„Krwawy Księżyc” jest już piątym tomem sagi rodu Drake. To romantyczna seria o wampirach, przedstawiająca historie miłosne poszczególnych członków rodziny. Istoty nocy w tym cyklu są zarówno dobre niczym Cullenowie ze „Zmierzchu” jak i krwiożercze rodem z XIX wiecznych horrorów. Jedno jest jednak pewne. Mają swoje własne uczucia i niezwykle długą tradycję.
Solange Drake nie potrafi kontrolować swojej wampirze strony. Nie jest taka jak jej bracia. Woli żywić się świeżą krwią. Jest agresywna i niebezpieczna. Nawet Lucy nie potrafi jej w żaden sposób pomóc. Natomiast chłopak Solange, po tym jak go zaatakowała, z każdą chwilą oddala się od niej coraz bardziej. Koło dziewczyny pojawia się za to tajemniczy Constantin. Do tego wampirzyca zaczyna słyszeć głos, który powoli, stopniowo, przejmuje nad nią kontrolę. Nie tylko ona jednak może zniszczyć uroczystość Krwawego Księżyca. W lesie pojawiają się łowcy i niewątpliwie zamierzają zapolować na wampiry…
Popełniłam poważny błąd nie dowiadując się zbyt wiele na temat książki, zanim zgodziłam się ją zrecenzować. I tak oto w moje ręce trafił piąty tom cyklu, podczas gdy nie znane są mi poprzednie cztery. Jednak według opinii fanów miałam szczęście, gdyż podobno jest to najmniej banalna, a zarazem najmroczniejsza część sagi. Dodatkowo, mimo pojawiającej się często konsternacji, wcale nie zniechęciła mnie do reszty sagi, a wręcz przeciwnie. Mam ochotę poznać pozostałe tomy i dowiedzieć się nieco więcej o losach i romansach członków rodziny Drake. Z przyjemnością poznam bliżej niektórych, występujących w cyklu bohaterów.
Książka jest typową, płynącą na fali popularnego nurtu, młodzieżówką. Lekko napisana, przyjemnie i szybko się ją czyta, a jednocześnie nie wnosi nic specjalnie nowego, twórczego, ani oryginalnego. Przypomina trochę serial telewizyjny. Jej celem jest zaciekawienie czytelnika i dostarczenie mu rozrywki, ale właściwie nic więcej. Także zdecydowanie nie jest to powieść dla osób szukających głębszych doznań, za to dla swojego targetu – nastoletniej grupy – jest idealna.
Alyxandra Harvey jest autorką nie tylko „Kronik Rodu Draków”, ale także i „Wykradzionej” oraz „Córki medium”. Przyznam szczerze, że tą ostatnią książkę już od dłuższego czasu chciałam przeczytać, stąd też ucieszyłam się widząc nazwisko pisarki na innej powieści. Sposobem pisania Alyxandra Harvey nie czuję się zawiedziona, a „Krwawy Księżyc” jedynie zwiększył mój apetyt na pozostałe książki. Pisarka lubi średniowieczne suknie i tatuaże, mieszka w starym, wiktoriańskim domu w Ontario w Kanadzie ze swoim mężem, psami i kilkoma stałymi lokatorami – duchami.
Samo wydanie powieści jest bardzo ładne i staranne. Na końcu tomu mamy drzewo genealogiczne rodu Drake’ów (rzecz niezwykle przydatna, gdy czytanie, tak jak w moim wypadku, zaczyna się od końca) oraz informacje o innych książkach autorki – zarówno pozostałych częściach „Krwawego Księżyca” jak i tych zupełnie nie związanych z nim powieściach.
Akcja w książce toczy się wartko i nieprzerwanie. Bohaterowie zostali przedstawieni w przyjemny, klarowny sposób. Ich historie niebywale wciągają, a pisarka przyszykowała dla czytelnika bardzo wiele niespodzianek. To taka lekka lektura do poczytania wieczorem, przed pójściem spać, w autobusie lub czekając w kolejce. Nic zobowiązującego, a jednocześnie na tyle fajne, że bez trudu przyciągnie uwagę czytającego. Młodszej publiczności polecam, czy spodoba się starszej – to już zależy od tego co kto lubi. Z pewnością warto sięgnąć wtedy, gdy jest się fanem gatunku paranormal romance. „Krwawy Księżyc” to zdecydowanie jego typowy przedstawiciel.
Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuje wydawnictwu Akapit-Press