„Bezwzględna” to już czwarta część steampunkowego, fantastycznego, pełnego humoru, cyklu o damie bez duszy. Jeżeli ktoś jeszcze nie zna „Bezimiennej”, „Bezdusznej” i „Bezgrzesznej” to najwyższy czas udać się do biblioteki lub księgarni, ponieważ naprawdę warto. Wyobraźnia Gail Carriger jest niezwykła, a autorka nie waha się z niej korzystać. Sama bardzo żałuję, że to już przedostatni tom cyklu „Protektorat parasola” i z niecierpliwością wyczekuję tego kończącego serię.
Lady Alexia Maccon jest już w ósmym miesiącu ciąży, która w oczach wszystkich była nieprawdopodobna, a przez zajście w nią bohaterka miała nie lada kłopoty. Niestety i tym razem tarapaty nie chcą tego zrozumieć i w życie uwielbiającej herbatę kobiety, wpychają się same. Tym razem autorka pozwoliła swojej ulubienicy nieco od podróży odpocząć i cała historia dzieje się w Londynie, co nie znaczy oczywiście, że wydarzeń jest mniej lub są nudniejsze. Mimo to jednak akcja jest nieco wolniejsza, wydaje się być poprowadzona spokojniej. Jednak intrygi, tajemnice i zagadki zachowują się jakby brały udział w wyścigu, na dodatek jedna jest bardziej pomysłowa i atrakcyjniejsza od drugiej. Gdy do tego dodać lekki humor, bezustannie towarzyszący fabule, powieść staje się dziełem niemalże doskonałym, a nie tylko „wartym przeczytania”. W odróżnieniu do poprzedniej części, całość narracji skupia się w historii na głównej bohaterce, a równolegle nie jest prowadzony żaden inny wątek. Czy to źle? Oczywiście zależy. Dla wielbicieli romantycznych powieści, jest to rozwiązanie idealne, dla tych, którzy nie szukali takiego dodatku w „Bezwzględnej” może on być lekko nużący, kiedy to na nim głównie skupia się autorka. Mnie osobiście się podobał, a nawet zagorzały przeciwnik „paranormal romance” zostanie wynagrodzony gdy tylko przebrnie przez pierwszą połowę książki.
Główną bohaterką powieści jest oczywiście Lady Alexia Maccon – postać niezwykle barwna i ciekawa. Kobieta niemal tak samo niezależna, co wredna i krnąbrna. Klimat książki jest zdecydowanie steampunkowy (choć tu nauki i gadżetów było nieco mniej niż zwykle), a w tle towarzyszy mu pełen uroków (i trochę zwariowany) świat Wiktoriańskiej Anglii. Oprócz ludzi pojawiają się w nim równoprawni obywatele – wampiry i wilkołaki – oraz całe rzesze szalonych naukowców (i ich niecodzienne wynalazki). Postacie są żywe i wykreowane z dużą dbałością o szczegóły, a autorka bawi się nimi, jakby pociągała za sznurki w teatrze lalek. Książka nie jest ani trochę gorsza od swoich poprzedniczek, za co Gail Carriger należą się wielkie brawa, bo niewielu autorów potrafi utrzymać wysoki poziom w kontynuacjach cyklu. Lektura ma swój specyficzny, wyróżniający ją wśród innych tytułów klimat, do którego zdecydowanie trzeba się przyzwyczaić – a potem, czytelnikowi zostaje już tylko go pokochać.
Ilustracje na okładkach całej serii są niezaprzeczalnie ciekawe – inne niż wszystkie – i same w sobie wiele je łączy z klimatem zawartości stron. Z pewnością zachęcają do przeczytania osoby lubiące Steampunk i Urban Fantasy, oraz gorliwie zniechęcają przeciwników tych podgatunków fantastyki. Mnie samą w książce najbardziej porusza wiktoriańskie tło powieści, gdyż jestem wielbicielką owego okresu, a w tej twórczości zaprezentowane zostało cudownie. Książka ma 362 strony zapisane nie za dużą, ani nie za małą czcionką – taką idealną, w sam raz. Broszurowa okładka to niestety jedna z tych gniotących się, ale ogólnie rzecz biorąc wydanie nienajgorsze – przede wszystkim nienaganne od strony edytorskiej. Podobają mi się zwłaszcza wyraźnie przedstawione pozostałe tomy, ponieważ widać dzięki temu, że to kontynuacja serii i nikt przez przypadek nie zacznie od środka, co kilkakrotnie mi się niestety zdarzyło w przeszłości.
Historia sama w sobie ma niewiele wad, za to bardzo boli mnie coś zupełnie innego. I tym razem spotkało mnie rozczarowanie. Przeczytałam recenzję książki, zanim sięgnęłam po powieść jako taką. Zdradziła ona połowę treści, niestety. Na szczęście seria „Protektorat parasola” jest na tyle dobra, że czyta się ją dla samego czytania, a nie tylko z ciekawości i chęci poznania fabuły. Przed recenzentami, którzy streszczają książkę jednak stanowczo ostrzegam.
„Bezwzględna” jest powieścią lekką i pełną humoru – taką do czytania przy podwieczorku. Jeżeli jesteś wielbicielką herbaty, to z pewnością pokochasz tę serię. Natomiast jeżeli wielbicielem, to musisz jeszcze trawić literaturę kobiecą. Innych warunków spełniać nie potrzeba.
O autorce słów kilka
Gail Carriger pisze celem odreagowania smutnego dzieciństwa pod okiem ekspatrianta i zrzędy. Uciekła z prowincji, mimochodem zdobywając po drodze dyplom lub dwa. Następnie wyruszyła szlakiem historycznych stolic Europy, wegetując na biskwitach zachomikowanych w torebce. Obecnie rezyduje w Koloniach wraz z pokaźną kolekcją obuwia i zapasem londyńskiej herbaty. Ma słabość do małych kapelusików i owoców tropikalnych. Krótko mówiąc jest przynajmniej tak samo zwariowana jak jej wymyślona bohaterka.
Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję portalowi Nowaczytelnia.