„Bezlitosny Labirynt” to już ostatni tom mrocznej, przerażającej trylogii spod pióra Rainera Wekwertha, któremu udało się stworzyć niezwykły, pełen akcji i psychologicznych analiz thriller dla młodzieży. Jak zakończy się ta niecodzienna historia?
Na początku było ich siedmioro, teraz zostało tylko troje – pozostałych pochłonął Labirynt. Są jednak tak zmęczeni, że nie mają już siły walczyć o przetrwanie. Zwłaszcza Mary, którą wciąż nawiedzają potworne koszmary z poprzedniego życia. Kiedy jednak zostaje sama, postanawia być silna – dla Leona, Jeba i Jenny, którzy tak wiele dla niej poświęcili. Postanawia, że to właśnie ona rozwiąże tą niemożliwą do rozwiązania zagadkę.
Muszę z przykrością przyznać, że zawiodłam się na trzecim tomie. Rainer Wekwerth sprzedał czytelnikom tak banalne i przewidywalne zakończenie, że naprawdę się tego po nim nie spodziewałam. Dodatkowo rozwiązanie szyte jest dość grubymi nićmi. Cała, trzymająca w napięciu historia równie dobrze mogłaby nie istnieć.
Długo czekałam na premierę „Bezlitosnego Labiryntu” i tym większy był mój zawód, gdy wreszcie mogłam ją przeczytać. Oczywiście książka w dalszym ciągu trzyma w napięciu i przez pewien czas nie wiadomo o co chodzi. Kiedy jednak już poznajemy rozwiązanie, budzimy się z intrygującego snu i wracamy do szarej rzeczywistości by ponownie twardo stąpać po ziemi.
Główną bohaterką tej historii jest Mary, co również wcale nie działa na jej korzyść. Gdy powieść pisana była z wielu, różnych perspektyw, każdy mógł odnaleźć w niej jakąś cząstkę siebie. Z Mary zwyczajnie nie potrafię się utożsamiać i zapewne wiele czytelników / czytelniczek również nie będzie w stanie tego zrobić.
Na obronę „Bezlitosnego Labiryntu” mogę powiedzieć, że z pewnością każdy kto przeczytać część pierwszą i drugą będzie chciał sięgnąć również po ostatni tom. Początek i środek historii były niezwykle wciągające i pochłaniały tak, że można było zatopić się w lekturze, zupełnie nie dostrzegając rzeczywistego świata.
Trudno mi polecić tę konkretną część, ale trylogia jako całość z pewnością jest warta uwagi. Spędziłam z nią kilka naprawdę przyjemnych chwil. Rainer Wekwerth w mistrzowski sposób potrafi stworzyć napięcie i skupić uwagę czytelnika na stworzonych przez niego bohaterach. Naprawdę bardzo bym chciała, żeby stworzył alternatywny trzeci tom – niestety jednak pozostaje mi cieszyć się z tego co mam i nie zapominać wrażeń, jakie zostawiła mi po sobie pierwsza część, którą serdecznie wszystkim miłośnikom tego typu klimatów polecam.
Dziękuję!
Magia słowa
Trylogia? To szkoda. Gdyby to była jednotomowa część, może jeszcze i bym się skusiła.