
Strzeż się żniwiarza u bram
Czy znasz takie książki, które pochłaniasz z pełnym zaangażowaniem, ale z każdym kolejnym rozdziałem boisz się, co jeszcze cię czeka? Właśnie tak działa trzeci tom serii „Imperium Ognia”. Sabaa Tahir nie tworzy lekkiej przygody – pisze z rozmachem, bezkompromisowo, prosto w serce. I tak, to boli.
O czym jest książka?
Helene Aquilla, już znana jako Krwawy Krogulec, przechodzi przemianę, która czyni ją jedną z najbardziej niezapomnianych postaci. Musi lawirować między lojalnością a rozsądkiem, broniąc Imperium, które coraz bardziej wymyka się spod kontroli. Komendantka, Marcus, barbarzyńcy – każdy z nich to osobne pole minowe.
Laia stara się powstrzymać Pana Zmroku. Jej droga jest pełna zdrad, niespodzianek i moralnych pułapek. Choć przez większą część książki jej perspektywa wydaje się mniej angażująca, to finał rozgrywający się w stolicy nadrabia wszystko z nawiązką.
Elias już dawno opuścił świat żywych. Jako Łowca Dusz toczy walkę z samym sobą, z przeszłością i przyszłością, która nie daje prostych wyborów. Im dalej, tym mroczniej. I bardziej samotnie.
Moja opinia i przemyślenia
Nie ukrywam – to Helene była dla mnie gwiazdą tego tomu. I choć to może zabrzmieć dramatycznie: świat, który ją otacza, nie jest jej wart. Każda scena z jej udziałem trzyma poziom – od politycznych manewrów, przez bitwy, aż po relację z Avitasem Harperem.
Laia zaskoczyła mnie pozytywnie. Przestała być przezroczysta, jak w poprzednich tomach. Zaczęła działać, podejmować ryzyko, walczyć. Może nie zawsze efektownie, ale na pewno skuteczniej.
Elias miał trudniejsze zadanie – jego fragmenty przypominały sen. Dobrze napisane, choć momentami zbyt rozwleczone. Mimo to nie sposób odmówić im głębi. Jego wątek to powolny rozpad tożsamości.
Warto też wspomnieć o zmianie proporcji – romanse schodzą na dalszy plan. Są obecne, oczywiście – jeden z nich rozwija się w najwolniejszym slow-burnie, jaki można sobie wyobrazić – ale teraz najważniejsze są decyzje, dylematy i przetrwanie. I nie ma tu miejsca na litość – ani wobec bohaterów, ani wobec czytelnika.
Podsumowanie
Sabaa Tahir nie bierze jeńców. Jej świat jest brutalny, gdzieś pomiędzy echem Imperium Rzymskiego a magią Wschodu. Kultura, wojna, duchy, polityka, przemoc i wiara w coś więcej – wszystko to pochłania bez reszty.
Czy znasz takie książki, które fundują emocjonalny rollercoaster i nie pozwalają złapać oddechu nawet na ostatniej stronie? Strzeż się Żniwiarza u Bram właśnie taka jest. I choć chwilami miałam ochotę ją odłożyć, by chronić własne serce – nie mogłam.
Teraz pozostaje tylko jedno – uzbroić się w cierpliwość i czekać na finał. Bo po tym, co działo się w tym tomie, jedno jest pewne: wszystko może się jeszcze wydarzyć.
Egzemplarz recenzencki otrzymałam od wydawcy.
Przeczytaj również: