
Magnolia
„Magnolia” Grażyny Jeromin-Gałuszki to powieść, która od pierwszych stron obiecuje spotkanie z codziennością delikatnie muśniętą magią. Taki subtelny realizm magiczny – bardziej w ludziach niż w zjawiskach. Byłam ciekawa, dokąd zaprowadzi mnie ta historia o mężczyźnie stojącym na zakręcie życia. I muszę przyznać, że dałam się zaczarować.
O czym jest książka
Filip Spalski – pilot, człowiek, który całe życie spędził między chmurami – wraca po długim locie do domu i dowiaduje się, że jego żona odeszła. Nie chciała już czekać na niego, na wspólne plany, na dziecko, które nigdy nie przyszło. Dla Filipa to moment, w którym ziemia usuwa się spod nóg bardziej niż kiedykolwiek podczas turbulencji.
W impulsywnej decyzji pakuje się w samochód i jedzie przed siebie. Dociera do bieszczadzkiej wioski, gdzie czas płynie wolniej, a ludzie przeglądają jeszcze zeszłotygodniowe gazety. Na nieczynnej stacji kolejowej trafia na mężczyznę równie pogubionego jak on sam. Od niego kupuje zaniedbaną knajpę o nazwie Magnolia. I właśnie tam spotyka kobiety, które przez swoje historie, charaktery i cichą siłę wprowadzą w jego świat coś, czego od dawna mu brakowało – sens życia.
Moja opinia i przemyślenia
Z twórczością Grażyny Jeromin-Gałuszki zetknęłam się wcześniej przy „Skradzionym lecie” i „Skradzionych dniach”. Wiedziałam więc, że potrafi pisać o emocjach tak, by przenikały między zdaniami. „Magnolia” tylko to potwierdziła.
Styl autorki jest ciepły i przyjemny. Nie jest to górnolotne pisanie, bardziej codzienność podana uważnie, z czułością. Są tu barwne postacie, czasem szorstkie, czasem zabawne, ale zawsze prawdziwe. Magnolia staje się miejscem, które gromadzi ludzi poranionych, lecz wciąż gotowych, by spróbować jeszcze raz. I nawet jeśli dominuje ironia czy twarda ręka, pod powierzchnią pulsuje więź, dzięki której każdy bohaterski „twardziel” nabiera miękkości.
Przyznaję – początek historii trochę mnie nie wciągnął. Może dlatego, że Filip długo pozostaje jakby zawieszony, wypłukany z emocji. Z czasem jednak akcja zaczyna płynąć znacznie pełniej. Bohaterowie otwierają się, relacje gęstnieją, zaś Bieszczady stają się tłem z prawdziwego zdarzenia. Zakończenie? Zaskakujące. Poruszające. I – co najważniejsze – takie, które zostaje w pamięci na długo.
Podsumowanie
„Magnolia” to książka dla osób, które potrzebują czegoś spokojniejszego między intensywnymi thrillerami czy kryminałami. Ma w sobie melancholię, ale też coś kojącego. Przynosi nadzieję, pokazuje, że ludzie potrafią widzieć w nas więcej, niż my sami widzimy w sobie. A jeśli obok znajdzie się choć jedna osoba, która zauważy nasze zniknięcie – jesteśmy naprawdę bogaci.
No i okładka… przyciąga wzrok już z daleka. Idealne zaproszenie do wnętrza, które okazuje się jeszcze piękniejsze.
Egzemplarz recenzencki otrzymałam od wydawcy.
Przeczytaj również:











Anna
Taki harlekin z męskimi bohaterami. Rzucam nieudane życie i wyjeżdżam w Bieszczady. Ale może to sposób na coś niemożliwego, co nie zdarzy się w realu…