Opis z tyłu okładki:
Błękitny zamek to kultowa wśród miłośników twórczości Lucy Maud Montgomery książka. Wzruszająca, zabawna, magiczna i zaskakująca opowieść o tym, jak być sobą, skąd czerpać siłę, by osiągnąć swój cel i spełnić najskrytsze marzenia – dla czytelników w każdym wieku! Valancy nie poszczęściło się w życiu. Dobiega trzydziestki, a wciąż nie zaznała prawdziwej miłości i smaku przygody. Prowadzi nudną egzystencję starej panny, mieszkając pod jednym dachem z nadopiekuńczą matką i wścibską ciotką. Na szczęście nigdy nie jest za późno, by odmienić swój los.
Moja recenzja:
Postanowiłam napisać o dziele wcale nie nowo wydanym. “Błękitny Zamek” jest książką, do której zawsze wracam. Zupełnie inną od wszystkich pozostałych powieści autorki. Naprawdę sądzę, że warto ją przeczytać, ponieważ każdy powinien mieć swój “Błękitny Zamek”. Ja także mam własny.
Lucy Maud Montgomery słynie ze swojej serii o “Ani z Zielonego Wzgórza”, którą przeczytałam raz i mi wystarczy. Była ciekawa i przyjemna, ale nie inspirująca. Jeżeli chodzi o “Błękitny Zamek” to po prostu go kocham.
Powieść opowiada o losach starej panny – Joanny Starling (w innym tłumaczeniu Valerie). Dziewczyna żyje, jak w więzieniu, przytłoczona i zdominowana przez swoją najbliższą rodzinę. Przez całe życie czuje się brzydka, beznadziejna i bezużyteczna, a uciec może tylko w marzenia. Pewnego dnia jednak coś się zmienia. Dowiaduje się, że jest śmiertelnie chora, a wtedy wszystko w niej się zmienia. Dostaje nową siłę, by przeciwstawić się rodzinie i wreszcie zacząć żyć po swojemu.
Książka jest pisana w taki sposób, że naprawdę trudno się od niej oderwać. Czytającemu poprawia humor i daje nadzieję na spełnienie marzeń. Gdybym miała komuś podać tytuł ulubionej książki, śmiało mogłabym powiedzieć, że jest to właśnie “Błękitny Zamek”.
Miye
To nadrób koniecznie! I Musierowicz jeszcze! I Michalak też, jeżeli nie znasz. Teraz się zaczytuję “Latem w Jagódce”.
Kardimera
Musierowicz mam przeczytaną do “Kalamburki” – tych najnowszych tylko nie znam. A i tak mój ulubiony jest chyba “Kwiat Kalafiora”, to jest świetne. I “Pulpecja”, jak ja uwielbiam Baltonę! Mogę o nim czytać i czytać, o panie Florianie, kocham tego bohatera, no po prostu kocham!
Miye
Moje ulubione było zawsze “Dziecko Piątku” ale to bardzo sentymentalnie, bo mama mnie w dzieciństwie straszyła, że też wyrzuci mojego misia w błoto, jak będę dla niej niedobra. Wiem jednak o czym mówisz, bo jak dorwałam “Pulpecję” (ciotka wcisnęła mi specjalnie przed maturą!) to się nie mogłam oderwać przez całą noc od niej. Za to najbardziej to chyba podobał mi się przewijający się przez Jeżycjadę motyw Marka i Jarka, którzy podpalali drzwi sąsiadom i takie tam inne, a potem wyrośli na całkiem porządnych chłopaków. Ogólnie – Jeżycjada, jako taka to temat rzeka.
Kardimera
Nie wierzę! Po prostu NIE WIERZĘ. Doprawdy, twarz ma powinna teraz spłonąć wstydem. Przeczytałam wszystkie części serii o Ani Shirley (Blythe), a później o jej córce, a o tej książce nawet… nie słyszałam. To przerażające, koniecznie muszę uzupełnić swój brak, zwłaszcza, że książka zapowiada się ciekawie. Rety-rety!
Miye
A “Emilka ze Srebrnego Nowiu” znasz? Mnie się bardzo podobało. Było takie – inne. Ania mi się momentami dłużyła.
Kardimera
Nie, o Emilce również nie słyszałam, jak widać moja znajomość twórczości pani Montgomery jest zawstydzająca. Co do dłużyzn, to się nie dziwię, bo mnie niektóre fragmenty niektórych części o Ani również nieco nużyły. Najlepsza i tak była “Ania z Zielonego Wzgórza”.