
Tam, gdzie trwa noc
Jest coś magicznego w książkach, które pachną lasem, szeleszczą liśćmi między stronami i mruczą w ucho szeptem starych słowiańskich legend. „Tam, gdzie trwa noc” od A.B. Poranek to właśnie taka opowieść – baśniowa, mroczna, chwilami romantyczna, ale i niepokojąca. Zaintrygowana opisem i zachwycona wydaniem, zanurzyłam się w tej historii… i wyszłam z niej trochę poruszona, trochę rozdarta. Dlaczego? Już tłumaczę.
O czym jest książka?
Siedemnastoletnia Liska Radost mieszka w małej wiosce na skraju lasu, który budzi więcej lęku niż zachwytu. Od dziecka słyszy, że magia to zło, a ci, którzy ją posiadają, to potwory. Gdy odkrywa własne moce, podejmuje desperacką próbę pozbycia się ich. Co kończy się… dość niefortunnie. Zostaje porwana przez Leszego – demonicznego strażnika lasu – i postawiona przed wyborem: rok służby w zamian za spełnienie jednego życzenia.
Tak zaczyna się jej podróż. Liska trafia do posępnej posiadłości pośrodku lasu, gdzie każde drzewo zdaje się mieć oczy, a każdy cień może kryć przeszłość. Musi stawić czoło tajemnicom Leszego i własnym lękom. A przy okazji odkrywa, że magia, której tak się bała, może być nie tylko przekleństwem, ale i ratunkiem.
Moja opinia i przemyślenia
Zacznę od klimatu – bo to on gra tu pierwsze skrzypce. Mroczny las, tajemnicza posiadłość, cienie przeszłości, zło czające się w milczeniu – wszystko to tworzy gęstą atmosferę, którą naprawdę czuć na każdej stronie. Słowiańskie elementy? Są, i to całkiem nieźle wplecione – od demonów i świąt po postacie jak Jaga czy Leszy.
Liska to bohaterka, która powoli dojrzewa. Przez większość książki zmaga się z poczuciem wyobcowania, a jej droga do samoakceptacji jest bardzo autentyczna. Relacja z Leszym rozwija się powoli, bardzo w duchu slow burn i chociaż nie każdemu przypadnie do gustu takie tempo, dla mnie było plusem. Uczucia nie biorą się znikąd, a ich wspólna przemiana jest subtelna, ale prawdziwa. Fajnym motywem było też znalezienie swojego miejsca w gronie osób, które stały się właściwie rodziną bohaterki.
Nie wszystko jednak było w powieści idealne. Momentami miałem wrażenie, że historia traci rytm, a niektóre wątki aż proszą się o pogłębienie – zwłaszcza tło świata i słowiańskie odniesienia, które mogłyby być jeszcze mocniejsze. Bywa też, że język nie do końca pasuje do klimatu opowieści – trochę za nowoczesny, za bardzo współczesny jak na bajkowy, mityczny świat. Nie współgra z pięknym wydaniem.
Podsumowanie
„Tam, gdzie trwa noc” to książka, która bardziej czaruje klimatem niż fabularnym rozmachem. To historia o akceptacji siebie, o tym, że moc nie czyni potworem, ale lęk przed nią już może. To też opowieść o tym, że czasem to, co wydaje się najciemniejsze, niesie w sobie najwięcej światła.
Czy ta książka jest idealna? Nie. Ale jeśli lubisz mroczne baśnie, słowiańskie echa, powolny rozwój relacji i emocjonalne dojrzewanie bohaterki – to może być coś dla Ciebie. A jeśli jesteś team “slowburn & found family” – to już w ogóle nie ma o czym mówić. Zanuć coś cicho pod nosem, wejdź do lasu… i zobacz, co w nim na Ciebie czeka.
Egzemplarz recenzencki otrzymałam od wydawcy.
Przeczytaj również:
Nihal z Krainy Wiatru. Kroniki świata wynurzonego – Licia Troisi
Bookendorfina Izabela Pycio
Uwielbiam słowiańskie klimaty w powieściach, magia i tajemniczość, przyroda i jej wyjątkowość, chętnie zwrócę uwagę na ten tytuł.
Anszpi
Magiczne historie, to nie mój konik, ale z pewnością ta książka znajdzie fanów, którzy lubią ten gatunek
Anna
Opis książki na pewno zachęci czytelników, którzy zaczytują się w takich historiach.
Ania
Książki, które pachną lasem i szeleszczą liśćmi” – brzmi jak coś totalnie w moim klimacie! Ta recenzja sprawiła, że mam ochotę od razu zanurzyć się w tej historii. Słowiańskie demony, mroczny klimat i powolne odkrywanie własnej mocy? Brzmi jak idealna lektura na długie wieczory. Dzięki za polecajkę – chyba wiem, co będzie moim kolejnym czytelniczym celem!
Ania
Temat samoakceptacji jest bardzo wazny, dobrze, ze powstaja ksiazki, o ktore opowiadaja o tym procesie 🙂