
Kapitan Trips
Kiedy pojawia się komiksowa adaptacja jednej z najsłynniejszych powieści Stephena Kinga, po prostu nie można przejść obok niej obojętnie. Kapitan Trips to pierwszy tom sześcioczęściowej serii, którą oryginalnie wydał Marvel Comics, a teraz po raz pierwszy trafia na polski rynek. To prawdziwa gratka dla fanów Mistrza Grozy, ale też świetna okazja, by spojrzeć na klasyczną historię w zupełnie nowej, wizualnej odsłonie.
O czym jest komiks
Tytułowy „Kapitan Trips” to nazwa wirusa – broni biologicznej, która wydostaje się z tajnej bazy wojskowej i w błyskawicznym tempie dziesiątkuje ludzkość. Epidemia rozprzestrzenia się jak ogień, zabijając 99% populacji USA. Na zgliszczach starego świata pozostają tylko nieliczni odporni, którzy próbują znaleźć sens i bezpieczne miejsce w świecie pełnym trupów. Jednak prawdziwe zagrożenie dopiero się czai – w mroku rodzi się Randall Flagg, mroczny wędrowiec karmiący się chaosem i złem. To zapowiedź nadchodzącej walki dobra ze złem w najbardziej brutalnej formie.
Moja opinia i przemyślenia
Choć treści w tym tomie nie ma wiele, to siła tkwi w obrazach. Mike Perkins stworzył rysunki, które działają jak zamrożone kadry koszmaru – gęste od grozy, ekspresyjne, nasycone emocjami. Niektóre sceny można podziwiać bez końca, inne aż bolą, gdy spogląda się na nie zbyt długo. Kolory Laury Martin wzmacniają poczucie beznadziei i nieustannego lęku. Wrażenie robi też samo wydanie – twarda oprawa, większy format, a na deser dodatki z alternatywnymi wersjami grafik i szkicami, które pozwalają zajrzeć za kulisy powstawania serii.
To, co najbardziej cenię, to wierność wobec Kinga. Roberto Aguirre-Sacasa w scenariuszu zachował atmosferę pierwowzoru – przyspieszający puls, gdy jedno kichnięcie zwiastuje koniec świata. Choć znam już tę historię, choć wiem, co czeka dalej, komiks czyta się jak nowy sen o starym koszmarze. I to sen, z którego nie da się tak łatwo obudzić.
Podsumowanie
Kapitan Trips to mocne otwarcie serii – pełne napięcia, grozy i poczucia, że zagłada czai się tuż za rogiem. To nie jest zwykła adaptacja, to wizualne uzupełnienie powieści Kinga, które pozwala jeszcze głębiej wejść w świat Bastionu. Dla fanów Kinga – lektura obowiązkowa. Dla fanów komiksu – dowód, że klasykę grozy można opowiedzieć obrazem równie sugestywnie jak słowem.
Egzemplarz recenzencki otrzymałam od wydawcy.