Wzruszające, humorystyczne, pouczające, przerażające i takie, pozostawiające w pamięci czytelnika niezatarty ślad. Historii przeróżnej treści w tomie „Baśni japońskich” jest wiele i z pewnością każdy jest w stanie znaleźć w nim coś dla siebie.
Na wstępie, bardzo rozsądnie, autor postanowił umieścić wprowadzenie do dziejów Kraju Kwitnących Wiśni, jego kultury, historii oraz religii. W kilku krótkich rozdziałach przedstawił obyczaje japońskiego dworu, opisał wierzenia buddyzmu, czy hierarchię władzy w państwie. Wspomniał nawet o warunkach mieszkaniowych w średniowiecznej Japonii. Słowem, napisał wszystko, czego czytelnik potrzebuje, do zrozumienia treści zawartych w przytoczonych podaniach i legendach.
Same baśnie podzielone zostały na kategorie, a każda z nich liczy sobie od kilku zdań, do kilku stron. W książce znalazło się ich aż 220, więc naprawdę jest co czytać. Bardzo żałowałam, że do niektórych zajrzałam pod wieczór, ponieważ skutecznie spędzały sen z powiek. Inne z kolei jednak doskonale wpływały na poprawę nastroju. Japończycy to ludzie o diametralnie innej kulturze niż nasza i niektóre rzeczy, które u nich są codziennością, wydają nam się wręcz absurdalne. Czasami nawet słyszymy coś okrutnego lub przerażającego (jak na przykład rozrywkowe mordowanie delfinów na ogromną skale). Ich zdaniem to nic złego i nie rozumieją oburzenia Europejczyków. Takie same są ich legendy. Szokujące i niewiarygodne, nawet te, w których nie pojawia się ani odrobina nadprzyrodzonej magii.
Historii jest tak wiele, że przytoczyć wszystkich nie dałabym rady, ale skrótowo opiszę kilka tych, które najmocniej wbiły mi się w pamięć. Pewna kobieta, mimo tego, że rodzina ją wyśmiewała, postanowiła zaopiekować się zranionym przez dziecko wróbelkiem. Ptaszek odwdzięczył się jej magiczną pestką dyni, która rodzinie zapewniła dobrobyt. Nie rozumiejąca na czym polega dobroć sąsiadka, postanowiła powtórzyć jej wyczyn i połamała wróbelkom nóżki, by potem móc się nimi zajmować. Za takie okrucieństwo, ją i jej rodzinę, spotkała dotkliwa kara. Innym przykładem może być króciutka opowiastka o matce, która na starość oszalała, zmieniła się w demona i poszła za synami do lasu, by pożreć własne dzieci. Natomiast humorystyczne baśnie najczęściej dotyczą zdrad w małżeństwie. Żartobliwa opowiastka mówiąca o żonie, która przedstawiła swojego, nakrytego przez męża kochanka, jako pchłę, jest ich znakomitym przykładem. Mnie osobiście najbardziej podobają się legendy o magii i bóstwach, są czasami tak niesamowite, że niczym narkotyki w piosenkach Beatlesów, działają na wyobraźnię.
Bardzo podoba mi się tłumaczenie Royalla Tylera, który zebrał, a potem przełożył na język angielski, to całe, pokaźne tomiszcze. Praca jest przemyślana i naprawdę rewelacyjnie wykonana. Cała seria podań z różnych stron świata, wydana przez wydawnictwo G+J, a promowana przez National Geographic, wygląda na naprawdę godną uwagi i jeżeli pozostałe tomy są równie dobrze dopracowane, co „Baśnie japońskie” to zdecydowanie warto po nie sięgnąć. Moja wiedza na temat Kraju Kwitnących Wiśni, dzięki tej książce, znacznie się poszerzyła, a dodatkowo, pozycja dostarczyła mi kilku dni przyjemnej rozrywki.
Książkę polecam bardzo. To pozycja, która nadaje się dla każdego. Jednocześnie uczy o świecie i dostarcza rozrywki, a czego chcieć więcej? Długo czekałam na tego typu dzieło i jestem niezmiernie zadowolona, że trafiło w moje ręce, a co więcej, mogę zarekomendować je innym. Po „Baśnie japońskie”, by zapoznać się z kulturą, historią i legendami tego niezwykłego kraju, sięgnąć naprawdę warto.
O autorze słów kilka
Royall Tyler urodził się w Londynie. Obronił licencjat z języków Dalekiego Wschodu na Uniwersytecie Harvarda, a także pracę magisterską z kultury japońskiej i doktorat literatury japońskiej na Uniwersytecie Columbia. Nauczał języka i kultury Japonii na kilku, znanych uczelniach. Opracowywał i tłumaczył wiele, zwłaszcza średniowiecznych, dzieł. Obecnie mieszka w Australii.
Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję wydawnictwu G+J.
Isadora
Uwielbiam mitologie, obojętnie jakie – choć Japonia nie jest mi jakoś szczególnie bliska, chętnie bym poczytała, zwykle łykam wszystko, co dotyczy w jakikolwiek sposób obyczajów, religii, mitologii, niezależnie od regionu świata:)
A w kolejce czekają “Baśnie latynoamerykańskie” z tej samej serii; chętnie dorwałabym całą:)
Pozdrawiam serdecznie!
Kardimera
O rany, ależ to interesująco brzmi! Pamiętam, że kiedy w anime pojawiał się jakiś wątek czerpiący z ich rodzimej mitologii, to szczęka opadała mi niemal do ziemi – przeczytać ich baśnie, to stracić szczękę :P. Narobiłaś mi ochoty, Vicky :).