Przełom XIX i XX wieku był czasem odkryć. Ludzka ciekawość dalekiej historii rozbudzona w XIX wieku przez wyprawę egipską Napoleona, a później przez romantyzm, znalazła wyraz w odkryciach dokonywanych przez archeologów, którzy w tych pionierskich czasach wiele nie ustępowali Indiana Jonesowi. Dziś ludzi takich jak Johann Ludwig Heinrich Julius Schliemann nazwalibyśmy rabusiami i niszczycielami. A jednak bez nich nie byłoby wielu doniosłych odkryć, a archeologia może nigdy by się tak nie rozwinęła.
Jak zostaje się sławnym archeologiem
Zasady gry są proste (lecz nie prostackie) i zarazem ciekawe. Osią wokół której zbudowane są reguły jest czas. W Tebach czas jest uniwersalną walutą, którą mamy ściśle odliczoną, a po jej wyczerpaniu kończy się grę. Na początku rozgrywki każdy ma go tyle samo, później jest on dowolnie wydawany. Za czas kupujemy podróże z miasta do miasta, dobieranie kart i najważniejsze, czyli na wykopaliska. W różnych miastach można pobrać karty które dają nam niezbędną wiedzę by przeprowadzić wykopaliska. Odległość między miastami jest taka sama, ale żeby dotrzeć do oddalonych miast trzeba przejść przez inne, co naturalnie wydłuża drogę. Dzięki kartom można zdobyć przedmioty przyśpieszające podróże, lepszy ekwipunek, współpracowników lub uczestniczyć w punktowanych konferencjach naukowych. W tym samym czasie wystawione są cztery karty z nazwami miast w których można je zdobyć. Sednem gry są wykopaliska, a ich sukces zależy od trzech rzeczy: czasu jaki na nie poświęcimy, wiedzy o miejscu w którym je przeprowadzamy oraz od szczęścia. Dwie pierwsze wartości implikują ile razy losujemy wynik poszukiwań. Im więcej czasu i wiedzy tym więcej mamy szans. Obliczyć te zmienne pozwala bardzo fajne akcesorium w postaci koła z wypisanymi wartościami. Niestety znacznie łatwiej wykopać piach niż jakiś cenny artefakt. Co ciekawe, wszystkie cenniejsze artefakty istnieją naprawdę i zostały opisane na karcie dołączonej do gry. Zabawa została osadzona między 1901 a 1903 rokiem. W każdym roku można tylko raz spróbować szczęścia w wykopaliskach w tej samej lokacji, chyba, że zdobędzie się odpowiednią kartę, która umożliwia ponowne szukanie. Grę, co nie zaskakuje, wygrywa gracz z największą liczbą punktów. Punkty zdobywa się za artefakty, uczestnictwo w konferencjach naukowych a także urządzone wystawy.
Jaka radość się za tym kryje
Odrazu zdradzę że całkiem spora. Gra spodobała się zarówno mnie jak i osobom z którymi grałem. Raczej nikt z nas nie lubi słabych gier i nie jest z tych co krępują się wyrazić opinię negatywną. Za pierwszym razem graliśmy długo, bo około trzech godzin, ale to dlatego, że było dużo rozważań na temat czy gramy zgodnie z zasadami. Następne gry były krótsze. Dla mnie gra w której zarządza się czasem w tak dosłownym znaczeniu okazała się bardzo ciekawa. Trudno było się zdecydować czy warto szukać czegoś co dużo daje i poświęcić na to sporo czasu czy lepiej zadowolić się czymś mniejszym za to móc zrobić więcej. Bardzo lubię dylematy, bo każda opcja ma swoje plusy i minusy. Gra na pewno wymaga liczenia i obserwacji co się dzieje. Warto sprawdzić czy opłaca się jeszcze jechać na wykopaliska w jakieś miejsce, czy zostało już ono prawie całkiem wyeksploatowane. Pomocne w liczeniu jest dołączone zestawienie, jakie i w jakiej ilości odkrycia można dokonać w danym miejscu. Z każdym sukcesem zmniejsza się szansa na kolejne odkrycie i to nie tylko dlatego, że jest mniej artefaktów, ale także dlatego, że zabierając sobie artefakt, piach który się wykopało, odkłada się do woreczka z którego losowany jest wynik wykopalisk. Gra karze ludzi niezdecydowanych, bo czas podróży może długi nie jest, ale jak się jeździ bez planu to później wychodzi na to, że połowę gry spędziło się w podróży. Ciekawostką jest także fakt, iż nasza Warszawa ma swoją szczególną wartość w Tebach. Na polu Warszawa istnieje możliwość odrzucenia wszystkich czterech kart z rzeczami, które można zdobyć w miastach i wylosować je na nowo. Niby w grze nie ma negatywnej interakcji, ale to pozorne. Przyjemnie jest kogoś wyprzedzić i wyczyścić mu stanowisko archeologiczne, tudzież kibicować żeby wykopał sam piach.
Podsumowując gra jest bardzo udana i daje dużo radości. Mózg nie wybuchnie od nadmiaru liczenia i myślenia. Osoba mniej wprawna w zarządzaniu czasem, jeśli będzie miała szczęście, ma szansę wygrać z „matematykiem optymalizatorem”. Jednym słowem – polecam.
Autor: Łobuzio
Egzemplarz recenzencki udostępniło wydawnictwo Rebel