„Morza szept” to tytuł, do przeczytania którego zachęciła mnie obietnica poznania „mrocznych legend Wysp Normandzkich”. Bliskość morza i podróże na owe wyspy zainspirowały pisarkę do stworzenia historii Elodie i Gordiana. Miałam również ochotę przeczytać jakiś lekki, młodzieżowy romans. Rozpoczęłam więc moją morską przygodę, tylko co z tego wynikło?
Elodie przez pół roku ma mieszkać u ciotecznej babki, nad morzem, by pozbierać się po śmierci ojca. Dziewczyna jednak panicznie boi się wody i nie jest to wymarzone miejsce dla niej. Ma jednak nadzieję, że w nowym otoczeniu szybciej dojdzie do siebie i uda jej się żyć na nowo. W Guernsey bardzo szybko znajduje przyjaciół, a sama wyspa staje się jej nowym domem. Później natomiast zaczynają się dziać groźne i fantastyczne rzeczy…
Książka napisana została w lekki i poetycki sposób. Czyta się ją przyjemnie i szybko. Łatwo się wciągnąć, w stworzony przez autorkę świat. Fabuła opowiedziana została z punktu widzenia głównej bohaterki. Akcja rozwija się powoli, stopniowo przez co powieść wygląda na idealną do sfilmowania przez studio Disneya. Drżenia serca raczej przy książce nie zaznamy, za to niezaprzeczalnie można z nią w miły sposób spędzić kilka chwil. Bohaterowie również stworzeni zostały w dobry sposób – bez trudu da się ich polubić i do nich przywiązać. Elodie jest sympatyczna, a nie irytująca i bez trudu można spojrzeć na świat jej oczami.
„Morza szept” to właściwie nawet nie powieść, a nowela (choć zapowiedziana została jako trylogia), która pojawiła się na rynku, a potem słuch o niej zaginął. Jestem ciekawa dlaczego, skoro w Niemczech Patricia Schroder jest już znaną pisarką książek dla dzieci i młodzieży, a sama książka nie jest napisana w złym stylu. Czyżby nietrafiony był pomysł, a może jednak to zbyt słodka, niemalże mdława reklama z tyłu tomu, sugerująca, że powieści nie da rady przeczytać żadna osoba powyżej szesnastego roku życia? Myślę, że najwyższa pora nauczyć się nie oceniać książki po okładce (choć tutaj ta jest całkiem pomysłowa, zwłaszcza pod względem faktury), ani po opisie.
W powieści pojawiają się ładne opisy i intrygujące, morskie stworzenia. Myślę, że pierwszy tom wyszedł całkiem udany, choć należałoby go jeszcze nieco dopracować. Książka należy do tych „dobrych, ale nie pysznych”. To lektura jakich wiele, a jednak potrafi urzec na swój własny sposób. Także w wolnej chwili przeczytać warto, a ja sama mam nadzieję, że drugi tom zauroczy mnie znacznie bardziej.
Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję portalowi Nastek
Sylwka
Bardzo miło mi się czytało recenzję i myślę że sięgnęłabym po tą książkę, w te brzydkie deszczowe dni, aby odpocząć i się zrelaksować przy czymś lekkim, z sympatycznymi bohaterami i pięknymi opisami morza. Tak jak i książka, tak i recenzja jest pisana lekko jak podmuch wiatru, a takie teksty najlepiej się czyta, może nie myśli się o nich cały czas, ale się o nich nie zapomina.