Każdy ma w życiu swoje własne problemy i chmury, które zasłaniają mu słońce. Nie wszyscy jednak potrafią sobie z nimi radzić. Jednym z lepszych sposób jakie znam jest czytanie książek. Zwłaszcza takich powieści, które opowiadają o smutkach i troskach innych osób, ale jednocześnie dają nadzieję zarówno na rozwiązanie problemów z jakimi zmagają się bohaterowie jak i rozwianie naszych własnych smutków. “Uśmiech Madeline” to powieść, która daje nadzieję – pozwala wierzyć, że na niebie nie będzie chmur, a jeśli będą niech mają kolor i zapach róży, jak pisał w swoich listach Petroniusz z “Quo vadis” Henryka Sienkiewicza.
Darien Gee w swojej powieści, w lekkim i dobrym stylu, przeplata losy grona zwyczajnych ludzi, osób które żyją każda w swoim własnym świecie, każda ze swoim własnym lżejszym lub cięższym bagażem. Herbaciarnia Madeline to miejsce, w którym mieszkańcy małego miasteczka dzielą się swoimi bolesnymi wspomnieniami, teraźniejszością i nadzieją na przyszłość. Ważną rolę w życiu bohaterów książki odgrywa Bettie, która potrafi wtrącić się w każdą sprawę. Udziela dobrych rad i wciąga innych w swoje nietypowe hobby. Choć sama nie jest wolna od problemów, pozwala utrzymywać nieustającą wiarę w to, że nikt nie musi w ciężkich chwilach radzić sobie sam.
Bohaterowie rozwijają się w trakcie trwania powieści. Powoli, krok po kroku, radzą sobie z problemami lub dojrzewają by przyjąć czyjąś pomoc. Zostali doskonale wykreowani. Wlewają w serca czytelników ciepło i nadzieję. Uświadamiają również, że nie tylko my sami mamy w życiu swoje trudne chwile. Każdy je miewa. Trzeba tylko nauczyć się sobie z nimi radzić. Nie zawsze z pogodnym uśmiechem na twarzy, czasami płacząc w poduszkę, ale nigdy nie tracąc nadziei na to, że wszystko jeszcze kiedyś się ułoży. Nic nie jest tak ważne jak wiara w przyszłość.
Nie jestem wielbicielką powieści obyczajowych, to nie mój gatunek. Wolę wymyślone, fantastyczne krainy, pełne magii przygody lub romantyczne chwile. Czasami jednak zdarza się, że jakaś książka do mnie przemawia, wołając mnie niemalże po imieniu. Tak właśnie było z “Uśmiechem Madeline”. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Gdy przeczytałam tytuł, obejrzałam okładkę, przekartkowałam kilka fragmentów, wiedziałam już, że nic mnie nie powstrzyma przed czytaniem. Bardzo szybko udało mi się odnaleźć wśród mieszkańców Avalon, współdzieląc z nimi ich życie i problemy.
Powieść jest ciepła i pełna humoru, ale jednocześnie wcale nie jest lekka czy wesoła. Porusza poważne sprawy, przedstawione w niej życie ma słodko-gorzki smak. Fabuła jest spójna, a historie wykreowanych bohaterów, choć nieco serialowe, są bardzo ciekawe. W książce nie ma dłużyzn, pisarka w bardzo dobry sposób rozdysponowała dziejące się w niej wydarzenia. Choć nie ma tu wartkiej akcji, to jednak również czytelnik nie nudzi się nawet przez krótką chwilę. Fragmenty życia bohaterów przypomniały mi o filmie z 2003 roku “To właśnie miłość”. Tam również pojawiały się takie epizody i gdyby ten film był powieścią, myślę, że miałby podobną konstrukcję. Pomysł pisarka miała dobry, a również jego wykonanie jest bardzo udane. “Uśmiech Madeline” przywraca wiarę w ludzi.
Na końcu książki znajduje się rozdział zatytułowany “Smak Avalonu” zawierający przepisy mieszkańców miasteczka. Jest też porada jak zrobić własny album i kilka innych, ciekawych informacji. Na okładce znajduje się doskonałe zdjęcie, na którego pierwszym planie pojawiły się szafirki. To znów obudziło we mnie przyjemne wspomnienia, ponieważ te właśnie kwiaty kojarzą mi się z wiosnami mojego szczęśliwego dzieciństwa. Myślę jednak, że powieść trafiłaby do mnie równie dobrze, nawet wtedy, gdyby nie budziła aż tylu skojarzeń i wspomnień. Jest po prostu przemyślana i napisana bardzo sprawnie. Trochę nie pasuje tutaj polski tytuł, ale myślę, że oryginalny “The Avalon Ladies Scrapbooking Society” w tłumaczeniu wyglądałby znacznie gorzej.
Przykro mi, że książka jest zbyt zwyczajna, by wzbudzić jakiś ogromny entuzjazm czytelników. Za granicą nie zebrała najlepszych opinii – została uznana po prostu za dobrą. Nie trafiła na listy bestsellerów, nie zrobiła wokół siebie szumu medialnego, ale dla mnie jest naprawdę wyjątkowa. “Dowcipna i mądra” – tym razem nie sposób nie zgodzić się z opisem z tyłu okładki.
“Uśmiechem Madeline” to jedna z tych pięknych książek, które gorąco mogę wszystkim polecić. Jest pełna ciepła i przyjazna, wzbudza wiele emocji, pozwala zdystansować się do własnego życia i problemów. Myślę, że to lektura idealna na długie, ponure wieczory, zwłaszcza wtedy, gdy potrzebujemy remedium na zły humor i jesienną depresję. Polecam, bo naprawdę warto.
Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję portalowi Nowaczytelnia
O autorce słów kilka
Darien Gee jest pisarką, żoną i matką trójki dzieci. Łatwo się uzależnia, trzy z jej największych nałogów to: pisanie, czekolada i chleb przyjaźni amiszów. Darien Gee jest również autorką trzech powieści wydanych pod pseudonimem Mia King.