
Piorunochron
Nie lubię, gdy książka traktuje mnie jak turystę. Wolę, kiedy wrzuca mnie do miasta bez mapy, bez przewodnika i każe przetrwać. Piorunochron zrobił właśnie to — zaciągnął mnie na rozgrzane ulice Tel Awiwu i powiedział: „Szukaj”. Czego? Prawdy. Albo przynajmniej kogoś, kto ją kiedyś widział.
Daria Shualy zadebiutowała mocno, bez subtelnych wprowadzeń. Jej powieść to miejski thriller, reporterski obraz społeczeństwa w stanie ciągłego napięcia i portret kobiety, która nie mieści się w żadnych schematach.
O czym jest książka?
Zaginęła dziewczyna — Jasmin Szechter, córka jednego z najbogatszych i najbardziej wpływowych ludzi w Tel Awiwie. Na jej trop wpada Mazi Morris — prywatna detektyw bez licencji, bez zaplecza, ale z przeszłością, która zbyt często puka do drzwi. Mazi ma to, czego brakuje wielu innym: determinację i grubą skórę. Rozpoczyna śledztwo, ale im głębiej wnika w sprawę, tym bardziej przypomina ona bagno — gęste, duszne, niebezpieczne.
Miasto żyje. Oddycha ciężko. Każda ulica, każde mieszkanie, każdy cień w tym upale ma swoją historię. Daria Shualy pokazuje, jak trudno szukać sprawiedliwości w miejscu, gdzie jedni mają wszystko, a inni nie mają nawet nadziei.
Moja opinia i przemyślenia
Po pierwsze: klimat
Nie skandynawska mgła, nie deszczowe ulice Londynu, nie noir rodem z Chicago. Tu mamy żar — beton rozgrzany do czerwoności, powietrze, które parzy, i ludzi, których moralność rozpuszcza się jak asfalt w lipcu. Tel Awiw nie jest tylko tłem — jest przeciwnikiem. Mazi musi się z nim mierzyć równie mocno, jak z milczeniem świadków czy oporem władzy.
Po drugie: bohaterka
Mazi Morris to jedna z najbardziej intrygujących kobiecych postaci, z jakimi zetknąłem się w tym gatunku. Twarda, niepokorna, czasem impulsywna, ale nigdy obojętna. Popełnia błędy, bywa chaotyczna, ale nie da się jej nie podziwiać. Nie chce być bohaterką — chce działać. I to czyni ją tak autentyczną.
Po trzecie: styl
Daria Shualy pisze pewnie, obrazowo, intensywnie. Zdarzają się momenty, w których tempo akcji zwalnia, ale to nie są puste przestoje — to chwile na złapanie oddechu, by poczuć ciężar sytuacji. Niektóre relacje między postaciami bywają przerysowane lub zbyt ekspresyjne, ale nie przytłaczają całości. Wręcz przeciwnie — dodają głębi. To powieść, która mówi nie tylko, co się wydarzyło, ale też co to z nami robi.
Podsumowanie
Piorunochron to książka, która nie chce przypodobać się każdemu. I bardzo dobrze. Jest odważna, niewygodna, gęsta od emocji i niewypowiedzianych historii. To nie klasyczny kryminał z uporządkowaną strukturą. To raczej rozciągnięta między słońcem a cieniem opowieść o tym, ile kosztuje szukanie prawdy — i czy stać nas na tę cenę.
Jeśli szukasz historii z duszą, bohaterki z krwi i kości i miasta, które tętni życiem tak intensywnym, że aż boli — sięgnij po Piorunochron. Ale nie licz, że po lekturze wrócisz do rzeczywistości taki sam.
Bo po tej książce coś w tobie zostaje. Może złość. Może pytanie. Może potrzeba, by dalej szukać.
Egzemplarz recenzencki otrzymałam od wydawcy.
Przeczytaj również: