Powieść Lee Carroll – Królestwo czarnego łabędzia – zalicza się do nowego, ostatnio popularnego gatunku romansów paranormalnych, jest jednak wiele rzeczy, szczegółów, które odróżniają tę pozycję od innych. Przede wszystkim miłość nie jest tutaj bezwarunkowa, bohaterowie co prawda szaleją na swoi punkcie, nie stanowi to jednak kwintesencji fabuły, a raczej jeden z jej mniej istotnych elementów. Dodatkowo świat przedstawiony jest takim pomieszaniem wszystkiego. Szekspirowski Sen nocy letniej i występujące w nim postacie, wampiry, alchemicy, różne legendarne i mitologiczne stworzenia. Czego tylko czytelnik sobie zażyczy. Jeżeli ktoś jednak szuka słodkiej treści i cukierkowego zakończenia oraz wielkiej, romantycznej miłości – tu ich nie znajdzie.
Garet ma 26 lat, wraz z ojcem prowadzi galerię obrazów i oprócz pracy, zajęcie to jest ich pasją. Matka dziewczyny umarła wiele lat wcześniej w wypadku samochodowym zostawiając po sobie sygnet z łabędziem i nierozwiązaną tajemnicę. Z powodu kryzysu rodzina popada w długi i robi wszystko by jakoś przetrwać. Nic więc dziwnego, że kiedy z galerii tajemniczy złodzieje kradną obrazy, wszyscy podejrzewają, że ojciec dziewczyny zaplanował oszustwo ubezpieczeniowe. Garet jednak nie wierzy, że jej ojciec mógłby postrzelić się sam. Wszystko komplikuje jeszcze bardziej tajemnicza szkatuła, którą dziewczyna dostaje w antykwariacie, o którym nikt nigdy nie słyszał, ze zleceniem otwarcia i obietnicą sowitej zapłaty. Potem w historii pojawia się Oberon (król elfów) i ponad czterystuletni wampir, wróżki, gnomy, smoki oraz wiele innych nadnaturalnych stworzeń, jak też i zupełnie zwyczajni (prawie, bo tak naprawdę ciężko ich nazwać normalnymi) przyjaciele Garet, którzy, jeżeli będzie trzeba, pójdą za nią w ogień. Na wartkość akcji zdecydowanie czytelnik nie może narzekać! Wszystko jednak ułożone jest racjonalnie i po kolei, a zagadka kryminalna – mimo, że fantastyczna – powoli, wraz z biegiem zdarzeń, nabiera coraz większego sensu.
Książka jest osobną historią, która się kończy. Co prawda autorzy pozostawiają wiele pola do popisu dla naszej wyobraźni, a opowieść można sobie samemu dopowiedzieć, ale po ostatnim rozdziale czujemy się komfortowo. Moje myśli nie wyrywały się krzycząc: co?! A gdzie reszta?! Królestwo czarnego łabędzie jest pierwszą częścią trylogii, więc tym bardziej takie zakończenie uważam w powieści za prawdziwą zaletę.
Okładka miękka, broszurowa, z serii tych gniotących się. Natomiast grafika na niej natychmiast przykuła moją uwagę i jeszcze zanim przeczytałam do końca opis książki, już wiedziałam, że prawdopodobnie będę chciała ją poznać. Mimo narracji pierwszoosobowej, za którą osobiście nie przepadam, czyta się bardzo przyjemnie. Lee Carroll nie szczędzi nam barwnych opisów, nie jest ich jednak na tyle dużo, żeby miały męczyć jak w przypadku XIX wiecznych nowel. Niektóre szczególnie mi się podobały, jak również zawarta w treści poezja, która stanowiła udany dodatek. Całość jest dłuższa niż zazwyczaj wydawane w tej tematyce książki – liczy sobie niemal 400 stron, zadrukowanych nie za dużą czcionką. Wydanie jest ładne, a każdemu rozdziałowi towarzyszą ciekawe zdobienia.
Lee Carroll to pseudonim literacki Carol Goodman i jej męża Lee Slonimsky’ego. Ona jest autorką popularnych kryminałów, a on poetą i menadżerem funduszu hedgingowego. Mieszkają w Great Neck w Nowym Jorku. Ich powieść – Królestwo czarnego łabędzia – to pierwsza część trylogii urban fantasy.
Niestety książką nie byłam zachwycona. Czytało się przyjemnie, ale nie porywająco. Wydaje mi się, że autorzy w trakcie twórczego uniesienia po prostu spróbowali wepchnąć zbyt wiele postaci i szczegółów do jednej, zbyt prostej powieści. Dzięki temu powstał chaos i zamieszanie, a wiele zdarzeń zwyczajnie nie miało znaczenia. Mimo to po kolejną część sięgnę z przyjemnością. Książka jest dobrze napisana, a czytanie jej zdecydowanie nie było karą, a przyjemnością. Sądzę również, że wielbiciele kryminałów (do których ja sama nie należę) znacznie lepiej odnajdą się na stronicach powieści.
Książka recenzowana dla portalu http://nastek.pl/ 🙂