
Sonata miłości
Kocham pięknie wydane książki, a ta zachwyca już od pierwszego spojrzenia. Ładna, pastelowa szata graficzna i barwione brzegi od razu zachęcają do lektury. „Sonata miłości” to powrót do świata, który w pierwszym tomie kusił spokojem Podlasia, a jednocześnie nosił w sobie ciche drżenie nadchodzących zmian. Druga część historii Aleksandry ma inny rytm, wyraźniejszy, mocniejszy, pełen napięcia. Nadal czuć tu ciepło domu, ale między dźwiękami pojawia się niepokój. Zima w Różanym Jarze jest surowa, a każdy wybór wydaje się obciążony ciężarem konsekwencji.
O czym jest książka
Jest rok 1906. Ziemie Królestwa Polskiego pozostają pod rosyjskim zaborem. Aleksandra jest wychowana między dwoma światami. To córka rosyjskiego pułkownika i polskiej szlachcianki. Wciąż uczy się, jak odnaleźć własną tożsamość w tej nieoczywistej codzienności. Po zniknięciu Stefana, ukochanego zaangażowanego w działalność niepodległościową, żyje na granicy lęku i nadziei. Kiedy znika również Adam, zarządca majątku i jej najbliższy przyjaciel, niepokój narasta.
Dookoła zaczynają splatać się kolejne tajemnice. Igor Wołkow, syn generał-gubernatora, wraca do życia Aleksandry w najmniej spodziewanym momencie. Jego obecność otwiera przed nią drzwi do petersburskich salonów, ale nie daje jasnych odpowiedzi na pytanie o jego intencje. Tymczasem w Różanym Jarze pojawia się Kazimierz – mężczyzna podający się za brata Stefana. Zyskuje zaufanie Zosi, uwodzi ją, a potem zostawia w ciąży. Prawda okazuje się znacznie mroczniejsza. Kazimierz to carski szpieg odpowiedzialny za aresztowania w okolicy. Aleksandra, mimo własnych problemów, bierze Zosię pod opiekę.
W cieniu tych wydarzeń nad posiadłością zaczyna zbierać się burza. Podejrzenia, zdrady, szantaże, presja rosyjskich władz. Aleksandra staje przed pytaniem, które rozbrzmiewa w całej powieści. Miłość czy lojalność? I czy jakiekolwiek rozwiązanie może być naprawdę dobre, kiedy w grę wchodzi los całego Różanego Jaru?
Moja opinia i przemyślenia
Drugi tom czyta się trochę jak zmianę tempa w tytułowej sonacie. Pierwsza część była liryczna i osadzona w uważnych obserwacjach. Teraz melodia staje się wyraźniejsza, bardziej dramatyczna. Nie ma tu niepotrzebnego patosu, za to jest sporo emocji wynikających z samej sytuacji bohaterów. Aleksandra dojrzewa na naszych oczach – nie tylko jako gospodyni odziedziczonego majątku, lecz także jako kobieta gotowa mierzyć się z konsekwencjami własnych decyzji. Widać, jak bardzo zmieniło ją Podlasie. Jak mocno związała się z miejscem, które kiedyś było dla niej obce.

Duże wrażenie robi też to, jak autorka prowadzi postacie drugoplanowe. Zosia wypada wyjątkowo naturalnie – prosta, szczera, przejęta swoją sytuacją, ale jednocześnie niepozbawiona siły. Jej obecność dodaje historii ciepła, a przy tym przypomina, że wielkie polityczne wydarzenia mają realne konsekwencje dla zwykłych ludzi.
Wciąga również tło historyczne. Nie jest nachalne, ale wyraziste. Czuć mroźne powietrze, surowość życia pod zaborem, poczucie zagrożenia. Czuć też tęsknotę za wolnością, która przebija się w najmniejszych szczegółach. Autorka umiejętnie łączy obyczajowość z politycznym napięciem, a wszystko spina zgrabna, płynna narracja. Styl pozostaje lekki, czyta się przyjemnie, a jednocześnie bez spłycania tematu.
Podsumowanie
„Sonata miłości” to dopracowana, emocjonalnie wyważona kontynuacja, w której każdy rozdział prowadzi nas głębiej w świat Aleksandry i jej wyborów. Powieść dobrze oddaje klimat Podlasia początku XX wieku – surowy, a jednocześnie pełen ukrytych barw. To opowieść o dojrzewaniu, odpowiedzialności, o trzymaniu się nadziei wtedy, kiedy wszystko zaczyna się chwiać. O tym, że czasem dom odnajduje się dopiero wtedy, gdy człowiek zobaczy, co jest gotów poświęcić, aby go ocalić. Historia zostaje w pamięci na długo. I naprawdę zachęca, by jak najszybciej sięgnąć po kolejny tom.
Egzemplarz recenzencki otrzymałam od wydawcy.
Przeczytaj również:










