To już druga część humorystycznej powieści przedstawiającej niecodzienną wizję piekła i nieba. W planach jest również trzecia – Ja, potępiona – na którą niecierpliwie czekam, ale prawdopodobnie ukaże się dopiero za rok. Tym razem Wiktoria otrzymuje od nieznajomego na ulicy małe, zielone jabłuszko i oczywiście postanawia je zjeść. Pech chciał (a może szczęście lub zrządzenie losu?), że poczęstowała nim również swojego chłopaka – Piotrusia. Od tej pory nic już nie było takie samo. Utracona pamięć dziewczyny wróciła, a diabły ponownie postanowiły wciągnąć ją w swoje rozgrywki. Czy jednak tylko one są złe? A może istnieją również „czarne” anioły?
Wiktoria odnawia swoje dawne przyjaźnie. Podczas tej przygody lepiej poznajemy wiele starych postaci, między innymi bardzo interesującą osóbkę, jaką okazała się śmierć czy poczciwego i dobrego archanioła Gabriela. Autorka stworzyła też kilku nowych, równie ciekawych i posiadających unikalne, barwne charaktery bohaterów. Dodatkowo przed oczami czytelników ukazuje się wizja Arkadii i cała jej niesamowitość. Okazuje się, że niebo nie jest tak bardzo ziemskie jak piekło. Poraża swoją urodą, cudownością, ale i dziwnym, nie pasującym tam okrucieństwem, dla osób łamiących prawo (w wyniku konsekwencji swoich czynów można na przykład utonąć w jeziorze lub zostać zabitym przez pilnujące bram, złote golemy). Poza tym dokąd po śmierci trafiają dusze morderców i gwałcicieli, jeżeli niebo to oaza spokoju i odpoczynku, a piekło jest miejscem wiecznej zabawy?
Podczas czytania czułam pewien niedosyt. Brakowało mi udziału Beletha i Azazela w przygodach Wiktorii, do których bezustannej obecności autorka przyzwyczaiła czytelników w pierwszym tomie. Za to pewien kotek przeszedł samego siebie i pokochałam go jeszcze bardziej (co nie wydawało się możliwe!). Może Ja, anielica nie była tak zabawna jak jej poprzedniczka, a ja nie śmiałam się po każdej przewróconej kartce, uważam jednak, że zamiast tego, płynie z niej znacznie więcej ciepła. Fali uczyć i sentymentów w tym tomie z pewnością nie zabraknie.
Katarzyna Berenika Miszczuk jest osobą młodą – studentką na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym – może stąd wywodzi się jej brak zgorzkniałego podejścia do życia? Jej postacie są naiwne i lekkomyślne, ale właśnie dzięki temu pełne uroku i humoru. Jeżeli będę chciała przeczytać dzieło o profesorze uniwersytetu lub sławnym naukowcu, to z pewnością sięgnę po jego biografię, zamiast po humorystyczną powieść fantasy. Jednak w chwili obecnej życiorys byłej diablicy i przyszłej anielicy Wiktorii, w zupełności mi wystarczy!
Książka pisana jest lekkim piórem, z dużą dozą przyjemnego i łatwo przyswajalnego humoru. Czyta się ją bardzo przyjemnie. Stanowi idealne lekarstwo na jesienną depresję. Niestety, tak jak i w pierwszej części, pojawia się w niej kilka literówek. Na szczęście nie jest ich na tyle dużo, żeby miały zatruwać przyjemność płynącą z czytania.
Okładka miękka, tak jak w przypadku Ja, diablica podwójna (ukrywająca pod spodem „drugie oblicze” Wiki), niestety przez to zbyt łatwo się gniotąca. No cóż… estetyka i dobre pomysły nie zawsze muszą iść w parze z praktycznością (chociaż marzą mi się książki Pani Kasi w twardych oprawach).
Nie dawajcie książki do ręki konserwatystom! Z pewnością im się nie spodoba, a inkwizycja będzie chciała ją spalić! Jeżeli chodzi o resztę świata, to powieść naprawdę jest dla wszystkich! Idealne oderwanie się od rzeczywistości, cudowny lek na poprawę humoru i wspaniałe zajęcie na deszczowy, jesienny wieczór.
Książka otrzymana dzięki uprzejmości wydawnictwa W.A.B. do recenzji na stronie http://nastek.pl/.
Tala
Mam w planach 😛
Rozprówacz
Mnie osobiście przekonywać nie trzeba- Jak tylko znajdę i pochłonę pierwszą część to zabiorę się za drugą- ale wzmianka o niebie, nowych bohaterach i kocie sprawiły, iż coraz bardziej chcę dopaść książkę. Jedyne co mi przeszkadza to okładka. Nie jestem zwolennikiem ludzkich twarzy czy sylwetek na grzbiecie książki.
Corvidae
Co do okładek, pełna zgoda. Nie podoba mi się, że coraz częściej książki są zaopatrzone w okładki z twarzami/sylwetkami młodych dziewczyn. Jakoś przez to literatura staje się bardziej kobieca 😛
Rozprówacz
nie w tym rzecz; po prostu takie okładki źle wyglądają na półkach