
Niech żyje zło
Kocham ten motyw! Jaki? Zaraz się dowiecie! Czy kiedykolwiek marzyliście o tym, by znaleźć się w świecie swojej ulubionej książki? Rae – główna bohaterka powieści Niech żyje zło – właśnie to przeżywa. I to w spektakularnym, pełnym chaosu i sarkazmu stylu! Muszę przyznać, że po tej książce nic już nie będzie takie samo. Choć początek był lekko chaotyczny i chwilami trudno było złapać rytm narracji, wystarczyło dać jej kilka stron, by… przepadnąć. Zupełnie.
O czym jest książka
Rae to dziewczyna z naszego świata – chora, zmęczona i sfrustrowana rzeczywistością. Ucieczką od niej są powieści fantasy, a szczególnie jedna seria, której bohaterem jest mroczny, potężny Wieczny Cesarz. Rae zna ten świat na wylot. I nagle… budzi się w jego centrum. Nie jako przypadkowa wieśniaczka. Nie jako wybranka losu. Ale jako złoczyńca (złoczyńczyni?) – Lady Rahela, czarna owca historii, postać, którą czytelnicy powinni nienawidzić.
Rae nie zamierza uciekać. Wręcz przeciwnie – wchodzi w swoją nową rolę z całą determinacją i bezczelnym błyskiem w oku. Jeśli ma umrzeć, to przynajmniej jako królowa chaosu. Od tego momentu fabuła nabiera rozpędu – mamy tu walkę o władzę, intrygi, czarne charaktery, które zyskują nowe życie i… naprawdę imponującą liczbę trupów.
Moja opinia i przemyślenia
Isekai to mój ukochany motyw z azjatyckich komiksów wszelkiej maści. Rzadko kiedy jednak zdarza się, by pojawił się w książce, szczególnie takiej przetłumaczonej na język polski. Jestem więc zachwycona!
Rae – a raczej Lady Rahela – to bohaterka, jakiej w fantasy dawno nie było. Bezkompromisowa, zabawna, momentami bezlitosna, ale pod tą zbroją ironii i buntu skrywa mnóstwo emocji, bólu i samotności. To nie tylko dziewczyna, która chce zmienić swój los – to ktoś, kto świadomie igra z losem i literackimi konwencjami. Uwielbiam takie postaci: złożone, nieoczywiste, żyjące według własnych reguł.
Jednak nie tylko ona błyszczy. Złota Kobra to absolutny diament wśród drugoplanowych postaci – z każdą sceną coraz bardziej magnetyzujący. I jest jeszcze Klucz. No cóż… wpadłam po uszy. Psychopatyczny, nieprzewidywalny, z absolutnie niepokojącą historią i lojalnością, której nie da się ogarnąć. Sceny z Rae i Kluczem to iskrzący miks sarkazmu, napięcia i nieoczywistej chemii. Ich interakcje to mistrzostwo.
Autorka robi niesamowitą robotę, miksując motywy ze świata fantasy, literackie tropy i emocjonalne rozterki. To książka, która bawi się schematami – co chwilę przypomina, że to wszystko „tylko” historia, a jednocześnie zmusza do traktowania jej całkiem serio. Mamy tu sporo refleksji o tym, czym naprawdę jest dobro i zło, jak cienka jest między nimi granica i co się dzieje, gdy spojrzymy na świat oczami „tych złych”.
A humor? Perełka. Słowne potyczki, kąśliwe uwagi i błyskotliwe riposty – wielokrotnie wybuchałam śmiechem. Świetnie napisane dialogi to jedna z najmocniejszych stron tej powieści.
Podsumowanie
Niech żyje zło to powieść, która łamie schematy. Odważna, błyskotliwa, pełna emocji i niesamowicie wciągająca. To historia o dziewczynie, która zostaje złoczyńcą, ale niekoniecznie tym, jakiego oczekuje historia. O świecie, który znała z kart książek, a który teraz musi zrozumieć i przechytrzyć. O potworach, które mają ludzkie twarze i ludziach, którzy czasem są gorsi niż potwory. Niecierpliwie czekam na kontynuację.
Egzemplarz recenzencki otrzymałam od wydawcy.
Przeczytaj również:
Margaretkaw
No cóż, chyba większość osób lubiących czytać, chciałoby przeżyć taką przygodę. Można się rozmarzyć 🙂
Aneta
Tak, wydaje się , że granica między dobrem i złem może być bardzo płynna. Wszystko zależy od spojrzenia, sytuacji i tego kogo dotyczą wydarzenia mające miejsca. Czasami może warto spojrzeć na to, co się dzieje ,,oczami tych złych,,?