“Skrzydła nad Delft” to pierwsza część trylogii o losach Louise i jej portretu, stworzona przez zdobywcę licznych nagród literackich – Aubreya Flegga. Na półkach w księgarniach pojawia się cale morze wszelkiego rodzaju, tak zwanych, romansów historycznych. Zazwyczaj są to jednak po prostu czytadła z domieszką erotyki. W tym wypadku sprawy mają się zupełnie inaczej, a książka stoi na naprawdę wysokim poziomie.
Louise Eeden to młoda dziewczyna, której przyszłość została przesądzona. Ma ona poślubić swojego przyjaciela z dzieciństwa, Reyniera DeVriesa, by tym samym połączyć dwie, wielkie firmy rodzinne. Louise niespecjalnie się ten układ podoba, jest jednak pogodzona ze swoim losem. Do czasu. Gdy jej ojciec zleca słynnemu artyście namalowanie portretu córki, w pracowni mistrza spotyka Pietera, młodego pomocnika malarza. Wtedy w jej życiu wszystko się zmienia.
Fabuła książki osadzona została w połowie XVII wieku, w Holandii, kiedy to miejsce miał rozkwit Złotego Wieku malarstwa. Był to czas wielkich artystów – takich jak Rembrandt. Aubrey Flegg doskonale oddaje tło historyczne, nie tylko opisując czas i miejsca, ale również treść okraszając prawdziwymi wydarzeniami. Autor bardzo starannie i szczegółowo oddaje ówczesne realia. Do tego robi to w intrygujący i ciekawy sposób.
Bohaterowie to również mocna strona tego tytułu. Rozwijają się powoli, stopniowo, nabierają barw, niczym obraz nanoszony na płótno. Sama Louise to rozsądna, wrażliwa dziewczyna, która ma naprawdę bogatą osobowość (ze strony na stronę coraz bardziej złożoną i wyrazistą). Potrafi rozważnie ocenić sytuację, nawet, kiedy kieruje się sercem, a nie rozumem. Pomysł na wątek romantyczny również autor miał ciekawy i, co ważniejsze, wbrew pozorom i zapowiedzią – zaskakujący. Tym razem tył książki nie zdradza czytelnikowi wszystkiego, a wręcz przeciwnie – jest w stanie wprowadzić go w błąd.
Powieść czyta się niezwykle lekko i przyjemnie. Naprawdę szkoda, że ma zaledwie 250 stron. Za to wydanie książki jest naprawdę piękne. Bogato ilustrowane rozdziały, grafika okładki dopasowana do treści, skrzydełka i przyjemna faktura. Także edycja tekstu, tłumaczenie i podział na rozdziały, dopracowane zostały perfekcyjnie.
Dodatkowo Aubrey Flegg porusza przeróżne problemy społeczno-obyczajowe, jak choćby ustawione małżeństwo z rozsądku. Jego postacie ewoluują, zmieniają poglądy, rozwijają osobowość. To niezwykłe, że w tak krótkiej pozycji, autor skupił naprawdę wiele ważnych rzeczy. Jego powieść nie podąża jedną drogą, ma wiele różnych wątków, a każdy z nich przyciąga uwagę czytelnika. Dodatkowo nie wszystko wygląda tak cukierkowo, jak mogłoby się wydawać na początku. Pisarz naprawdę potrafi zaskoczyć i chwała mu za to!
„Skrzydła nad Delft” serdecznie polecam, zresztą nie tylko młodzieży, która stanowi target książki. Myślę, że każdy w powieści ma szansę odnaleźć coś dla siebie. Nie brakuje tu barw i pięknych słów. Są jednak również inne, znacznie ważniejsze rzeczy. To jedna z tych książek, po których otwarciu, nagle stwierdzasz, że jesteś już na ostatniej stronie i zastanawiasz się, jakim cudem, tak szybko udało Ci się przebrnąć przez jej treść. Do lektury z czystym sumieniem zachęcam, a sama, niecierpliwie, czekam na kolejną część.
Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję wydawnictwu Esprit
soulmate
Czytałam i podpisuję się pod opinią – piękna historia, chociaż zakończenie straszne. Nie mogę się doczekać kolejnej części.
inka144
Kolejna książka z listy “chcę przeczytać”, a kiedy? – to nie wiadomo 🙂