Literatura kobieca jest w Polsce bardzo popularna, ale jednocześnie naprawdę mało doceniana. Najczęściej romantyczne, pełne ciepła powieści, określane są po prostu mianem “czytadeł”. Niosą jednak ze sobą znacznie więcej wartości i otuchy niż wiele osób mogłoby przypuszczać. Czy jedną z takich cudownych, nadających życiu barw książek jest właśnie “Miód na serce” spod pióra Sarah-Kate Lynch?
Sugar „Honey” Wallace podróżuje wraz ze swoim rojem pszczół, by za każdym razem rozpoczynać wszystko od nowa. Choć trzydziestoletnia bohaterka nie czuje się gotowa na miłość, pewien pan zaczyna zabiegać o jej względy. Niestety częścią życia Sugar są jej ukochane pszczoły, a Theo jest na nie mocno uczulony. Gdy dodać do tego tajemnice z przeszłości, problemy pojawiają się same, wyrastając niczym grzyby po deszczu. Nie wiadomo jak skończy się ta historia i czy bohaterom uda się doczekać szczęśliwego zakończenia.
Powieść wydaje się mieć tyle samo zalet co i wad, czy jednak jej lektura będzie przyjemna, zależy tylko i wyłącznie od gustu czytelnika do którego trafi. Książka jest niestety przewidywalna i momentami dość płytka. Taka baśń, tylko że zamiast dla dzieci, to dla osób dorosłych. Co jednak nie znaczy, że źle się ją odbiera. Nadaje się dla czytelników, którzy potrzebują akurat by ich lektura była lekka i niewymagająca. Opowieść, mimo swojej prostoty, jest zabawna i ciepła. Jej bohaterowie również nie są skomplikowani, ale Sugar nie brakuje uroku. Przyjemnie się o niej czyta, zwłaszcza gdy z zapałem angażuje się w życie nowo poznanych sąsiadów. Ciekawym dodatkiem jest opis zachowań pszczół, które reagują na emocje swojej opiekunki. Osobiście bardzo lubię takie elementy i potrafię je docenić. To właśnie te owady wyróżniają książkę na tle innych i sprawiają, że prezentuje się znacznie lepiej niż można by przypuszczać.
W treści pisarka porusza wiele przeróżnych problemów – nie skupia się wyłącznie na jednym wątku. Zbyt mało rozbudowane dialogi i banalne sytuacje jednak często spłycają powagę przedstawionych spraw. Pojawił się pewien potencjał, nie został jednak w pełni wykorzystany. Gdy do tego dodać surrealistyczny wątek pszczół, powieść staje na granicy krainy fantazji, a nie każdy lubi tego typu historie. Przyznam jednak, że do mnie osobiście ta magia przemawia. Skojarzyła mi sie ze ślicznymi powieściami Joanny M. Chmielewskiej, a do nich czuję ogromny sentyment.
Tekst napisany został lekko i swobodnie. “Miód na serce” to całkiem przyjemna komedia romantyczna. Wydana została w pastelowych barwach, a to wręcz idealnie do niej pasuje. Powieść zawiera również pewne przesłanie. Mówi o tym, jak dobrze jest być otwartym na ludzi i wnosić w ich życie nieco radości. Bez moralizowania pokazuje jak w prosty sposób można kochać świat. Takie pozytywne emocje są w dzisiejszych czasach naprawdę ważne. Wiele osób, w pogoni za karierą, zupełnie nie zwraca uwagi na tych, których codziennie mija na ulicy. Sugar różni się od nich. To właśnie dzięki takim postaciom jak ona możemy zobaczyć zupełnie inną drogę życia i zapragnąć by nasze wyglądało podobnie.
Powieść jest pełna sprzeczności. Dziwi mnie jak tworząc coś w tak nieskomplikowany sposób można przekazać tak wiele. Jednocześnie tekst nie zawiera głębi i tworzy całkiem barwny obraz. To tak jakby dziecko malowało na kartce papieru wszystkimi kolorami tęczy. Widzimy, że nie jest to dzieło sztuki, ale patrzenie na rysunek sprawia nam radość i dostrzegamy jego ogromną wartość. Patrząc w tym kontekście jestem naprawdę zadowolona, że “Miód na serce” trafił w moje ręce i miałam okazję ten tytuł przeczytać. Czasami naprawdę potrzebujemy takich właśnie treści.
Do lektury powieści nie zachęca jedynie ładna, stonowana okłada. Sama historia jest również warta uwagi. Choć nie jest to literatura wysokich lotów, a raczej, jak przyjęło się określać, po prostu kobiece “czytadło”, to myślę, że warto poznać tą opowieść. Jest idealna na deszczowy dzień czy ponure popołudnie. Myślę, że będzie potrafiła nieco rozgrzać i dostarczyć paru, przyjemnych, pełnych radości chwil. Lekka, zabawna, niekiedy błyskotliwa, romantyczna, nieco refleksyjna – taka jest właśnie twórczość Sarah-Kate Lynch, a to sprawia, że bardzo szybko i z przyjemnością się ją czyta.
Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję portalowi Nowaczytelnia
O autorce słów kilka
Sarah-Kate Lynch, zanim zadebiutowała jako pisarka, pracowała przez prawie 20 lat jako dziennikarka, dla takich magazynów jak New Zealand Woman’s Weekly oraz w New Zealand Herald. Po wizycie w Irlandii, gdzie pojechała szukać jedynych żyjących krewnych swojej matki, napisała swoją pierwszą powieść “Finding Tom Connor”, której akcja dzieje się w małym irlandzkim miasteczku. Jakiś czas później to również podróż do Irlandii natchnęła ją do napisania kolejnej książki “Blessed Are the Cheesemakers”. Na jej podstawie, a także na podstawie kolejnej powieści “Nie samym chlebem”, będą nakręcone filmy fabularne. Obecnie Sarah-Kate Lynch mieszka z mężem, Markiem Robinem, reżyserem filmowym w Queenstown, malowniczym miasteczku położonym nad jeziorem w górach na południu Nowej Zelandii. Przez ostatnie pięć lat, poza wydawaniem książek, pisarka prowadzi stałą rubrykę w tygodniku New Zealand Woman’s Weekly. Obecnie niestrudzenie pracuje nad kolejną historią.
Joanna Stoczko
Być może po nią sięgnę jeśli złapię jakiegoś doła, bo w takim przypadku niezobowiązujące lekturki sprawdzają się idealnie 🙂
Joanna M.P.
Lekka na poprawę humoru. Niezobowiązująca. Czytało się miło, lecz szybko umyka z głowy 🙂
Vicky
O dokładnie, idealne podsumowanie 🙂