderwać dziewczynę, której się wyraźnie podoba, a z wyjaśnieniami poczekać aż go lepiej pozna (lub przemilczeć wszystko na wieki, co moim zdaniem byłoby najrozsądniejszą opcją) postanawia od razu uraczyć ją niesamowitymi rewelacjami, w ten sposób odstraszając ją od siebie na dobre. Wydaje mi się, że autorka chciała przez takie zachowanie pokazać, że Daniel nie odróżnia jednego życia od drugiego lub zwyczajnie uważa te przejścia za nieistotne i tak naprawdę mimo doświadczenia jest w tym wszystkim odrobinę zagubiony, a jednak wyszło to dość sztucznie i nienaturalnie. Jest to jednak największą wadą, jaką w książce zauważyłam. Cała reszta fabuły układa się płynnie, autorka pisze lekkim stylem i łatwo się jej słowa czyta, a powieść należy do grona tych naprawdę porywających.
Ann Brashares to popularna, amerykańska pisarka. Dorastała w Chevy Chase w stanie Maryland. Ukończyła studia filozoficzne w Bernard College. Niektóre z jej powieści z serii „Stowarzyszenie wędrujących dżinsów” doczekały się własnej adaptacji filmowej. Obecnie wraz z rodziną – mężem i trójką dzieci – pisarka mieszka w Nowym Jorku.
Wydanie powieści jest bardzo udane. Dobra korekta, tłumaczenie, nawet tytuł, który został nadany powieści w Polsce – choć odbiega od oryginału – do treści pasuje idealnie. „Nigdy i na zawsze” po angielsku nazywa się „My Name is Memory” co znaczy w dosłownym tłumaczeniu „mam na imię Pamięć”. Tak jak zazwyczaj nie lubię przekręcania tytułów w ten sposób, tak w tym przypadku ten nadany przez wydawnictwo brzmi w naszym języku znacznie lepiej. Książka podzielona jest na krótkie rozdziały rozrzucone na przestrzeni lat. Wraz z głównym bohaterem – Danielem, podróżujemy poprzez wieki, miejsca i jego różne żywoty od roku 541 w Afryce Północnej, aż do Stanów Zjednoczonych w 2009. Całość liczy sobie niepełne 350 stron, choć książka nie należy do najcieńszych, to naprawdę niewiele. Zakończenie sugeruje czytelnikom, że wkrótce pojawi się kolejna część.
Powieść z pewnością należy do tych wartych przeczytania. Fabułę ma wciągającą i czyta się ją jednym tchem. Nie sposób się nią znudzić. Momentami wywołuje w czytelniku silne uczucia, a gdy się kończy pozostawia niedosyt. Do losów bohaterów naprawdę trudno podchodzić z dystansem. Szczerze polecam wszystkim wielbicielom romansów – w przypadku tej powieści, nie tylko paranormalnych.
Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu Otwarte oraz portalowi Secretum.pl.
Cassin
Chętnie się zabrałam za “Nigdy i na zawsze”, ale momentami bardzo przypominała mi serię “Upadli”, zakończenie też takie – … chciałoby się jednoznacznej odp skoro to jednotomówka.
Wiele jednak mi się w niej podobało, teoria Pamięci była dobrze przemyślana, więc dobrze ją wspominam 😉
Vicky
Mnie się jeszcze nie udało przeczytać “Upadłych” więc nie mam porównania. Wszystko przede mną 😉