Wysiadłam z pociągu, osłaniając oczy przed porannym, rażącym słońcem. Stacja była mała, otoczona lasem. Przejrzyste powietrze pachniało sosnowymi igłami. Uśmiechnęłam się do siebie. Tuż za mną na peron wyszły koleżanki z roku. Jako jedyne wysiadałyśmy na tej właśnie stacji. Rozejrzały się dookoła.
– Co za dziura – burknęła niezadowolona Lidka, ciągnąc za sobą seledynową torbę na kółkach.
– Jest dobrze, przecież o to nam właśnie chodziło – stwierdziła Marta – cisza i spokój.
Wzruszyłam ramionami, zarzucając na plecy wypakowany, ciemnozielony plecak. Mnie było wszystko jedno. Ja chciałam po prostu wakacji. Domek w którym miałyśmy spać, szumnie nazwany „Willa Patrycja” okazał się całkiem przyjemnym miejscem. Pomalowane na biało ściany i drewniane balkoniki, sprawiały przyjazne wrażenie. To miejsce było takie, po prostu swoje. Nasz trzyosobowy pokój na poddaszu był niewielki, ale przytulnie urządzony, łóżka były drewniane i wąskie, ale bardzo wygodne. W duchu błogosławiłam los za to, że nie było tam telewizora. Znałam Lidkę na tyle dobrze, żeby mieć pewność, że non stop leciałaby pierwsza z brzegu, dostępna, stacja muzyczna, a ja ceniłam sobie ciszę i spokój. Koło południa byłyśmy już zupełnie zadomowione i gotowe, żeby pozwiedzać niewielkie, nadmorskie miasteczko. Schodziłyśmy właśnie po stromych, zewnętrznych schodach, kiedy pod pomalowanym na zielono płotem, zatrzymał się sportowy, czarny motocykl. Pasażer zdjął kask. Uśmiechnął się przyjaźnie. Miał piwne oczy i pogodną, całkiem przystojną twarz.
– Przepraszam, czy to „Willa Patrycja”? – zapytał.
– Tak – odpowiedziała Lidka, schodząc powoli z ostatniego schodka. Oceniła siedzącego na motorze chłopaka wzrokiem. – Będziecie tu mieszkać? – zapytała bezceremonialnie.
Chłopak skinął głową.
– Wiecie może czy da się wjechać do środka? – spytał milczący do tej pory kierowca, podnosząc lekko szybę kasku i obrzucając wymownym spojrzeniem wąską, drewnianą furtkę.
– Musisz podjechać od drugiej strony – oznajmiła mu wesoło Marta, otworzymy wam bramę – zaoferowała się uczynnie.
– Dzięki – uśmiechnął się do niej pasażer.
Kierowca odpalił silnik i ruszył, by objechać dookoła, sporą, wczasową posiadłość.
– Podoba mi się – mruknęła Lidka, puszczając do nas oko, odgarnęła z ramion włosy i niespiesznym krokiem, ruszyła w kierunku wjazdowej bramy.
Chłopacy zaparkowali na terenie willi. Obydwaj sprawnie zsiedli z motocykla. Tym razem kierowca również zdjął kask, a ja, po raz pierwszy, spojrzałam w jego szaroniebieskie oczy. Brązowe włosy niesfornie opadały mu na czoło. Ciasno przylegający strój motocyklisty, przyjemnie opinał jego szczupłą, a za razem wyraźnie wysportowaną sylwetkę. Spodobał mi się, aż za bardzo. Z całej siły wbiłam paznokcie w wierzch dłoni, żeby się z tego otrząsnąć i na niego nie gapić. To nie twoja liga, szepnęłam do siebie w duchu. On należał do tych przystojnych, na których lecą dziewczyny, a ja no cóż… byłam zupełnie normalna. Nie miałam w sobie nic, co mogłoby równać się z długimi, opalonymi nogami Lidki czy uroczym, uwodzicielskim uśmiechem Marty i jej brązowymi lokami. Nie byłam zbyt wysoka, moja cera zawsze była blada, a od słońca robiła się nieprzyjemnie czerwona, proste włosy w nijakim kolorze, sięgały mi do połowy pleców. Nie czułam się brzydka, wiedziałam jednak też, że nie jestem jakaś specjalnie ładna. Po prostu kolejna, zwyczajna dziewczyna, która u takich facetów, nie ma najmniejszych szans.
– Jestem Adrian – przedstawił się ten piwnooki, podchodząc do nas, a z jego twarzy nie schodził pogodny uśmiech. – Mój przyjaciel ma na imię Oliwer.
– Ja nazywam się Marta – odezwała się natychmiast jedna z moich koleżanek, to jest Lidka, wskazała na długonogą blondynkę i Sara – dodała odpowiadając na zaraźliwy uśmiech chłopaka.
– Dokąd idziecie? – zapytał przyglądając się po kolei każdej z nas.
– Chciałyśmy pozwiedzać miasto – odpowiedziała mu Lidka. – Może się do nas przyłączycie?
Uśmiech Adriana stał się jeszcze szerszy. W jego oczach zatańczyły rozbawione iskierki.
– Z miłą chęcią – odpowiedział, nie pytając o zdanie przyjaciela, który nie wyglądał na specjalnie zadowolonego – tylko przywitamy się z właścicielami i zaniesiemy do pokoju swoje bagaże. Dacie nam pięć minut?
– Pewnie, nigdzie nam się nie spieszy – uśmiechnęła się Marta, prowadząc nas do, stojącego w cieniu rozłożystego drzewa, drewnianego stolika.
Nie kazali nam długo na siebie czekać. Już po chwili pojawili się na stromych, prowadzących w dół schodach. Zdążyli się pozbyć motocyklowych kombinezonów. Krótko ścięty Adrian, miał na sobie jasne dżinsy i kremową koszulkę polo, co przyjemnie podkreślało jego ciemną opaleniznę i piwne oczy, a smukły Oliwer włożył bojówki khaki i czarnego t-shirta. Ani odrobinę nie stracili na swoim uroku i atrakcyjności, a ja znów poczułam nieprzyjemny ucisk w środku, na widok przystojnego Oliwera. Miałam szczerą nadzieję, że przynajmniej charakter będzie miał paskudny.
– Idziemy? – zapytała melodyjnie Lidka, wstając od stołu, a Adrian skinął jej głową.
Spacerowym krokiem, ruszyliśmy w stronę oddalonego o kilkanaście minut drogi, od naszego letniskowego domku, miasta. Przez cały czas Adrian zabawiał rozchichotane dziewczyny, a Oliwer milczał. Ja również milczałam, walcząc sama ze sobą, żeby od nich nie uciec. W piątkę usiedliśmy na molo. Wiał silny wiatr. Spojrzałam z zazdrością na wypełnione kolorowymi latawcami niebo. Kitesurfing, coś czego od dawna chciałam spróbować. Oliwer wstał.
– Dokąd idziesz? – spytał Adrian.
Chłopak spojrzał na gęstą od desek zatokę.
– Chcę się dowiedzieć o lekcje, mam zamiar przejść tutaj kurs kitesurfingu.
Decyzją chwili, gwałtownie zerwałam się z miejsca. Koleżanki spojrzały na mnie zaskoczone.
– Mogę iść z tobą? – spytałam poniewczasie.
Oliwer wzruszył ramionami i nie czekając na mnie, ruszył w kierunku plaży. Teraz czułam się bardzo głupio, ale nie zamierzałam rezygnować z własnych marzeń, zwłaszcza, kiedy nadarzyła się okazja by je spełnić. Wiedziałam, że sama nigdy nie zdobyłabym się na to, by iść zapytać o lekcje. Już taka byłam, po prostu bałam się obcych ludzi. Stanęliśmy przed dużym, ciemnoniebieskim plakatem. Silny wiatr zwiewał mi włosy tak, że zakrywały niemal całą twarz, a ja skupiłam się na tym, by je bezskutecznie odgarniać.
– Chodź – mruknął do mnie zniecierpliwiony Oliwer, a ja posłusznie powlekłam się za nim.
Weszliśmy do niewielkich rozmiarów, drewnianego budynku. Na małym metrażu mieścił się tutaj sklep sportowy, z akcesoriami do pływania, wypożyczalnia sprzętu, oraz szkoła nurkowania, wind i kitesurfingu.
– W czym mogę pomóc? – zapytała siedząca za kontuarem, przyjaźnie uśmiechająca się pani.
– Jesteśmy zainteresowani kursem kitesurfingu – oznajmił bez zbędnych wstępów Oliwer.
– Mieliście już jakieś doświadczenie z wiatrem? – zapytała profesjonalnie.
Chłopak skinął głową.
– Surfuję – oznajmił rzeczowo.
– Doskonale, więc będziesz miał znacznie łatwiejszy start z latawcem – stwierdziła. – A ty? – zwróciła się do mnie.
– Mam patent żeglarski – bąknęłam niepewnie.
Oliwer spojrzał na mnie lekko zaskoczony, ale zaraz potem odwrócił wzrok.
– Świetnie – uśmiechnęła się kobieta – tam macie pianki, wybierzcie sobie pasujące – wskazała w kierunku odgrodzonych drewnianymi ścianami przebieralni – zaraz zawołam instruktora i przygotujemy dla was sprzęt.
Po czym wyszła przed budynek, zostawiając nas samych. Teraz? Od razu? Pomyślałam zaskoczona, na myśl, że być może za chwilę będę trzymała w rękach wymarzony latawiec. Potem jednak spojrzałam na czarną tablicę i cennik usług. Sto złotych, za dwie godziny! Pięknie! Tyle, to ja miałam na to, żeby tu przeżyć przez dwa tygodnie. Poczułam nieprzyjemnie rozlewający się, po całym ciele chłód.
– Ja odpadam – mruknęłam niechętnie do Oliwera.
– Tchórzysz? – zapytał patrząc na mnie badawczo.
Przecząco pokręciłam głową.
– Nie stać mnie – przyznałam niechętnie, odwracając się.
Chwycił mnie za rękę, zatrzymując w miejscu.
– Wybieraj piankę, ja stawiam.
– Ale… – zaczęłam niepewnie.
Spojrzał na mnie rozbawiony.
– Po prostu rób co mówię – ponaglił, zagradzając mi wyjście.
Nie wiedziałam co powiedzieć, za to byłam pewna, że policzki płoną mi żywym ogniem, dlatego z prawdziwą ulgą zniknęłam w przebieralni. Kiedy ubrana w granatową piankę wyszłam przed budynek, Oliwer już wybierał odpowiedni, treningowy latawiec. Przez pół godziny uczyliśmy się je puszczać, z plaży, w ogóle nie wchodząc do wody. Potem przez kolejną bawiliśmy się w tak zwane body-dragi, czyli ciągnięcie się po wodzie, za latawcem bez deski. Na koniec spróbowaliśmy z deskami. Od pierwszej chwili wiedziałam, że jestem dosłownie zakochana w tym sporcie. Ociekająca wodą, ale przeszczęśliwa, znalazłam się z powrotem na plaży. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, ale i radości, Oliwer umówił nas także na następny dzień. Nie mogąc przestać się uśmiechać, wciągnęłam na siebie swoje dżinsowe szorty i szary top. Wilgotnym włosom pozwoliłam po prostu opaść na plecy. Uznałam, ze jest na tyle gorąco, że same wyschną.
– Podobało ci się? – spytał chłopak, kiedy razem wracaliśmy na zbudowane z długich desek molo.
– Jeszcze jak! – uśmiechnęłam się do niego rozmarzona.
Adrian wraz z dziewczynami siedział w znajdującej się na molo kawiarni. Cała trójka powoli sączyła piwo.
– Niezła jesteś – stwierdziła Lidka, patrząc na mnie z niejakim podziwem. – Ja bym się nie odważyła.
Uśmiechnęłam się do niej promiennie.
– Już od dawna chciałam tego spróbować – oznajmiłam siadając przy niej.
– Pewnie, że byś się nie odważyła – skwitowała Marta, rozbawionym głosem – jeszcze byś sobie zniszczyła idealną fryzurę, albo manicure i co by się wtedy stało? Sary to nie obchodzi.
Dziewczyna spojrzała na przyjaciółkę odrobinę urażona, ale doskonale wiedziała, że tamta ma rację. Dla Lidki, to jak aktualnie wygląda, było sprawą najważniejszą. Nie zrobiłaby nic, co mogło zniszczyć jej idealny makijaż czy pobrudzić zawsze modne ubranie. Była piękna i potrafiła o to dbać. Najbardziej jednak zaskakiwało ludzi którzy ją poznawali to, że przy tych wszystkich cechach, była osobą naprawdę inteligentną, a nie pustą lalką Barbie.
– Może masz rację – burknęła niechętnie, zakładając nogę na nogę i prezentując piękną, brązową opaleniznę.
– Mnie tam się to podoba – oznajmił zupełnie szczerze Adrian, obejmując dziewczynę ramieniem.
Bez protestów mu na to pozwoliła. Widocznie dwie godziny spędzone razem, wiele wniosły do ich wzajemnych stosunków. No cóż, Lidka marzyła o wakacyjnym romansie, a Adrian był naprawdę niczego sobie, więc nic dziwnego, że padło właśnie na niego. Poczułam ukłucie żalu na myśl, że ja sama nigdy w ten sposób nie potrafiłam. Dziewczyny dopiły piwo i poszliśmy zwiedzać miasto.
– Idziemy na to? – zwrócił się Oliwer do Adriana, pokazując mu stojącą na wzgórzu, przypominającą poruszającą się w pionie huśtawkę, karuzelę.
Chłopak skinął głową. Uśmiechnął się do nas szelmowsko.
– Dziewczyny, jeżeli któraś się odważy iść z nami, to ja stawiam – oznajmił.
Marta wzdrygnęła się na samą myśl o karuzeli.
– Ja mam lęk wysokości – stwierdziła stanowczo – idźcie we czwórkę.
– Ok. ale wy dwie idziecie? – upewnił się dla porządku. Kiedy skinęłyśmy głowami, wyciągnął z plecaka aparat, podając go Marcie. – W takim razie ty porobisz nam zdjęcia. Będzie zabawnie.
Adrian kupił bilety i zajęliśmy miejsca na karuzeli. Siedziałam nerwowo majtając nogami, nie mogąc się doczekać przejażdżki.
– Boisz się? – zapytał siedzący przy mnie Oliwer, a w jego szaroniebieskich oczach zatańczyły iskierki drwiącego uśmiechu.
– To już drugi raz, kiedy mnie o to pytasz – warknęłam na niego. – Czy wyglądam na przestraszoną?
Przyglądał mi się przez chwilę w milczeniu.
– Właściwie to bardziej na spłoszoną – przyznał.
– Pięknie – mruknęłam, ale nie zdążyłam nic więcej dodać, bo karuzela ruszyła.
Była zupełnie jak olbrzymia huśtawka, na której bujaliśmy się do tak zwanej „dechy”. Czułam się cudownie, jakbym latała! Miałam ochotę się śmiać. Spojrzałam przelotnie na pobladłą twarz, siedzącej po przeciwległej stronie Lidki. Dziewczyna wyglądała, jakby miała zaraz zwymiotować.
– Wszystko ok.? – zapytał Oliwer przekrzykując szum otaczającego nas naturalnego i sztucznego wiatru. – Bo twoja koleżanka wygląda, jakby ją mdliło.
Spojrzałam na niego uśmiechając się.
– Mnie tam się podoba – odkrzyknęłam, w duchu jednak niepokojąc się o Lidkę.
Kiedy karuzela się zatrzymała, dziewczyna natychmiast pobiegła w krzaki. Marta, oddając chłopakom aparat, popędziła za nią.
– To był zły pomysł brać ją na karuzelę po piwie – westchnął nieszczęśliwy Adrian.
Oliwer wzruszył ramionami.
– Masz jeszcze na coś siłę? – zwrócił się z pytaniem bezpośrednio do mnie. – Bo ten tutaj, będzie nieużyty do końca dzisiejszego dnia, pełen poczucia winy, przepraszając twoją koleżankę. Czyli w skrócie same nudy.
Adrian spojrzał na niego zbolałym wzrokiem, a potem ciężko westchnął.
– Dobra, idźcie sobie. Poczekam tu na nie.
Zeszłam za rozbawionym Oliwerem, z podestu karuzeli. Nie chciało mi się wierzyć, że to właśnie mnie gdzieś zaprasza, nawet jeżeli to kompletnie nic nie znaczyło. W każdym razie wreszcie spotkałam kogoś, kto podzielał moje zamiłowanie do adrenaliny i przygód. Cokolwiek by się nie działo, zamierzałam się tego dnia dobrze bawić. Chodziliśmy po mieście, zatrzymując się przy różnych, turystycznych atrakcjach. Oliwer był szczerze zdziwiony, kiedy ograłam go w cymbergaja, potem bardzo długo się śmiał. Jeszcze bardziej zdumiało go to, że zjadłam z nim gofry. Rozbawiony oznajmił mi, że przyzwyczaił się do dziewczyn, które za wszelką cenę dbały o linię. No cóż, ja taka w każdym razie nie byłam. Potem to on mnie zaskoczył, bezbłędnie wybierając na półce w księgarni, nową książkę Pratchetta. Od tej pory dyskutowaliśmy głównie, przerzucając się ulubionymi tytułami, płynnie przechodząc od literatury, poprzez film, aż do muzyki, śmiejąc się z tego, jak zbliżone są nasze upodobania. Do domu wróciliśmy dopiero wraz z zachodzącym słońcem. Dziewczyny, w towarzystwie Adriana, piły teraz dobre wino, które najwyraźniej chłopak kupił w ramach poczucia winy. Już całą piątką, wybraliśmy się na skapaną w resztach dziennego światła plażę. Usiedliśmy na drewnianym podeście, zamkniętego już o tej porze, przypominającego dużą altankę, baru. Lidka i Adrian zachowywali się tak, jakby już od jakiegoś czasu, stanowili dobraną parę. Marta przysunęła się bliżej Oliwera. Nadmiar alkoholu, wyraźnie ją ośmielił.
– Zimno mi – poskarżyła się niepocieszonym głosem.
Chłopak wstał, zupełnie ignorując jej obecność. Spacerowym krokiem, poszedł nad brzeg morza. Adrian roześmiał się wesoło.
– Zapomnij – zwrócił się do dziewczyny. – Nie uda ci się go poderwać. Z nim nie jest tak łatwo. Ba, nawet nie dostaniesz jego motocyklowej kurtki. To rzecz nietykalna i nigdy nie miała jej na sobie żadna panienka. Jedyne dziewczyny, którymi Oliwer nie gardzi – dodał w przypływie szczerości – to takie w typie waszej Sary, dobre kumpele i nic więcej. Od zawsze taki był.
Wiedziałam, że Adrian nie zrobił tego naumyślnie, a raczej nawet zupełnie bezmyślnie, ale jego słowa naprawdę mnie zabolały. Kumpela. Tak właśnie postrzegała mnie większość chłopaków. Kilka razy, kiedy miałam nadzieję, na coś więcej, związek kończył się, zanim jeszcze na dobre się zaczął, ponieważ chłopak stwierdzał w pewnym momencie, że jestem dla niego tylko przyjaciółką. Tak pewnie byłoby i teraz. Nie, poprawiłam się w myślach, tak nie mogłoby być teraz, ponieważ Oliwer nawet na tyle, by się mną nie zainteresował. W każdym razie, tego dnia, ja naprawdę zdążyłam go polubić.
~ ♥ ~ ♥ ~ ♥ ~
Rano, po śniadaniu, wybraliśmy się na rowerową wycieczkę, bo chłopacy chcieli pozwiedzać zabudowania militarne, pozostałe po pierwszej i drugiej wojnie światowej. Oderwaliśmy się od reszty z Oliwerem dosyć szybko, żeby zdążyć na swoją lekcję kitesurfingu. Oddaliśmy rowery do wypożyczalni, a potem chłopak skoczył po kluczyki i uruchomił motocykl. Spojrzałam na niego pytająco.
– Bierzemy motor? – spytałam, a serce podeszło mi do gardła.
Marzyłam o tym, żeby się z nim przejechać, a jednocześnie byłam pełna obaw. W odpowiedzi podał mi kask.
– Wskakuj, bo się spóźnimy – mruknął.
Nie zaprotestował, kiedy lekko przestraszona, objęłam go w pasie. Na molo znaleźliśmy się błyskawicznie. Tym razem, z prawdziwym żalem, zsiadłam z motocykla. Oliwer to zauważył.
– Spodobało ci się? Nie martw się, jeszcze pojeździmy – mrugnął do mnie.
– Fajnie, nigdy jeszcze nie miałam okazji – przyznałam cicho.
– No to teraz masz – oznajmił rozbawiony, idąc w kierunku szkoły surfowania.
Dwie godziny minęły stanowczo zbyt szybko. Tym razem zaczęliśmy już nawet proste skoki. Czułam się cudownie. Potem Oliwer zapytał czy chciałabym z nim, tak po prostu, pojeździć na motorze. Chciałam, nawet bardzo. Zjechaliśmy cały półwysep Helski. Po ponad godzinie jazdy, Oliwer zaprosił mnie na pizzę. Prowadziliśmy ożywioną dyskusję, na temat Mrocznej Wieży, Stephena Kinga. Dawno z nikim tak dobrze się nie bawiłam, jak w jego towarzystwie. Poczułam się bardzo nieszczęśliwa, kiedy po południu, wróciliśmy do naszego wczasowego domku, dołączając do dziewczyn i Adriana. Mimo, że znałam chłopaka dopiero drugi dzień, całą sobą chciałam spędzać czas jedynie w towarzystwie Oliwera.
~ ♥ ~ ♥ ~ ♥ ~
Późnym wieczorem zeszłam do, znajdującej się piętro niżej, kuchni, zrobić sobie płatki. Zaskoczona zobaczyłam siedzącego przy laptopie Oliwera. Podniósł na mnie wzrok, a po chwili znów zatopił spojrzenie szaroniebieskich oczu w ekranie monitora.
– Hej – przywitał się obojętnie.
– Cześć – odpowiedziałam mu mechanicznie. – Nie śpisz jeszcze?
Skrzywił się odrobinę.
– Twoja koleżanka bardzo zainteresowała się Adrianem – stwierdził kładąc nacisk na słowo „bardzo” – i ubłagali mnie, żebym przed czwartą nie właził im do pokoju. Tak więc, w skrócie, do rana nie mam co ze sobą zrobić.
– To może masz ochotę przejść się na plażę? – zaryzykowałam.
Tym razem naprawdę się do mnie uśmiechnął. Zamknął laptopa.
– Jesteś moim zbawieniem – stwierdził rozbrajająco.
Wstał od stołu i razem wyszliśmy przed dom. Ciemne niebo rozświetlały setki jasnych gwiazd. Powietrze było rześkie i przyjemne. Nie pozostało już nawet śladu po całodziennym upale. Leśną ścieżką, w milczeniu, które, ku mojemu zdziwieniu, wcale nie było krępujące poszliśmy na skąpaną w świetle księżyca plażę. Usiedliśmy na drewnianym pomoście, wsłuchując się w szum morskich fal. Chłodny, delikatny wiatr lekko rozwiewał mi niesfornie związane włosy. Byłam przekonana, że mogłabym tak trwać bez końca. Oliwer jednak po kilkunastu minutach wstał i podszedł nad brzeg morza. Poszłam za nim. Potknęłam się o jakiś wyrzucony przez wodę korzeń, którego nie dostrzegłam w półmroku. Gdyby mnie nie złapał, przewróciłabym się, niechybnie wpadając do wody. Przytrzymał mnie. Roześmiał się cicho.
– Uważaj – mruknął.
Zamiast jednak wypuścić z ramion, Oliwer przyciągnął mnie do siebie bliżej. Serce podeszło mi niemal do gardła, do tego pędziło jak oszalałe. Nie miałam pojęcia jak się zachować. Przestałam myśleć. Chłopak pochylił się, oplatając rękami moją talię. Ciepłymi, miękkimi ustami dotknął moich ust. Poczułam lekko słony, morski smak. Niemal utonęłam w gorliwym pocałunku. Nogi się pode mną ugięły, kiedy wypuścił mnie z objęć. Czułam się jakby były z waty. Odsunął się.
– Przepraszam – powiedział odwracając się i ruszając w kierunku wyjścia z plaży.
Patrzyłam na niego oniemiała. Nie! krzyknęło wszystko we mnie. Nie! Podbiegłam do niego. Chwyciłam go za rękę. Odwrócił się do mnie. Było mi wszystko jedno, jak wielką idiotkę z siebie zrobię.
– Co to miało być? – zapytałam, po niewczasie zdając sobie sprawę, jak załamał się mój własny głos.
– Przepraszam, nie powinienem był cię całować – powtórzył, odwracając wzrok.
– Dlaczego? – spytałam. Spojrzał na mnie pytająco. – Dlaczego mnie pocałowałeś i czemu uważasz, że to był błąd? – powtórzyłam zirytowana.
Uśmiechnął się lekko, a ja zdałam sobie sprawę, że ten sukinsyn zrobił to specjalnie! Doskonale wiedział, co się potem stanie. Dał mi nadzieję i teraz nie obchodziło mnie nic poza nim. Było mi wszystko jedno, co stanie się później, nie przejmowałam się nawet tym, że taki chłopak jak Oliwer, z pewnością ma jakąś dziewczynę, chciałam mieć go dla siebie, przynajmniej przez te głupie, spędzone nad morzem, dwa tygodnie. Nie potrafiłam, nie chciałam odpuścić.
– Pocałowałem cię dlatego, że od wczoraj miałem na to ochotę – przyznał, ale ja i tak nie potrafiłam mu tak zwyczajnie uwierzyć – a był to błąd, ponieważ nie jestem chłopakiem dla ciebie. Przepraszam – powtórzył po raz trzeci. – Zapomnijmy o tym, dobrze?
Tym razem naprawdę mnie zdenerwował. Nie zamierzałam spędzić dwóch tygodni wakacji, płacząc w łóżku w poduszkę, a na to się po tej rozmowie zanosiło.
– Czemu nie jesteś chłopakiem dla mnie? – zapytałam wprost.
Delikatnym gestem odgarnął włosy z mojej twarzy. Wpatrywał się we mnie przez chwilę, a potem z premedytacją kopnął jakiś leżący na piasku kamień.
– Naprawdę musisz wiedzieć? – spytał niechętnie.
– Tak – oznajmiłam, nie puszczając jego ręki.
Westchnął, przeszedł w milczeniu kilka kroków, pozwalając mi iść obok siebie. Wyszliśmy z plaży. Odezwał się dopiero, kiedy znaleźliśmy się na ukrytej w mroku, leśnej ścieżce.
– Nie jestem miłym chłopakiem – powiedział cicho, patrząc prosto przed siebie – lubię cię i nie chcę cię głupio skrzywdzić.
Zatrzymałam się w miejscu. Roześmiałam się. Spojrzał na mnie lekko zaskoczony.
– To był najdurniejszy kosz, jakiego w życiu dostałam – oznajmiłam mu, lekko zduszonym głosem, nie mogąc się powstrzymać od śmiechu.
Jego słowa bardzo mnie zabolały, ale jednocześnie poczułam w sobie taką beznadzieję, że nie mogłam przestać się śmiać. Twarz Oliwera spoważniała. Chwycił mnie za ramiona, odrobinę zbyt mocno.
– Uważasz, że robię sobie z ciebie żarty?! – warknął na mnie. – Od lekcji kitesurfingu, mam ochotę spędzać z tobą każdą wolną chwilę, ale wiem, jakie to beznadziejne. Posłuchaj Saro – westchnął, a ja wiedziałam, że powiedzenie tego, co chce z siebie wyrzucić jest dla niego krępujące i dużo go kosztuje – mnie nie kręcą normalne rzeczy, to nie dotyczy tylko sportów ekstremalnych, ale też dziewczyn. Normalny seks mnie nie rusza. Lubię dominować, lubię BDSM i nie jest to dla mnie element gry, a ona cała.
Kiedy spojrzałam mu w oczy, wiedziałam, że nie robi sobie ze mnie żartów i wtedy podjęłam decyzję. Nie, zdecydowanie nie zamierzałam tych dwóch tygodni przepłakać w poduszkę!
– I tak z góry założyłeś, że ja nie chciałabym tego spróbować? – spytałam zupełnie spokojnie.
– Saro, to nie jest dobry pomysł – odezwał się cicho, po chwili milczenia.
– Więc nie pozwolisz mi o tym zdecydować?
Poczułam się bardzo głupio. Pierwszy raz w życiu zdarzyło mi się błagać chłopaka o… seks. Coś ścisnęło mnie w środku i podskoczyło do samego gardła, kiedy uświadomiłam sobie, o co właściwie się z nim kłócę. Najgorsza jednak ze wszystkiego była ta pewność, że dokładnie wiem, czego chcę. Pewność i determinacja. W panującym na ścieżce półmroku widziałam, jak przygryza dolną wargę.
– Jesteś pewna, że tego chcesz? – zapytał niechętnie, patrząc mi w oczy. Skinęłam głową, mimo, że tak do końca nie wiedziałam, na co się zgadzam. Wyraz jego twarzy odrobinę się zmienił. W dalszym ciągu nie puszczał moich ramion. – Dobrze – odezwał się w końcu. – Spróbujemy, ale jeden, najmniejszy protest z twojej strony i kończymy całą zabawę. Odpowiada ci taki układ?
– Więc po prostu chcesz, żebym robiła wszystko to, co mi każesz? – upewniłam się, sama nie wiedząc, czemu jestem taka rozbawiona.
– Można to tak określić – stwierdził uśmiechając się ponuro.
– Zgoda.
Był naprawdę zaskoczony. Po chwili milczenia jednak przyciągnął mnie do siebie stanowczo. Pocałował, tak, że nie mogłam złapać tchu. Wszystkie moje wątpliwości i obawy, w jednej chwili uleciały wraz z wieczorną bryzą. Ciepło rozlało się po całym moim ciele, gdy jego ręce znalazły się pod dresową bluzą, dotykając nagiej skóry. Przez chwilę czułam się, jak w cudownym śnie, a potem wszystko nagle się skończyło. Oliwer wziął mnie za rękę i pociągnął za sobą w krzaki. Zniknęliśmy między drzewami. Chłopak oparł się o jakiś gruby pień. Ponownie mnie do siebie przyciągnął. Znowu całował, ale jego ręce stawały się coraz bardziej nachalne i natarczywe. Przymknęłam oczy. Teraz już wcale nie byłam taka pewna czy tego chcę. Podjęłam jednak decyzję i postanowiłam w niej trwać. Oliwer rozpiął moją dresową bluzę. Zimne powietrze uderzyło, w mój odsłonięty brzuch. Przesunął palcami po sportowym staniku, zsunął mi go z ramion. Coś gwałtownie we mnie zaprotestowało, a jednak, w dalszym ciągu, pragnęłam czuć na swoim ciele jego dotyk. Chłopak odsłonił moje drobne piersi. Położył na nich dłoń. Z jego krtani wydobył się gardłowy pomruk, przywodzący na myśl zadowolonego kota. Pieścił je delikatnie, ale stanowczo, a ja teraz zapragnęłam go całą sobą.
– Uklęknij – rozkazał w końcu cicho.
Mimowolnie posłuchałam. Więc tak to się dzisiaj skończy. Mimo tej świadomości, czułam niesamowita wilgoć, między swoimi nogami. Oliwer rozpiął rozporek. Podsunął mi do ust swoją przyzwoitych rozmiarów, nabrzmiałą męskość. Wzięłam go do ręki i zaczęłam delikatnie pieścić językiem samą główkę. Potem wkładałam go do ust, przesuwając dłonią po całości jego członka. Przez chwilę mi na to pozwolił, potem jednak naprawdę zrozumiałam o czym chłopak mówił na ścieżce. Złapał mnie za włosy, niezbyt mocno, ale zdecydowanie i stanowczo. Wsunął mi swoją męskość do ust, tak, że zaczęłam się dławić. Potem, w równym rytmie, zaczął poruszać, zarówno moją głową, jak i swoimi biodrami. Starałam się przełykać ślinę, żeby się nią nie zakrztusić. Zrobiło mi się niedobrze. On jednak nie przestawał. Skończył dopiero po długiej chwili. Poczułam w ustach lepką, ciepłą spermę. Przełknęłam ją, żeby się nie udławić, ponieważ on ciągnie nie wyjmował swojego członka. Poruszył się jeszcze kilka razy i dopiero wtedy go zabrał. Zapiął rozporek. Podniósł mnie z ziemi, zapinając zamek w mojej bluzie.
– Dalej tego chcesz? – zapytał cicho.
– Tak – odpowiedziałam, w dalszym ciągu czując w ustach, słodkawo-słony smak jego nasienia.
Objął mnie ramieniem. Przyciągnął do siebie opiekuńczo, a ja mocno przylgnęłam do jego boku.
– To dopiero początek – wyszeptał ponuro, a ja nie byłam pewna czy mówi do mnie czy do siebie.
Wróciliśmy razem do willi. Dochodziła druga. Nie chciałam rozstawać się z Oliwerem. Każda chwila była dla mnie ważna, zważywszy, że nie wierzyłam, żeby był dla mnie perspektywą na dłużej niż na te dwa, wakacyjne tygodnie.
– Może przenocujesz u mnie? – zaproponowałam.
– A Marta? – zapytał, ale zauważyłam, że ten pomysł mu się podoba.
Wzruszyłam ramionami.
– Nie jeden raz budziłam się w akademiku, kiedy w jej albo Lidki łóżku spał jakiś chłopak.
Oliwer się roześmiał.
– W takim razie zgoda.
Po cichu weszliśmy do ciemnego pokoju. Zabrałam koszulkę, w której zwykłam sypiać, kosmetyczkę i wymknęłam się do łazienki, zostawiając chłopaka siedzącego na łóżku. Kiedy wróciłam, leżał pod cienką kołdrą, podpierając się na łokciu. Położyłam się obok niego, a on przyciągnął mnie do siebie. Moja głowa znalazła się na jego ramieniu, plecy wtulały się w jego tors. Ponownie poczułam niechcianą wilgoć. Zamknęłam oczy. Poczułam na karku delikatne pocałunki. Jedna ręka Oliwera znalazła się pod moją koszulką, druga zabłądziła w majtki. Gwałtownie otworzyłam oczy. Spojrzałam na śpiącą po drugiej stronie pokoju Martę. Palce chłopaka nie przerywały powolnego tańca. Wsunęły się między moje nogi. Z każdą chwilą, z każdym kolejnym muśnięciem, mój oddech przyspieszał, stawał się coraz głośniejszy. Z trudem powstrzymywałam się przed cichymi jękami. Poczułam jak jego dłoń zagłębia się w moją wilgoć. Kciukiem muskał moją łechtaczkę. Palcami drugiej ręki, delikatnie ścisnął mój sutek. Wyprężyłam się, przyciskając plecami jeszcze bardziej do jego ciała. Byłam przekonana, że za chwilę zwariuję. Wystarczyło kilka jego nieznacznych , delikatnych ruchów, żeby doprowadzić mnie do obłędu. Poczułam jak moje mięśnie zaciskają się dookoła jego zagłębionych we mnie palców. Ponownie zamknęłam oczy. Przez chwilę znalazłam się w niebie. Oliwer zabrał dłoń, nie wyjmując jednak tej spod mojej koszulki. Cieszyłam się, że jest ciemno, ponieważ byłam przekonana, że moje policzki płoną żywym ogniem. Chłopak przyciągnął mnie do siebie mocniej. Teraz, zamiast karku, pocałował niesforne włosy. Niemal fizycznie czułam jego rozbawienie.
– Dobranoc – wyszeptał.
Nie odpowiedziałam. Leżałam wtulona w jego ramiona, próbując uspokoić nieposłuszny oddech. Było mi wygodnie i niesamowicie przyjemnie. Wreszcie, po ciągnących się w całą nieskończoność minutach, zapadłam w lekki, przyjemny sen bez marzeń. Moje marzenie, leżało tuż obok.
~ ♥ ~ ♥ ~ ♥ ~
Kiedy obudziłam się rano, z żalem stwierdziłam, że nie ma przy mnie Oliwera. Przez chwilę zastanawiałam się, czy może to wszystko tylko mi się przyśniło, potem jednak spostrzegłam leżącą na poduszce, delikatną, dziką różę o różowych płatkach i pięknym zapachu. Przeciągnęłam się ziewając. Marta dalej spała. Nigdy nie należała do rannych ptaszków. Drzwi do pokoju otworzyły się i do środka wsunęła się lekko roztrzepana Lidka, z rozmarzonym wyrazem twarzy. Przewróciła oczami, uśmiechając się do mnie. Sięgnęła po pierwszą z brzegu poduszkę.
– Wstawaj! – krzyknęła, rzucając nią w Martę. – Słońce wysoko na niebie, idziemy na plażę!
Leżąca na łóżku dziewczyna jęknęła i odwróciła się na drugi bok. Lidka, razem z kołdrą, brutalnie ściągnęła ją na podłogę. Zerwałam się szybko z łóżka. Nie chciałam, żeby zajęła się także mną. Po półgodzinie, umyte i ubrane, we trójkę jadłyśmy w kuchni śniadanie.
– Jakie mamy plany na dzisiaj? – zapytałam, pamiętając, że po południu jesteśmy umówieni, na kolejną lekcję kitesurfingu.
– Teraz plaża, a wieczorem idziemy potańczyć – oznajmiła Lidka – trzeba poderwać dla was jakichś fajnych chłopaków – uśmiechnęła się wesoło i widać było, że przynajmniej część jej myśli w dalszym ciągu krąży przy Adrianie.
Skrzywiłam się. Chętnie powiedziałabym im o Oliwerze, ale nie wiedziałam czy chłopak sobie tego życzy.
– Ja nie chcę – oznajmiłam stanowczo. – Nie lubię dyskotek. Wolałabym zostać.
– Trudno, są wakacje i jakoś to przeżyjesz – wzruszyła ramionami Marta, a ja byłam pewna, że żadna z nich mi nie odpuści.
Po śniadaniu wybrałyśmy się na plażę. Z wydm wyglądała jak upstrzona kolorowymi punkcikami układanka z klocków. Na dole jednak nie było już tak uroczo. Dzielnie przepychałyśmy się przez tłum spragnionych słońca wczasowiczów. Dziewczyny, kiedy tylko znalazłyśmy wolny skrawek plaży, natychmiast rozebrały się do uroczych bikini i wyciągnęły się na swoich ręcznikach. Nie cierpiałam się opalać! Do tego odrobinę ukłuło mnie to, że miałam na sobie, chyba jako jedyna tutaj, sportowy, niebieski kostium, zamiast barwnego, plażowego „odkryj jak najwięcej się da” stroju. Siedziałam przez chwilę, przesypując rękami piasek, a potem poszłam bezpośrednio do chłodnej, morskiej wody. Kochałam pływać! Bawiłam się w wodzie, nurkując wśród, niezbyt silnych tego dnia, fal. W pewnym momencie, gdy wynurzyłam się na powierzchnię, poczułam na sobie czyjeś chwytające mnie ręce. Szarpnęłam się. Usłyszałam znajomy śmiech. Spojrzałam w rozbawioną twarz Oliwera. Podczas gdy mnie woda sięgała do szyi, jemu nie zakrywała nawet ramion. Zanurkowałam z powrotem. Złapał mnie ponownie, przyciągnął do siebie.
– Daj spokój – mruknął – nie chciałem cię przestraszyć.
Podniósł mnie, a ja nogami oplotłam go w pasie. Zanurzył się w wodzie, tak, że teraz wystawały z niej jedynie nasze głowy. Mokre włosy kleiły mi się do szyi i policzków. Odgarnął je do tyłu. Pocałował mnie lekko. Plaża była dzika, nie było tu boi czy ratowników, a niewiele osób wypływało tak daleko jak ja, większość bawiła się przy brzegu, dlatego mieliśmy odrobinę prywatności.
– Co tu robisz? – zapytałam.
Roześmiał się.
– Adrian umówił się z Lidką, że przyjdzie na plażę, to ja zabrałem się razem z nim. Nie było cię z dziewczynami, więc wypatrzyłem cię w wodzie. Nie było trudno, jesteś czasami za odważna – stwierdził.
Wzruszyłam ramionami.
– Lubię pływać. Przy brzegu byłoby trudno.
Odnosiłam coraz silniejsze wrażenie, że moja osoba bardzo go bawi. Nie przeszkadzało mi to. Popatrzył na coś w oddali. Spojrzałam w tym samym kierunku.
– Chcę przejechać się na skuterze wodnym – oznajmił. – Idziesz ze mną?
Właściwie czemu nie? Mnie także to korciło. Skinęłam głową. Oliwer wyniósł mnie z wody i zostawił na chwilę samą. Zaraz potem wrócił z Adrianem i dziewczynami. Mieli ze sobą nasze rzeczy. Brzegiem poszliśmy w stronę wypożyczalni. Oliwer wziął skuter, a cała reszta poszła zająć stolik w położonej na wydmach smażalni ryb. Pływaliśmy dobre pół godziny, obydwoje tak samo zachwyceni prędkością. Potem dołączyliśmy do reszty, nie mając już czasu nawet na szybki obiad. Zabraliśmy swoje rzeczy i zmyliśmy się na kurs kitesurfingu. Błagałam w duchu, żeby tak wyglądały całe moje wakacje.
Po zajęciach, Oliwer zaproponował spacer po mieście. Nie spieszyło mu się, żeby wracać. Mnie także nie, ani odrobinę. Zdziwiłam się jednak, kiedy weszliśmy do sklepu z ubraniami. Oliwer bezbłędnie trafił do wieszaka, z odważnymi mini spódniczkami. Spojrzałam na niego zaniepokojona.
– Przymierz tą – podał mi ciemnoniebieski kawałek materiału, w drobne białe kwiaty, u góry trzymający się na szerokim, granatowym pasie.
Pamiętałam jednak co powiedział. Jeżeli zaprotestuję przeciwko czemukolwiek, to kończymy zabawę. Wcale nie chciałam jej kończyć. Posłusznie wzięłam od niego spódniczkę i zniknęłam w przymierzalni. Kiedy się przebrałam, zajrzał do środka. Uśmiechnął się.
– Idealnie, bierzemy tą – stwierdził. Chciałam przypomnieć mu, że mnie nie stać, ale mnie ubiegł. – Daj ją, to zapłacę przy kasie, kiedy się będziesz przebierała.
Posłusznie podałam mu krótką spódniczkę. Dziwnie się czułam. Nigdy nie chodziłam w mini, właściwie to od zawsze wolałam spodnie. Teraz jednak robiłam wiele takich rzeczy, które nigdy wcześniej nie przyszłyby mi do głowy. Na przykład samo umawianie się z przystojnym Oliwerem do takich się zaliczało. Wyszliśmy ze sklepu, a chłopak natychmiast pociągnął mnie do dużego baru. Zatrzymaliśmy się przed toaletami. Podał mi reklamówkę.
– Przebierz się.
– Teraz? – spytałam zaskoczona.
– Aha – odpowiedział wyraźnie rozbawiony. – Majtki też zmień.
Miałam ochotę go kopnąć. Nie zrobiłam tego. Jakie do cholery majtki? Posłusznie weszłam do toalety. Kiedy wyjmowałam z reklamówki mini, zauważyłam, że są tam również czarne stringi. Czułam się coraz bardziej zażenowana, ale w końcu sama tego chciałam… Włożyłam na siebie spódniczkę, zmieniłam bieliznę i wyszłam z łazienki. Właściwie, to nawet pasowała do mojego szarego topu. Oliwer zdążył zająć stolik. Przyglądał mi się z zainteresowaniem.
– Ślicznie wyglądasz – mruknął, kiedy usiadłam obok niego, a ja spłonęłam niechcianym rumieńcem.
Dalsza rozmowa między nami, toczyła się swobodnie, a raczej toczyłaby się, gdyby nie ręka Oliwera podążająca po moim udzie. Z uporem godnym lepszej sprawy, starałam się na nią nie zwracać uwagi. Bezskutecznie. Zabrał ją dopiero, kiedy przynieśli zamówione jedzenie, a ja nie byłam pewna czy czuję ulgę czy zawód.
~ ♥ ~ ♥ ~ ♥ ~
Po obiedzie, leśną ścieżką biegnącą wzdłuż plaży, wracaliśmy do domu. Dziwnie się czułam mając na sobie niebieską mini spódniczkę, ale wcale nie było dużo gorzej niż w szortach. Za to upiornie przeszkadzały mi stringi, wpijając się mocno, między moje pośladki. Oliwer w milczeniu szedł obok mnie, jakby nad czymś zamyślony. W pewnym momencie nagle przystanął. Wziął mnie za rękę i pociągnął w stronę lasu.
– Mam na ciebie ochotę – szepnął tuż przy moim uchu.
Wszystko we mnie zatrzepotało. W brzuchu nie czułam motyli, a niemal całe tornado. Stanęliśmy między drzewami. To co robił, było dzikie, nieokiełznane. Czułam za plecami twardy pień sosny. Ręce Oliwera były wszędzie, błądziły po całym moim ciele. Chłopak mnie podniósł. Oplotłam go w pasie nogami. Moje ramiona otoczyły jego szyję. Drapieżne pocałunki rozchylały mi usta. W pewnym momencie, sama nie wiedząc kiedy, znalazłam się na leśnej ściółce. Chłopak był nade mną. Całował moją szyję, dekolt. Podwinął szarą koszulkę i zaczął całować piersi. Poczułam lekkie ugryzienia. Z trudem oddychałam. Całą sobą pragnęłam więcej. Jego dłoń znalazła się między moimi nogami, palce odsunęły na bok pasek czarnych stringów. Zagłębiły się w ciepłą wilgoć. Jęknęłam. Oliwer znowu mnie pocałował, zatykając mi usta językiem.
– Nie tak głośno – zamruczał mi do ucha – tędy chodzą ludzie.
Doskonała rada! Nie potrafiłam zapanować nad własnym oddechem, a co dopiero nad innymi odgłosami! Oliwer odwrócił mnie na brzuch. Podparłam się na rękach, wypinając w jego stronę pupę. Jego dłoń ponownie zabłądziła pomiędzy moje uda. Przesunął palcami po moich starannie przystrzyżonych włoskach. Potem na przemian wsuwał je do środka, albo drażnił moją łechtaczkę. Usłyszałam podniesione głosy. Jacyś ludzie przeszli niespecjalnie oddaloną od nas ścieżką. Moje policzki musiały płonąć żywym ogniem. Oliwer rozpiął spodnie. Wyciągnął z kieszeni prezerwatywę. Założył ją na gotowy do działania organ. Chciałam go ponaglić, a jednocześnie błagałam w duchu, żeby tego nie robił. To nie było w moim stylu. Nie potrafiłam jednak zaprzeczyć, że całą sobą tego chciałam. Przez chwilę napierał na moją wilgotną, ciasną szparkę, a potem wszedł do środka. Dłonie położył na moich biodrach, przytrzymując mnie mocno. Zachłysnęłam się powietrzem. Jego ruchy nie były wolne, nie były spokojne. Wchodził głęboko i szybko. Jego członek był dosyć długi, więc przyjemność mieszała się w moim ciele, z delikatnym bólem podbrzusza. Po chwili Oliwer zwolnił, a ja zdałam sobie sprawę, że po moich policzkach spływają łzy. Zamknęłam oczy. Nie chciałam, żeby je zauważył. Chłopak, położył dłonie na moich pośladkach. Potem poczułam jak jego palec zagłębia się w moją pupę. Oliwer nie przestawał się ruszać, za to ja przestałam myśleć. Zalała mnie cudowna fala rozkoszy, a wtedy on znowu przyspieszył. Po kilku minutach również skończył. Wyszedł ze mnie. Uniósł mnie delikatnie i przytulił się do moich pleców, sadzając mnie sobie na kolanach. Pocałował moje usta. Potem zauważył łzy.
– Płakałaś – stwierdził niezadowolony – nie zrobiłem ci krzywdy? – upewnił się zaniepokojony.
– Nie, to nic – odpowiedziałam wtulając się w jego tors.
Odnalazłam jego usta swoimi. Nie protestował. Zatonęliśmy w pocałunkach. Czas stanął w miejscu, a ja zapadłam w cudowny, błogi stan, z którego wcale nie chciałam się otrząsnąć. W końcu Oliwer postawił mnie na nogach. Zdjął pełną prezerwatywę i zawiązał ją na supeł. Zaskoczona zdałam sobie sprawę, że jego członek wcale nie oklapł. Chłopak zapiął spodnie i pomógł mi doprowadzić się do porządku, wyjmując drobne gałązki z moich splatanych włosów. Wziął mnie za rękę i razem wróciliśmy na drogę. Widziałam goszczące na jego twarzy zadowolenie. Zdziwiło mnie, że po takiej przygodzie wyglądał zupełnie nienagannie. Jedyne co mogło świadczyć o tym, co przed chwilą robiliśmy, były jego lekko rozwichrzone włosy i zawadiacki uśmiech. Byłam przekonana, że przynajmniej moje policzki muszą być zupełnie pąsowe. Niemal boleśnie zdawałam sobie sprawę z tego, że w dalszym ciągu trzyma mnie za rękę. Pragnęłam, żeby tak już zostało. Nie chciałam, żeby kiedykolwiek ja wypuścił.
~ ♥ ~ ♥ ~ ♥ ~
Kiedy tylko wróciliśmy do willi, dziewczyny natychmiast porwały mnie pod swoje opiekuńcze skrzydła. Rozczesały moje włosy i mimo słabych protestów, zrobiły mi delikatny makijaż. Kiedy wyszłyśmy przed dom, chłopaków nigdzie nie było. Poczułam nieprzyjemne ukłucie żalu, że z nami nie idą, że Oliwer nie idzie.
– No, przynajmniej raz ubrałaś się jak dziewczyna – wyrwał mnie z zamyślenia pełen pochwały głos Lidki.
Pierwszy raz ucieszyłam się z makijażu, ponieważ nie było pod nim widać bladego rumieńca.
– Jakoś tak wyszło – odpowiedziałam zażenowana.
– Doskonale – stwierdziła Marta, ciągnąc mnie za sobą. – W końcu idziemy tam po to, żeby kogoś poderwać.
Lokal dyskoteki był profesjonalny, nie był to jakiś wiejski bar, czego się po niewielkiej mieścinie spodziewałam, ale przecież był to raj dla turystów i wiele rzeczy mnie w nim zaskakiwało. Liczne powieszone pod sufitem kule odbijały padające na parkiet różnobarwne światła, stoliki wyglądały jak loże, a wszystkie były pozajmowane. Klimatyzacja działała bez zarzutów, więc w budynku nie było ani trochę gorąco. Było jednak też tłoczno i głośno, czego ja osobiście bardzo nie lubiłam. Za to dziewczyny były w swoim żywiole. Siedziałyśmy z Martą na wysokich stołkach przy barze, sącząc smaczne mojito, kiedy podeszła do nas Lidka. Prowadziła ze sobą trzech, całkiem przystojnych chłopaków. Jęknęłam w duchu. Wcale nie miałam na to ochoty. Przedstawiła nas ochoczo. Nawet nie próbowałam zapamiętać imion. Jeden z nich natychmiast wyrwał Martę na parkiet. Lidka nachalnie ściągnęła mnie ze stołka i pchnęła w objęcia potężnie zbudowanego blondyna. Wiedziałam, że śmiertelnie się obrazi, jeżeli spróbuję zaprotestować. Chłopak zaprowadził mnie na parkiet. Tańczyliśmy. Taktownie próbowałam udawać, że śmieszą mnie jego niezbyt przyjemne dowcipy.
– Wyjdziemy na dwór? – zaproponował w przerwie pomiędzy piosenkami.
– Dobrze – zgodziłam się szybko, oddychając z prawdziwą ulgą.
Nie miałam ochoty tańczyć, a już na pewno nie z nim. Za to jeżeli znikniemy, Lidka na pewno będzie szczęśliwa. Wieczorne powietrze było rześkie i chłodne. Odeszliśmy kawałek od klubu, chowając się pod dachem drewnianej, porośniętej różami, altanki. Podciągnęłam się na rękach i usiadłam na balustradzie, a on oparł się obok. Za wszelką cenę próbowałam sobie przypomnieć, jak on właściwie miał na imię. Po chwili jednak przestało mnie to obchodzić. Chłopak zaczął opowiadać o firmie swojego ojca i BMW, którym jeździł. Myślami znalazłam się zupełnie gdzie indziej, z grzeczności przytakując mu tylko od czasu do czasu. Potem jednak coś się zmieniło. Chłopak zbliżył się do mnie. Poczułam na policzku jego pachnący alkoholem oddech. Twarda ręka znalazła się na mojej odsłoniętej nodze. Przeklęłam w duchu idiotyczną mini spódniczkę. Spróbowałam go od siebie odepchnąć. Nie pozwolił mi na to.
– Daj spokój mała, przecież nic ci nie zrobię – odezwał się gardłowym głosem.
Nachylił się, żeby mnie pocałować. Siedziałam akurat na idealnej wysokości. Kopnęłam go z całej siły w krocze. Zawył z wściekłości i bólu.
– Ty głupia suko! – warknął na mnie, chwytając brutalnie za nadgarstki i ściągając z balustrady na ziemię.
Ktoś go ode mnie odepchnął. Mój wzrok spotkał się ze wściekłym spojrzeniem Oliwera, który pojawił się znikąd. Chłopak stanął pomiędzy mną a blondynem.
– Odczep się! – warknął tamten.
– Zostaw ją w spokoju – odezwał się Oliwer, prawie zupełnie spokojnym głosem. Ja jednak wyczuwałam w nim nieprzyjemne napięcie.
– To nie twoja sprawa! Zjeżdżaj stąd! – syknął blondyn.
Kiedy Oliwer nie ruszył się z miejsca, tamten z wściekłością zamachnął się na niego pięścią. Chłopak sprawnie zablokował cios. Chwycił mnie za ramię i pchnął w kierunku drewnianych schodków.
– Znikaj do domu! – rozkazał, zanim tamten zdążył podjąć jakąkolwiek akcję.
Nie trzeba było mnie zachęcać. Pędem rzuciłam się przed siebie. Klub nie był specjalnie daleko, zresztą jak wszystko w tym mieście. Zatrzymałam się dopiero, kiedy wbiegłam za furtkę domu w którym spaliśmy. Przymknęłam oczy oddychając bardzo szybko. Uspokoiłam się. Usiadłam na stojącej pod rozłożystym drzewem, drewnianej ławce. Było ciemno. Ogród oświetlało jedynie znikome światło księżyca. Podkuliłam pod siebie nogi, opierając się plecami o płot. Czekałam. Minęło prawie półgodziny, zanim przyszedł Oliwer. Wściekle trzasnął furtką. Dopiero wtedy mnie zauważył.
– Co tu jeszcze robisz?! – warknął na mnie rozeźlony.
W jego oczach widziałam nieprzyjemne błyski.
– Czekałam na ciebie… – odezwałam się cicho.
– Po co?
– Jak to po co? – nie zrozumiałam.
Usiadł na ławce po przeciwnej stronie stołu niż ja. Nie patrzył na mnie.
– Nie wiem jak ty, ale ja wyznaję monogamię – syknął.
– Co masz na myśli? – zapytałam nie rozumiejąc.
Tym razem się odwrócił. Patrzył na mnie z niechęcią w szaroniebieskich oczach.
– Jestem durniem, bo spodziewałem się, że będziesz inna – powiedział ponuro. – Najwyraźniej wszystkie jesteście takie same – roześmiał się gorzko. – Nie dość, że poszłaś na podryw, to jeszcze tak ubrana. Akurat w tej spódnicy…
Pobladłam na twarzy. Poczułam bardzo nieprzyjemny ucisk w żołądku. On to naprawdę w ten sposób odebrał? To przez to się złościł? Jednocześnie zrobiło mi się jakoś dziwnie przyjemnie na myśl o tym, że chociaż trochę był o mnie zazdrosny. Nie miałam pojęcia, jak mu to wytłumaczyć. Bałam się, że cokolwiek powiem, okaże się bez sensu.
– Wcale nie chciałam nigdzie iść – odezwałam się cicho, patrząc mu w oczy. – I kiedy wróciliśmy, nawet nie pomyślałam o tym, żeby się przebrać. Po prostu mnie tam wyciągnęły. Nie należę do asertywnych osób – wyznałam szczerze.
– Zauważyłem – warknął, ale jego spojrzenie stało się odrobinę łagodniejsze.
Spuściłam wzrok. W milczeniu wpatrywałam się w stół. Wieczór stawał się coraz chłodniejszy. Na moich odsłoniętych ramionach pojawiła się gęsia skórka. Bałam się, że on wstanie i odejdzie, a ja go nawet nie spróbuję zatrzymać. Poruszył się. Serce podskoczyło mi do gardła. Wstał od stołu, zamiast jednak pójść do domu, okrążył go i usiadł okrakiem na ławce, tuż obok mnie.
– Zimno ci – mruknął, okrywając moje ramiona motocyklową kurtką.
Otoczył mnie rękami, przyciągając do siebie. Z ulga oparłam się o jego tors. Przytulił policzek do moich włosów.
– Nie gniewasz się już? – zapytałam nieśmiało.
Przez dłuższą chwilę nie odpowiadał. Potem ciężko westchnął.
– Jestem wściekły – przyznał cicho. – Co ci przyszło do głowy, żeby samej wychodzić z tym kolesiem?
– Co tam w ogóle robiłeś? – zapytałam nagle zaciekawiona, podnosząc na niego wzrok.
Skrzywił się.
– Wyciągnąłem od Adriana dokąd poszłyście – przyznał skrępowany.
Przylgnęłam do niego bardziej. Oliwer syknął, gwałtownie wciągnął powietrze. Odsunęłam się. Spojrzałam na niego pytająco.
– To nic – mruknął niechętnie. – Trochę oberwałem. Twój osiłek miał kilku kolegów.
Przyciągnął mnie do siebie z powrotem. Poczułam się paskudnie. Żałowałam, że nie potrafiłam skuteczniej zaprotestować przeciwko tej głupiej dyskotece. Chciałam coś powiedzieć, cokolwiek. Przeprosić. Nie zdążyłam jednak. W polu widzenia pojawił się Adrian. Zszedł do nas po prowadzących do pokoi, betonowych schodach. Uśmiechnął się ponuro.
– Mogę na chwilę porwać Oliwera? – spytał.
Chłopak skrzywił się, ale wstał.
– Zaczekaj – poprosił ledwo dosłyszalnym szeptem.
Odeszli spory kawałek, znikając z mojego pola widzenia. Rozmawiali przyciszonymi głosami. Nie przewidzieli tylko tego, że w takiej nocnej ciszy, ich głosy będą niosły się bardzo daleko, a przynajmniej na tyle, żebym większość usłyszała. Kłócili się.
– Zwariowałeś?! – mówił Adrian gniewnym tonem. – Co ty najlepszego wyprawiasz?!
– To nie twoja sprawa – odpowiedział mu spokojnie Oliwer. – Ja nie przyczepiam się do twoich kolejnych podbojów.
– Odpuść jej – tym razem w głosie Adriana pobrzmiewała prośba.
– Nie zamierzam – odpowiedź chłopaka była jasna i prosta.
– Skrzywdzisz ją.
Poczułam zimny dreszcz, kiedy usłyszałam te brutalne słowa.
– To nie twoja sprawa – powtórzył Oliwer, nie zaprzeczając. – Nie wtrącaj się.
Rozmawiali jeszcze krótką chwilę, ale ja już nic nie słyszałam. Potem Oliwer wrócił do mnie. Wstałam z ławki. Wziął mnie za rękę i po ciemku poprowadził schodami do wnętrza domu. Zostawił mnie w kuchni, obiecując, że za chwilę wróci. Zapaliłam światło i zabrałam się za zaparzanie herbaty. Po chwili ktoś przyszedł. Odwróciłam się z uśmiechem, który zamarł mi na ustach, kiedy zobaczyłam, że w drzwiach stoi Adrian, nie Oliwer. Wszedł do środka, usiadł przy stole.
– Źle robisz – odezwał się do mnie.
– Nie rozumiem – odpowiedziałam mu z szybko bijącym sercem.
Uśmiechnął się ponuro.
– Jesteś miłą dziewczyną. Nie pasujesz do Oliwera. Odpuść sobie.
– A co tobie do tego? – odezwałam się coraz bardziej wkurzona.
Pokręcił głową.
– Nie masz u niego szans – oznajmił, a w jego głosie pobrzmiewała nieprzyjemna szczerość. – Interesuje cię romans na dwa tygodnie?
Spojrzałam na niego lodowato zimnym wzrokiem. Poważnie mnie zirytował.
– Więc rozumiem, że ty z Lidką planujesz coś więcej? – zapytałam.
Roześmiał się.
– Planowałem – przyznał – ale ona na samym początku dała mi jasno do zrozumienia, że to tylko na te wakacje.
Wzruszyłam ramionami.
– A ja wole dwa tygodnie niż nic.
– Widzisz, ale u niego nie tylko o to chodzi – Adrian wyglądał, jakby to co mówi sprawiało mu przykrość. – Oliwer ma pewne inne skłonności…
– Powiedział mi – przerwałam mu w połowie zdania.
– Co?! – wyrwało się zaskoczonemu chłopakowi.
– Zaproponował mi pewien układ, a ja się zgodziłam – odpowiedziałam mu chłodno – i to naprawdę nie twoja sprawa.
Odwróciłam się na pięcie i wyszłam z kuchni. Cała trzęsłam się z gniewu i żalu. Usiadłam na schodach. Wiedzieć o czymś, a usłyszeć to od kogoś głośno, to dwie różne sprawy. Nie zamierzałam jednak zrezygnować. Mówiłam prawdę. Dwa tygodnie były zdecydowanie lepsze niż nic. Po kwadransie zobaczyłam schodzącego po schodach Oliwera. Zatrzymał się zaskoczony, że widzi mnie siedzącą tutaj, ale nie zadawał pytań. Poszliśmy do mojego pokoju. Chłopak położył się przy mnie na łóżku.
– Zostaniesz? – zapytałam z nutką nadziei.
– Dopóki nie zaśniesz – mruknął cicho, przyciągając mnie do siebie zaborczo. – Muszę dokończyć rozmowę z Adrianem.
Westchnęłam. Wtuliłam twarz w jego tors. Dobre i to, pomyślałam. Nie chciałam zasypiać, ale zmęczenie po aktywnym dniu dało mi się we znaki i wkrótce potem odpłynęłam do krainy snu.
~ ♥ ~ ♥ ~ ♥ ~
Trzy dni! Znałam Oliwera trzy dni, a byłam już w nim nieprzytomnie i bez pamięci zakochana! Zdawałam sobie sprawę, że prawie nic o tym chłopaku nie wiem, ale to mi w najmniejszym stopniu nie przeszkadzało. Niemal odchodziłam od zmysłów. Najgorsze jednak było to, że spędzał ze mną każdą wolną chwilę, mimo słów Adriana, boleśnie i bezsensownie rozbudzając moją nadzieję na coś więcej. Tego dnia niebo było pochmurne. Nawet Lidka i Marta zrezygnowały z wylegiwania się na plaży, a zamiast tego zaplanowały długi spacer. Kiedy schodziłam do kuchni, mimowolnie spojrzałam przez uchylone drzwi wspólnej łazienki. Zamarłam w pół kroku. Stojący w samych spodniach Oliwer, spłukiwał z twarzy piankę po goleniu. Weszłam do środka, przyglądając się mu uważnie. Z trudem przełknęłam ślinę. Jego brzuch zdobiły sporej wielkości, sine plamy. Na policzku miał nieprzyjemne zadrapanie.
– To po wczoraj? – zapytałam bez sensu.
Uśmiechnął się do mnie. Wyminął mnie i zamknął drzwi. Przekręcił w nich zamek. Wytarł twarz ręcznikiem.
– Mówiłem ci, żebyś się nie przejmowała – mruknął odkładając ręcznik i przyciągając mnie do siebie.
– Niby jak mam się nie przejmować?! – niemal warknęłam na niego.
To była tylko i wyłącznie moja wina, a ja doskonale o tym wiedziałam. Roześmiał się. Chwycił mnie za ramiona, popychając w tył, tak, że oparłam się plecami o zimną ścianę. Za sobą miałam duże, seledynowe kafelki, a przed sobą roziskrzone, odrobinę pociemniałe z podniecenia, oczy Oliwera. Chwilę później poczułam na ustach jego żarliwe pocałunki. Zatraciłam się w nich bez pamięci. Chłopak rozpiął moje szorty, ściągając je w dół, razem z czarnymi majtkami. Potem zdjął ze mnie koszulkę i stanik. Uświadomiłam sobie, że pierwszy raz stoję przed nim zupełnie naga. Palące uczucie wstydu zalało moje myśli. Na domiar złego, on się odsunął, przyglądając mi się uważnie.
– Mhm, jesteś śliczna – mruknął.
– Nie jestem – odpowiedziałam mu mechanicznie.
Znów się roześmiał.
– Uwierz mi, jesteś. Chodź tutaj – rozkazał.
Podeszłam do niego posłusznie. W myślach żywo rozbrzmiewały mi jego słowa, że jeżeli się na coś nie zgodzę, to będzie koniec. Postawił mnie przed dużym, łazienkowym lustrem. Sam stanął za moimi plecami. W odbiciu widziałam, jak bardzo się czerwienie. Zamknęłam oczy.
– Chcę, żebyś patrzyła – wymruczał mi do ucha.
Niechętnie podniosłam powieki. Oliwer oparł mnie o siebie. Położył ręce na moich piersiach. Coraz mocniej ściskał palcami moje sutki, a ja czułam narastającą między nogami wilgoć. Jedna jego ręka powędrowała na mój brzuch, schodząc z każdą chwilą coraz niżej. Przesunął dłonią po moich biodrach, a potem pośladkach, nie przestając pieścić piersi. Patrzyłam na nasze, odbijające się w lustrze, sylwetki. Czułam, że najchętniej wiłabym się pod jego dotykiem, błagając o więcej. Z trudem nad sobą panowałam, powstrzymując ciche jęki. Jego dłoń przesunęła się jeszcze niżej, palce chłopaka znalazły się w moim wnętrzu. Nogi się pode mną ugięły, oplotłam ramionami szyję Oliwera, żeby się nie przewrócić. Wstyd i zażenowanie, zlewały się w jedno z cudowną przyjemnością. Chłopak namiętnie mnie pocałował. Odsunął się ode mnie, żeby zdjąć własne spodnie. Na sztywny już członek, nałożył śliską od jakiegoś płynu prezerwatywę. Usiadł na klapie muszli toaletowej, sadzając mnie na swoich kolanach. Znowu zaczął mnie dotykać, tym razem jednak jego palce zagłębiały się w obie moje dziurki. Po chwili podniósł mnie i posadził z powrotem tak, że byłam odwrócona do niego tyłem. Uniósł odrobinę moje biodra, a jego członek zaczął napierać na moją pupę. Poczułam paniczny strach. Mój i tak już szybki oddech, jeszcze gwałtowniej przyspieszył. Szarpnęłam się gwałtownie, przesuwając w górę. Usta Oliwera znalazły się tuż przy moim uchu.
– Jeżeli nie chcesz, nie musimy tego robić – oznajmił cichym szeptem. – Ubierz się, kończymy tę zabawę.
– Nie! – wyrwało mi się zbyt błagalne. – W porządku – dodałam odrobinę ciszej.
Delikatnie przygryzł płatek mojego ucha. Nie napierał jednak ponownie. Przesuwał dłońmi po moich piersiach i brzuchu. Później znów zaczął wsuwać we mnie palce, rozszerzając obie dziurki. Czułam, że jestem podniecona, do granic możliwości. Dopiero wtedy naparł ponownie. Powoli wsunął się w moją pupę. Po policzkach spłynęły mi łzy bólu. Chłopak zaczął się poruszać, tym razem wolno i niezbyt mocno. Jedną rękę położył na mojej piersi, palcami drugiej, łagodnie masował łechtaczkę. Czułam jak ból pierwszego razu miesza się z przyjemnością, zlewając w jedno, dzikie uczucie. Oliwer odrobinę przyspieszył. Poczułam się, jakbym obserwowała fajerwerki, najpierw jeden wielki wybuch, a potem kilka mniejszych. Uświadomiłam sobie, że pierwszy raz w życiu szczytowałam. Chłopak też skończył. Pocałował mnie delikatnie. Powoli wysunął się z mojej pupy. Wstał, odsuwając mnie od siebie. Zdjął odrobinę pobrudzoną prezerwatywę. Zawiązał ją i wyrzucił do stojącego pod zlewem śmietnika. Umył ręce. Nie patrzył na mnie. W lustrze dostrzegłam jego zimne oczy.
– Umyj się, zostawiam ci ręcznik i mydło. Będę w kuchni – oznajmił otwierając drzwi.
Potem wyszedł, starannie je za sobą zamykając. Na miękkich nogach podeszłam do nich i przekręciłam zamek. Zostałam sama. Niechciane łzy napłynęły mi do oczu. Weszłam pod prysznic. Uklęknęłam w kabinie, nie będąc pewna, czy utrzymam się na nogach. Starannie namydliłam całe swoje ciało. Spłukałam się i wyszłam spod prysznica. Powoli zaczęłam wkładać własne ubranie. Ten chłód w jego oczach… To coś mnie zwyczajnie przerażało, a jednak całą sobą wiedziałam, że będę brnęła w to dalej.
~ ♥ ~ ♥ ~ ♥ ~
Kiedy weszłam do kuchni, napotkałam lekko zaniepokojony wzrok Oliwera. Poczułam się znacznie lepiej. Zalałam mlekiem płatki i usiadłam tuż przy nim. Nie mieliśmy jednak czasu porozmawiać, bo już chwilę później dołączyły do nas dziewczyny. Na koniec pojawił się Adrian. Omijał wzrokiem zarówno mnie jak i Oliwera. Po śniadaniu, w piątkę, poszliśmy na spacer. Potem siedziałyśmy na piasku, obserwując jak Adrian z Oliwerem grają w siatkówkę plażową. Nie mogłam się powstrzymać, żeby nie wodzić wzrokiem za opalonym ciałem chłopaka. Dziewczyny najwyraźniej również to robiły.
– Co się stało Oliwerowi? – zapytała Marta, przyglądając się rozległym, świeżym siniakom, zdobiącym jego płaski brzuch.
– To moja wina – mruknęłam nie patrząc na nie.
– Co?! – obie odwróciły się w moim kierunku.
– Wczoraj na dyskotece napastował mnie ten chłopak z którym tańczyłam – odpowiedziałam w skrócie – wtedy wtrącił się Oliwer. Kazał mi uciec do domu, a sam tam został.
Lidka uśmiechnęła się szeroko.
– O super! Jaki bohaterski! Żeby obrywać za dziewczynę – westchnęła teatralnie. – Martuś, musisz spróbować, nie wierzę w to co mówił Adrian, na pewno musi być jakiś sposób, żeby go poderwać.
Był i ja o tym wiedziałam, ale w dalszym ciągu, nie wiedząc czy on to zaakceptuje, bałam się tym z nimi podzielić, dlatego ze ściśniętym żołądkiem słuchałam jak planują go popchnąć w objęcia Marty.
– Oliwer! – usłyszałam wołanie z samego brzegu plaży.
Chłopak się odwrócił. Podbiegła do niego szczupła, ślicznie opalona dziewczyna. Mimo chłodnego dnia, miała na sobie bikini w kolorze pomarańczy. Kiedy tylko znalazła się dostatecznie blisko, złożyła na jego policzku mokry pocałunek, jednocześnie oplatając szyję chłopaka ramionami. Przytulił ją do siebie, na chwilę unosząc w powietrze.
– Spędzasz tu wakacje? – zapytał dziewczyny z uśmiechem.
Skinęła głową, ciągle się śmiejąc. Chwyciła Oliwera za rękę.
– Adrian, nie obraź się, ale porywam go na chwilę – krzyknęła poprzez rozciągniętą na piasku siatkę, a potem pociągnęła za sobą chłopaka w stronę brzegu plaży, a po chwili we dwójkę zniknęli nam z oczu.
Poczułam się okropnie. Czy on przypadkiem sam wczoraj nie mówił o monogamii? To nie miało znaczenia. Nic go teraz nie miało. Zimno rozlało się po całym moim ciele. Otuliła mnie pustka i ból. W duchu zaczęłam sobie wyrzucać od idiotek.
– Widzisz, mówiłam ci, że muszą być na niego jakieś sposoby – szepnęła konspiracyjnie Lidka, do Marty, dobijając mnie już kompletnie.
Podszedł do nas Adrian. Dziewczyny wstały.
– Taka paskudna pogoda, że idziemy zrobić grilla – stwierdził wesoło chłopak.
– Ja jeszcze trochę posiedzę na plaży – stwierdziłam obojętnie.
Tak naprawdę, po prostu chciałam zostać sama. W oczach Adriana zobaczyłam dziwne rozbawienie, ale się do mnie nie odezwał. Coraz mniej go lubiłam. Dziewczyny zaczęły mnie namawiać, żebym z nimi poszła, ale ja tym razem, potrafiłam postawić na swoim. Zostałam. Siedziałam na piasku, wpatrując się w morze. Po prawie półgodzinie wrócił Oliwer. Wyglądał na zadowolonego. Usiadł tuż obok mnie, tak, że stykaliśmy się ramionami.
– Czekałaś na mnie? – spytał z lekkim uśmiechem.
Mimo, że nie liczyłam, że tu wróci, musiałam szczerze przyznać przed samą sobą, że tak. Niechętnie skinęłam głową. Patrzyłam na piętrzące się morskie fale. Położył dłoń na mojej dłoni. Wzdrygnęłam się mimowolnie. Spojrzał zaskoczony. Przez chwilę wpatrywał się we mnie uważnie, a potem się roześmiał.
– Chodź – wstał, podnosząc mnie z piasku.
Nie wiedziałam dokąd mnie ciągnie, ale to nie miało specjalnego znaczenia. Całą sobą walczyłam z tym koszmarnym uczuciem zazdrości. Weszliśmy do postawionego na plaży baru. Wznosił się na drewnianym pomoście. Oliwer minął barierkę i stanął bezpośrednio przed ratanowym stolikiem. Siedzieli przy nim jacyś ludzie. Po chwili pojawiła się również brunetka w pomarańczowym kostiumie kąpielowym. Chłopak uśmiechnął się, obejmując mnie w talii.
– To moja ciocia Natalia – zaczął przedstawiać witających się ze mną ludzi, wujek Marcin, Kuzynka Ania – wskazał na śliczną brunetkę – jej mąż Darek i ich córeczka Paulina – a to moja dziewczyna, Sara – dokończył prezentacji, przysuwając nam krzesła.
Miałam ochotę się zapaść pod ziemię z zażenowania. Dzielnie wytrzymałam uprzejmość i zachwyt obcych ludzi, którzy byli rodziną Oliwera. Poczułam się strasznie głupio, z powodu własnej zazdrości, do której wcale nie miałam prawa. Przecież niczego mi nie obiecywał. Spędziliśmy z nimi dłuższą chwilę, a potem chłopak pożegnał się ciepło i odszedł, zabierając mnie ze sobą.
– Zadowolona? – mruknął obejmując mnie ramieniem, kiedy zniknęliśmy na prowadzącej do willi, leśnej ścieżce.
– Jesteś wstrętny – syknęłam na niego, odpychając go od siebie.
Roześmiał się. Wziął mnie za rękę. Tym razem nie protestowałam. Dopiero teraz, jasno zdałam sobie sprawę z ogarniającej mnie fali ulgi. Puścił moją dłoń, kiedy znaleźliśmy się przed drewnianym płotem domu wczasowego. Stanęłam w miejscu.
– O co chodzi? – zapytał lekko zirytowany.
– Nie rozumiem – przyznałam szczerze. – Informujesz rodzinę o tym, że jestem twoją dziewczyną, a teraz nawet nie chcesz trzymać mnie za rękę.
Wyglądał jednocześnie na rozbawionego i zakłopotanego. Przysunął się do mnie. Przytulił.
– Nie chodzi o mnie – odezwał się cicho – skąd ci to przyszło do głowy? Przecież mój przyjaciel i tak już o nas wie. Myślałem, że wolisz się nie przyznawać koleżankom…
Uśmiechnęłam się do niego. Wzięłam za rękę i pociągnęłam przez prowadzącą do ogrodu, wąską furtkę. Adrian stał przy grillu, dziewczyny siedziały na drewnianej ławce, popijając piwo. Teraz obie wpatrywały się we mnie, zaskoczonymi spojrzeniami.
– O zdążyliście na obiad – odezwał się chłopak.
Oliwer pochylił się i pocałował mnie w usta. Dopiero teraz puścił moją rękę.
– Zaraz przyjdę – mruknął, znikając na prowadzących do pokoi, zewnętrznych schodach.
Usiadłam przy stole, naprzeciwko dziewczyn. Lidka natychmiast pochyliła się w moją stronę.
– Gadaj! Już! – zażądała.
Zaczerwieniłam się zawstydzona. Spuściłam wzrok, uporczywie wpatrując się w stół. Może jednak Oliwer miał rację… szkoda tylko, że doszłam do tego poniewczasie. Za moimi plecami stanął Adrian. Jego duża dłoń, znalazła się na moim ramieniu.
– Co się tak dziwicie? – roześmiał się wesoło. – Pływają razem, uratował ją przed jakimś zaczepiającym ją typem. To musiało się w ten sposób skończyć.
Lidka uśmiechnęła się szczęśliwa.
– Saruś, z ciebie to taka cicha woda. Szkoda, że jesteś zawsze taka tajemnicza – dodała wesoło.
Nieśmiało odwzajemniłam jej uśmiech, czując niepokojąca wdzięczność w stosunku do Adriana. Kiedy jednak spojrzałam w pełne zawiści i niechęci oczy Marty, cała moja radość rozwiała się w powiewach letniej, morskiej bryzy. Dziewczyna była tak wściekła, że nawet nie potrafiła tego ukryć. Przeprosiła i wstała od stolika, wbiegając na górę, po dwa stopnie naraz. Patrzyliśmy za nią zaskoczeni. Czułam się paskudnie, ale wiedziałam, że i tak nic w swoim zachowaniu bym nie zmieniła. No może przyznałabym się im wcześniej do tego, że podoba mi się Oliwer… Tylko czy to by w czymś pomogło? Adrian wrócił pilnować grilla. Lidka wzruszyła ramionami.
– Przejdzie jej – odezwała się do mnie uspakajająco, w ogóle nie przejmując się niezadowoleniem przyjaciółki.
Po chwili na dół zszedł Oliwer. Miał na sobie czystą koszulkę, a jego brązowe, nieco przydługie włosy, ociekały teraz wodą. Usiadł przy mnie tak, jak poprzedniego wieczora. Teraz plecami swobodnie mogłam wtulić się w jego tors. Martwienie się o Martę zeszło na dalszy plan. W jego obecności znów byłam kompletnie i niezachwianie szczęśliwa.
~ ♥ ~ ♥ ~ ♥ ~
Padało, ale to nie był zwykły deszcz, a raczej oberwanie chmury, po prostu ulewa. Nikomu nie spieszyło się, żeby gdziekolwiek wyjść. Adrian wyskoczył do sklepu i wrócił cały mokry, ale dzięki niemu, dziewczyny mogły teraz popijać drinki na bazie białego wermutu. Nawet Marta nie miała już takiego złego humoru, chociaż w dalszym ciągu się do mnie nie odzywała, śmiertelnie obrażona. Krępowało mnie jej milczenie, dlatego nie chciałam z nimi siedzieć. Leżałam na łóżku i czytałam książkę, kiedy do mojego pokoju wsunął się Oliwer. Bezceremonialnie podszedł do mnie i podniósł. Książka wypadła mi z ręki.
– Co robisz? – pisnęłam, oplatając ramionami jego szyję.
Uśmiechnął się zawadiacko.
– Teraz moja kolej, na wolny pokój – stwierdził rozbawiony – więc idziemy przeczekiwać ulewę u mnie.
Wyniósł mnie z pomieszczenia i ze mną na rękach, przeszedł długim korytarzem do sypialni, w której spali z Adrianem. Położył mnie na łóżku i zamknął drzwi, poczym sam ułożył się przy mnie. Przytulił mnie. Po prostu tak leżeliśmy, wpatrując się w sufit. W końcu nie wytrzymałam.
– O czym myślisz? – zapytałam odwracając się w jego stronę.
– To nic specjalnego – mruknął niechętnie.
Westchnęłam.
– Nie podoba mi się, kiedy się martwisz, zwłaszcza, że nie wiem o co.
On także odwrócił się na bok. Wpatrywał się we mnie intensywnie.
– Po prostu nie wiem czy Adrian nie miał racji – powiedział cicho. – Może to nie ma sensu… Cholernie nie chciałbym cię skrzywdzić.
– Doskonale! – odwróciłam się do niego plecami. – Więc niech Adrian decyduje za ciebie! Właściwie za nas obydwoje…
Oliwer westchnął. Przysunął się do mnie, kładąc się tuż za moimi plecami.
– Nie znasz mnie – odezwał się, oplatając mnie ramionami – nie wiesz kim jestem, jak bardzo nie kontroluję swoich zachowań. On to wie, dlatego uważa, że źle robię.
Ponownie poczułam to paskudne uczucie beznadziei. Wiedziałam, że znowu o coś walczę, nie byłam tylko do końca pewna właściwie o co.
– Więc pozwól mi poznać – wyszeptałam w poduszkę.
Gwałtownie chwycił mnie za nadgarstki. Spojrzałam na niego zaskoczona. Bez trudu przytrzymując mnie jedną ręką, drugą sięgnął do rozporka moich spodni. Rozpiął je, a potem jego ręka powędrowała wyżej, pod koszulkę. Podsunął do góry mój sportowy stanik, uwalniając piersi. Położył na nich rękę. Jego dotyk wcale nie był delikatny. Szarpnęłam się. Przytrzymał mnie stanowczo. Poczułam cień ogarniającego mnie strachu. Oliwer wstał, ciągnąc mnie za sobą. Zsunął mi spodnie, mniej więcej do połowy ud, tak, że teraz ciasne dżinsy, krępowały mi nogi. Następna była koszulka wraz ze stanikiem. Odrzucił je na drewnianą podłogę. Stałam przed nim, czując się paskudnie, zupełnie naga, podczas gdy on był całkowicie ubrany. Pchnął mnie na łóżko. Po chwili znalazł się nade mną. Jego ręce były wszędzie, dotykały każdego fragmentu mojego ciała i zdecydowanie nie były to delikatne pieszczoty. Stanowczym gestem odwrócił mnie na brzuch. Chwycił za biodra, i przysunął tak, że wypinałam w jego kierunku pupę. Wtuliłam twarz w poduszkę, nie mając pojęcia do on zamierza zrobić. Niemal podskoczyłam, kiedy poczułam na pośladku silne uderzenie jego ręki. Odruchowo zasłoniłam się dłońmi. Chwycił oba moje nadgarstki jedną ręką, przytrzymując je tuż przy moich plecach. Spróbowałam się wyrwać, bezskutecznie, był ode mnie silniejszy. Ponownie poczułam mocne uderzenie, potem następne i jeszcze jedno. Pochylił się nade mną. Odgarnął mi z karku włosy. Poczułam jego usta na swojej szyi. Przygryzł płatek mojego ucha.
– Powiedz słowo, a to skończymy – wyszeptał kusząco.
Ty sukinsynu! – Przemknęło mi w myślach. – Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz! Zagryzłam zęby i odpowiedziałam mu milczeniem. Wyprostował się. Jego ręka znalazła się między moimi nogami. Całą sobą chciałam je rozsunąć, ale ciasne dżinsy mi na to nie pozwalały. Znów mnie uderzył, a potem kolejny i jeszcze raz. Czułam jak pieką mnie pośladki. Narastało też we mnie uczucie podniecenia. Oliwer ponownie włożył rękę między moje nogi. Wiedziałam, że jestem zupełnie mokra, tak jakby działało na mnie to, co mi robił. Jego palce wsunęły się w ciepłą wilgoć. Jeden, potem drugi, w końcu włożył tam aż cztery. Jęknęłam. Czułam się cała wypełniona i to czego teraz najbardziej pragnęłam, to rozsunąć nogi. On doskonale zdawał sobie z tego sprawę i byłam przekonana, że nie zamierza z tym niczego zrobić. Jego ręka zaczęła poruszać się coraz szybciej. Mój oddech również przyspieszył, jęknięcia, których nie potrafiłam powstrzymać, stawały się coraz głośniejsze. Puścił moje nadgarstki i ścisnął dłonią mój odrobinę obolały pośladek. Dostałam kilka kolejnych klapsów. Potem pochylił się i jego ręka zawędrowała na moje piersi. Nie przestawał mnie posuwać palcami. Moje ciało wyprężyło się. Zaczęło drżeć, a ja poczułam, że dochodzę. Oliwer błyskawicznie wysunął ze mnie palce, przewrócił mnie na plecy, do końca ściągając ze mnie spodnie. Zobaczyłam, że ma rozpięty rozporek. Zachłysnęłam się powietrzem, kiedy rozsunął moje nogi i tak po prostu we mnie wszedł. Jego pchnięcia były bardzo mocne, głębokie. Zamknęłam oczy. Czułam narastającą w środku przyjemność. Po chwili moim ciałem wstrząsnął kolejny orgazm. Moje mięśnie zaczęły mimowolnie zaciskać się na jego członku. Chłopak zaklął, wysunął się ze mnie błyskawicznie. Ciepła, lepka sperma zalała mój brzuch. Przymknął oczy. Położył się obok.
– Przepraszam, nie spodziewałem się, że znowu dojdziesz – mruknął.
Przełknęłam ślinę, nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Odwróciłam się do niego plecami. Westchnął ciężko. Przysunął się do mnie. Wyciągnął rękę i położył moją głowę na swoim ramieniu. Przytulił mnie do siebie.
– Odpuścimy? – zapytał cicho.
– Nie! – odpowiedziałam mu stanowczo.
Wzdrygnął się zaskoczony.
– Więc o co się gniewasz?
Skuliłam się jeszcze bardziej, nie odsunęłam się jednak od niego.
– Bo nie miałam pojęcia, że jestem pieprzoną masochistką – odpowiedziałam mu zgodnie z prawdą.
Roześmiał się.
– Nie sądzę, żebyś była – przyznał.
– Doskonale – warknęłam cicho – więc w takim razie to ty tak na mnie działasz.
– Może – zamruczał wyraźnie rozbawiony. Spojrzał w połaciowe, ukośne okno, które znajdowało się nad naszymi głowami. – Przestało padać już jakiś czas temu – powiedział – jeżeli masz ochotę, to możemy wziąć prysznic, a potem się gdzieś przejechać.
– Cokolwiek, byleby z tobą – odparłam zgodnie z prawdą, chociaż perspektywa jazdy na motorze, sama w sobie była niesamowicie kusząca.
~ ♥ ~ ♥ ~ ♥ ~
Usłyszałam głosy. Znowu się kłócili. Powoli, jak najciszej, zeszłam na dół. Nie zwróciłabym na to uwagi, gdyby w trakcie ich rozmowy, nie padło moje imię. Teraz nie mogłam się powstrzymać, po prostu musiałam wiedzieć!
– Zrobisz tej dziewczynie krzywdę, w końcu nie zapanujesz nad sobą i tak się stanie, naprawdę nic cię to nie obchodzi? – zapytał Adrian.
Oliwer spojrzał ponuro na przyjaciela.
– Nie zrobię – w jego głosie brzmiała jakaś dziwna stanowczość i pewność.
– Skąd wiesz? Doskonale zdajesz sobie sprawę na co cię stać!
– Nic jej nie zrobię – odpowiedział Oliwer już znacznie ciszej – z nią jest inaczej, ona jest inna.
– Co masz na myśli? – spytał mniej pewnie Adrian.
– Na niej mi zależy – przyznał spokojnie Oliwer, a ja poczułam, że moje serce bije tak głośno i szybko, że zaraz oni również mnie usłyszą.
Po cichu wspięłam się z powrotem na schody. Usiadłam na samej górze. Nie miałam pojęcia co jest nie tak, dlaczego Adrian aż tak bardzo się przejmuje, to jednak nie miało znaczenia. Cokolwiek by to nie było, to i tak, całą sobą pragnęłam Oliwera.
~ ♥ ~ ♥ ~ ♥ ~
Tego ranka obudziło mnie wpadające przez okno słońce. Dzień zapowiadał się ciepły i słoneczny. Mimo, że nie cierpiałam wylegiwania się na plaży, cieszyłam się, że będę mogła popływać. Dziewczyny już na mnie czekały. Wpakowałam do torby plażowy ręcznik i zaczęłam szukać stroju. Nigdzie go jednak nie było.
– Sara, idziesz? – usłyszałam ponaglający głos Lidki.
– Chwilę! – zawołałam wysypując z plecaka wszystkie ubrania.
Idealnie! Złośliwość rzeczy martwych, pomyślałam. Zbiegłam po schodach na dół. Adrian i Oliwer stali razem z dziewczynami. Więc oni też wybierali się na plażę? Mimo pięknego słońca, dzień zaczął się po prostu paskudnie! Byłam pewna, że jeżeli im powiem w czym problem, to zrujnuję w ten sposób plany przyjaciół. Lidka na pewno zostałaby szukać ze mną, nie ważne, jak bardzo uwielbiała nagrzaną w letnim słońcu plażę, a z nią zapewne zostałby Adrian. Miałam więc tylko jedno wyjście.
– Nie idę – powiedziałam, starając się nie podnosić na nich wzroku – może znajdę was później – mruknęłam, a potem weszłam z powrotem na górę.
Zamknęłam drzwi od pokoju i rzuciłam się na łóżko. Przez chwilę wpatrywałam się w sufit. Co mogło się stać z tym cholernym kostiumem? Miałam ze sobą tak niewiele rzeczy… Przecież nie mógł tak po prostu rozpłynąć się w powietrzu! Zresztą, nigdy nie należałam do osób, które coś notorycznie gubią. Usłyszałam pukanie do drzwi.
– Proszę – odezwałam się zaskoczona.
Do środka wszedł Oliwer. Spojrzał na mnie z mieszaniną rozbawienia i irytacji. Oparł się o ścianę, krzyżując ręce za plecami.
– Dlaczego nie idziesz? – spytał.
– Może nie mam ochoty? – spróbowałam, z niewielką nadzieją na to, że mi się uda.
– Nie kłam – powiedział z dezaprobatą.
Westchnęłam.
– Nie ważne, naprawdę musisz wiedzieć?
Wzruszył ramionami.
– Po prostu pomyślałem, że może tego szukasz – oznajmił, wyciągając zza pleców mój strój, a raczej to co z niego zostało.
Jęknęłam. Zerwałam się z łóżka. Wyrwałam mu z ręki porwaną, odrobinę ubłoconą szmatę. Cudownie! Trzymając ją w ręku, znowu opadłam na łóżko.
– Skąd to masz? – zapytałam zrezygnowana.
Podszedł bliżej. Usiadł przy mnie.
– Zabrałem psu – stwierdził najbardziej absurdalną rzecz na świecie – najwyraźniej twoja „przyjaciółka” – niemal wypluł to słowo – uznała, że to będzie dla niego idealna zabawka.
– Nie wierzę – westchnęłam, upuszczając resztki stroju na podłogę i zamykając oczy.
Wzruszył ramionami.
– Jak chcesz. Może wygląda tak przypadkiem, ale na twoim miejscu bym się pilnował. Zauważyłem, że dziewczyny są wredne.
– Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo – mruknęłam niechętnie.
Czy Marta naprawdę aż tak była zazdrosna o Oliwera? W sumie, dla mnie nigdy nie była wredna, ale dotąd jeszcze nie weszłam jej w drogę, a widziałam na co ją stać… Ponure myśli zaprzątnęły mi głowę.
– Chodź – powiedział chłopak, podnosząc mnie do pozycji siedzącej – kupimy nowy.
Spojrzałam na niego lekko skonsternowana.
– Nie stać mnie, mówiłam ci już.
Roześmiał się.
– Mnie stać.
– Nie chcę, żebyś mi coś kupował – warknęłam na niego. – I tak już płacisz za wszystko, a zwłaszcza za nasz kitesurfing…
Przyciągnął mnie do siebie, pocałował.
– Więc kończymy zabawę? – wymruczał pytanie.
– Dlaczego? – zaprotestowałam.
– Nie słuchasz mnie – stwierdził – a taka była umowa.
– To nie fair! – oznajmiłam.
– Mhm, bardzo! – roześmiał się cicho, odgarniając mi włosy i całując moją szyję. Potem wstał z łóżka, ciągnąc mnie ze sobą – Idziemy po kostium, a potem na plażę. Ja wybieram – sprostował.
Chwyciłam swoją torbę, a potem zeszliśmy na dół. Oliwer przez cały czas nie wypuszczał mojej ręki. Po drodze na plażę zatrzymaliśmy się w, przyciągającym uwagę barwną wystawą, sklepie. Przez chwilę oglądaliśmy stroje, a potem chłopak kazał mi zmierzyć błękitne bikini, ozdobione minispódniczką a’la pareo. Ku mojemu zażenowaniu, leżało wręcz idealnie. Oliwer był wyraźnie w bardzo dobrym humorze.
– Doskonale, bierzemy – oznajmił stanowczo, a ja nie miałam odwagi po raz kolejny zaprotestować. – Już go nie zdejmuj.
Chłopak poszedł zapłacić, a ja na mój nowy strój kąpielowy, wciągnęłam szorty i koszulkę. Kiedy wyszliśmy ze sklepu, opiekuńczo objął mnie ramieniem i razem poszliśmy na plażę. Dziewczyny i Adriana znaleźliśmy już po kilkudziesięciu metrach spaceru.
– O jesteście! – ucieszyła się szczerze Lidka. – Fajnie, że udało ci się ją namówić – zwróciła się pogodnie do Oliwera.
– Nic prostszego – uśmiechnął się chłopak.
Szturchnęłam go łokciem. Roześmiał się. Z przykrością zauważyłam jak wrogo patrzy na mnie Marta, a byłam pewna, że kiedy zaprezentuję swój nowy strój, będzie tylko gorzej. Usiadłam na ręczniku. Lidka rzuciła Oliwerowi krem z filtrem. Uśmiechnęła się do nas łobuzersko.
– Lepiej się posmarujcie – oznajmiła poważnym tonem.
Chłopak ukucnął przy mnie i bezceremonialnie pobrudził mnie kremem. Popchnęłam go na piasek. Przewrócił się, ale pociągnął mnie za sobą, tak, że znalazłam się na nim. Śmiał się. To było zaraźliwe. Ja również zaczęłam się śmiać. Zdjął ze mnie koszulkę, odsłaniając błękitny stanik stroju i w tej pozycji, w której byliśmy, zaczął smarować mi plecy. Wyrwałam mu krem i usiadłam. Zdjęłam szorty. Posmarowałam starannie twarz, nogi i ramiona.
– A ja? – zaprotestował.
Westchnęłam. Kiedy zwinnie wstał z piasku, stanęłam za nim i posmarowałam mu plecy. Zamruczał, niczym zadowolony kocur. Czynność była kompletnie bez sensu, bo już chwilę później, razem z Adrianem zniknęli w wodzie. Chciałam iść za nimi, ale zatrzymała mnie Lidka.
– Co to za strój? – zapytała zainteresowana.
Byłam pewna, że się czerwienie.
– Nowy – przyznałam – bo do tamtego dorwał się pies. Musiał spaść ze sznurka – dodałam, żeby jeszcze bardziej nie podsycać kłótni z Martą.
– Jeżeli chcesz pożyczyć jakąś kasę… – zaczęła niepewnie Lidka, doskonale znając moje fundusze.
Przecząco pokręciłam głową.
– Oliwer mi kupił – przyznałam niechętnie.
Zauważyłam wściekły wzrok Marty, ale to Lidka spojrzała na mnie skonsternowana.
– Uważaj słoneczko, żebyś nie przesadziła – odezwała się do mnie.
To było ostrzeżenie. Kto jak kto, ale wiedziałam, że Lidka przeżyła przeróżne przygody. Zmusiłam się do uśmiechu.
– Zaprotestowałam – wyjaśniłam szczerze – ale nalegał – nie miałam zamiaru wyjawić na czym polegał jego szantaż – nie martw się o mnie, jest ok.
Twarz przyjaciółki rozjaśniła się w uśmiechu. Przewróciła oczami.
– Coś mi się wydaje, że wpadłaś po uszy – roześmiała się wesoło – mam nadzieję, że nie oznacza to porcji dużych lodów, codziennie przez resztę wakacji po powrocie do domu – zażartowała.
Odwzajemniłam jej pogodny uśmiech, ale byłam przekonana, że kiedy wrócimy i nie będzie już Oliwera, nie pomoże mi w niczym, nawet największa porcja lodów świata.
~ ♥ ~ ♥ ~ ♥ ~
Dni w towarzystwie Oliwera płynęły cudownie. Gdyby tylko nie wiecznie podły humor Marty i perspektywa powrotu do domu, byłoby fantastycznie. Nie miałam złudzeń. Oni mieszkali we Wrocławiu, my w Gdyni. Nawet, gdyby między nami miało być coś więcej, zabiłaby to sama odległość. Całą sobą starałam się wykorzystać czas, który mi pozostał. Oliwer również chciał spędzać ze mną każdą wolną chwilę i nie wyglądało na to, żeby miało mu chodzić jedynie o seks. Skończyliśmy kurs kitesurfingu i teraz przy każdej lepszej lub gorszej okazji, wypożyczaliśmy sprzęt. Znikaliśmy na całe dnie. Jeździliśmy na motorze, pływaliśmy, chodziliśmy na spacery, tak po prostu, żeby ze sobą być. Wieczorem siedzieliśmy w knajpce przy deptaku, rozmawiając i śmiejąc się wesoło. Nigdy nie brakowało nam wspólnych tematów. Miałam ochotę na piwo, ale Oliwer jak zwykle pił jakiś sok.
– Napij się ze mną – poprosiłam.
– Ja nie piję – oznajmił stanowczo chłopak.
– No co ty? W ogóle? – zapytałam zaskoczona.
– Nie to, że nigdy – westchnął – nie chcę po prostu przy tobie pić.
– Proszę, nie będę przecież sama piła – mruknęłam, przysuwając się do niego bliżej – a mam straszną ochotę.
– Saro, to nie jest dobry pomysł – oznajmił.
– Dlaczego?
– Po prostu, nie i już – stwierdził.
– Świetnie – warknęłam zirytowana, wstając od stolika.
– Gdzie idziesz? – spytał, przytrzymując mnie za rękę.
– Wracajmy – poprosiłam.
Zdawałam sobie sprawę, że zachowuję się głupio i byłam pewna, że zaraz mi przejdzie, on jednak tego nie wiedział. Przyciągnął mnie do siebie, sadzając na swoich kolanach.
– Jeżeli naprawdę tak ci zależy, to się z tobą napiję – westchnął.
– Bardzo bym chciała – odpowiedziałam.
Zdjął mnie ze swoich kolan, a potem wstał. Po chwili wrócił, niosąc dwa pełne kufle. Zamiast poprzestać na jednym, ja ciągle namawiałam go na więcej. Po trzecim przestał już protestować. Kiedy wracaliśmy do domu, był mocno wstawiony, a ja prawie kompletnie pijana. Było już późno i po miasteczku kręciło się niewielu ludzi, a my na dodatek wracaliśmy przez las. Tu nie było nikogo. Przy pierwszej lepszej okazji, Oliwer pociągnął mnie między drzewa. Niebo było trochę zachmurzone, więc lekkie światło dawał jedynie kawałek księżyca. Potykałam się o jakieś korzenie, ale nie zwracałam na to uwagi. Chłopak trzymał mnie mocno i byłam pewna, że nie pozwoli mi upaść. Nie do końca wiedziałam, co się dzieje, ani gdzie jesteśmy, kiedy objął mnie w pasie, podniósł i posadził na drewnianym stoliku. Otaczała nas ciemność i drzewa. W oddali słychać było szum morskich fal. Oliwer pocałował mnie mocno, wręcz brutalnie. Niemal zdarł ze mnie kraciastą koszulę, w którą byłam ubrana. Potem zaczął pozbywać się reszty mojej garderoby. Słabo zaprotestowałam. Nie zwrócił na to najmniejszej uwagi. Chwilę później, zupełnie naga, drżałam z zimna, na drewnianym stole. Zobaczyłam pociemniałe z podniecenia oczy chłopaka. Wcześniej bałam się tego, że ktoś tu będzie przechodził, że ktoś mnie zobaczy, teraz jednak zaczęłam bać się również jego. Jego ręce i usta były dosłownie wszędzie. Jego dotyk sprawiał mi ból. Odwrócił mnie na brzuch i dał mi klapsa, znacznie mocniejszego niż wcześniej w pokoju. Poczułam w sobie jego palce. Pod brzuchem i piersiami, miałam twarde deski. Było mi zimno i niewygodnie. Palce Oliwera poruszały się coraz szybciej, sprawiając mi coraz większy ból. Łzy spłynęły mi po policzkach. Mimo tych kilku piw, teraz czułam się, jakbym zupełnie wytrzeźwiała. Pisnęłam z bólu, kiedy uderzył mnie ponownie. Chciałam się odwrócić.
– Oliwer, wystarczy – poprosiłam.
Roześmiał się, a ja poczułam prawdziwy strach.
– Sama tego chciałaś – powiedział odrobinę zachrypniętym z podniecenia głosem.
Przytrzymując mnie jedną ręką, drugą zdjął własne spodnie. Znów położył mnie na plecach. Spróbowałam się wyrwać. Wtedy poczułam w ustach jego sztywny członek. Mimowolnie go ugryzłam. Odepchnął mnie. Uderzył w twarz.
– Oliwer, proszę… – szepnęłam, a po policzkach spływały mi łzy.
– O co prosisz? – zamruczał znów przyciągając mnie do siebie.
Wziął do ręki moją pierś. Poczułam na karku mocne ugryzienie. Pisnęłam. Znowu mnie uderzył, w ogóle nie patrząc gdzie bije. Teraz płakałam już otwarcie, a on się śmiał. Brutalnie pchnął mnie na stolik. Przyciągnął do siebie tak, że moja pupa wisiała nad ziemią, tuż za blatem. Przytrzymał moje nogi. Poczułam jak jego męskość napiera mocno na moją pupę. Łzy spływały po moich policzkach coraz gęściej.
– Oliwer, nie – odezwałam się głośno, błagalnie.
– Zamknij się! – warknął na mnie ostro.
Posłuchałam. Całe moje ciało drżało. Przestałam się bronić, był znacznie silniejszy. Wszedł do środka, brutalnym, mocnym ruchem. To już nie była zabawa. Ból rozrywał całe moje, nieprzygotowane ciało. Oliwer poruszał się coraz szybciej. Z całej siły zagryzłam zęby, żeby nie krzyczeć. Po ciągnących się w nieskończoność chwilach wyszedł ze mnie, a ciepła sperma zalała mój brzuch. Miałam nadzieję, że to koniec. Myliłam się. Chłopak odwrócił mnie na brzuch. Otarł się lepkim członkiem o moje pośladki. Ponownie wsunął palce w moje wnętrze. Poczułam, jakby coś mnie rozrywało. Zachłysnęłam się powietrzem, szarpnęłam. Przytrzymał mi na plecach ręce, brutalnie przyciskając mnie do stołu. Pochylił się nade mną. Czułam na karku jego ciepły, pachnący piwem oddech. Wsunęła się we mnie cała jego ręka, zaczął nią poruszać. Ból był potworny, a ja nie byłam w stanie krzyczeć. Wiedziałam, że jeżeli zrobi mi coś jeszcze, to po prostu odpłynę. Niecierpliwie czekałam na to, by osunąć się w błogą nieświadomość. Usłyszałam czyjeś kroki. Ręka Oliwera gwałtownie wysunęła się z mojego wnętrza, zadając mi jeszcze większy ból. Skuliłam się na stole. Całe moje ciało drżało. Poczułam na nogach ciepłe stróżki i byłam pewna, że to krew. Oliwer przez chwilę szarpał się z nieznajomym. Tamtemu jednak nie zajęło dużo czasu, przewrócenie go na leśną ściółkę.
– Wynoś się stąd! – usłyszałam ociekający wściekłością głos Adriana.
Zadrżałam. Skuliłam się jeszcze bardziej. Absurdalnie nie chciałam, żeby mnie w takim stanie zobaczył. Oliwer wstał dosyć chwiejnie.
– Pieprz się! – warknął.
Z pięściami rzucił się na przyjaciela. Adrian odepchnął go brutalnie. Chłopak znów się przewrócił. Zerwał się i spróbował ponownie. Oberwał po raz kolejny, tym razem jednak tak szybko nie wstał. Adrian podszedł do mnie. Podniósł mnie i otulił swoją bluzą. Kiedy w żaden sposób nie zareagowałam, ostrożnie posadził mnie z powrotem na stole. Pozbierał moje leżące na ziemi ubrania. Postawił mnie na ziemi. Łzy spływały mi po policzkach, ale tylko na niego patrzyłam. Pomógł mi włożyć majtki. Wziął mnie na ręce, kompletnie ignorując obecność Oliwera. Wtuliłam się w niego jak mała dziewczynka, nie mogąc przestać łkać. Zaniósł mnie do domu. Wszedł razem ze mną do łazienki. Oślepiło mnie jasne światło. Podszedł do mnie, obejrzał.
– Przepraszam – powiedział cicho. – Powinienem wezwać pogotowie – mówił, pełnym żalu, zmartwionym głosem.
Z trudem stałam na nogach. Zachwiałam się, kiedy się ode mnie odsunął. Przytrzymał mnie. Widziałam spływającą po moich udach krew.
– Nie – zaprotestowałam słabo. Doskonale zdawałam sobie sprawę z konsekwencji, jakie by to wywołało. – Pomóż mi się umyć – poprosiłam.
Zawahał się.
– Może zawołam Lidkę – zaproponował.
– Nie, proszę.
Musiał dostrzec błaganie w moich oczach, bo posadził mnie delikatnie na podłodze, a sam odkręcił pod prysznicem wodę. Rozebrałam się. Było mi już wszystko jedno. Adrian starał się na mnie nie patrzeć. Umyłam się, a on pilnował, żebym się nie przewróciła. Owinął mnie ręcznikiem i starannie wytarł, a potem znów otulił swoją bluzą. Na korytarzu ponownie wziął mnie na ręce. Zaniósł do swojego pokoju. Położył na łóżku i przykrył kołdrą, a sam usiadł na podłodze, tuż obok. Mniej więcej doszłam już do siebie. Nie mogłam uwierzyć w to co zrobił mi Oliwer, ale przecież mnie uprzedzał. Prawie już zasypiałam, kiedy rozbudził mnie huk otwierających się drzwi. Adrian gwałtownie zerwał się z podłogi, stając dokładnie pomiędzy mną, a Oliwerem. Wpatrywał się w niego w milczeniu. Chłopak był pobrudzony i lekko podrapany, nie wyglądał już na wściekłego, a raczej na przerażonego.
– Do rana możesz się tu nie pokazywać – odezwał się Adrian, z trudem panując nad własnym głosem.
Oliwer spojrzał na niego błędnym wzrokiem, potem jego spojrzenie padło na mnie. Postąpił krok, w kierunku łóżka na którym leżałam. Zerwałam się i skulona odsunęłam pod samą ścianę. Chłopak zatrzymał się, nie próbując wyminąć Adriana. Nie spuszczał wzroku z mojej przerażonej twarzy.
– Nic jej nie jest? – zapytał cicho, łamiącym się głosem.
– Będziesz miał szczęście, jeżeli Sara nie oskarży cię o gwałt – warknął Adrian, wypychając go za drzwi.
Oliwer nie protestował. Adrian zamknął drzwi, tym razem przekręcając w nich klucz. To co się stało było zbyt świeże, nie potrafiłam opanować drżenia. Chłopak usiadł koło mnie, przytulił do siebie, jednocześnie łagodnie zmuszając mnie do tego, żebym się położyła.
– Nie zostawiaj mnie – poprosiłam cicho, wtulając się w niego.
– Nie zostawię – westchnął, staranniej otulając mnie kołdrą.
Przestałam drżeć. Po chwili mój oddech się uspokoił. Wiedziałam jednak, że nie dam rady zasnąć. Troska w głosie Oliwera była zbyt szczera, zbyt prawdziwa.
– Co z nim jest nie tak? – zapytałam. – Czemu on mi to zrobił?
Adrian westchnął, wiedziałam jednak, że mi odpowie. Uważał, że należy mi się przynajmniej prawda.
– Widzisz, Oliwer nie zawsze nad sobą panuje. Cierpi na zaburzenia osobowości, a do tego ma skłonności do sadyzmu. To niezbyt przyjemna mieszanka. On doskonale zdaje sobie z tego sprawę, bierze nawet leki. Dodatkowo nadmiar energii, rozładowuje w różnego rodzaju sportach. Naprawdę to uwielbia. Zazwyczaj go lepiej pilnuję – przyznał – ale w twoim przypadku był taki pewien, że cię nie skrzywdzi, że mu uwierzyłem. Dziękuję ci – mruknął po dłuższej chwili milczenia. – Nie wiedziałem co robić. Gdybyś pozwoliła mi wezwać pogotowie, on zwyczajnie poszedłby siedzieć – skrzywił się nieznacznie. – Jakiś czas temu, nie zapanował nad sobą w porę i prawie na śmierć pobił faceta, który próbował zatłuc kijem psa. Dostał za to pięć lat w zawieszeniu. Nie zamknęli go tylko przez wzgląd na opinię psychiatry i fakt, że Oliwer dobrowolnie podjął się leczenia.
Przymknęłam oczy.
– Nie miałam pojęcia – szepnęłam – to moja wina. Namówiłam go, żeby się ze mną napił. Dlatego puściły mu hamulce.
– Co za dureń! – syknął Adrian. – Jeżeli się na to zgodził, to tylko i wyłącznie jego wina! Chyba zaczął myśleć nie tą częścią ciała co trzeba. – Przez chwilę brzydko przeklinał. – A ja jestem ten drugi idiota, bo zamieniłem mu leki, a tych, które mu dałem, zdecydowanie nie powinno się łączyć z alkoholem. Gdybym go uprzedził…
Uśmiechnęłam się do niego blado. To wszystko nie mieściło mi się w głowie. Zakochałam się w jakimś pieprzonym psychopacie! I najgorsze, że była to prawda. Pomimo tego, co mi zrobił, pomimo tego, co właśnie usłyszałam, ja w dalszym ciągu kochałam Oliwera. Masz ci los! Spośród tylu miliardów facetów, mnie akurat musiał trafić się Hannibal Lecter!
– Dziękuję, że mi powiedziałeś – odezwałam się cichutko, zamykając oczy.
Martwił się o mnie. Ta myśl w jakiś sposób dodawała mi otuchy. Nie wiedziałam co się dalej stanie i jak to wszystko będzie wyglądało, byłam pewna tylko jednego – musiałam z nim porozmawiać. Szczerze i o wszystkim.
~ ♥ ~ ♥ ~ ♥ ~
Obudził mnie hałas otwierających się drzwi. Przypomniałam sobie, jak w nocy wychodziłam do łazienki, a potem zapomniałam je zamknąć. Adrian mruknął, wyciągnął rękę i oplótł mnie ramieniem. W progu stał Oliwer. Patrzył na nas. Jego twarz zrobiła się kredowo blada. Nic nie powiedział, po prostu odwrócił się i wyszedł. Zerwałam się z łóżka i pobiegłam za nim. Kiedy jednak wydostałam się z pokoju, chłopaka już nie było. Z cichym westchnięciem poszłam do siebie. Dziewczyn nie było w pokoju, co uznałam za szczęśliwy zbieg okoliczności. Nie chciałam, żeby zobaczyły mnie, zanim doprowadzę się do porządku. Dzień należał do tych chłodniejszych, wzięłam więc długie dżinsy, koszulkę z rękawkami i zaszyłam się w łazience. Tam obejrzałam się przed dużym lustrem. Zdjęłam z siebie za dużą bluzę Adriana. Na szyi i dekolcie miałam sine ślady, jak od malinek, były też jednak między nimi widoczne ugryzienia. Kilka brzydkich siniaków zdobiło też moje ręce i nogi. Odetchnęłam z ulgą na myśl, że nic więcej. Umyłam się i ubrałam, a potem zniknęłam z powrotem w pokoju, by zasłonić szyję bandanką. Bez śniadania czy czegokolwiek innego, wyszłam przed dom. Odetchnęłam świeżym, nadmorskim powietrzem. W taki wietrzny dzień, byłam więcej niż pewna, że wiem, gdzie mogę znaleźć Oliwera. Moje nogi same skierowały się ku molo nad zatoką. Niebo zdobiły barwne latawce surferów. Tak wiało, że na pomoście prawie nie było ludzi. Już z oddali wypatrzyłam, siedzącą na schodach, skuloną sylwetkę. Podeszłam tam, usiadłam przy nim. Spojrzał na mnie zaskoczony, potem natychmiast odwrócił wzrok. Milczał.
– Cześć – odezwałam się, nie będąc pewną co powinnam, co mogłabym, powiedzieć.
W dalszym ciągu na mnie nie patrzył.
– Saro, przepraszam, wracaj do domu – poprosił.
– Chyba zgłupiałeś – syknęłam poirytowana, nie tak wyobrażałam sobie tą rozmowę.
– Gdyby nie Adrian, nie mam pojęcia, co bym ci zrobił – jęknął cicho chłopak. – Powinienem iść siedzieć – wyznał.
– Nie gadaj bzdur! – odezwałam się do niego ostro. – I nie użalaj się sam nad sobą, bo to nie ma sensu. Nic mi nie zrobiłeś – skłamałam, tak bardzo pragnąc, żeby przynajmniej mnie przytulił.
Wzdrygnął się. Uśmiechnął się kwaśno.
– Doskonale pamiętam, co robiłem – przyznał niechętnie. – Choć uwierz, wolałbym tego nie wiedzieć.
Ukucnęłam przed nim, ręce położyłam na jego kolanach. Chciałam, żeby na mnie popatrzył. Zrobił to. Widziałam jego, pełne bólu, szaroniebieskie oczy.
– Saro… – poprosił cicho.
Przysunęłam się bliżej, chciałam go pocałować. Pragnęłam, żeby zrobił cokolwiek, odwzajemnił pocałunek, przytulił, on jednak gwałtownie wstał.
– Przepraszam, tak bardzo cię przepraszam – powiedział, a potem odwrócił się i odszedł szybkim krokiem, a ja zostałam sama.
Siedziałam jeszcze chwilę na molo, a potem wróciłam do domu. Na korytarzu usłyszałam krzyki Lidki. Wrzeszczała na Adriana. Chłopak stał tam, jak osaczona ofiara, nawet nie próbując się bronić. Kiedy pojawiłam się w zasięgu jej wzroku, na mnie też zaczęła krzyczeć. Zobaczyłam, że mój, spakowany plecak, stoi w wąskim korytarzu przed drzwiami. Leżała na nim złożona bluza chłopaka. Marta siedziała za otwartymi drzwiami, na łóżku. Uśmiechała się pod nosem.
– Mało ci jeden? – warknęła na mnie Lidka. – Miałam cię za przyjaciółkę, a ty musiałaś zrobić coś tak podłego?!
Pytająco spojrzała, na Adriana. Wzruszył ramionami, ale milczał.
– O co chodzi? – spytałam niepewnie.
– Nie udawaj idiotki! – syknęła. – Marta widziała wczoraj, jak Adrian, półnagą niesie cię z łazienki. Do tego spędziłaś z nim noc, podczas gdy twój kochany Oliwer – niemal wypluła te słowa – gdzieś się szlajał! Jak mogłaś?
Zagryzłam zęby, znowu spojrzałam na Adriana, tym razem w moim wzroku było pytanie. Przecząco pokręcił głową. Mimo, że zależało mu na Lidce, nic im nie powiedział. Ja też nie zamierzałam. Usiadłam pod ścianą, przy swoim plecaku, Adrian usiadł koło mnie. Dziewczyna ryknęła, jak wściekły niedźwiedź i ostentacyjnie ruszyła schodami w dół. Z pewnością nie takiej reakcji się spodziewała. Marta zamknęła drzwi. Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu, a potem ja wstałam.
– Porozmawiam z nią – zwróciłam się do Adriana, a potem, w ślad za dziewczyną, zeszłam schodami.
Lidka była w kuchni. Tuż przy niej stał Oliwer. Byłam pewna, że musiał słyszeć całą awanturę. Nawet z korytarza widziałam jego chłodne, szaroniebieskie oczy. Ona ich nie widziała lub nie miała pojęcia co oznaczają. Przysunęła się do niego bliżej.
– Skoro Sara przerzuciła się na Adriana, to może my razem… – zaproponowała kuszącym głosem, ocierając się o niego biodrem.
Oliwer błyskawicznie chwycił ją za nadgarstki. Pchnął dziewczynę, tak, że oparła się o blat kuchenny. Jej ręce znalazły się wysoko nad głową, przygniecione przez niego do wiszącej szafki.
– Ty mała idiotko! – syknął wściekle. – Adrian jest zapatrzony w ciebie jak w tęczę, a ty osądzasz go na podstawie tego, co mówi jakaś zazdrosna dziewucha. Uwierz mi, chciałbym, żeby coś zrobił z Sarą, to byłaby dla mnie odpowiednia kara, jestem jednak przekonany, że nawet jej nie tknął. Ba, nawet przez myśl mu to pewnie nie przeszło!
– Więc co stało się wczoraj?! – zapytała wściekłym głosem, odrobinę przestraszona Lidka.
– Za dużo wypiłem – oznajmił jej niepełną prawdę – i przeholowałem. Adrian zamknął się z Sarą w pokoju, żeby mnie tam nie wpuścić i miał cholerną rację – dodał, puszczając jej ręce.
Dziewczyna zamrugała. Patrzyła na niego zszokowana, tyłem wycofując się z kuchni. Potem wbiegła po schodach. Schowałam się, żeby na mnie nie wpadła. Potem weszłam do jasnego pomieszczenia. Stanęłam w progu, tym razem nawet nie próbując podejść do Oliwera. Dzielącą nas odległość pokonał jednym susem. Spojrzał na mnie, a potem przytulił, delikatnym pełnym czułości gestem. Wszystkie jego mięśnie były napięte. Wiedziałam, że czeka na jakikolwiek, najmniejszy protest z mojej strony, żeby mnie puścić. Ja jednak nie zamierzałam protestować. Przylgnęłam do niego całą sobą. Usiadł na krześle, sadzając mnie na swoich kolanach. Jego ramiona oplotły mnie tak, jakby chciał schować moją postać przed całym światem. Chwilę później dołączyli do nas Lidka i Adrian. Trzymali się za ręce. Dziewczyna nieufnym spojrzeniem obrzuciła Oliwera.
– Saro, przepraszam – odezwała się cicho. – Nigdy nie powinnam cię tak z góry osądzać.
Obdarzyłam ją bladym uśmiechem.
– Nie martw się, już wszystko ok. – mruknęłam, opierając głowę, o ramię Oliwera.
~ ♥ ~ ♥ ~ ♥ ~
Przez kilka ostatnich dni, chodziliśmy wszędzie we czwórkę. Marta prawie nie wychodziła z pokoju. Oliwer nadskakiwał mi na każdym kroku, co było odrobinę irytujące, ale momentami bardzo mi się podobało. W dniu wyjazdu obudziłam się u jego boku, czując w sobie paskudną pustkę i żal. Na sąsiednim łóżku, w ramionach Adriana, spała Lidka. Nie mieliśmy już skrupułów, żeby naburmuszoną Martę, zostawiać samą. Oliwer, kiedy tylko zauważył, że otworzyłam oczy, przyciągnął mnie do siebie stanowczo. Pocałował delikatnie. Mruknęłam zadowolona.
– Mogę odwieźć cię do Gdyni? – zapytał prosząco. – Lidka jedzie z Adrianem do Wrocławia, zaprosił ją na resztę wakacji.
Coś stanęło mi w gardle. Dlaczego my tak nie mogliśmy? Skinęłam jednak głową, nie będąc zbyt pewna własnego głosu. Wyjechaliśmy po południu. Odwiózł mnie pod mieszkanie, które wynajmowałyśmy we trójkę. Blok znajdował się przy samym końcu ulicy Świętojańskiej, tuż przy Wzgórzu Świętego Maksymiliana. To było ładne miejsce. Idealne na pożegnania. Zsiadłam z motocykla. Oddałam mu kask. On nawet nie zdjął swojego.
– Kocham cię – zaryzykowałam.
Skinął głową. Nie odpowiedział, a potem po prostu odjechał. Czułam się jak kompletna idiotka. Bo niby czego się spodziewałam? Przecież nigdy, niczego mi nie obiecywał. Weszłam do domu. Marty na szczęście jeszcze nie było. Rzuciłam się na własne łóżko. Przez długi czas wpatrywałam się w sufit, a potem po prostu płakałam. Wiedziałam, że nigdy nie zapomnę tych wakacji. Pod wieczór w moim pokoju pojawiła się Marta. Usiadła przy mnie na łóżku. Dotknęła dłonią mojego ramienia. Podniosłam na nią zapuchnięte od płaczu oczy.
– Idź sobie – poprosiłam.
– Chciałam cię przeprosić – wyznała cicho – jestem zazdrosną idiotką. Najgorszą przyjaciółką świata. Ale pokarało mnie za to, bo popsułam sobie wakacje i zamiast z wami, spędzałam je sama.
Uśmiechnęłam się do niej poprzez łzy. Rozmawiałyśmy. Poczułam się odrobinę lepiej. Nie chciałam jednak myśleć o koszmarze nadchodzących dni, który będzie trwał tak długo, aż jego cudowne wspomnienie, zupełnie w moim umyśle wyblaknie.
~ ♥ ~ ♥ ~ ♥ ~
Nie miałam ochoty jeść, nie chciało mi się spać. Snułam się po domu, co chwila zerkając na komórkę. Nie odezwał się. Ani słowem. Lidka dzwoniła, powiedzieć, że świetnie się bawi. Nie potrafiłam zdusić w sobie uczucia zazdrości, ale w przeciwieństwie do Marty, walczyłam z nim sama. Minął tydzień, a ja, niczym wampir, nie widziałam przez ten czas słońca. Wszystkie moje myśli skupione były na Oliwerze, na wspominaniu każdego, wspólnie spędzonego momentu. Kompletnie nie ważne było to, co zrobił mi w lesie. Liczyło się teraz wszystko inne. Tak bardzo tęskniłam do jego obecności, do jego ust, dotyku! I tak potwornie bolało, że nigdy już ich nie będę miała. Koło godziny siódmej, zadzwonił telefon. Numer był nieznany. Odebrałam. Nogi się pode mną ugięły, kiedy w słuchawce usłyszałam głos Oliwera.
– Czekam w parku, pod twoim domem – odpowiedział, na moje ponure „słucham”. – Zrozumiem, jeżeli nie będziesz chciała mnie widzieć – dodał smutno, a potem się rozłączył.
Sięgnęłam po pierwszą z brzegu bluzę. Włożyłam adidasy, a potem zbiegałam po kilka stopni naraz. Zwolniłam dopiero w parku. Naprawdę tam był. Siedział na jednej z drewnianych ławek. Podeszłam do niego. Przyglądał mi się przez chwilę, jakbym nie była realna. Usłyszałam westchnienie ulgi. Wstał. Trzymał w rękach długą, białą różę. Podał mi ją, mimo, że w jego oczach widziałam niepewność.
– Co tu robisz? – zapytałam.
– Saro… – zaczął, ale po chwili znowu zamilkł.
Perfekcyjnie! Chłopak, który drugiego dnia znajomości prawie otwarcie zaproponował mi seks, teraz nie potrafił się wysłowić!
– Nie odezwałeś się do mnie ani słowem, przez cały tydzień, a teraz, tak po prostu tu jesteś! – warknęłam na niego. – Żądam wyjaśnień! Jakichkolwiek!
Uśmiechnął się. Przełknął ślinę.
– Wynająłem w Gdyni mieszkanie – oznajmił cicho – znalazłem sobie pracę, przeniosłem się na tutejszą uczelnię, piekielnie wkurzając tym ojca. To jednak jest znacznie trudniejsze – szepnął. – Kocham cię Saro i nie wiem czy chcesz dać mi szansę i spróbować być, moją dziewczyną…
Zakręciło mi się w głowie. Oliwer…
– Czy zawsze kiedy coś robisz, od razu jest to na taką dużą skalę? – zapytałam obracając w palcach biały, długi kwiat.
– Chyba tak – przyznał. – Nie uznaję półśrodków.
Warknęłam na niego, uderzyłam go pięścią w tors, jednocześnie wpadając w jego ramiona. Przytulił mnie do siebie, chowając twarz w moich włosach.
– Przez cały tydzień nie odezwałeś się ani słowem! – oznajmiłam mu po raz kolejny, nie kryjąc wyrzutu.
– Przepraszam – wyszeptał – nie byłem pewny, jak to wszystko się uda, więc milczałem. Kocham cię – powtórzył.
Zamknęłam oczy. Czułam się jakbym straciła, a teraz odzyskała cały świat. Tuliłam się do niego, wdychając cudowny zapach, rosnących w parku, dzikich róż. Nad zatoką zachodziło słońce, dotykając nas łagodnie, swoimi promieniami, a ja czułam, że coś się w moim życiu zmieniło nieodwracalnie. Będzie trudno, ani przez chwilę nie wierzyłam w to, że z Oliwerem może być łatwo, ale i tak, całą sobą, pragnęłam spróbować.
The End
Portal
To jest prawdziwa przyjaźń – osłaniać innych nawet kosztem siebie. Prymas Stefan Wyszyński…
Vicky
Nie wydaje mi się, żeby było jakieś ograniczenie co do długości komentarzy…
Arisu~~
Świetne opowiadanie! pełne niespodziewanych akcji, ja się nawet popłakałam przy tym :'( dobrze że happy end bo normalnie kompa bym przez okno wysadziła 🙂
Arisu~~
A! no i lubię psychopatów w opowiadaniach :3 mam nadzieje że dałam jakąś inspiracje do pisania jakiegoś opowiadania 😉
Arisu~~
eeeeee… napisałam chyba z 6 zdań .-. dlaczego mi skróciło komentarz?
MAJECZKA25
BARDZO MI SIE PODOBALO …CHOC PRZERAZA MNIE SADYZM, PSYCHOPATIA…JEDNAK…CZYTAJAC MYSLALAM I CZULAM SIE WIECZNA SARĄ…TEZ KOCHALAM PSYCHOPATE……TYLE ZE OPOWIADANIE JEST BARWNE,CIEKAWE…A TA SARA KTORA JEST W MOIM SERCU..CZULA SIE SAMOTNA CALE ZYCIE..A TUTAJ BOHATEROWIE MIELI SZCZESLIWE CHWILE..OBY ZADNA KOBIETA…JUZ NIE PADLA W SIDLA TAKIEJ NIESZCZESLIWEJ MILOSCI.. BO KAZDA SARA ZASLUGUJE NA SZCZESCIE…..POZDRAWIAM WSZYSTKICH
Wika ;]
Mi się tam podobało *uśmiech*
Naprawdę to był taki pornos z prawdziwego zdarzenia *śmieje się*
Osobiście nie kręcą mnie takie opowiadania ale to przypadło mi do gustu.
CorkaDemona
Opowiadanie bardzo ciekawe 😉
IRRESA
Szybko skończone, całkiem ciekawe, tylko Oliwer ma podobny charakter do Matt’a. Tak sądzę… *uśmiech* Ale ja się nie czepiam!
Kisses.
mlodad
mmm piękne zakończenie;D
uwielbiam twoje opowiadania!!! *buźka*
mlodad
a jeszcze jedno;) ogromny plussss za szybkość napisania opowiadania;D
Miye
KONIEC
IRRESA
Aha! I taką przepowiednię to ja też potrafię zrobić. *uśmiech*
IRRESA
Oj Vicky nie marudź, chcemy te pornosy…
Zgadzam się z Corvudae – jak to dziwnie brzmi!
Corvidae
Czy ja powiedziałem, że nie chcę twoich pornosów*?
*Jak to brzmi xD
Rose
Pewnie że chcemy ; P tzn ja chcę żeby nie było że odpowiadam za innych ; )
Corvidae
Pornosy Vicky pisze w niezłym tempie.
*zagląda do szklanej kuli*
W następnych scenach będą członki(jak zawsze za duże), oraz wibratory wszelkich kształtów i kolorów. Później będą żyli długo i szczęśliwie.
Rzekłem…
Miye
Dzięki…
(Jeżeli nie chcecie pornosów, to zachowam je dla siebie… bo pisała i tak będę!)
Rozprówacz
a ja czytać i tak będę ( coś wymyślę)
IRRESA
Opowiadanie w sam raz dla mnie *uśmiech*
Robi się ciekawie i mam nieodparte wrażenie, że Vicky będzie kawałki tekstu wrzucać z “prędkością karabinu maszynowego” jak to Corvidae pisze. (;
A może nie? Hm…
Rose
Mi też się podoba : ) i czekam na więcej : P
Corvidae
Ot, pornos jak pornos.
Kamm.
Uwielbiam Cię, człowieku. Hah.
Corvidae
Ja też siebie uwielbiam. Hah.
Rozprówacz
a mi się podobało
mlodad
ja jestem grzeczna ale przeczytałam z czystej ciekawości heh;)
Na razie jest ok;D zobaczymy co będzie się działo dalej… ekhm;)
może się nie zgorszę;P
Corvidae
Szkoda, że nie jestem niegrzeczną dziewczyną… Czy jako chłopak na prawdę nie mogę tego przeczytać?:)
Miye
Przeczytać możesz, ale nie obiecuję, że Ci się spodoba!