Shiro Tori

Date
lut, 08, 2011

Było jej przeraźliwie zimno. Otworzyła oczy. Nie wiedziała gdzie jest. Czuła jak na jej przemarznięte ciało spadają wielkie, mokre krople. Padał deszcz. Leżała na pokrytej kolorowymi liśćmi trawie. Zwinęła się w jeszcze ciaśniejszy kłębek. Nie miała ochoty wstawać. Całe ciało sprawiało jej ból. Mokra, staromodna koszula nocna przyklejała się do jej ramion i nóg. Różnobarwne jesienne liście wplatały się w jej splątane, jasne włosy. To wszystko nie miało sensu. Przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Jej ozdobione długimi, rzęsami powieki z powrotem zakryły oczy. Ponownie osunęła się w ciemność.

~ ♦ ~ ♦ ~ ♦ ~

Jesień. Późny wieczór. Pada deszcz. Młody mężczyzna szybkim krokiem idzie przez modrzewiowy park, chlubę małego miasteczka. W jego zachowaniu nie byłoby nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że nagle przystanął. Zdumiony spojrzał na pokryty barwnymi, jesiennymi liśćmi trawnik. Pod drzewami, w miejscu do którego nie dochodziło pomarańczowe światło latarni, ktoś leżał. Było zbyt ciemno, żeby ktokolwiek ten kształt mógł z drogi zauważyć. Nie dla niego. On zawsze najlepiej widział w ciemnościach. Sam siebie określał ironicznie, jako istotę nocy. Jasne światło dnia bardzo go osłabiało, było dla niego niemal nie do zniesienia. Niemal, ale nie do końca.

To na pewno jakiś bezdomny nie mógł znaleźć w paskudny, jesienny wieczór lepszego noclegu. Miał już odejść, żeby zająć się własnymi sprawami, ale coś go tknęło. Podszedł bliżej. Zaskoczony przykucnął przy leżącej na trawie postaci. Było w niej coś dziwnego, nienaturalnego, zupełnie jak w nim samym. To była kobieta, na tym jednak kończyło się jej podobieństwo do jakiegokolwiek człowieka. Miała na sobie białą, a właściwie teraz już szarą, ponieważ spadający na Brzeziny deszcz nigdy nie należał do najczystszych, staromodną koszulę nocną. Swoim krojem przypominała te noszone w okresie wiktoriańskim. Jej włosy miały kolor czystego śniegu, nie mogły być jednak siwe, ponieważ kobieta wyglądała na bardzo młodą. W takim samym odcieniu były jej brwi i rzęsy. Uważnie przyjrzał się jej pobladłej twarzy i posiniałym z zimna ustom. Właściwie była jeszcze dziewczyną. Jej alabastrowa skóra przywodziła na myśl porcelanę. Była tak jasna i gładka, że sprawiała wrażenie niemal przezroczystej. Cała, drobna postać wydawała się wyjątkowo krucha i delikatna.

Dotknął jej lekko. Oddychała. Sprawiała wrażenie raczej śpiącej niż nieprzytomnej. Decyzją chwili zdjął z ramion czarny płaszcz i nakrył nim leżącą dziewczynę. Ostrożnie podniósł ją z ziemi. Prawie nic nie ważyła. Była jak cień. Sam nie wiedział dlaczego postanowił jej pomóc. Boleśnie zdawał sobie sprawę, że robi to wbrew własnej woli. Powinien po prostu zadzwonić po karetkę. Jeszcze raz spojrzał na dziewczynę. Nie, nie wiedząc kim była, zwyczajnie nie mógł jej tego zrobić. Z jakiejś absurdalnej przyczyny poczuł silną potrzebę roztoczenia opieki nad tą kruchą, bezradną istotą.

~ ♦ ~ ♦ ~ ♦ ~

Poczuła czyjś dotyk. Nie! Wszystko w niej zaprotestowało. Poddała się. Nie miała siły otworzyć oczu, a co dopiero dalej walczyć. Ktoś podniósł ją z ziemi. Więc jednak się nie udało. Miała tylko nadzieję, że litościwy los pozwoli jej być nieprzytomną, kiedy będą robili z nią to co zrobili z jej matką, jej siostrami.

Ktoś podniósł ją z ziemi, niósł ją na rękach. Dziewczyna co jakiś czas traciła, to odzyskiwała przytomność. Nie otwierała oczu. Żałowała, że nie potrafi tak po prostu, na zawołanie oddalić się w ciemność. Czuła na swoim ciele czyjeś szorstkie dłonie. Ktoś zdjął z niej przemoczoną koszulę. Skuliła się, kiedy podniósł ją i włożył do ciepłej wody. Umył ją gąbką omijając intymne miejsca. Wytarł miękkim ręcznikiem. Znowu osunęła się w ciemność.

Obudziła się w łóżku. Wreszcie było jej ciepło. Nie mogła sobie przypomnieć co tu robi, ani w jaki sposób się tu znalazła. Bolało ją całe ciało, wszystkie napięte do granic możliwości mięśnie. Rozluźniła się, znów nadszedł błogi, upragniony sen.

~ ♦ ~ ♦ ~ ♦ ~

Dziewczyna otworzyła oczy. Spojrzała na niego. Mimowolnie się odsunął. Jej oczy! One były czerwone! Miały kolor rozrzedzonej krwi! Odetchnął. Przeczesał palcami nieco przydługie, kasztanowe włosy. Uspokoił się. Przecież gdyby nie była taka dziwna, nigdy by jej tutaj nie zabrał. Musiała być czymś nadzwyczajnym, może magicznym. Tak bardzo pragnął wiedzieć, że nie tylko on różny się od ludzi z normalnego świata.

– Cześć – odezwał się cicho, nie zamierzał jej tak od razu na wstępie przestraszyć. – Długo spałaś – stwierdził przyglądając się jej uważnie.

– Kim jesteś? – spytała, a jej głos mimo, że lekko zachrypnięty, brzmiał lekko i delikatnie, niczym najczulsza pieszczota.

Usiadła z niemałym trudem. Mimo, że miała na sobie jego koszulkę, która była na nią stanowczo za duża, naciągnęła na siebie mocniej białą kołdrę. W jej oczach czaił się strach. Uśmiechnął się do niej leciutko. W geście pokoju pokazał puste dłonie.

– Nazywam się Victor Rafael Datenshi – powiedział spokojnym głosem, mimo, że od urodzenia mieszkał w Polsce, nigdy nie przyszło mu do głowy przybranie polskiego nazwiska, w końcu przecież nie pochodził stąd. – Leżałaś nieprzytomna w parku, przyniosłem cię tutaj.

– Och – westchnęła cichutko, a w jej oczach, w kolorze polnych maków, pojawiła się iskierka nadziei. – Dlaczego? – zapytała wpatrując się w niego.

– Co dlaczego? – zdziwił się zaskoczony pytaniem.

– Dlaczego mnie tu przyniosłeś? – powtórzyła nieco precyzyjniej.

Wzruszył ramionami.

– Nie wiem – odpowiedział zgodnie z prawdą. – Wydałaś mi się dość – przez chwilę szukał odpowiedniego słowa – niezwykła – stwierdził w końcu. – Nie byłem pewien czy życzysz sobie, żeby zajęło się tobą pogotowie…

– Pogotowie? – spytała marszcząc brwi.

– No tak… lekarze… medycy – spróbował różnych nazw odpowiadając na jej nierozumiejące spojrzenie.

– Gdzie jesteśmy? – zadała kolejne pytanie, najwyraźniej nie chcąc zaprzątać umysłu czymś czego nie była w stanie zrozumieć.

– W Brzezinach, to takie niewielkie miasteczko pod Łodzią – wyjaśnił.

– Jesteśmy pod wodą? – spytała zupełnie poważnie, a on po prostu musiał się roześmiać, bo inaczej coś rozsadziłoby go od środka.

– Nie, to takie miasto – wydukał z siebie widząc jej skonsternowane, wyczekujące spojrzenie.

– Och – odpowiedziała tylko, najwyraźniej niewiele jej to wszystko mówiło.

– Skąd w takim razie ty pochodzisz i jak ci na imię? – spytał pojednawczo.

– Jestem Hanikamiya, córka Hany z rodu Shirotori. Pochodzę z podniebnych wysp – wyrecytowała płynnie dziewczyna.

Odchrząknął trawiąc dziwaczną prezentację.

– Mogę mówić do ciebie Miya? – zapytał  będąc pewien, że nie zapamięta całej reszty.

Na jej twarzy malowało się zaskoczenie, ale już chwilę potem uśmiechnęła się delikatnie, przyjaźnie. Skinęła głową. Wziął stojącą na szafce butelkę z wodą i podszedł do niej. Cofnęła się przestraszona, ale chwilę potem uspokojona patrzyła na niego pytająco.

– Pomyślałem, że może chce ci się pić, spałaś prawie dwa dni – stwierdził podając jej butelkę.

Przyjrzała jej się nieufnie.

– Co to? – zapytała.

– Woda – odpowiedział ponownie zaskoczony pytaniem dziewczyny.

– Och – przyjrzała się uważnie mineralnej. – Jak można się do niej dostać?

Prychnął, żeby się znowu nie roześmiać. Był przekonany, że dziewczyna sobie z niego żartowała. Odkręcił korek i podał jej otwartą butelkę. Piła zachłannie przez dłuższą chwilę. Oddała mu pusty pojemnik. Zaczął się przeklinać w duchu, za to, że nie pomyślał jaka może być spragniona.

– Jesteś też pewnie głodna? – zapytał skruszony. Niepewnie skinęła głową. – Dasz radę wstać, czy wolisz, żebym przyniósł ci coś tutaj? Na co masz ochotę?

~ ♦ ~ ♦ ~ ♦ ~

Zbliżał się wieczór. Hanikamiya siedziała otulona sięgającym do ziemi, granatowym szlafrokiem, przy drewnianym stole, w niewielkiej, jasnej kuchni. Przyglądała się uważnie płynnym ruchom Victora. Zdawała sobie sprawę, że jest zbyt słaba, że mężczyzna z łatwością ją zatrzyma, jeżeli będzie chciała uciec… zresztą i tak nie miała dokąd. Poza tym nie znała tego świata. Wszystko w nim było nowe i tajemnicze. Może ludzie też są tutaj inni… Bała się tego, czego może zażądać od niej Victor w zamian za pomoc, nie widziała jednak żadnego innego wyjścia.

Ponieważ nie potrafiła sprecyzować dokładnie na co ma ochotę, chłopak postawił przed nią talerz z kanapkami. Dziewczyna spojrzała na jedzenie, a potem zsunęła się z krzesła na podłogę i zwymiotowała.

– Co się stało? – spytał zaniepokojony Victor, delikatnie podnosząc dziewczynę z podłogi i prowadząc ją do łazienki, żeby mogła się umyć.

– Nie jadam mięsa – szepnęła, a w jej głosie było błaganie.

Chłopak odprężył się odrobinę.

– Jasne, czemu nie powiedziałaś od razu? – spytał z lekkim wyrzutem.

– Przepraszam… Nie pomyślałam, że ktoś tego nie wie… – westchnęła niezrozumiale.

Uśmiechnął się do niej łagodnie.

– Umyj się, a ja pójdę posprzątać – mruknął. – Tylko następnym razem wolałbym z góry wiedzieć o takich rzeczach. Właściwie załóżmy, że musimy sobie mówić wszystko, nawet to co wydaje się nam zupełnie oczywiste.

Skinęła głową. Odwzajemniła jego ciepły uśmiech i zniknęła w łazience, z której korzystać nauczył ją na samym początku. Kiedy wróciła na stole czekały na nią kanapki z miodem i dżemem. Usiadła i zabrała się do jedzenia. Musiała być bardzo głodna.

– Nie byłem pewien czy jadasz ser – westchnął chłopak.

– Jadam – uśmiechnęła się Miya, po kolejnym kęsie kanapki. – Mój organizm nie toleruje tylko mięsa, właściwie to nawet jego widoku – dodała cichutko. – Dotyczy to też rybiego mięsa – sprostowała. – Ale mogę jeść ser, jajka i pić mleko. To mi wystarcza.

Victor zafascynowany przyglądał się siedzącej koło niego dziewczynie. Była naprawdę niezwykła. Skórę miała porcelanową, niemal przezroczystą. Z przykrością zauważył, że nawet jego lekki dotyk zostawia na niej siniaki. Księżniczka na ziarnku grochu. Szczupła sylwetka i niezbyt wysoka postać tylko dopełniały wrażenia kruchości. Do tego te niesamowite, wielkie, czerwone oczy, tak wyraźnie rysujące się na tle bladej cery i białych włosów. Tak, Miya zdecydowanie była niesamowita.

– To dobrze – mruknął – ale niewiele tego w domu. I tak muszę zrobić zakupy, bo potrzebujesz jakiegoś ubrania… No i jeżeli chcesz wyjść to trzeba coś zrobić z twoim niezwykłym wyglądem.

– Niezwykłym? – zdziwiła się dziewczyna, odkładając na talerz nadgryzioną kanapkę.

– Nie wiem skąd jesteś – zaczął delikatnie, nie chcąc przypadkiem urazić dziewczyny – ale tutaj ludzie nie mają białych włosów, chyba, że są naprawdę starzy. To samo tyczy się barwy twoich oczu…

– Och! – westchnęła zaskoczona. – Więc jakie powinny być?

– Inne – mruknął skonsternowany Victor, nie potrafiąc udzielić dziewczynie konkretnej odpowiedzi.

~ ♦ ~ ♦ ~ ♦ ~

Dopiero kiedy zaszło słońce, Victor, z obawą wyszedł z domu. Nie uważał, żeby zostawianie Hanikamiya’i samej było dobrym pomysłem, ale pokazał jej półkę z książkami, nalał kubek wody i przykazał nie dotykać niczego innego. Miał szczerą nadzieję, że dla własnego bezpieczeństwa posłucha, a on sam po zakupach w dalszym ciągu będzie miał dom, do którego mógłby wracać.

Przez centrum handlowe przebiegł jak burza, kupując tylko to czego najbardziej potrzebował, a potem tak samo zachowywał się w supermarkecie z trudem powstrzymując się od warczenia na stojących przed nim w kolejce ludzi.

Kiedy wreszcie wrócił do domu, z ulgą przekonał się, że dziewczyna siedzi na łóżku. Widok jednak był dziwny, ponieważ otaczało ją morze książek, a ona sama miała mocno skonsternowaną, nieszczęśliwą minę. Kiedy tylko wszedł do pokoju, natychmiast podniosła na niego wzrok.

– Victor, co to za znaczki? – zapytała z urazą. – Nie masz normalnie pisanych książek?

– Nie znasz alfabetu łacińskiego? – zdziwił się chłopak.

Pokręciła głową, a w jej oczach zalśniły łzy. Ten świat był koszmarny! Nie potrafiła w nim nawet czytać.

– Nauczę cię, jeżeli chcesz – westchnął.

Oczy dziewczyny natychmiast się rozpromieniły. Victor otworzył laptopa, podczas gdy Miya zaglądała mu ciekawie przez ramię. Napisał w edytorze tekstowym duże i małe litery, a potem wydrukował kartkę. Dał zafascynowanej dziewczynie ołówek i kazał podpisywać dźwięki własnym alfabetem. Zdumiony patrzył na znaczki, które stawiała. Przypominały hieroglify, ale nie były pismem obrazkowym. Co jakiś czas odrywała ołówek od papieru, skonsternowana mówiąc, że taki dźwięk wcale nie istnieje. W końcu, po godzinie pracy, wspólnie opracowali alfabet składający się zarówno z pojedynczych głosek jak i sylab. Victor uznał, że to powinno wystarczyć, żeby nauczyła się czytać.

Rozejrzał się po pokoju w poszukiwaniu jakiejś prostej książki. Syknął wkurzony, kiedy jego wzrok padł na zakupy, które zostawił w korytarzu. Zupełnie o nich zapomniał i teraz z pełnej mrożonek siatki wylewała się kałuża wody. Piekielne warzywa! Przestraszona jego nagłym gniewem dziewczyna natychmiast się odsunęła.

– Przepraszam – mruknął zawstydzony i odprowadzany pytającym spojrzeniem czerwonych oczu poszedł rozpakować zakupy.

~ ♦ ~ ♦ ~ ♦ ~

Dom Victora wcale nie był duży. Właściwie jego parter składał się z pokoju, w którym spał, wąskiego korytarza, łazienki z wanną i kuchni. Było jeszcze kompletnie zagracone i nie nadające się do zamieszkania drugie piętro, na które prowadziły załamujące się w wielu miejscach, drewniane schody. Chłopakowi do egzystencji nie było zbyt wiele potrzeba. Wystarczyło mu to, że wszystkie okna zasłaniają ciemne rolety i w dzień nie przeszkadza mu słońce.

Ponieważ od dwóch nocy Miya zajmowała jego łóżko, on sam musiał zadowolić się podłogą. Po kolejnym śnie na twardej, pokrytej historycznym, drewnianym parkietem podłodze, poważnie zaczął się zastanawiać, dlaczego nigdy nie pomyślał o kupnie kanapy. Obudził się koło południa, czyli znacznie wcześniej niż zwykle. Z racji, że światło dzienne było dla niego bardzo dokuczliwe, Victor był przyzwyczajony do nocnego trybu życia. Jego dzień zaczynał się wraz zachodem słońca.

Usiadł, zaspany przecierając oczy. Dziewczyny nie było już w łóżku. Przeciągnął się i wstał. To samo uczucie, które skłoniło go, żeby jej pomóc, kiedy leżała w parku, dało o sobie znać i zaczął się o nią niepokoić. Najwyraźniej pochodziła z jakiegoś niezwykłego, odległego miejsca, ponieważ tutaj wszystko było dla niej dziwne i nowe. Bał się, że Miya zrobi sobie przez przypadek krzywdę.

Znalazł dziewczynę w kuchni. Na jego widok uśmiechnęła się promiennie. Zamrugał ze zdumienia patrząc na przygotowane, pięknie podane śniadanie, potem na blachę pełną surowego ciasta.

– Dobrze, że wstałeś – odezwała się wesoło. – Nie mogłam znaleźć pieca. Czy w ogóle jest w tej kuchni?

Chłopak nie potrafił się nie uśmiechnąć. Kolejne pół godziny spędził na pokazywaniu zaciekawionej Miya’i jak działa elektryczna kuchenka.

~ ♦ ~ ♦ ~ ♦ ~

Słońce zbliżało się ku zachodowi. Jesień w tym roku była naprawdę piękna. Hanikamiya siedziała na szerokim parapecie kuchennego okna, z zachwytem w oczach przyglądając się barwnemu niebu.

– Lubisz słońce? – spytał odrobinę rozżalonym głosem Victor, podchodząc bliżej do dziewczyny.

– Kocham – odparła szczerze, a chłopak jeszcze bardziej posmutniał – ale nie mogę na nim przebywać – westchnęła. – Parzy moją skórę. Ty go chyba nie lubisz? – zapytała odwracając wzrok od okna i wpatrując się w niego zaciekawiona.

– Nie przepadam – przyznał szczerze.

Nie chciał jej mówić, że przebywanie w świetle dnia sprawia mu ból, że bardzo go osłabia. Jeszcze nie teraz. Dlatego pracował dorywczo pisząc artykuły do gazet i felietony. To mógł równie dobrze robić po nocy. Nie zarabiał na tym dużo, ale na życie spokojnie wystarczało.

– Victor… – zaczęła cicho dziewczyna, wpatrując się w niego intensywnie. – Czy teraz ci się bardziej podobam?

Rozbroiło go to szczere, dziecięco naiwne pytanie. Cała jej osoba była urokliwa i w dziwny sposób ujmująca. Popołudnie spędzili na upodabnianiu dziewczyny do ludzi, żeby mogła poruszać się po mieście, nie przyciągając ciekawskich, niechcianych spojrzeń. Jej włosy, wcześniej białe, były teraz hebanowo czarne. Makowo czerwone oczy po założeniu niebieskich soczewek stały się cudownie fioletowe. Delikatna dziewczyna o porcelanowej cerze, na pierwszy rzut oka, przywodziła swoim wyglądem na myśl Królewnę Śnieżkę. Miała na sobie fioletowe getry w gwiazdki, bo tylko takie udało mu się dostać w supermarkecie, i szary, za duży, zakrywający biodra sweter. Nawet w tym stroju wyglądała jak gwiazda.

– Nie – stwierdził dobitnie chłopak i wiedział, że mówi zupełnie szczerze. – Zrozum, nie zrobiliśmy tego dla mojego widzimisię. To takie jakby przebranie… Żebyś nie zwracała na siebie niepotrzebnej uwagi. Nie martw się, tę farbę da się zmyć i twoje włosy znów będą takie jak przedtem.

Uśmiechnęła się do niego, jakby uspokojona. Zwinnie zsunęła się z parapetu.

– Idziemy? – zapytała. – Myślę, że jestem gotowa.

Victor przełknął zbierającą się w ustach ślinę. Musiał zabrać ją do miasta, pokazać jak najwięcej się da, kupić jakieś normalne ubrania, ale wcale nie był pewien czy on jest na to przeżycie gotowy.

~ ♦ ~ ♦ ~ ♦ ~

Kiedy wyszli na dwór, złote słońce schowało się już za horyzontem. Ponieważ jesienią znikało dość szybko, nie było jeszcze zbyt późno. Dochodziła dopiero godzina siedemnasta. Hanikamiya, otulona skórzaną kurtką Victora, wyszła przed dom. Rozejrzała się z zainteresowaniem po zachwaszczonym ogrodzie. W pewnej chwili przez rzadko uczęszczaną, wąską uliczkę, przejechał samochód. Dziewczyna podskoczyła. Schowała się za plecami Victora. Przylgnęła do niego przestraszona. Westchnął. Delikatnie objął ją ramieniem.

– Tym się jeździ – mruknął. – Chodź, pokażę ci nasz.

Zaprowadził Miyę na tył ogrodu, gdzie znajdował się krzywo wybrukowany podjazd, przez którego kamienie co kilka kroków nieśmiało wystawały małe, zielone chwasty. Ogród także był mocno zaniedbany. Cały, niewielki teren, zajęty był przez gęste chaszcze. Było tu niemal jak w dżungli. Zatrzymali się przy starym, ciemnozielonym oplu kombi. Dziewczyna, z nieskrywanym zainteresowaniem oglądała samochód.

– Jak to działa? – zapytała w końcu.

Victor westchnął. W dalszym ciągu nie przywykł do ciągłego tłumaczenia. Był bardzo ciekawy, jak w rzeczywistości wygląda jej świat. Przez chwilę zastanawiał się jak w przystępny sposób może wszystko dziewczynie wytłumaczyć. W końcu otworzył drzwi pasażera, zapraszając ją do środka.

– Najlepiej będzie jak przekonasz się sama – uznał.

Miya z miną odkrywcy zajęła przedni fotel. Victor zapiął jej pasy i usiadł za kierownicą. Ruszyli. Kiedy tylko wyjechali na ulicę i samochód przyspieszył, dziewczyna pisnęła, zamykając oczy.

– Spokojnie – mruknął chłopak – czego się boisz?

– Ruszamy się strasznie szybko – szepnęła dziewczyna, wtulając się w fotel.

Victor spojrzał na nią skonsternowany. Byli w mieście, a mieli jechać do Łodzi. Zastanawiał się, jak dziewczyna zareaguje na jazdę po szosie.

– A jak podróżuje się w twoim kraju? – spytał zaciekawiony.

Hanikamiya przez chwilę popatrzyła na niego z rozmarzoną miną.

– Głównie latamy – oznajmiła spokojnie, a w jej głosie rozbrzmiewała tęsknota. – Nie mamy poruszających się pomieszczeń…

– No cóż – westchnął Victor – u nas także się lata, ale, jak to określiłaś „w pomieszczeniach”.

Po drodze Miya rozglądała się z rosnącym zainteresowaniem. Dziwiło ją niemal wszystko. Chłopak patrzył skonsternowany, jak podskakuje co chwilę, kiedy mija ich jakieś inne auto. Zdał sobie sprawę, jak bardzo czuje się urażony takim brakiem zaufania. Kiedy dojechali na miejsce, strach już zupełnie zniknął z fiołkowych oczu dziewczyny. Zaciekawiona oglądała świat spod burzy hebanowo czarnych włosów. Kiedy wysiedli z samochodu, natychmiast przysunęła się do Victora, jakby szukając u niego ochrony. Chłopak przeczesał palcami kasztanowe włosy, uśmiechnął się do niej zachęcająco. Zaskoczyło go, kiedy naturalnym gestem wzięła go za rękę. Kiedy przekraczali przeszklone drzwi galerii handlowej był pewien, że czeka go wieczór pełen dziwnych niespodzianek i nieprzewidywalnych przygód.

~ ♦ ~ ♦ ~ ♦ ~

Uwieszona ramienia Victora, Hanikamiya rozglądała się z zafascynowaniem różnorodnym, barwnym wystawom sklepów. Chłopak zauważył, że jego towarzyszka drży za każdym razem, kiedy ktoś podchodził do nich zbyt blisko. Wyraźnie bała się ludzi, ale na razie postanowił, że nie będzie jej o to pytał. Weszli do jednego z dużych sklepów z ubraniami. Miya, lekko skonsternowana, przyglądała się wieszakom ze spodniami.

– Dlaczego oni sprzedają uszkodzoną odzież? – zapytała w końcu nie wytrzymawszy.

– Jak to uszkodzoną? – zdziwił się Victor.

– Zobacz – dziewczyna wskazała na jedne z wiszących jeansów – są dziurawe.

Chłopak roześmiał się zakłopotany.

– Widzisz, to nie tak, że one są zniszczone. Po prostu taka panuje moda.

– I naprawdę ktoś za to płaci? – nie mogła uwierzyć Hanikamiya.

Nieufnie patrzyła na wieszaki z ubraniami.

– Niektórzy ludzie to lubią – wzruszył ramionami Victor. – Ty przecież nie musisz w takich chodzić. Chodź – zaproponował, biorąc ją za rękę – wybierzemy ci jakieś inne.

Obdarzyła go leciutkim uśmiechem i wspólnie zaczęli przeglądać wieszaki z ubraniami. W końcu zdecydowali się na kilka par prostych, niebieskich jeansów, sweterek i bawełniane bluzki. Wybrali też dla Miya’i szary, jesienny płaszcz i wysokie buty. Victor był zadowolony, że przynajmniej to mają z głowy. Musiał przyznać, że w nowym ubraniu dziewczyna prezentowała się fantastycznie. Niechętnie zauważył, jak mężczyźni wlepiają w nią zachłanne spojrzenia. Wiedział, że z tym także będzie musiał coś zrobić. Nie wyobrażał sobie, że mógłby pozwolić na to, żeby ktoś ją skrzywdził, nie kiedy była pod jego opieką.

Po zakupach usiedli przy kameralnym stoliku, w znajdującej się na samej górze, galerii handlowej, restauracji. Victor zamówił warzywa i smażony ser, zdecydowanie nie chciał powtórki, z pierwszego posiłku Hanikamiya’i w jego domu. Kiedy kelner przyniósł zamówione dania, dziewczyna przyglądała się im nieufnie.

– Coś czego nie jadasz? – spytał zrezygnowane chłopak.

Siedząca obok Miya spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami. Zrobiła zamyśloną minkę, która natychmiast urzekła Victora.

– Jeszcze nie wiem – oznajmiła poważnie, wracając wzrokiem, do stojącego na stole półmiska.

Roześmiał się. Wyglądała na nieco urażoną, ale już po chwili zaczęła zasypywać go gradem różnych, zarówno banalnych jak i skomplikowanych czy abstrakcyjnych pytań.

~ ♦ ~ ♦ ~ ♦ ~

Hanikamiya nie rozumiała dlaczego Victor cały czas się z niej śmieje. Przecież to nie jej wina, że nic nie wiedziała o jego dziwacznym, absurdalnym świecie. Zdawała sobie też jednak sprawę, że gdyby nie on, kompletnie by sobie tutaj nie poradziła. Tu nawet po schodach się nie chodziło, a w dziwaczny sposób zjeżdżało w dół. Kurczowo ścisnęła rękę chłopaka. Victor był w tym dziwacznym otoczeniu jedyną ostoją normalności, jedynym przewodnikiem po świecie tego, co szumnie nazywano techniką, jakiego miała.

Zjedli w restauracji późny obiad, a potem jej towarzysz oznajmił, że wracają do domu. Była tak zmęczona tym wszystkim, że chętnie przyjęła jego propozycję. Ruchomymi schodami zjechali na sam dół, a później skręcili za róg korytarza, gdzie znajdował się podziemny parking. Byli sami, z rzadka tylko mijali ich obcy ludzie, pospiesznie przechodząc obok. W pewnym momencie dziewczyna zatrzymała się oszołomiona. Z całej siły ścisnęła rękę Victora.

– Co znowu? – zapytał odrobinę zrezygnowanym, ale jednocześnie rozbawionym tonem.

Odpowiedziało mu milczenie. Dopiero wtedy Victor zauważył, że podszedł do nich młodzieniec w idealnie skrojonym garniturze z najwyższej półki. Miał hebanowo czarne włosy i arogancki, leniwy uśmiech. Wyglądał niemal jak książę z bajki, mroczny książę. Hanikamiya wyglądała na przerażoną, schowała się za plecami Victora. Wyraźnie czuł jej drobną dłoń, ściskającą jego własną rękę. Nieznajomy podszedł bliżej. Bezpośrednio do nich.

– Nareszcie cię znalazłem – warknął na spłoszoną dziewczynę, kompletnie ignorując Victora. – Jesteś prawdziwym utrapieniem! Wszędzie cię szukałem! Nie mogłaś zostać tam, gdzie cię wysłałem?!

Dziewczyna nie odpowiedziała. Patrzyła szeroko otwartymi oczami na nieznajomego, jej zaciśnięte w wąską linię usta drżały.

– Kim jesteś i czego od niej chcesz? – spytał cichym, wrogim głosem Victor, zupełnie zasłaniając sobą przestraszoną Miya’i.

– To nie twoja sprawa – oznajmił nieznajomy, nie zaszczyciwszy rozmówcy nawet pobieżnym spojrzeniem. – Hanikamiya, idziemy – oznajmił rozkazująco.

Victor chciał coś powiedzieć, ale dziewczyna go ubiegła.

– Nie! – stwierdziła stanowczo.

Nieznajomy spojrzał na nią zaskoczony.

– Jesteś głupsza niż sądziłem – prychnął. – Pójdziesz ze mną czy chcesz czy nie. Ja zawsze dotrzymuje słowa, a częścią umowy było to, że nie pozwolę ci umrzeć.

– Nigdzie z tobą nie idę – oznajmiła twardo dziewczyna.

– Dlaczego? – zapytał rozeźlony.

– A jak ci się wydaje?! – niemal krzyknęła na niego. – Perfekcyjnie dotrzymałeś swojej części umowy! Zabrałeś mnie stamtąd i nie zrobiłeś nic, kompletnie nic więcej! Mogłeś uratować tych ludzi! Pozwoliłeś, żeby zrobili to wszystko mojej matce, moim siostrom! Jak mogłeś się temu przyglądać?!

Nieznajomy roześmiał się gorzko.

– To nie twoja sprawa, co mogłem zrobić, a czego nie. Ciesz się, że dzięki mnie, ciebie to samo nie spotkało. – Obrzucił ją pogardliwym spojrzeniem. – A całkiem  możliwe, że powinno – dodał. – Idziemy! Gwarantuję ci, że za chwilę przestanie być miło.

Hanikamiya się zawahała. Spojrzała błagalnie na Victora, a potem jakby zrezygnowała. Skuliła się w sobie i puściła rękę chłopaka. Powstrzymał ją, zanim zrobiła choćby jeden krok naprzód.

– Ona nigdzie nie idzie – oznajmił Victor, wyzywająco patrząc na czarnowłosego młodzieńca.

Dopiero teraz nieznajomy spojrzał bezpośrednio na niego. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, a potem na twarzy młodzieńca pojawił się cień niepewności, jakby właśnie odkrył, że coś jest zupełnie inne, niż wyglądało na pierwszy rzut oka.

– Czy to twoja ostateczna decyzja? – spytał chłodno dziewczyny.

Hanikamiya skinęła głową, nie wychylając się zza pleców Victora.

– Nie chcę mieć z tobą nic więcej wspólnego – oznajmiła cichutkim, ale pewnym głosem.

– Pożałujesz tego! Obydwoje tego pożałujecie – syknął, a potem odwrócił się i odszedł korytarzem, w kierunku skąd przyszedł.

Nie skręcił jednak za róg, tylko w połowie drogi między nimi, a wyjściem jakby zniknął, rozpływając się w powietrzu. Victor wytrzeszczył oczy, ze zdumienia, potem spojrzał na stojącą za nim Hanikamiya’i. Dziewczyna drżała. Wyglądało na to, że spotkanie i rozmowa z nieznajomym sporo ją kosztowały. Bez namysłu objął ją ramieniem, przytulił do siebie. Stanęła przy nim opierając głowę, o jego ramię. Dłonie zacisnęła kurczowo na jego grafitowej koszuli. Przyszła mu do głowy absurdalna myśl. Ze zdumieniem zdał sobie sprawę, że Miya jest idealnej wysokości, akurat sięgała mu głową do ramienia. Przymknął oczy, pozwalając uspokoić się dziewczynie. Przygarnął ją do siebie mocniej, a ona ufnie do niego przylgnęła.

– Chodźmy do samochodu – zaproponował po kilku minutach ciszy – zdecydowanie musisz mi wszystko opowiedzieć.

Miya skinęła głowa. Niechętnie odsunęła się od chłopaka.

– Dziękuję, Victorze – wyszeptała cicho.

Uśmiechnął się do niej łagodnie. Objął ją ramieniem i poprowadził w kierunku stojącego na parkingu samochodu.

~ ♦ ~ ♦ ~ ♦ ~

Przez całą powrotną drogę milczeli. Hanikamiya skupiona o czymś myślała, a Victor nie zamierzał jej przeszkadzać. Był cierpliwy, potrafił czekać. Kiedy weszli do domu, dziewczyna nie zdjęła butów i płaszcza. Stanęła w korytarzu, nie wchodząc dalej. Spojrzał pytająco w jej fiołkowe oczy, dziwiąc się, że nie są, tak jak powinny być czerwone. Tak naprawdę nie mógł przyzwyczaić się do jej nowego wyglądu. Białe włosy i tęczówki w kolorze polnych maków zdecydowanie bardziej do Miya’i pasowały niż uroda Królewny Śnieżki. On bardziej wolał dziewczynę, którą widział na początku.

– Dziękuję ci, za wszystko – odezwała się stojąc w progu. – Lepiej będzie, jeżeli stąd zniknę – powiedziała cichym, poważnym głosem, w którym słychać było bolesną nutę.

Victor zamrugał. Przez chwilę, nie wiedział co jej na to odpowiedzieć. A potem wyrwała mu się pierwsza myśl, jaka pojawiła się w jego głowie.

– Zwariowałaś?! – fuknął na dziewczynę.

Spojrzała na niego smutnym wzrokiem. Pokręciła głową.

– Muszę stąd odejść – powiedziała cicho. – Nie znasz go. Jest potężny i groźny. Zadarłeś z nim dzisiaj, choćby dla samej przyjemności, jaką mu to sprawia, będzie szukał zemsty. Nie wiem dlaczego odpuścił, ale jestem pewna, że nie na długo.

Chłopak głęboko zaczerpnął powietrza. Z trudem się opanował, żeby nie powiedzieć Hanikamiya’i, że jest idiotką.

– Nie martw się o mnie – mruknął. – Za to nie wiem co planujesz zrobić sama w świecie, o którym nie masz zielonego pojęcia. Nie wiem kim są twoi wrogowie i nie jestem pewien czy chce wiedzieć, ale obronię cię przed nimi. Obiecuję. Zaufaj mi.

Dziewczyna stała i wpatrywała się w niego. Nie wykonała żadnego gestu, nie powiedziała ani słowa. O nic nie pytała. W jej dużych oczach zalśniły łzy. Chłopak spodziewał się pytań w stylu jak zamierza ją chronić, był przygotowany na to, żeby jej pokazać czym jest, ona jednak tylko milczała, wpatrując się w niego intensywnie.

– Victor… – zaczęła cicho, melodyjnym, łagodnym głosem.

– Zostaniesz? – zapytał przerywając jej.

Skinęła głową.

– Dobrze, jeżeli naprawdę tego chcesz, zostanę – oznajmiła. – Będziesz jednak musiał poznać moją historię – stwierdziła stanowczo – wtedy dopiero dowiesz się jak niebezpieczne jest przebywanie w moim towarzystwie i będziesz mógł podjąć świadomą decyzję.

– Już ją podjąłem – uśmiechnął się do niej łagodnie – nie zostawię cie samej.

Potem, instynktownie zbliżył się do dziewczyny. Przyciągnął ją do siebie, a ona wtuliła się w jego ramiona. Tak było dobrze, to wydawało się być jak najbardziej właściwie. Ze zdumieniem zdał sobie sprawę, jaką przyjemność sprawia mu to, że trzyma Hanikamiya’i w swoich objęciach. Wiedział już, że zapłaci każdą cenę, żeby ją chronić. Zrobi dla tej dziewczyny po prostu wszystko.

~ ♦ ~ ♦ ~ ♦ ~

Tamaki Usui chodził niespokojnie po pokoju. Jego mistrz, Lord Ran Van’dree był wściekły, a to nigdy nie wróżyło nic dobrego. Jak ta mała, głupia suka śmiała go obrazić?! To nie mieściło się w umyśle Tamakiego. Przecież jego nauczyciel był dla niej taki dobry, chronił ją, a ona… Chłopiec nie potrafił znaleźć odpowiednich słów na to, żeby wyrazić co czuje i myśli. Tydzień wcześniej skończył czternaście lat, przestawał być dzieckiem, a zaczynał stawać się mężczyzną. To był dla Tamakiego wielki zaszczyt, kiedy jego nauczyciel postanowił, że zabierze go ze sobą. Chłopiec pierwszy raz w życiu widział zewnętrzny świat, ten znajdujący się poza krainami, ale ze względu na swój młody wiek i zapał szybko się uczył. Wiedział już o postępie technologicznym znacznie więcej niż wielu doświadczonych dorosłych.

Drzwi do przestronnego salonu, po którym snuł się Tamaki, stanęły otworem. To był jego nauczyciel, Ran Van’dree. Wynajmowali penthouse w jednym z luksusowych, Łódzkich hoteli. Lord nie potrafił nigdy zadowolić się pośrednimi rozwiązaniami, zawsze brał to, co najlepsze. Tego dnia po raz pierwszy w życiu ktoś mu odmówił i to było dla niego jak policzek. Popełnił błąd, był nieprzygotowany, nie spodziewał się, że może mieć przeciwnika. W tym chłopaku, w jego osobie, w spojrzeniu było coś niezwykłego, dziwnego. Był pewien, że tamten nie jest zwykłym człowiekiem. Nie mógł ryzykować. Następnym razem nie popełni błędu, a był pewien, że do następnego spotkania ze śliczną Hanikamiya’ią Shirotori dojdzie już niedługo.

Obrzucił wpatrującego się w niego jak w tęczę chłopca zimnym spojrzeniem. To była mądra decyzja, żeby go tutaj zabrać. Dzieciak szybko się uczył. Może się przydać.

– Wychodzimy – oznajmił chłopcu chłodnym tonem, w którym nie było słychać żadnych uczuć. – Mam coś do załatwienia – dodał z leciutkim, błąkającym się jedynie w kącikach ust, sadystycznym uśmiechem.

~ ♦ ~ ♦ ~ ♦ ~

W piwnicy było wilgotno i zimno. Ciasnego pomieszczenia nie oświetlało żadne światło. Nie miało ani jednego okna, a do tego było tak niskie, że dorosła osoba nie mogła się tu swobodnie wyprostować. Haku leżał skulony na podłodze. Po jego policzkach już dawno przestały ściekać łzy. Wypłakał ich tutaj całe morze. Nie obchodził go jego własny los, ale jego matka, jego siostry… to, że Ran mu to pokazał było tylko kolejną torturą. W jego rodzinnym kraju panował wojna. Jego lud był zarzynany jak zwierzęta. Żołnierze nie odpuszczali nikomu. Gwałcili i torturowali kobiety, z zimną krwią zabijali dzieci i starców. Rabowali i palili całe wioski i miasta. To byli zwykli barbarzyńcy, a jego pokojowo nastawiony kraj nie miał jak się przed nimi bronić.

Nagle Haku otworzył oczy. Wydawało mu się, że przez powieki widzi światło. Drzwi piwnicy otworzyły się z głuchym trzaskiem. Stłumione światło wiszącej w powietrzu, lśniącej kuli niemal go oślepiło. Nic dziwnego, po tylu dniach spędzonych w ciemności wszystko wydawało się jasne.

– Wstawaj! – usłyszał wydany chłodnym tonem rozkaz.

Nie odpowiedział. Po chwili poczuł na swoich żebrach kopnięcie. Potem kolejne. Zasłonił rękami głowę, kuląc się jeszcze bardziej. Obiecał, że pozwoli mu tutaj umrzeć! Czego on od niego jeszcze chce?! Haku, drżąc, uniósł się na rękach, zbyt słaby z głodu i pragnienia, żeby zupełnie wstać. Mężczyzna chwycił go za poły podartej koszuli i wywlekł z ciasnego pomieszczenia. Potem coś mu podał. Chłopak nie mógł uwierzyć, to była woda! Smakowała paskudnie, ale dla niego nie istniało nic lepsze. Pił łapczywie, krztusząc się, jakby zupełnie zapomniał, jak się oddycha.

– Czego chcesz? – zapytał cichym, zachrypniętym głosem.

– Widzisz, Shirotori – czarnowłosy mężczyzna spojrzał na niego z pogardą – twoja siostrzyczka nie chce ze mną współpracować, a ja nie zwykłem łamać danego słowa. Możesz mi się przydać, dlatego pozwolę ci jeszcze trochę pożyć. Chyba, że oczywiście powiesz mi to, co chcę wiedzieć – uśmiechnął się lekko, ale jego oczy pozostały lodowato zimne. – Wtedy pozwolę ci odejść.

Haku zamknął oczy. Nie zamierzał mu odpowiadać, dlatego milczał. Wszystko wewnątrz niego krzyczało. Powróciła nadzieja. Teraz, dzięki słowom Rana, był pewien, że przynajmniej jedna z jego sióstr jeszcze żyje.

~ ♦ ~ ♦ ~ ♦ ~

Z dnia na dzień, Hanikamiya uczyła się coraz większej ilości nowych rzeczy. Z każdą chwilą lepiej poznawała otaczający ją, zupełnie nowy i obcy świat. Victor nie mógł nadziwić się jej ciekawości. Dziewczyna już przywykła do tego, że jej pytania go śmieszą i przestała się tym przejmować. Opowiedziała mu historię swojego kraju, z której tak naprawdę niewiele zrozumiał, nie chciał jednak wypytywać o wszystko naraz, bojąc się, że swoją niewiedzą urazi delikatną dziewczynę. Jeżeli trzeba było, potrafił być cierpliwy. Z tego co zrozumiał, Hanikamiya pochodziła z jakiejś ściśle zamkniętej enklawy. Jej, pokojowo nastawiony do wszystkiego co żyje, lud, nie dopuszczał do siebie nikogo z zewnątrz, zupełnie jak Amisze. Potem jednak ktoś połasił się na coś, co jej ludzie strzegli jako ścisłej tajemnicy, a on sam, nawet nie próbował sobie wyobrazić, co to takiego mogło być. Zaatakowała ich wroga armia, którą dziewczyna określała jako „Imperium Wschodnie”, a on sam, zastanawiał się, co to mógł być za kraj. Miya żyła tylko dzięki tajemniczemu człowiekowi, którego darzyła szczerą nienawiścią – niejakiemu Lordowi Ranowi Van’dree. Mówiła o nim, że jest niebezpieczny i włada czarną magia. Zezłościła się, kiedy Victor wybuchnął szczerym śmiechem, usłyszawszy tą informację. Nieistniejące królestwa, miejsca o których nigdy nie słyszał, niebezpieczni ludzie i wydająca się zupełnie absurdalną rzeczą, w normalnym świecie, magia. To wszystko miało, zdaniem Victoria, zbyt wiele niedomówień i dziur. Mimo, iż niewiele z jej opowieści zrozumiał, a sama historia wydawała mu się opowieścią rodem ze szpitala wariatów, postanowił, że cokolwiek nie miałoby się stać, on nie pozwoli, by ktokolwiek skrzywdził Hanikamiya’i. Wiedział również, że prędzej czy później, sam będzie musiał się zdobyć na to, by pokazać dziewczynie, kim jest. Kiedy o tym myślał, błagał jedynie w duchu, by go nie znienawidziła.

~ ♦ ~ ♦ ~ ♦ ~

Rozległ się dzwonek do drzwi. Miya wiedziała co to jest. Nauczyła się tego wraz z wizytą listonosza. Ubrana w szary, wyciągnięty sweter i niebieskie, przeznaczone na takie do chodzenia po domu, dżinsy, pobiegła otworzyć. W progu stał wysoki, ostrzyżony na krótko, młody mężczyzna, z gatunku tych nieziemsko przystojnych i zawsze pewnych siebie. Spojrzał na nią lekko zaskoczony.

– Dzień dobry, czy zastałem Victora? – odezwał się przyjemnie brzmiącym, łagodnym głosem.

– Wyszedł – odpowiedziała z prostotą dziewczyna.

– Czy mógłbym na niego tutaj poczekać? – spytał uprzejmie mężczyzna.

– Jesteś przyjacielem Victora? – upewniła się na wszelki wypadek Miya.

Nieznajomy skinął głową. Dziewczyna wzruszyła ramionami, wpuszczając obcego do środka. Weszli do kuchni, a ona z poczucia gościnności, zaparzyła mu pachnącą malinami herbatę.

– Nazywam się Sebastian – przedstawił się nieformalnie mężczyzna – jestem redaktorem naczelnym pisma, w którym pracuje Victor. Przepraszam, że zapytam, ale jesteś może jego dziewczyną? Nigdy o tobie nie słyszałem, a z Victorem przyjaźnimy się dosyć długo…

– Nie jestem jego – odpowiedziała spokojnie Miya – to znaczy tylko raz widział mnie nagą – sprostowała na wszelki wypadek, nie wiedząc jakie zwyczaje panują w tym dziwnym świecie.

Sebastian zakrztusił się pitą właśnie herbatą.

– Aha, rozumiem – stwierdził przyglądając jej się lekko zaskoczonym wzrokiem. – Mieszkasz z nim? – kontynuował swoje pytania już odrobinę mniej pewnym głosem.

– Można tak powiedzieć – stwierdziła z miłym uśmiechem.

– Czy wiesz może, kiedy wróci?

– Niedługo, nie lubi zostawiać mnie samej – oznajmiła pogodnie.

– No ja myślę – mruknął Sebastian, oceniając dziewczynę wzrokiem. – Też bym nie lubił.

Uśmiechnęła się do niego, częstując ciastem z jagodami, a potem usiadła po drugiej stronie drewnianego stołu, sobie również nalewając filiżankę herbaty.

~ ♦ ~ ♦ ~ ♦ ~

Sebastian uznał, że ta rozmowa robi się coraz dziwniejsza. Hanikamiya… ciekawe, zagraniczne imię. Gdzie do licha Victor poznał taką dziewczynę? Zresztą, jeżeli to co podejrzewał było prawdą, to może wcale nie takie dziwne.

– Jesteś studentką z wymiany, albo coś w tym stylu? – zapytał podejrzliwie. Spojrzała na niego pytająco. Uznał, że nie rozumie po prostu znaczenia niektórych słów. – Czy się czegoś uczysz – sprecyzował swoje pytanie.

– Och, tak – obdarzyła go uroczym uśmiechem, od którego serce Sebastiana gwałtownie przyspieszyło. – Uczę się, jak być uzdrowicielką – oznajmiła radośnie. Zmarszczyła lekko brwi, co wcale nie odebrało jej twarzy posągowej niemal urody. – A Victor nauczył mnie waszego alfabetu – dodała, jakby na wszelki wypadek, nie chcąc niczego pominąć.

Więc studentka medycyny? Ale jakim cudem zaczęła mieszkać z Victorem? I czy to na pewno było bezpieczne… No cóż, jeżeli tylko nadarzy się okazja, będzie musiał sprawdzić to dzisiaj. Już i tak zbyt długo zwlekał. Za bardzo zaprzyjaźnił się z Victorem. Usłyszeli hałas otwierających się drzwi wejściowych i po chwili do kuchni zajrzał, wyraźnie zaskoczony widokiem Sebastiana, Victor. Miya zerwała się z krzesła, radośnie witając się z mężczyzną. Jego przyjaciel, a zarazem szef, obserwował to z prawdziwym zdziwieniem, a jednocześnie niepokojem. To nie było zwyczajne zachowanie u Victora, który z natury unikał ludzi. To nie pasowało do jego teorii. Co jeżeli się mylił? Nie! Przyszedł tu dzisiaj właśnie po to, żeby to sprawdzić. Sebastian również wstał. Uścisnął Victorowi rękę, a potem obydwaj usiedli przy kuchennym stole. Hanikamiya uwijała się wokół nich, fruwając, jak trzepoczący skrzydłami motyl. Sebastian był pod wrażeniem. Momentami nawet łapał się na tym, że nie może oderwać od dziewczyny wzroku.

– Po co przyszedłeś? – spytał Victor, jak zwykle od razu przechodząc do rzeczy.

– Zastanawiałem się czy nie zabrałbyś się za reportaż z jutrzejszego, miejskiego pikniku. Kompletnie nie ma kto tego zrobić, a pismo za niego porządnie zapłaci – powiedział długo powtarzaną i przekształcaną w myślach kwestię.

Zobaczył grymas na twarzy przyjaciela.

– Nie, dzięki, to nie dla mnie – odpowiedział Victor.

– Dlaczego? Zrób to, jako przysługę dla mnie – poprosił Sebastian. – To tylko godzina na świeżym powietrzu. Przyjdziesz koło południa i będziesz mógł się stamtąd zmyć jeszcze przed obiadem.

– Mam inne plany – powtórzył stanowczo mężczyzna.

Sebastian westchnął. Więc jednak jego obawy były zupełnie słuszne. Zaczął w duchu błagać, żeby to nie było to, co łączy go z tą dziewczyną.

– W takim razie ja będę musiał tam iść osobiście – westchnął cierpiętniczo. – Czy jednak mógłbym prosić o towarzystwo twojej ślicznej przyjaciółki?

– Nie, to nie będzie możliwe – odmówił mu ponownie Victor.

Sebastian zupełnie oklapł. Więc jednak obydwoje? Hanikamiya stanęła przy jego krześle. W jej oczach pojawiły się iskierki ciekawości.

– Dlaczego nie? – zapytała z pretensją w melodyjnym głosie. – Bardzo chciałabym się uczyć – oznajmiła, jakby nie była pewna czy właściwie dobrała słowa.

– Coś ty taki zaborczy? – roześmiał się Sebastian. – Pozwól jej ze mną iść. Obiecuję się nią dobrze zaopiekować…

– Nie – uciął krótko Victor. – Czy to wszystko, czego ode mnie chciałeś?

Hanikamiya patrzyła z nutką pretensji na mężczyznę, ale nie kłóciła się dalej. Sebastian wstał.

– Tak, podrzucę ci na maila tematy, to do zobaczenia – pożegnał się podchodząc do drzwi.

– Trzymaj się – odpowiedział mu Victor. – Przykro mi, że nie mogę ci pomóc.

Kiedy tylko znalazł się na zewnątrz, westchnął ciężko. Zrobi, to co do niego należy i zdarzy się to następnego dnia o świcie. Nie mógł już dłużej zwlekać. Gra stawała się coraz bardziej niebezpieczna.

~ ♦ ~ ♦ ~ ♦ ~

Nad ranem, Hanikamiyę obudził jakiś hałas. Usiadła na łóżku Victora, z którego korzystała już od dłuższego czasu. Sam chłopak sypiał na podłodze, zajmując dmuchany materac. Ciężkie, wiszące w oknach zasłony, były odsunięte, a do środka wpadały jasne promienie słońca. Sam Victor kulił się w ciemnym kącie, a nad nim stała postać wysokiego mężczyzny, w czarnej kominiarce. Zaskoczona zdała sobie sprawę, że nieznajomy trzyma w ręku drewniany kołek. Victor zerwał się z podłogi i rzucił na napastnika, celowo unikając słonecznych promieni. Tamten w drugiej ręce trzymał jakieś urządzenie, dotknął nim chłopaka, a Victor osunął się na podłogę, drżąc. Pchnął drewnianym kołkiem, celując prosto w jego serce. Chłopak szarpnął się. Przywodzące na myśl lwią grzywę, brązowe włosy opadły mu na oczy. Napastnik wbił zaostrzony kołek, trafiając pod jego ramię. Viktor syknął z bólu. T-shirta, w którym sypiał zaplamiła ciemna krew. Nieznajomy zabrał drewniane narzędzie i spróbował ponowie, znów przykładając do jego ciała niewielkie, czarne urządzenie. Hanikamiya oprzytomniała. Zerwała się z łóżka, chwytając nieznajomego za rękę, która trzymała dziwne urządzenie. Mężczyzna odwrócił się i sprawnym ruchem przyłożył je, do jej ramienia. Sapnęła. Poczuła, jak całe jej ciało przeszywa odrętwienie i ból. Upadła na kolana.

– Miya! – krzyknął Victor, zrywając się z ziemi.

Pchnął nieznajomego, wchodząc pomiędzy niego, a dziewczynę. Zasłonił ją sobą. Jego oczy pociemniały. Stał teraz skąpany w promieniach porannego słońca.

– Nie… – wyszeptał napastnik, cofając się pod samą ścianę.

– Sebastian? – spytał niedowierzająco Victor, wpatrując się w ukrytego pod czarną kominiarką mężczyznę.

– Ja nie… – zaczął tamten ściągając kominiarkę – ja myślałem…

Odrzucił na podłogę materiał i zaczął przeklinać. Victor z trudem stał. Adrenalina opadła i osunął się na podłogę. Krew coraz silniej broczyła jego koszulkę.

– Victor! – Miya przypadła do niego, przez cały czas nie spuszczając wzroku ze stojącego pod ścianą Sebastiana.

– Wezwę pogotowie – odezwał się błagalnym, przepraszającym głosem tamten.

– Nie! – z gardła chłopaka wydobyło się niemal zwierzęce warknięcie.

– Ale…

– Odłóż to i podaj mi coś do rozcięcia ubrania – zażądała Miya, patrząc stanowczo na Sebastiana.

Mężczyzna wypuścił z dłoni paralizator i zakrwawiony, drewniany kołek. Wypadł z pokoju, by po chwili wrócić z kuchni z nożyczkami. Victor z trudem odsunął się z plamy wpadającego do pokoju, jasnego, porannego słońca. Dziewczyna wzięła nożyczki i rozcięła zakrwawionego t-shirta. Delikatną, niemal białą dłonią, dotknęła ręki chłopaka, drugą przyłożyła do jego rany. Syknął z bólu, ale nie protestował. Zamknęła oczy. Po chwili rana przestała krwawić. Otworzyła je, jeszcze bardziej blada niż zwykle, ale w tym momencie, na jej twarzy nie było już widać, malującego się tam, jeszcze przed chwilą strachu. Z ulgą oplotła ramionami szyję Victora, nie zwracając uwagi na to, że brudzi się jego krwią. Sebastian patrzył na nich, szeroko otwartymi oczami, w których widać było wątpliwości i zaskoczenie.

 – Co do cholery? – zapytał najwyraźniej nie świadomy, że wypowiada te słowa na głos.

Victor wstał, łagodnie odsuwając od siebie dziewczynę. Jedynym śladem po głębokiej, zadanej drewnianym kołkiem ranie, była powoli zasychająca na jego torsie krew.

– Lepiej ty mi wytłumacz, co – warknął na Sebastiana wściekłym głosem.

– Ja myślałem, że… – zaczął niepewnie tamten, a Victor pierwszy raz w życiu, w głosie swojego przełożonego słyszał jakiekolwiek wahanie. – Sądziłem, że jesteś wampirem – wydusił z siebie w końcu.

Chłopak spojrzał na niego jak na wariata, a potem zaczął się śmiać.

– Wampirem? – wydusił z siebie z niemałym trudem.

Sebastian spoważniał. Jego wzrok stał się ponury i chłodny.

– Jestem łowcą – wyjaśnił twardo – i nie jedno takie stworzenie już zabiłem.

– To one, to znaczy wampiry, naprawdę istnieją? – zainteresował się Victor, siadając na łóżku.

Hanikamiya przysunęła się do niego, tak blisko, że teraz ramieniem dotykała jego kolan. Zanosiło się na dłuższą rozmowę, więc Sebastian postanowił również usiąść, osuwając się plecami, po pomalowanej na karmelowy brąz ścianie.

– Byłem pewien, że jesteś jednym z nich – westchnął. – Unikasz słońca i towarzystwa, egzystujesz tylko w nocy, nigdy nie wychodzisz z domu, wcześniej, niż po zachodzie. Do tego kilkakrotnie przekonałem się o ile silniejszy jesteś od normalnych ludzi. Wczoraj, kiedy tak stanowczo odmówiłeś wyjścia na piknij, upewniłem się w swoim przekonaniu…

– Nie jestem żadnym wampirem – burknął nieco urażony Victor – a niby jak wytłumaczysz, że jem normalne jedzenie?

Sebastian pokręcił głową.

– Jedzenie wcale nie przeszkadza tym stworzeniom. Po prostu nic im nie daje. Żeby żyć, muszą żywić się krwią.

– Dlaczego je zabijasz? – wtrąciła się Miya, lustrując mężczyznę wzrokiem.

– Ponieważ one mordują ludzi – wyjaśnił spokojnie Sebastian. – Moja rodzina zajmuje się od pokoleń studiowaniem wiedzy o nadprzyrodzonych stworzeniach. Mój ojciec zginął z ręki jednego z nich. Potrafię odróżnić, które są dobre, a które złe. Przyznam jednak szczerze, że kim ty jesteś – zwrócił się do dziewczyny – nie mam zielonego pojęcia. Nie wiem też jak go uleczyłaś. Nigdy dotąd nie wierzyłem w magię. Nie mam również pojęcia, dlaczego Victor tak nienawidzi słońca.

– Więc sugerujesz, że na świecie żyje więcej stworzeń niż tylko wampiry? – upewnił się chłopak.

Sebastian przytaknął.

– Jest ich całe mnóstwo – odezwała się niespodziewanie Hanikamiya. – Przykro mi, jeżeli cię rozczaruję – zwróciła się do Sebastiana – ale nie władam żadną magią, jestem jedynie uczennicą uzdrowicielki z Podniebnych Wysp.

Mężczyzna pobladł.

– Nikt o nich nie słyszał od kilku tysięcy lat. Sporo czytałem o Podniebnych Wyspach. To bardzo ciekawe miejsce…

Dziewczyna posmutniała. W jej oczach zalśniły łzy.

– Mój dom został zaatakowany. Nie jestem pewna, ale podejrzewam, że tylko mnie udało się uciec – szepnęła niemal niedosłyszalnym głosem.

Victor obserwował uważnie Sebastiana, zastanawiając się nad czymś poważnie. W końcu westchnął. Spojrzał przyjacielowi w oczy.

– Pomijając fakt, że próbowałeś mnie zabić, Hanikamiya’i grozi niebezpieczeństwo – powiedział cicho. – Zbyt wiele teraz wiesz. Nie pozwolę nikomu jej skrzywdzić. Nie sądzę, żebym był w stanie pozwolić ci odejść.

 ~ ♦ ~ ♦ ~ ♦ ~

Haku był przekonany, że czuje każdy nerw swojego działa. Ból był okropny. Na tyle silny, żeby nie mógł się poruszyć, a jednocześnie tak przemyślany, że magia nie pozwalała mu na utratę przytomności. Chłopak zaklął cicho. W ten sposób nie zwycięży z Lordem Van’dree. Poczuł rozdzierającą serce rozpacz. On już od dawna był zgubiony, ale jego siostra… ta, która przeżyła… Cisnące się do oczu łzy przegoniła nagła fala desperacji. Nie! Nie pozwoli, żeby to przez niego została więźniem tego demona. Powoli odsunął się od balkonowej barierki. Nie da rady wyskoczyć. Był tutaj uwięziony, Najwyższe piętro w szklanym domu stało się jego potrzaskiem. Musi wymyślić inny sposób – cokolwiek, żeby ratować siostrę – ostatnią nadzieję Podniebnych Wysp.

~ ♦ ~ ♦ ~ ♦ ~

(…)

cdn.

Słowniczek:

Shiro Tori – biały ptak

Hanikamiya – bardzo nieśmiała, płochliwa osoba

Hana – kwiat

Datenshi – upadły anioł, demon

Ran – orchidea

Vicky

Trochę nieśmiała, zawsze odrobinę rozkojarzona i najczęściej w czymś głęboko zaczytana. Kocha fantastykę i kulturę Japonii. Z zamiłowaniem tworzy opowiadania i irytuje otaczających ją ludzi. Oprócz bloga (przez zupełny przypadek) prowadzi portale PapieroweMotyle, DuzeKa oraz Secretum. Ps. Zostaw mi swój link w komentarzu, żebym również mogła odwiedzić Twoją stronę!

68 komentarzy

  1. Odpowiedz

    Aneta

    29 marca 2017

    Kiedy kolejna część ? Super opowiadanie. Pozdrawiam

    • Odpowiedz

      Vicky

      31 marca 2017

      Dziękuję 🙂 W chwili obecnej kontynuuję “Broken Visions”

  2. Odpowiedz

    Dannae Ammel

    13 maja 2016

    Chętnie przeczytałabym dalszy ciąg…

  3. Odpowiedz

    Aneta

    31 stycznia 2015

    przeczytałam już wszystko, teraz cierpliwie czekam na zakończenia opowiadań nie skończonych 😉

  4. Odpowiedz

    Cam

    10 października 2014

    jest jakaś szansa na dokończenie tego opowiadania?

    • Odpowiedz

      Vicky

      10 października 2014

      Wracam do starych zwyczajów – kończę wszystkie rozpoczęte opowiadania, zaczynam myśleć nad nowymi i codziennie dodaję fragment ^^

  5. Odpowiedz

    poprostu_ja

    11 czerwca 2013

    Widzę opuściłas sie, albo opuściła Cie wena twórcza…
    Same recenzje i recenzje. Wiem to też jest potrzebne ale uwierz ze my chcielibyśmy przeczytać coś twojego… niesamowicie pięknego i wciągającego jak większość twoich opowiadań. Napewno inni sie ze mną zgodzą ;>

    A tu opowiadania nie ukończone tym bardziej nic nowego nie powstaje… Wybacz ale wieje tu nudą

    • Odpowiedz

      Vicky

      15 czerwca 2013

      Recenzje to coś z czego muszę się wywiązać, skoro się tego podjęłam. Z opowiadaniami niestety tak nie jest – są pisane czysto rozrywkowo, a ostatnio cierpię na paskudny brak czasu. Mam nadzieję, że wszystko się szybko ustabilizuje, bo często sobie myślę, jak fajnie by było znowu zacząć pisać.

  6. Odpowiedz

    Vicky

    31 marca 2013

    W sumie dobrze trafiłaś, bo wróciłam do pisania i zaczęłam właśnie od tego 🙂

  7. Odpowiedz

    Marceline

    30 stycznia 2013

    Co z tobą Vicky ?
    Dokończ to, proszę 🙂

    • Odpowiedz

      Vicky

      30 stycznia 2013

      a powiem Ci, że nawet się za tym stęskniłam i się za to zabierałam tylko przeczytać muszę bo nie pamiętam szczegółów ^^

      • Odpowiedz

        Marceline

        31 stycznia 2013

        To wspaniale, bo już się nie mogę doczekać.
        Chwilę temu skończyłam czytać “Na granicy szaleństwa”i zaczynam znów czytać “Cztery Światy”, już chyba wszystko przeczytałam tak od pół roku tu wchodzę prawie codziennie i nie mogę się oderwać od twoich opowiadań, świetnie piszesz tylko proszę dokończ to bo świetnie się rozpoczyna ! 🙂
        A jak dokończysz co potrzeba to stwórz jakąś erotykę 🙂

      • Odpowiedz

        Marceline

        2 lutego 2013

        To jak będzie napiszesz coś jeszcze w tym opowiadaniu ? Czy nie kończysz go ? 🙁

      • Odpowiedz

        Marceline

        30 marca 2013

        Vicky ? kończysz to ?

  8. Odpowiedz

    Julka

    4 sierpnia 2012

    Czekam na kolejny fragment.. ;c

  9. Odpowiedz

    Anne

    23 września 2011

    No, no… Całkiem ciekawie się zaczyna ^^ Czekam na ciąg dalszy.

  10. Odpowiedz

    IRRESA

    23 lipca 2011

    A ja nie… *uśmiech*
    Dziękuję bardzo za kolejny kawałek tego opowiadania. Na prawdę niezły.
    A tak BTW to powinno być : “kiedy tak stanowczo odmówiłeś wyjścia na piknik”, a nie “kiedy tak stanowczo odmówiłeś wyjścia na piknij”.
    Literówka.

  11. Odpowiedz

    Rozprówacz

    23 lipca 2011

    ja byłem przekonany, ze Victor est wampirem…

  12. Odpowiedz

    Corvidae

    19 lipca 2011

    Jak ma byc wyzszy poziom, to wybaczam. Jednak fajnie by bylo zrobic to w jakos tak bliskim czasie 🙂 Juz nie naciskam, spokojnie znajduj sobie czas.

    • Odpowiedz

      Miye

      19 lipca 2011

      Przeczytaj “Na Granicy Szaleństwa” jest inne, więc może Ci się spodoba…

  13. Odpowiedz

    Corvidae

    19 lipca 2011

    No bo jak to tak Sebastianowi przez miesiac nalewac filizanke herbaty…

    • Odpowiedz

      Miye

      19 lipca 2011

      To dlatego, że tam był elektryczny czajnik i ona nie wiedziała jak…

      A tak na poważnie, to chciałabym z tego zrobić coś lepszego – na odrobinę wyższym poziomie. Dlatego przysiądę nad tym opowiadaniem jak będę miała czas i wenę, co niestety nie za często idzie w parze.

  14. Odpowiedz

    IRRESA

    19 lipca 2011

    Ty, Corvidae, może napiszmy jeszcze jedną petycję? ( “jeszcze jedną”, bo Ty już coś do petycji podobnego pisałeś, nie? )

  15. Odpowiedz

    Corvidae

    11 lipca 2011

    Vicky… No ja cie prosze…

  16. Odpowiedz

    IRRESA

    8 lipca 2011

    Cisza i pustka. Nie ma dalej! T.T

  17. Odpowiedz

    Corvidae

    30 czerwca 2011

    Znowu cisza?

  18. Odpowiedz

    IRRESA

    22 czerwca 2011

    I ja również czekałam i się doczekałam… *uśmiech* Ciekawe!

  19. Odpowiedz

    Corvidae

    21 czerwca 2011

    Poczekam 😉

  20. Odpowiedz

    Miye

    21 czerwca 2011

    Przeczytałam, ale napiszę dopiero jutro, bo zasypiam na siedząco. Chwilowo musisz się zadowolić “Dzieckiem Anioła”.

  21. Odpowiedz

    Corvidae

    20 czerwca 2011

    No cóż, imię mi bliskie, więc ciekaw jestem charakteru postaci 😉

  22. Odpowiedz

    IRRESA

    20 czerwca 2011

    Dam, dam, dam, dam… *uśmiech*
    Ale to jest typ Sebastiana z “Kropli Łez” czy raczej nie?

  23. Odpowiedz

    Miye

    20 czerwca 2011

    Właśnie w myślach stworzyłam nowego bohatera, Sebastiana… będzie niezwykle ciekawą osobą… jutro coś się powinno tutaj pojawić.

  24. Odpowiedz

    IRRESA

    20 czerwca 2011

    Hah! To było dobre. *uśmiech* Nie no, czekamy.

  25. Odpowiedz

    Miye

    20 czerwca 2011

    Obiecałam, to będzie… tylko muszę przeczytać, bo nie pamiętam! *shame*

  26. Odpowiedz

    Corvidae

    20 czerwca 2011

    Owszem….

  27. Odpowiedz

    IRRESA

    20 czerwca 2011

    Sadystka z niej prawda?! XD

  28. Odpowiedz

    Corvidae

    20 czerwca 2011

    Nie będzie pisarka mnie torturowała!

    xD

  29. Odpowiedz

    IRRESA

    20 czerwca 2011

    Corvidae – szczere. *uśmiech* Nie no przesuń ten słupek trochę w kierunku : “Vicky dobrze radzę Ci się pospieszyć z pisaniem Shiro Tori”. Czy coś. XD

  30. Odpowiedz

    Corvidae

    20 czerwca 2011

    Przez tą zwłokę, mój słupek sympatii do Vicky jest już gdzieś w granicach ” Jeszcze kilka dni i opuszczam bloga”

    *łypię wzrokiem który na gg opisany jest jako ”;>” *

  31. Odpowiedz

    IRRESA

    18 czerwca 2011

    Corvidae – wszystkiego naj w takim układzie! *uśmiech*

  32. Odpowiedz

    Corvidae

    18 czerwca 2011

    Myślałem, że na urodziny dostanę nowy fragment ;(

  33. Odpowiedz

    Corvidae

    16 czerwca 2011

    Z tego co wiem ludzie są ”starzy”, a nie ”staży”.

    Czytam aby sobie przypomnieć *smile*

  34. Odpowiedz

    Corvidae

    16 czerwca 2011

    ”ale tutaj ludzie nie mają białych włosów, chyba, że są naprawdę staży.”

    Literufka…

    xD

    • Odpowiedz

      Miye

      16 czerwca 2011

      Dobrze! Skończę ten tekst! Powiedziałam przecież! Nie musisz go znowu czytać! *smile*

      (i gdzie ta literówka, bo jej nie widzę… ale chyba naprawdę zmęczona jestem…)

  35. Odpowiedz

    Corvidae

    16 czerwca 2011

    Musisz być baaardzo nieszczęśliwa, skoro od maja nie masz dobrego humoru ;>

  36. Odpowiedz

    IRRESA

    8 czerwca 2011

    Rany, i zaś te wkurzające emotikony… ;/

  37. Odpowiedz

    IRRESA

    8 czerwca 2011

    Co się takiego Vicky stało, że humoru nie masz…? Jak Ty masz zły nastrój to mnie też się to udziela… 😐

  38. Odpowiedz

    Corvidae

    7 czerwca 2011

    Może by tak warto coś wrzucić ? 😉

    • Odpowiedz

      Miye

      8 czerwca 2011

      Jak mi się wreszcie humor poprawi…

  39. Odpowiedz

    Corvidae

    7 czerwca 2011

    Ekhm…

  40. Odpowiedz

    IRRESA

    1 czerwca 2011

    Corvidae, tyle Cię nie było, że próbujesz nadrobić… 😉

  41. Odpowiedz

    Corvidae

    1 czerwca 2011

    Miało być marudzenie i aktywność, więc jest!

    Ja jedynie wskazuję priorytety ;P

  42. Odpowiedz

    IRRESA

    1 czerwca 2011

    O gustach się nie dyskutuje! 😉

    Daj, dziewczynie spokojnie pisać.

  43. Odpowiedz

    Corvidae

    1 czerwca 2011

    To też zaczęłaś i co !? Nie ma wymówek 😛

    Iressa, jak dla mnie jeden z najlepszych 😉

  44. Odpowiedz

    IRRESA

    1 czerwca 2011

    Corvidae – najlepszy?! Nie sądzę… : )

  45. Odpowiedz

    Corvidae

    1 czerwca 2011

    Apel nie pomógł…

    Pisz, bo w przeciwnym razie odwiedzi cię smutny pan w garniturze/wesoły pan w obcisłej skórze z pejczem (zależy który scenariusz wolisz ;> ) . To jedno z najlepszych twoich opowiadań, a ty go nie kontynuujesz. Karygodna postawa!

    • Odpowiedz

      Miye

      1 czerwca 2011

      Daj mi ten “Świt Zmierzchu” skończyć, skoro już zaczęłam! To znaczy przynajmniej ten fragment, który mam nadzieję, będzie wstępem do czegoś dłuższego.

  46. Odpowiedz

    Corvidae

    31 maja 2011

    Obywatelko Maes !

    Nie buntować mi się tu! Dla dobra narodu należy wznowić procedurę pisania dalszej części Shiro tori. W przeciwnym razie będziemy zmuszeni podjąć odpowiednie kroki.

    Z uszanowaniem:

    Towarzysz Corvidae

  47. Odpowiedz

    IRRESA

    27 maja 2011

    Czy kogoś dziwi to, że nic nowego tu nie ma?! Nie?! Jakie to dziwne… 😉

  48. Odpowiedz

    Thorin

    5 kwietnia 2011

    Ciesze się że kontynuujesz opowiadanko. Ładnie wprowadzasz węża do tego rajskiego ogrodu 🙂

  49. Odpowiedz

    IRRESA

    3 kwietnia 2011

    Fajny ten nowy kawałek, ale krótki! ;/ Czekam na większe rozwinięcie akcji i kolejną część.

  50. Odpowiedz

    Thorin

    16 lutego 2011

    Trochę przybyło. Czytając zastanawiam się czy nie jestem z innego świata 🙂 Bardzo fajne, czekam na ciąg dalszy.

  51. Odpowiedz

    CórkaDemona

    16 lutego 2011

    Kiedy cd ?? Jest super 😀
    Czekam na więcej 😉

  52. Odpowiedz

    IRRESA

    9 lutego 2011

    No i kolejne opowiadanie! Jupi… 😉 Szkoda, że na razie tylko tyle!

  53. Odpowiedz

    Thorin

    8 lutego 2011

    zapowiada sie niezwykle ciekawie

  54. Odpowiedz

    Martie LS

    25 stycznia 1970

    Nie słyszałam jeszcze o tej autorce, ale książka wydaje się byc naprawdę ciekawa. Może zajrzę 🙂

    • Odpowiedz

      Miye

      25 stycznia 1970

      Oj chyba nie pod tym postem chciałaś zostawić komentarz? 🙂

Leave a Reply to Vicky / Cancel Reply

Ostatnie Recenzje

Aurora: Koniec – Amie Kaufman i Jay Kristoff

Gra planszowa Gejsze 2 Herbaciarnie

Nawet jeśli rozetniesz mi usta tom #01

Moje szczęśliwe małżeństwo

Najpopularniejsze Artykuły